[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Juści, że na takie przyzwy wnet się zły jawił przed nim.Jastrząb się już nie pomiarkował w tej złości, a ino zawołał:— Pomagaj, diable, jeśli możesz, bo mi się wielka krzywda stała.Głupi, nie pomiarkował, że Pan Jezus chciał go doświadczyć i wy próbować.— Pomogę, a oddasz duszę? — zaskrzeczał zły.— Dam, choćby i zaraz!Napisali cyrograf, któren chłop krwią ze serdecznego palca podpisał.I już od tego dnia zaczęło mu się wszystko wieść, sam mało co robił, a ino doglądał i rządził, Michałek, bo tak się kazał zły przezywać, robił za niego, a drugie diabły poprzebierane za parobków, to za Miemców, pomagały, że w krótkim czasie gospodarstwo było jeszcze lepsze, większe i bogatsze niźli przódzi.Ino dzieci nie było nowych, bo jakże bez błogosławieństwa boskiego mogły być!Gryzł się tym Jastrząb srodze, a po nocach czasami rozmyślał, jak to przyjdzie gorzeć w tym piekle wiecznym, i nie cieszyły go ni bogactwa, ni nic.Aż musiał mu Michałek jawić przed oczy, jako wszystkie bogacze, panowie, króle, uczone, a nawet i co największe biskupy diabłom się za żywota zaprzedali, a żaden z nich się nie turbuje ni rozmyśla, co tam będzie po śmierci, a jeno się weselą i wszystkiego używają do syta!Uspokajał się potem Jastrząb i jeszcze barzej przeciwko Bogu srożył, że aż sam krzyż pod lasem zrąbał, obrazy z domu powyrzucał i do figury Częstochowskiej się brał, by ją roznieść, iż mu to do orki przeszkadzała, ledwie go od tego kobieta odwiedła skamleniem i prośbami.I tak roki płynęły za rokami jako ta woda bystra, bogactwa rosły niepomiernie, a z nimi także znaczenie, iż nawet sam król zajeżdżał do niego, na dwór zapraszał i między swoich komorników sadzał.Puszył się tym Jastrząb, wynosił nad drugie, biedotą pomiatał, wszelkiej poczciwości się wyzbył, że już za nic miał świat cały.Głupi! nie baczył, czym przyjdzie zapłacić za to.Aż w końcu i przyszła godzina porachunku.Panu Jezusowi już zbrakło cierpliwości i pobłażania la[216] zatwardziałego grzesznika.Nadszedł czas sądu i kary.Najpierw zwaliły się na niego ciężkie choroby i nie popuszczały ni na to oczymgnienie.Potem lewentarze padły na mór.Potem piorun spalił wszelkie zabudowania.Potem grady wybiły zboża.Potem czeladź go odbiegła.Potem zaś przyszły takie susze, że wszystko spaliło się na popiół, drzewa poschly, wody wyschły, ziemia popękała.Potem opuścili go całkiem ludzie i bieda siadła na progu.A on chorzał ciężko, ciało mu kawałami odpadało, kości próchniały.Na darmo skamlał o poratunek Michałka i jego diablich kamratów: nawet zły nie poradzi, kiej nad kim zawiśnie ręka Bożego gniewu!A i diabli nie stali już o niego: ich był, to aby prędzej skonał, dmuchali mu w one rany straszne, bych się barzej jątrzyły.Jedno zmiłowanie Pańskie mogło go tylko wybawić!Jakoś późną jesienią przyszła jedna noc tak wiejna, że wicher zerwał dach z chałupy i powyrywał wszystkie drzwi i okna, wraz zaś zleciała się cała hurma diabłów i nuż tańcować koło węgłów, a cisnąć się z widłami do środka, bo Jastrząb już był na skonaniu.Kobieta broniła go, jak mogła, obrazem świętym osłaniając, to kredą poświęcaną znacząc progi a okna, ale już ustawała z wielkiej turbacji, by nie pomarł bez Sakramentów i pojednania z Bogiem; to chociaż zakazywał, tak był jeszcze w tej ostatniej godzinie zatwardziały, chociaż złe przeszkadzało, upatrzyła porę i poleciała na plebanię.Ale ksiądz szykował się gdziesik do drogi, a do bezbożnika iść nie chciał.— Co Pan Bóg opuścił, diabli zabrać muszą, nic tam już po mnie.— i pojechał na karty do dworu.Zapłakała gorzko z frasunku, przyklękła przed oną figurą Częstochowskiej i tym szlochem krwawym, tym skrzybotem serdecznym skamlała o zmiłowanie.Ulitowała się nad nią Panienka święta i przemówiła:— Nie płacz, kobieto, wysłuchane są twoje prośby.I schodzi do niej z ołtarza, jak stała, w koronie złotej, w onym płaszczu modrym, zasianym gwiazdami, z różańcem u pasa.jaśniejąca dobrotliwością.Przenajświętsza i gwieździe zarannej podobna.Kobieta padła przed Nią na twarz.Podniosła ją świętymi rączkami, otarła te łzy żałośliwe, przytuliła do serca i powiada tkliwie:— Prowadź do chałupy, może ci co poredzę, służebnico wierna.Obejrzała chorego i zafrasowało się wielce serce miłościwe.— Bez księdza się nie obejdzie, kobietą jeno jestem i takiej mocy nie mam, jaką Jezus dał księżom! Łajdus on jest[217], o naród nie dba, zgoła zły pasterz, odpowie za to srogo, ale on jeden ma moc rozgrzeszania.Sama pójdę po tego kostyrę[218] do dworu.Naści różaniec, broń nim grzesznika, póki nie przyjdę.Ale jak tu było iść?.noc ciemna, wiater, deszcz, błocko, kawał drogi, a do tego diabli wszędzie psocili.Nie ulękła się niczego Pani Niebieska, nie! przyodziała się jeno od pluchy w płachtę i poszła w tę ciemnicę.Doszła do dworu umęczona srodze i przemokła do nitki; zapukała prosząc pokornie, bych ksiądz szedł pilno do chorego, ale on, dojrzawszy, iż to jakaś biedota i taki psi czas na dworze, kazał powiedzieć, że rano przyjedzie, teraz nie ma czasu i grał dalej, pił i baraszkował z panami.Matka Boża jeno westchnęła boleśnie nad jego niepoczciwością, to sprawiając, że zaraz zjawiła się złota kareta, cugi, lokaje, przeodziała się na panią starościnę i weszła na pokoje.Juści, że ksiądz zaraz pojechał chętliwie i w te pędy.Przyjechali jeszcze na czas, ale już śmierć siedziała na progu, a diabli przez moc dobywali się do chłopa, by porwać żywcem, nim ksiądz nadjedzie z Panem Jezusem; tyle że broniła go kobieta różańcem, to obrazem drzwi przytykając, to pacierzem, to tym Imieniem Pańskim.Wyspowiadał się Jastrząb, za grzechy żałował, Boga przepraszał, rozgrzeszenie dostał i zaraz w ten moment Bogu ducha oddał.Sama Najświętsza zamknęła mu oczy, pobłogosławiła kobietę i powiada do struchlałego księdza:— Pódzi za mną!.Nie mógł się jeszcze pomiarkować, ale poszedł, rozgląda się przed chałupą, a tu ani karety, ni lokajów, jeno deszcz, błoto, ciemnica i śmierć, idąca za nim trop w trop [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •