[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez moment bała się, że wróci to do niej - tastraszliwa chwila w ciemności, tam w parku, kiedy wywlokła ciało Edny Stitt z samochodu iSturlała je w dół, do czarnego jak smoła wąwozu.Jednak opędzając się od wspomnienia iwtłaczając je we właściwe mu miejsce, skupiła uwagę na zlewie i prawie opróżnionej butelce,która tam stała.Podnosząc ją do ust, przechyliła i pociągnęła zdrowo.Alkohol zapłonął w jejgardle, wyciskając z oczu łzy, a wtedy Jane opuściła butelkę, łapiąc szybko oddech.Kaszląc, doniosła whisky do stołu i usiadła.Tam, w ciemności było tak okropnie.Zdejmując beret, rzuciła go na stół.Brylanty w broszce zamrugały, przyciągając jejspojrzenie, tak że zaczęła wpatrywać się w ich migotliwą, złożoną z wielu punkcików jasnośćz niemal ślepą fascynacją.Nic, pomyślała smutno, tak naprawdę nic nigdy nie jest tym, czym się wydaje.Kamienie w spince nie posiadały własnego światła, a jednak chwytały smutną, żółtą poświatęz sufitu i zamieniały ją w tę roztańczoną jasność.Nie potrafiły jej wszakże na dobrepochwycić i zatrzymać.Tak naprawdę niczego nigdy nie dało się pochwycić i zatrzymać - ani posiąść nawłasność.Czasami człowiek myślał, że coś ma.ale potem część tego - albo całość - zawszegdzieś umykała.Samego życia też tak naprawdę nie można było posiąść na własność, nawetjednej jego minuty.Jane zrozumiała to raptem z wielką wyrazistością; życie nieustanniewymykało się człowiekowi, zmieniając kierunek i bieg, całkiem jak te tańczące światełka wsztucznych kamieniach, które mieniły się i przemykały, błyskały i nikły w ciemności, nanikogo nie czekając.Wszystko to było tylko odbiciem.Każdy człowiek to tylko odbicie.Gdyświatło padnie czasem w jego kierunku, naprawdę jest skłonny uwierzyć, że odnalazł siebie i94SRże cała ta nieoczekiwana jasność i pełnia życia, to rzeczywiście on.Lecz po chwili, akuratgdy wiara zaczyna przeradzać się w pewność, światło znika, a wraz ze światłem odbicie,które człowiekowi wydawało się nim samym.Tak więc trzeba czekać na następny wędrującypromień, myśląc cały czas, że tym razem złapie się go i zatrzyma, i posiądzie raz na zawszewiedzę o tym, kim i czym tak naprawdę się jest.Ale podczas tego czekania, podczas błąkaniasię w mroku człowiek nie jest w stanie odnalezć choćby zarysu własnej sylwetki ani tego, cotkwi w jego sercu.i to go właśnie przeraża, napełnia lękiem.Twarz siedzącej przy stole Jane zdawała się zwisać żałośnie jak wystrzępiona szmata.Jej wzrok był tępy, osłonięty przed światłem przez pochylenie głowy.Była zagubiona.Zagubiona i okropnie wystraszona.Z lękiem powróciła myślami do ponurego minionegodnia, próbując odkryć, przez jakie to błędne posunięcie znalazła się w tym ślepym zaułkuopuszczenia i samotności.Gdyby tylko odnalazła drogę, która ją tu przywiodła, być może zdołałaby cofnąć czas,kroczek po kroczku, tak iż jutro znalazłaby się znowu w punkcie, gdzie tak jasno rozpocząłsię ten dzisiejszy dzień.Jednakże im usilniej poszukiwała, tym mniej wyrazna zdawała się jejścieżka.Była jedynie jak ciemna uliczka, po której Jane krążyła po omacku.Jane była wiedziona bezwolnie przez żywioły i siły pozostające poza jej kontrolą.Nieponosiła żadnej winy; wszystko zostało jej narzucone, bezwzględnie i okrutnie.Leczniezależnie od tego, czy została do czegoś zmuszona, czy nie, zrozumiała w swoimprzerażeniu, że musi zawrócić albo obrać nowy kierunek; musi uciekać, dopóki ucieczka jestjeszcze możliwa.Mrugając, szukała coraz usilniej.W tym dniu nie była sama.Był także Edwin Flagg - może nieco w tle, akurat tam,gdzie cienie dopiero zaczynały gęstnieć - pulchny, uśmiechnięty, czujny.Jego usta były pełnei wilgotne, gdy uprzejmie pomrukiwał, zgadzając się z nią we wszystkim, tak że gdy wróciłdo życiodajnego światła, natychmiast zajaśniał, odbijając złociste promienie obietnicy.Alegdy wyciągnęła do niego rękę, starając się, aby ją dojrzał i zaoferował pomoc, wtedyodwrócił się, obserwując ją ukradkiem kątem oka i marszcząc się z tajonym niesmakiem.On wiedział.Edwin wiedział, co zrobiła.Był dobry i dlatego posiadał szczególnąwrażliwość na zło.A teraz stał, gotów uciec przy pierwszym kroku, jaki uczyniłaby w jegokierunku.Nie zechce chwycić jej za rękę i przeprowadzić przez ciemność w bezpiecznemiejsce; nie zechce być jej przewodnikiem wśród najgorszych ze wszystkich cieni,dobywających się z czarnych otchłani, w których pani Stitt wykrzykuje ciągle gniewne,palące czerwienią słowa, zbyt straszne nawet, aby ich słuchać.Ale gdzieś krył się ratunek.Musiał się gdzieś kryć, bo widać tam było też światło,prawdziwe światło, posiadające swe własne zródło.Gdyby udało jej się go dosięgnąć, gdybyzdołała pokonać ten paniczny strach, który ją osaczał, byłaby bezpieczna; kręcąc się iobracając, mogłaby pochwycić trochę z tego światła i odnalezć siebie, choćby tylko na95SRchwilę, i pobiec ku tej świetlistej spokojności, gdzie cienie nie odważą się podejść.Przeszłość krzyczała do niej, każąc działać szybko - szybko pofrunąć jak płonący meteorpoprzez ciemność do światła.I oto nagle ukazała się droga, której przez cały czas szukała -tuż za Edwinem Flaggiem.Gdy światło obróciło się, rzucając swój promień w nowymkierunku, pojawiła się Blanche, wyciągając rękę, ofiarowując ją Jane.- Blanche - wykrzyknęła nagle Jane głosem drżącym od lęku i ulgi.- Och, Blanche!.Jesteście siostrami, odpowiedział jej głos ojca, płynie w was ta sama krew.A tooznacza, że zawsze musicie trzymać się razem, bez względu na wszystko.- Blanche!.Jej głowa podskoczyła do góry i Jane rozejrzała się wokół siebie w oszołomieniu ikonsternacji.Była taka zmęczona, tak strasznie, strasznie zmęczona.Lecz nie mogła jeszczeodpocząć, jeszcze nie teraz.Przytłoczona ogromnym ciężarem wstała, podeszła do szafki iotworzyła drzwiczki.Wyjmując szklankę, napełniła ją wodą.Następnie spojrzała w górę, nawyższe półki, znalazła pudełko sodowych krakersów i je wyjęła.Biorąc to wszystko ze sobą,obróciła się i wyszła z kuchni na korytarz.Mijając galeryjkę i idąc już korytarzem na piętrze, zatrzymała się naprzeciw pokojuBlanche.Przez długą chwilę stała tam jedynie w ciemności, ze wszystkich sił, jak sięzdawało, próbując się uspokoić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Przez moment bała się, że wróci to do niej - tastraszliwa chwila w ciemności, tam w parku, kiedy wywlokła ciało Edny Stitt z samochodu iSturlała je w dół, do czarnego jak smoła wąwozu.Jednak opędzając się od wspomnienia iwtłaczając je we właściwe mu miejsce, skupiła uwagę na zlewie i prawie opróżnionej butelce,która tam stała.Podnosząc ją do ust, przechyliła i pociągnęła zdrowo.Alkohol zapłonął w jejgardle, wyciskając z oczu łzy, a wtedy Jane opuściła butelkę, łapiąc szybko oddech.Kaszląc, doniosła whisky do stołu i usiadła.Tam, w ciemności było tak okropnie.Zdejmując beret, rzuciła go na stół.Brylanty w broszce zamrugały, przyciągając jejspojrzenie, tak że zaczęła wpatrywać się w ich migotliwą, złożoną z wielu punkcików jasnośćz niemal ślepą fascynacją.Nic, pomyślała smutno, tak naprawdę nic nigdy nie jest tym, czym się wydaje.Kamienie w spince nie posiadały własnego światła, a jednak chwytały smutną, żółtą poświatęz sufitu i zamieniały ją w tę roztańczoną jasność.Nie potrafiły jej wszakże na dobrepochwycić i zatrzymać.Tak naprawdę niczego nigdy nie dało się pochwycić i zatrzymać - ani posiąść nawłasność.Czasami człowiek myślał, że coś ma.ale potem część tego - albo całość - zawszegdzieś umykała.Samego życia też tak naprawdę nie można było posiąść na własność, nawetjednej jego minuty.Jane zrozumiała to raptem z wielką wyrazistością; życie nieustanniewymykało się człowiekowi, zmieniając kierunek i bieg, całkiem jak te tańczące światełka wsztucznych kamieniach, które mieniły się i przemykały, błyskały i nikły w ciemności, nanikogo nie czekając.Wszystko to było tylko odbiciem.Każdy człowiek to tylko odbicie.Gdyświatło padnie czasem w jego kierunku, naprawdę jest skłonny uwierzyć, że odnalazł siebie i94SRże cała ta nieoczekiwana jasność i pełnia życia, to rzeczywiście on.Lecz po chwili, akuratgdy wiara zaczyna przeradzać się w pewność, światło znika, a wraz ze światłem odbicie,które człowiekowi wydawało się nim samym.Tak więc trzeba czekać na następny wędrującypromień, myśląc cały czas, że tym razem złapie się go i zatrzyma, i posiądzie raz na zawszewiedzę o tym, kim i czym tak naprawdę się jest.Ale podczas tego czekania, podczas błąkaniasię w mroku człowiek nie jest w stanie odnalezć choćby zarysu własnej sylwetki ani tego, cotkwi w jego sercu.i to go właśnie przeraża, napełnia lękiem.Twarz siedzącej przy stole Jane zdawała się zwisać żałośnie jak wystrzępiona szmata.Jej wzrok był tępy, osłonięty przed światłem przez pochylenie głowy.Była zagubiona.Zagubiona i okropnie wystraszona.Z lękiem powróciła myślami do ponurego minionegodnia, próbując odkryć, przez jakie to błędne posunięcie znalazła się w tym ślepym zaułkuopuszczenia i samotności.Gdyby tylko odnalazła drogę, która ją tu przywiodła, być może zdołałaby cofnąć czas,kroczek po kroczku, tak iż jutro znalazłaby się znowu w punkcie, gdzie tak jasno rozpocząłsię ten dzisiejszy dzień.Jednakże im usilniej poszukiwała, tym mniej wyrazna zdawała się jejścieżka.Była jedynie jak ciemna uliczka, po której Jane krążyła po omacku.Jane była wiedziona bezwolnie przez żywioły i siły pozostające poza jej kontrolą.Nieponosiła żadnej winy; wszystko zostało jej narzucone, bezwzględnie i okrutnie.Leczniezależnie od tego, czy została do czegoś zmuszona, czy nie, zrozumiała w swoimprzerażeniu, że musi zawrócić albo obrać nowy kierunek; musi uciekać, dopóki ucieczka jestjeszcze możliwa.Mrugając, szukała coraz usilniej.W tym dniu nie była sama.Był także Edwin Flagg - może nieco w tle, akurat tam,gdzie cienie dopiero zaczynały gęstnieć - pulchny, uśmiechnięty, czujny.Jego usta były pełnei wilgotne, gdy uprzejmie pomrukiwał, zgadzając się z nią we wszystkim, tak że gdy wróciłdo życiodajnego światła, natychmiast zajaśniał, odbijając złociste promienie obietnicy.Alegdy wyciągnęła do niego rękę, starając się, aby ją dojrzał i zaoferował pomoc, wtedyodwrócił się, obserwując ją ukradkiem kątem oka i marszcząc się z tajonym niesmakiem.On wiedział.Edwin wiedział, co zrobiła.Był dobry i dlatego posiadał szczególnąwrażliwość na zło.A teraz stał, gotów uciec przy pierwszym kroku, jaki uczyniłaby w jegokierunku.Nie zechce chwycić jej za rękę i przeprowadzić przez ciemność w bezpiecznemiejsce; nie zechce być jej przewodnikiem wśród najgorszych ze wszystkich cieni,dobywających się z czarnych otchłani, w których pani Stitt wykrzykuje ciągle gniewne,palące czerwienią słowa, zbyt straszne nawet, aby ich słuchać.Ale gdzieś krył się ratunek.Musiał się gdzieś kryć, bo widać tam było też światło,prawdziwe światło, posiadające swe własne zródło.Gdyby udało jej się go dosięgnąć, gdybyzdołała pokonać ten paniczny strach, który ją osaczał, byłaby bezpieczna; kręcąc się iobracając, mogłaby pochwycić trochę z tego światła i odnalezć siebie, choćby tylko na95SRchwilę, i pobiec ku tej świetlistej spokojności, gdzie cienie nie odważą się podejść.Przeszłość krzyczała do niej, każąc działać szybko - szybko pofrunąć jak płonący meteorpoprzez ciemność do światła.I oto nagle ukazała się droga, której przez cały czas szukała -tuż za Edwinem Flaggiem.Gdy światło obróciło się, rzucając swój promień w nowymkierunku, pojawiła się Blanche, wyciągając rękę, ofiarowując ją Jane.- Blanche - wykrzyknęła nagle Jane głosem drżącym od lęku i ulgi.- Och, Blanche!.Jesteście siostrami, odpowiedział jej głos ojca, płynie w was ta sama krew.A tooznacza, że zawsze musicie trzymać się razem, bez względu na wszystko.- Blanche!.Jej głowa podskoczyła do góry i Jane rozejrzała się wokół siebie w oszołomieniu ikonsternacji.Była taka zmęczona, tak strasznie, strasznie zmęczona.Lecz nie mogła jeszczeodpocząć, jeszcze nie teraz.Przytłoczona ogromnym ciężarem wstała, podeszła do szafki iotworzyła drzwiczki.Wyjmując szklankę, napełniła ją wodą.Następnie spojrzała w górę, nawyższe półki, znalazła pudełko sodowych krakersów i je wyjęła.Biorąc to wszystko ze sobą,obróciła się i wyszła z kuchni na korytarz.Mijając galeryjkę i idąc już korytarzem na piętrze, zatrzymała się naprzeciw pokojuBlanche.Przez długą chwilę stała tam jedynie w ciemności, ze wszystkich sił, jak sięzdawało, próbując się uspokoić [ Pobierz całość w formacie PDF ]