[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na liście lokatorów odczytał, iż w lokalu numer 12 na ulicy Przybylskiego mieszkajakaś Anna Dwójkowska, zaniepokoił się możliwością pomyłki albo zwyczajnego łgarstwa iudał się na Wolę, do poszkodowanego.Wojtuś Lebioda, właściciel rąbniętego motoru,przysiągł, że Henio Grodziak naprawdę mieszka na Przybylskiego razem z matką, która sięinaczej nazywa, bo wyszła drugi raz za mąż.- Ale jego może nie być - dodał.- Na studia się dostał i wieczorami ćwiczenia miewa, a matkaw ogóle wyjechała na wczasy.No, może nie na wczasy, do Francji, do jakiejś przyjaciółki iwraca za dwa tygodnie.Więc jak go nie ma, to nikogo nie ma, ale on wróci i zezna, co trzeba.- On ma więcej rodziny? - spytał Jarzębski podstępnie.- Kuzyna jakiego albo co?- Ma brata.Ale brat starszy, mieszka oddzielnie.- Na Poznańskiej może?- Na Poznańskiej.A co& ?- Nic.Ten świadek nam potrzebny, więc sprawdzaliśmy i jest drugi Grodziak, Adam.- Adam, zgadza się, To brat.W podporuczniku Jarzębskim zaczęło kiełkować szczęście i w upojeniu wrócił na Ursynów.Trochę te podróże potrwały, zrobiło się pózno, zawahał się, dzwonić i ujawnić się już na doleczy też wedrzeć się pod same drzwi fortelem.Problem rozstrzygnęło dziecko z psem,wracające do domu, nie poświęciło mu żadnej uwagi, zadzwoniło i droga stanęła otworem.Popędził na drugie piętro piechotą, bo nie miał siły czekać na windę.Drzwi numer 12 od razu i bez żadnych pytań otworzył sympatycznie wyglądającymłodzieniec.135- Pan Grodziak? - spytał uprzejmie podporucznik.- Tak, to ja.A co& ?- Policja.Pan był świadkiem kradzieży motoru kolegi, Wojciecha Lebiody?Sympatyczny młodzieniec przez ułamek sekundy wyglądał, jakby się dusił, ale zaraz odzyskałpełnię zdrowia.Westchnienie ulgi powstrzymał w połowie.Cofnął się odruchowo i wpuściłJarzębskiego do wnętrza.- A byłem, na własne oczy widziałem.Jeszcze bym go może nawet i złapał, ale powiem panu,zbaraniałem kompletnie, bo ten motor silnika nie miał.I widzę, rozumie pan, jak facet namotorze bez silnika odjeżdża, w bramę akurat wchodziłem i zamurowało mnie, jak ten słupstałem, tylko dmuchnął koło mnie.Okazało się, ze Wojtek tego dnia o piątej rano silnikwmontował, bo go pchało i nie miał cierpliwości do popołudnia czekać&Podporucznik najpierw ucieszył się z żywego rozwoju pogawędki, zaraz potem zaś stwierdził,że młodzieniec mówi jak do głuchego, głosem zdolnym rozwalać mury Jerycha.Zaintrygowało go to, ale jeszcze pomyślał, że to chyba te decybele, zdążył doznać ulgi, żesam uniknął skutków i wreszcie oznajmił, iż zeznania musi spisać.Wszedł do pokoju.Zamierzał wprowadzić miłą atmosferę i dyplomatycznie spytać świadka o brata, ale niezdążył.W sąsiednim pomieszczeniu rumor się rozległ, coś okropnie gruchnęło, z łomotem ibrzękiem posypały się jakieś drobne, metalowe przedmioty.Siadający już przy stole chłopakpoderwał się gwałtownie, opanował, zastygł w połowie ruchu.- W mordę i nożem& - wymamrotał.- Tego& Cholerny kot!Jarzębski nie miał akurat ochoty udawać kretyna.Nie czekał dalszych komunikatów o kocie,trzema krokami przebył pomieszczenie i w sąsiednim pokoju ujrzał widok, od któregobłogość nadziemska spłynęła mu na całe jestestwo.Na podłodze leżała wielka lampa,przygnieciona stosem desek, będących przed katastrofą półkami, wokół zaś rozsypała sięolbrzymia ilość małych modeli samochodzików.Wśród tego pobojowska tkwił wysoki ichudy osobnik z nogą w gipsie, wsparty na Szwedce i śmiertelnie przerażony.- I czego się plączesz? - uczynił wyrzut Henio Grodziak zza pleców podporucznika.-Mówiłem, siedz na tyłku, bo zaczepisz kopytem! Mówiłem, że przedłużacz ledwo starcza!Osobnik z nogą w gipsie milczał strasznie.Podporucznik wziął głęboki oddech.- Czy mam przed sobą pana Adama Grodziaka? - spytał głosem jak miód, aksamit i wszystkiesłowiki razem wzięte&- Na litość boską, gdzie się podziewasz?! - wrzasnęłam w telefon z irytacją i wyrzutem.- Dużo by gadać - odparła moja synowa ponuro.- A ty? Wczoraj pod wieczór też cię nie było!Z nagrywaniem na sekretarkę nie będę się wygłupiać!- Fakt - przyznałam, już nieco spokojniej.- Byłam w Konstancinie.- Janusz już coś& ?136- Trochę.Jest w trakcie.- To ja chyba przyjadę do ciebie.Mam takie różne rzeczy i torbę Mikołaja.Niechby oni sobieto wzięli, ale może lepiej beze mnie.Ty im dasz.Albo Janusz.Zgodziłam się.Pod moim domem nie sterczała żadna podejrzana postać, niebezpieczeństwemjej wizyta chyba nie groziła, a dowody rzeczowe, którymi dysponowała, mogły się przydać.Zażądałam, żeby przy okazji przywiozła piwo, bo właśnie mi wyszło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Na liście lokatorów odczytał, iż w lokalu numer 12 na ulicy Przybylskiego mieszkajakaś Anna Dwójkowska, zaniepokoił się możliwością pomyłki albo zwyczajnego łgarstwa iudał się na Wolę, do poszkodowanego.Wojtuś Lebioda, właściciel rąbniętego motoru,przysiągł, że Henio Grodziak naprawdę mieszka na Przybylskiego razem z matką, która sięinaczej nazywa, bo wyszła drugi raz za mąż.- Ale jego może nie być - dodał.- Na studia się dostał i wieczorami ćwiczenia miewa, a matkaw ogóle wyjechała na wczasy.No, może nie na wczasy, do Francji, do jakiejś przyjaciółki iwraca za dwa tygodnie.Więc jak go nie ma, to nikogo nie ma, ale on wróci i zezna, co trzeba.- On ma więcej rodziny? - spytał Jarzębski podstępnie.- Kuzyna jakiego albo co?- Ma brata.Ale brat starszy, mieszka oddzielnie.- Na Poznańskiej może?- Na Poznańskiej.A co& ?- Nic.Ten świadek nam potrzebny, więc sprawdzaliśmy i jest drugi Grodziak, Adam.- Adam, zgadza się, To brat.W podporuczniku Jarzębskim zaczęło kiełkować szczęście i w upojeniu wrócił na Ursynów.Trochę te podróże potrwały, zrobiło się pózno, zawahał się, dzwonić i ujawnić się już na doleczy też wedrzeć się pod same drzwi fortelem.Problem rozstrzygnęło dziecko z psem,wracające do domu, nie poświęciło mu żadnej uwagi, zadzwoniło i droga stanęła otworem.Popędził na drugie piętro piechotą, bo nie miał siły czekać na windę.Drzwi numer 12 od razu i bez żadnych pytań otworzył sympatycznie wyglądającymłodzieniec.135- Pan Grodziak? - spytał uprzejmie podporucznik.- Tak, to ja.A co& ?- Policja.Pan był świadkiem kradzieży motoru kolegi, Wojciecha Lebiody?Sympatyczny młodzieniec przez ułamek sekundy wyglądał, jakby się dusił, ale zaraz odzyskałpełnię zdrowia.Westchnienie ulgi powstrzymał w połowie.Cofnął się odruchowo i wpuściłJarzębskiego do wnętrza.- A byłem, na własne oczy widziałem.Jeszcze bym go może nawet i złapał, ale powiem panu,zbaraniałem kompletnie, bo ten motor silnika nie miał.I widzę, rozumie pan, jak facet namotorze bez silnika odjeżdża, w bramę akurat wchodziłem i zamurowało mnie, jak ten słupstałem, tylko dmuchnął koło mnie.Okazało się, ze Wojtek tego dnia o piątej rano silnikwmontował, bo go pchało i nie miał cierpliwości do popołudnia czekać&Podporucznik najpierw ucieszył się z żywego rozwoju pogawędki, zaraz potem zaś stwierdził,że młodzieniec mówi jak do głuchego, głosem zdolnym rozwalać mury Jerycha.Zaintrygowało go to, ale jeszcze pomyślał, że to chyba te decybele, zdążył doznać ulgi, żesam uniknął skutków i wreszcie oznajmił, iż zeznania musi spisać.Wszedł do pokoju.Zamierzał wprowadzić miłą atmosferę i dyplomatycznie spytać świadka o brata, ale niezdążył.W sąsiednim pomieszczeniu rumor się rozległ, coś okropnie gruchnęło, z łomotem ibrzękiem posypały się jakieś drobne, metalowe przedmioty.Siadający już przy stole chłopakpoderwał się gwałtownie, opanował, zastygł w połowie ruchu.- W mordę i nożem& - wymamrotał.- Tego& Cholerny kot!Jarzębski nie miał akurat ochoty udawać kretyna.Nie czekał dalszych komunikatów o kocie,trzema krokami przebył pomieszczenie i w sąsiednim pokoju ujrzał widok, od któregobłogość nadziemska spłynęła mu na całe jestestwo.Na podłodze leżała wielka lampa,przygnieciona stosem desek, będących przed katastrofą półkami, wokół zaś rozsypała sięolbrzymia ilość małych modeli samochodzików.Wśród tego pobojowska tkwił wysoki ichudy osobnik z nogą w gipsie, wsparty na Szwedce i śmiertelnie przerażony.- I czego się plączesz? - uczynił wyrzut Henio Grodziak zza pleców podporucznika.-Mówiłem, siedz na tyłku, bo zaczepisz kopytem! Mówiłem, że przedłużacz ledwo starcza!Osobnik z nogą w gipsie milczał strasznie.Podporucznik wziął głęboki oddech.- Czy mam przed sobą pana Adama Grodziaka? - spytał głosem jak miód, aksamit i wszystkiesłowiki razem wzięte&- Na litość boską, gdzie się podziewasz?! - wrzasnęłam w telefon z irytacją i wyrzutem.- Dużo by gadać - odparła moja synowa ponuro.- A ty? Wczoraj pod wieczór też cię nie było!Z nagrywaniem na sekretarkę nie będę się wygłupiać!- Fakt - przyznałam, już nieco spokojniej.- Byłam w Konstancinie.- Janusz już coś& ?136- Trochę.Jest w trakcie.- To ja chyba przyjadę do ciebie.Mam takie różne rzeczy i torbę Mikołaja.Niechby oni sobieto wzięli, ale może lepiej beze mnie.Ty im dasz.Albo Janusz.Zgodziłam się.Pod moim domem nie sterczała żadna podejrzana postać, niebezpieczeństwemjej wizyta chyba nie groziła, a dowody rzeczowe, którymi dysponowała, mogły się przydać.Zażądałam, żeby przy okazji przywiozła piwo, bo właśnie mi wyszło [ Pobierz całość w formacie PDF ]