[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy zbierał wodze, koń trącił go pyskiem, jakby chciał przeprosić za to, co się stało.Aragorn pogłaskał go szybko po mokrym nosie i wskoczył na siodło.Jego wzrok padł na Olfira, leżącego na pobojowisku, jak ścięty, biały kwiat w błocie.Nieszczęsny Elladan.Niespokojnie rozejrzał się za bratem i odprężył nieco widząc go siedzącego za plecami Elrohira.Wyglądało na to, że nikt z Drużyny nie ucierpiał poważnie.- A wy dokąd? - krzyknął, widząc, że Legolas, Gimli i Boromir ruszają w stronę przystani.- Tłuc psubratów! - ryknął Gimli, wymachując toporem.- Spokój! Umarli zrobią swoje.Nie narażajcie się bez potrzeby - rozkazał Aragorn.- No ale.- Gimli wymownie wskazał pierzchających Haradrimów.- Zaczekajcie!- powtórzył Aragorn z naciskiem, podjeżdżając do przodu, by mieć lepszy widok, na to co działo się w porcie.Reszta Drużyny ustawiła się za nim, patrząc w milczeniu, jak widmowe wojsko, niczym fala przypływu, zalewa port.Była to najdziwniejsza i najbardziej przerażająca bitwa, jaką Aragorn miał okazję oglądać, tym dziwniejsza, że szarża Umarłych odbywała się w ciszy.Jedynie wsłuchując się uważnie można było dosłyszeć rozliczne szepty, coś na podobieństwo odległego echa rogów i zawołań bojowych.Wszędzie błyskały blade miecze, ale nie słychać było metalu uderzającego o metal, sztandary nie trzepotały, końskie kopyta nie dudniły.Wszystko to razem można by przyrównać do echa jakiejś zapomnianej bitwy z Dawnych Dni, do bladego wspomnienia, gdyby nie to, że naprawdę ginęli w niej ludzie.Haradrimowie stratowani przez widmowe konie padali, by już się nigdy nie podnieść.Ci nadziani na cienie włóczni umierali z krzykiem.Widmowe miecze zdawały się przenikać przez nich bez szkody, ale mimo to trup ścielił się gęsto.Południowcy, którzy zdołali przetrwać pierwszą szarżę, z wrzaskiem skakali do wody.Aragorn spojrzał na wielki okręt, który z trudem manewrując między płonącymi żaglowcami, usiłował ujść w górę rzeki.Na innych jednostkach też trwała szaleńcza krzątanina, żagle sunęły do góry, z otworów nad wodą zaczęły wysuwać się wiosła.Zacumowane na środku nurty okręty wszystkie naraz zaczęły podnosić kotwice.Tyle, że w takim tłoku, jedynie przeszkadzały sobie wzajemnie w ucieczce - dwa mniejsze żaglowce zderzyły się burtami, w akompaniamencie trzasku łamanych wioseł i krzyku ludzi.Widać było, ze korsarze w panice kompletnie potracili głowy.Ostatni Haradrimowie na łeb na szyje rzucili się wpław ku okrętom.Widmowe wojsko zatrzymało się.Pod największym sztandarem, wódz upiorów odwrócił się ku Aragornowi, jakby w niemym zapytaniu, co dalej ma robić.Ostrze Andurila wskazało im okręty.- Zdobyć flotę!!! - rozkazał Aragorn.Wojsko rozdzieliło się sprawnie, część ruszyła wzdłuż nabrzeża, by dostać się na zacumowane jeszcze statki, reszta popłynęła ponad wodami jak mgła, przelewając się przez pokład okrętu flagowego, a z niego dalej ku innym okrętom.- To niesamowite.Pokonaliśmy Mordor jego własną bronią - oświadczył Boromir, szeroko otwartymi oczami patrząc na to, co działo się w porcie.Oszalali z przerażenia piraci skakali za burty.Wody rzeki wkrótce zaroiły się od ludzi.Większość płynących kierowała się w stronę przeciwległego brzegu, mimo iż niewielkie mieli szanse, by tam dotrzeć, nie w tym chaosie.- No i znów zabrakło nam przeciwników przed końcem bitwy - podsumował Gimli, głaszcząc tęsknie ostrze swego topora.- Za mną! - Aragorn skinął na drużynę dłonią i poprowadził zastęp ku samej rzece, w stronę sporego okrętu, który cumował najbliżej.Na pokładzie nie było nikogo.- Tam mogą być galernicy przykuci do wioseł - zauważył Boromir.- O nich właśnie myślę - Aragorn skinął głową.- Elladanie, Elrohirze, zechcecie sprawdzić? Halbaradzie, idź z nimi - nie musiał dodawać, by uważali.Cała trójka zeskoczyła z koni i szybko po trapie przedostała się na pokład i znikła im z oczu.Po chwili pojawił się z powrotem Elrohir.- W porządku - oznajmił.- Tam na dole jest około pięćdziesięciu ludzi, skutych łańcuchami.Są półżywi z przerażenia.Mój brat i Halbarad usiłują ich uspokoić i uwolnić.- Mogę pomóc w rozkuwaniu łańcuchów - zaoferował się Gimli.- Aragornie?Ten uniósł dłoń na znak, żeby mu nie przerywać i szybko dokończył liczenie okrętów, które zdobyli Umarli.Tak się szczęśliwie składało, że na jednego Strażnika wypadał jeden żaglowiec.To znacznie ułatwiało jego plany.Rozejrzał się jeszcze, by upewnić się, że Haradrimowie nie stanowią zagrożenia.Pojedyncze niedobitki, bez broni umykały na piechotę w stronę morza.Nie wyglądało na to, by ktokolwiek z ocalałych myślał o walce.- Na razie zrobimy tak: - rzekł Aragorn - chcę, by na każdym, większym okręcie znalazł się jeden ze Strażników.Spróbujcie uspokoić galerników.Powiedzcie im, że Gondor odzyskał Pelargir i wkrótce zostaną uwolnieni.Gorlim, Dagnor, Beregond.- zaczął wskazywać swoim ludziom poszczególne okręty i Strażnicy jeden po drugim odjeżdżali.W ten sposób rozesłał wszystkich.Przy jego boku pozostali jedynie Legolas z Gimlim i Boromir.- A my?- spytał elf.- A my - Aragorn uśmiechnął się lekko - my weźmiemy sobie ten - to rzekłszy, wskazał ręką okręt flagowy.- A jak się tam dostaniemy? - zapytał Boromir.Aragorn spojrzał na niego i mimowolnie się uśmiechnął.Syn Denethora patrzył na niego w swój charakterystyczny, poważny i zarazem lekko ironiczny sposób, unosząc jedną brew lekko do góry, jakby chciał dodać „no śmiało, słucham propozycji”.Aragornowi natychmiast stanął przed oczami Pippin, który w podobnych sytuacjach zwykł był przybierać identyczną minę.Swoją drogą, ciekawe, kto od kogo przejął tę manierę.Najprawdopodobniej hobbit podpatrzył to u człowieka, choć nie można było wykluczyć drugiej możliwości, ponieważ sposób bycia Tuka udzielał się dość nachalnie.- Łodzią, mój przyjacielu - odpowiedział Aragorn lekko.- A skąd ją weźmiemy? Haradrimowie wszystkie zabrali.- Nie wszystkie.Tam, gdzie teraz stoi Elrohir, jest jeszcze jedna szalupa.Niewielka, ale wystarczy na nas czterech.Boromir spojrzał na okręt, na który posłano bliźniaków i Halbarada.- A co zamierzasz zrobić z końmi? - drążył dalej.Aragorn uśmiechnął się jeszcze szerzej.Zaczynał przyzwyczajać się do tych pytań i nieustannego nadzoru ze strony Boromira, co więcej, zaczynał to nawet lubić.W końcu dobrze jest mieć koło siebie kogoś, kto czuwa nad wszystkim, martwiąc się za dwóch.- Co znowu? - Boromir zmarszczył brwi, widząc jego uśmiech.- Boromirze, mój druhu - oświadczył Aragorn ciepło i z przekonaniem - będzie z ciebie idealny namiestnik.Legolas i Gimli roześmieli się, syn Denethora zaś zmieszał się, spuścił wzrok i wymamrotał coś pod nosem.- A odpowiadając na twoje pytanie - ciągnął Aragorn pogodnie.- Zostawimy konie pod opieką moich braci.Myślę, że wszystkie wierzchowce bez większego problemu przejdą po trapie na pokład, bo nie jest stromy.Chodź, Roherynie.Pokażesz pozostałym, że podejście nie jest takie straszne, na jakie wygląda.Elladan wyszedł im na spotkanie, kiedy wprowadzali konie na górę.- Łańcuchy są tak starannie umocowane, że nie zdołaliśmy uwolnić ludzi.Halabarad został z nimi na dole - oznajmił, wyciągając rękę, by bezwiednie przeczesać palcami grzywę Roheryna.- Mogę pomóc! - zaoferował się Gimli natychmiast.- Wielu spośród nich to Gondorczycy, wzięci do niewoli podczas poprzednich wypraw - dorzucił Elladan.- Pójdę do nich - Boromir na tę wieść z miejsca ruszył przed siebie, ale Aragorn schwycił go za ramię.- Nie teraz.Muszę zakończyć, to, co rozpocząłem.- Ale przecież trzeba ich uwolnić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •