[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego pytasz? Powiem tatce prawdę.Hrabia łypnął okiem na córkę, nieco zaskoczony.51  No, ja myślę! Jakżeby inaczej? Dotychczas kłamstw żadnych od ciebie nie słyszałem! I nie usłyszy tatko  zapewniła Klementyna, przyzwyczajona do bezwzględnejszczerości własnej i wielkiej tolerancji ojca. Ciągle tu wszyscy trąbią o pieniądzach,spadkach, kredytach, posagach.Posagach szczególnie.Chciałabym wiedzieć, co bybyło, gdyby mi się oświadczył ktoś ubogi.Czy ja muszę sobie szukać bogatego męża? %7ładnego nie musisz, sami cię znajdą.Możesz, dziecko, poślubić i ubogiego, jeśli ci doserca przypadnie, byle dobrej krwi.I nie jakiegoś szaławiłę, co wszystko przetrwoni.Aleja wierzę, że rozumu ci nie zabraknie, tylko nic nie czyń w tajemnicy przede mną. Nie uczynię, tatku.Obietnica miała swoją wagę.Nie oznaczała, rzecz jasna, zwierzeń, jakie czyni się ozmierzchu najlepszej przyjaciółce, czegoś podobnego hrabia Dębski nie oczekiwał, aKlementyna dobrze wiedziała, o co ojcu chodzi.Nie musiała wyjawiać niepewnychdrgnień serca, ale takie rzeczy, jak potajemne schadzki, ukrywane znajomości czy zgołaucieczka z amantem, nie wchodziły w rachubę.Wpojone miała przekonanie, że couczciwe, to nie wymaga ukrycia, tajemnica z reguły kryje wykroczenie, a nawet zbrodnię.Oczywiście bywają wyjątki, na przykład w odniesieniu do wroga.Chociażby różne spiskiw kraju.Uspokojona w kwestiach finansowych, pozwoliła uczuciu na rozwój.Wicehrabia de Noirmont zwlekał z oświadczynami tylko dlatego, że ogarniała go rozpaczna tle finansowym.O zamożności hrabiego Dębskiego nie miał pojęcia, przywykł raczejdo ubóstwa emigrantów z kraju, który nie istniał na mapach Europy, i hrabiego równieżuważał za ofiarę, goniącą resztkami.Bogaty mariaż, przy swojej urodzie i wychowaniu,Klementyna miała jak w banku, on zaś chciał jej w tym przeszkodzić.Chciał ją zagarnąćdla siebie, nie mogąc jej nic dać.Jedyne, co mógł zaproponować, to żałosną egzystencjęna ruinach zameczku, wśród paru krów, koni, owiec, dość licznego drobiu, znacznieliczniejszych szczurów i nietoperzy oraz trzech osób służby: starego lokaja, kucharki idziewki do wszystkiego.Nie takim bogactwem pragnął ją obdarzyć! Czemuż, jak kretyn,tak bez opamiętania trwonił spadek po ciotecznej babce, co mu do głupiego łba strzeliło,żeby obsypywać złotem jakieś idiotyczne kurtyzany, fetować cyrkowców i chórzystki zopery, rozdawać przyjaciołom i wrogom najlepsze konie, przegrywać po salonach dzikiesumy, a wygrane zostawiać służbie.?! Ta służba jest teraz dziesięć razy bogatsza odniego.Cymbał grzmiący.!!!Samokrytykę odpracował sam ze sobą rzetelnie, ale niewiele to pomogło.Jedynyratunek, Wielki Diament, znów zaczął natrętnie pchać mu się na myśl.Gdyby zdołał sięnim posłużyć.O nie, teraz już by nie robił z siebie idioty, żadnej głupiej rozrzutności,zainwestować rozumnie i dać sobie spokój z życiem ponad stan.Ta przecudownadziewczyna nie prezentuje żadnych rozszalałych kaprysów, to anioł z nieba, a niegrymaśna kokota.%7łył jako tako i nie chodził w łachmanach tylko dzięki racjonalnympoglądom wierzycieli.Zdając sobie sprawę, że ze zrujnowanego dokładnie dłużnikaniczego nie wydoją, woleli cierpliwie poczekać na poprawę jego losu.Bogaty ożenekwciąż wydawał się wielce prawdopodobny i sami gotowi byli mu raić różne właściwepartie, dziwiąc się tylko z lekką irytacją, że nie bierze wdowy po bankierze, może iniezupełnie młodej, ale tarzającej się w dostatkach i jeszcze całkiem na chodzie.A córkakupca winnego, milionera, aż się trzęsła do niego.Lada chwila powinien się załamać i52 coś z tego wybrać.W oczekiwaniu tej radosnej chwili wciąż karmili go i odziewali nakredyt.Nawet własnego konia, oddanego w zastaw, mógł wicehrabia w razie potrzebywypożyczać.Wicehrabia zaś teraz już oglądał diament codziennie i bał się wybuchu afery.Był święcieprzekonany, że w razie najmniejszego swądu, straciłby Klementynę bezpowrotnie.Gryzłsię tak, że sposępniał i nawet nieco zmienił się na twarzy.Może by i zmarniałdoszczętnie albo popełnił jakieś głupstwo, gdyby nie wtrącił się los.Los przybrał postać deszczu, który lunął znienacka.Wicehrabia sterczał właśnie ponuroprzed wystawą jubilera, którego wcale nie zamierzał odwiedzać, bo na nic się jeszcze niezdecydował, a widok wszelkich klejnotów denerwował go niewymownie, wystawieprzyglądał się zatem masochistycznie.Na stan nieba nie zwracał żadnej uwagi, nagłaulewa zaskoczyła go, odwrócił się gwałtownie w poszukiwaniu jakiegoś schronienia iujrzał hrabiego Dębskiego w krytym powozie, zwalniającym tuż przed nim.Hrabiadostrzegł go w tym samym momencie, kazał zatrzymać i zaprosił młodzieńca najpierw dopojazdu, a potem do siebie.Klementyny nie było, bawiła gdzieś w gościnie.Obaj usiedli przy winie, czekając na jejpowrót, wyjątkowo bowiem nie mieli w planach żadnej wieczornej rozrywki.Hrabia Dębski na zaburzenia wzroku nie cierpiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •