[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz doszedł do siebie i wygląda na całkiem ukonten-towanego.Nie pieje co prawda ze szczęścia, o nie! Ale chętnie pogodził się z myślą o waszymzwiązku.- No, to mi ulżyło.- Cleve westchnął i położył dłonie na chłopięcych barkach.- Nie uśmiechałami się wizja twego ojca, przybywającego tutaj z misją mściciela, który pragnie poderżnąć migardło.- Ojciec mówi, że gdybyś na to zasługiwał, sama Chessa najprędzej wymierzyłaby ci takąnauczkę.- Oj, ma rację! - Cleve pokiwał głową z zapałem.- A więc ojciec zezwolił ci na wyprawę do Szkocji! - dziwiła się Chessa, gdyż Brodan byłprzecież jeszcze nieodrosłym od ziemi pacholęciem, a tak daleka podróż zawsze niosła ze sobągrozbę niebezpieczeństw.- Chciałem zobaczyć wyspę łona, na której mieszkał i kazał święty Kolumba.Wiesz, że Kennethjuż wiele lat temu przeniósł jego doczesne szczątki z Iony w pobliże Scone?- To prawda - wtrącił się Igmal.- Dziad prawił mi kiedyś, że gdy Kenneth zjednoczył plemionaSzkotów i Piktów, zapragnął dowieść, że Szkoci są w tej unii dominującą stroną, i przeniósł stolicęz Argyll do Scone w hrabstwie Perth.Zabrał z Iony kości nieszczęsnego Kolumby, a i KamieńPrzeznaczenia, który od niepamiętnych czasów stanowił miejsce koronacji w Dunadd, znalazł sięwkrótce w nowej stolicy.Mój dziad żywo nienawidził tego, jak mawiał, karła za bluznierczeprzeprowadzki i mówił, że tron Piktów odziedziczył w niewieściej linii, a wszyscy wiedzą, że toszaleństwo, bo władzę powinno się przekazywać po mieczu.- A co to jest ten Kamień Przeznaczenia? - zaciekawiła się Chessa.Brodan odparł niemal szeptem:- Wygląda niepozornie, jak kawał piaskowca, ale służył niegdyś za poduszkę Jakubowi, synowiIzaaka i wnukowi Abrahama, kiedy przyśniły mu się anioły i drabina prowadząca do nieba.- Brodanie! Czyżbyś przeszedł na wiarę chrześcijan? - Imiona, które wymienił, były jej obce, alełatwo było uchwycić nutę trwożnego szacunku w głosie chłopca.- Tak, Chesso.Oświadczyłem ojcu, że życzę sobie zamieszkać na łonie i wieść żywot człowiekapobożnego wedle starych tradycji i nakazów chrześcijan.- Ojej! - Miał dopiero osiem lat, a już sądził, że odnalazł swoją ścieżkę w życiu?Owszem, zawsze odznaczał się powagą ponad wiek, ale tak kochał wspólne wyprawy wędkarskie!Chessie przyszła do głowy owa ryba, zwana glailey, którą złapali razem tego dnia, gdy ojciec po razpierwszy gościł Cleve'a na wieczornej biesiadzie.Kucharz wspaniale przyrządził wtedy ich łup!- Jak tam ojciec, Brodanie?- Trzyma się wyśmienicie.Matka urodziła mu kolejnego syna.Powiedziałem mu, że skoro majeszcze czterech męskich potomków, nie będzie mnie potrzebował, a on odpowiedział, że poradzi sięgwiazd.No i okazało się, że znaki na niebie przemawiają na korzyść mojej wyprawy i nic mi niegrozi.- Ten zawsze pozostanie czarnoksiężnikiem! - szepnął Cleve.Zerknął na Cullica, przybocznegokróla Sitrica, który właśnie stanął u boku swojego młodego podopiecznego.Pomyślał, że spojrzenieIrlandczyka nie straciło nic ze swego chłodu.Cleve nigdy nie spotkał człowieka o tak lodowatymwejrzeniu.Cullik delikatnie położył dłoń na ramieniu Brodana.- Zostaniemy tu przez trzy dni, potem młody książę życzy sobie odwiedzić St Andrews, gdzie,wedle naszych informacji, zostało właśnie ufundowane nowe opactwo.Jego biskup niechybniebędzie w przyszłości wiodącą figurą Kościoła szkockiego.- Tak, to prawda - potwierdził Brodan.- łona jest siedzibą starych tradycji, a St Andrews wcieleniemtego co nowe.Pragnę wielbić Pana w obu tych przybytkach.- Przez chwilę wyglądał jak człowiek,który zmaga się ze sobą, lecz nie zdołał utrzymać powagi.- Słyszałem o tym potworze w Loch Ness,którego zobaczył niegdyś sam święty Kolumba.Jeśli taki świątobliwy i wielki człowiek widział bestię,to znak, że nie może być wcieleniem zła, prawda? Chesso, czy widziałaś tę stworę?- Owszem, ale tylko raz.Ma długachną szyję i maleńką główkę.Pojawiła się niespodzianie i równie szybko zniknęła w głębinach jeziora.Kiri natomiast często się znią widywała i powiada, że to nie potwór, lecz raczej coś w rodzaju matki ze swoim przychówkiem.- Kim jest Kiri?- To córeczka Cleve'a.O, właśnie przyszła! Kiri, słonko, poznaj mojego brata Brodana, któryprzyjechał do nas aż z Irlandii.Chce dowiedzieć się wszystkiego o Caldon.Ośmiolatek popatrzył z góry na dziewczynkę, a w jego oczach zamigotało nieukrywaneprzygnębienie.- Chcecie mi wmówić, że to.dziecko widziało stworę z Ness?- Ona ma imię! Nazywa się Caldon - oświadczyła butnie Kiri.Brodan westchnął.- To nie może być, to pewnie jakieś zmyślenie! Wiadomo powszechnie, że małe dziewczynkiopowiadają wiele nieprawdziwych rzeczy, bo ich wyobraznia pyrkocze żwawo jak duszenina w kotle!- Zaufaj nam, Brodanie.Ta mała dziewczynka jest inna.A teraz, braciszku, witaj w naszym domu!Wejdz i rozgość się wraz ze swą eskortą.Przygotujemy ucztę, po której nawet Cullic będzie bekać zbłogości z głębi pełnego brzucha.Powietrze poszarzało od drobnej mżawki, która wybijała na dachu domostwa pocieszny, słodkobrzmiący werbel i ściągnęła z okolicznych wierzchołków mgliste opary.Chessa pokochała tutejszydeszcz, który znikał równie nagle, jak się pojawiał, ustępując miejsca słonecznym promieniom,złocącym bujną roślinność.Szeroko rozwarła dębowe wrota domu, by wypędzić z wnętrza izby gęstechmury dymu.Niewielki otwór w dachu nie wystarczał, szczególnie w czasie warzenia strawy.Przynajmniej tu, w Szkocji, nie musieli barykadować się przed mrozem.Nie minęła godzina, a deszczowe chmury rozproszyły się i nad wodami jeziora zalśniło słońce.Chessa udała się do latryny, gładząc po drodze niewielki pagórek, coraz wyrazniej odznaczający się wokolicach brzucha.- Zdaje się, że w zimie wypadnie mi jeszcze częściej biegać na bok, pomimo mrozu i zasp śniegu,który wichry ponoć zwiewają z zamarzniętego jeziora? Ciekawe, jak to będzie.Wyszła z latryny i nucąc pod nosem beztroską melodyjkę, skierowała się do stodoły, w której złożylisiano podarowane przez Varricka na zimową karmę dla zwierząt.W środku panowała ciemność, a wpowietrzu unosiła się woń krów i kóz, zapach ciasno zbitego ziarna w spichlerzu i ludzkiego potu.Nagle poczuła na ustach czyjąś dłoń, a silne ramię otoczyło ją w pasie, unieruchamiając ręce.Pomyślała od razu, że to Varrick.Ale myliła się.- Nie ruszaj się, Chesso! Nie chcę robić ci krzywdy.27- Kereku!- wysyczała spomiędzy palców zaciśniętych na jej wargach.- Tak się za tobąstęskniłam! - Olbrzym rozluznił uchwyt i dziewczyna odwróciła się powoli twarzą do niego.- I ja tęskniłem za tobą - potwierdził, patrząc jej prosto w oczy.-Wypiękniałaś, Chesso, ale twojeoblicze zdradza znużenie i wyczerpanie.Musiałaś pewnie harować przy budowie tej osady.Potrzebujeciewięcej niewolników; więcej rodzin powinno tu zamieszkać.Zabudowania wyglądają na starannieumocnione, więc chyba banici nie ośmielą się na atak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Teraz doszedł do siebie i wygląda na całkiem ukonten-towanego.Nie pieje co prawda ze szczęścia, o nie! Ale chętnie pogodził się z myślą o waszymzwiązku.- No, to mi ulżyło.- Cleve westchnął i położył dłonie na chłopięcych barkach.- Nie uśmiechałami się wizja twego ojca, przybywającego tutaj z misją mściciela, który pragnie poderżnąć migardło.- Ojciec mówi, że gdybyś na to zasługiwał, sama Chessa najprędzej wymierzyłaby ci takąnauczkę.- Oj, ma rację! - Cleve pokiwał głową z zapałem.- A więc ojciec zezwolił ci na wyprawę do Szkocji! - dziwiła się Chessa, gdyż Brodan byłprzecież jeszcze nieodrosłym od ziemi pacholęciem, a tak daleka podróż zawsze niosła ze sobągrozbę niebezpieczeństw.- Chciałem zobaczyć wyspę łona, na której mieszkał i kazał święty Kolumba.Wiesz, że Kennethjuż wiele lat temu przeniósł jego doczesne szczątki z Iony w pobliże Scone?- To prawda - wtrącił się Igmal.- Dziad prawił mi kiedyś, że gdy Kenneth zjednoczył plemionaSzkotów i Piktów, zapragnął dowieść, że Szkoci są w tej unii dominującą stroną, i przeniósł stolicęz Argyll do Scone w hrabstwie Perth.Zabrał z Iony kości nieszczęsnego Kolumby, a i KamieńPrzeznaczenia, który od niepamiętnych czasów stanowił miejsce koronacji w Dunadd, znalazł sięwkrótce w nowej stolicy.Mój dziad żywo nienawidził tego, jak mawiał, karła za bluznierczeprzeprowadzki i mówił, że tron Piktów odziedziczył w niewieściej linii, a wszyscy wiedzą, że toszaleństwo, bo władzę powinno się przekazywać po mieczu.- A co to jest ten Kamień Przeznaczenia? - zaciekawiła się Chessa.Brodan odparł niemal szeptem:- Wygląda niepozornie, jak kawał piaskowca, ale służył niegdyś za poduszkę Jakubowi, synowiIzaaka i wnukowi Abrahama, kiedy przyśniły mu się anioły i drabina prowadząca do nieba.- Brodanie! Czyżbyś przeszedł na wiarę chrześcijan? - Imiona, które wymienił, były jej obce, alełatwo było uchwycić nutę trwożnego szacunku w głosie chłopca.- Tak, Chesso.Oświadczyłem ojcu, że życzę sobie zamieszkać na łonie i wieść żywot człowiekapobożnego wedle starych tradycji i nakazów chrześcijan.- Ojej! - Miał dopiero osiem lat, a już sądził, że odnalazł swoją ścieżkę w życiu?Owszem, zawsze odznaczał się powagą ponad wiek, ale tak kochał wspólne wyprawy wędkarskie!Chessie przyszła do głowy owa ryba, zwana glailey, którą złapali razem tego dnia, gdy ojciec po razpierwszy gościł Cleve'a na wieczornej biesiadzie.Kucharz wspaniale przyrządził wtedy ich łup!- Jak tam ojciec, Brodanie?- Trzyma się wyśmienicie.Matka urodziła mu kolejnego syna.Powiedziałem mu, że skoro majeszcze czterech męskich potomków, nie będzie mnie potrzebował, a on odpowiedział, że poradzi sięgwiazd.No i okazało się, że znaki na niebie przemawiają na korzyść mojej wyprawy i nic mi niegrozi.- Ten zawsze pozostanie czarnoksiężnikiem! - szepnął Cleve.Zerknął na Cullica, przybocznegokróla Sitrica, który właśnie stanął u boku swojego młodego podopiecznego.Pomyślał, że spojrzenieIrlandczyka nie straciło nic ze swego chłodu.Cleve nigdy nie spotkał człowieka o tak lodowatymwejrzeniu.Cullik delikatnie położył dłoń na ramieniu Brodana.- Zostaniemy tu przez trzy dni, potem młody książę życzy sobie odwiedzić St Andrews, gdzie,wedle naszych informacji, zostało właśnie ufundowane nowe opactwo.Jego biskup niechybniebędzie w przyszłości wiodącą figurą Kościoła szkockiego.- Tak, to prawda - potwierdził Brodan.- łona jest siedzibą starych tradycji, a St Andrews wcieleniemtego co nowe.Pragnę wielbić Pana w obu tych przybytkach.- Przez chwilę wyglądał jak człowiek,który zmaga się ze sobą, lecz nie zdołał utrzymać powagi.- Słyszałem o tym potworze w Loch Ness,którego zobaczył niegdyś sam święty Kolumba.Jeśli taki świątobliwy i wielki człowiek widział bestię,to znak, że nie może być wcieleniem zła, prawda? Chesso, czy widziałaś tę stworę?- Owszem, ale tylko raz.Ma długachną szyję i maleńką główkę.Pojawiła się niespodzianie i równie szybko zniknęła w głębinach jeziora.Kiri natomiast często się znią widywała i powiada, że to nie potwór, lecz raczej coś w rodzaju matki ze swoim przychówkiem.- Kim jest Kiri?- To córeczka Cleve'a.O, właśnie przyszła! Kiri, słonko, poznaj mojego brata Brodana, któryprzyjechał do nas aż z Irlandii.Chce dowiedzieć się wszystkiego o Caldon.Ośmiolatek popatrzył z góry na dziewczynkę, a w jego oczach zamigotało nieukrywaneprzygnębienie.- Chcecie mi wmówić, że to.dziecko widziało stworę z Ness?- Ona ma imię! Nazywa się Caldon - oświadczyła butnie Kiri.Brodan westchnął.- To nie może być, to pewnie jakieś zmyślenie! Wiadomo powszechnie, że małe dziewczynkiopowiadają wiele nieprawdziwych rzeczy, bo ich wyobraznia pyrkocze żwawo jak duszenina w kotle!- Zaufaj nam, Brodanie.Ta mała dziewczynka jest inna.A teraz, braciszku, witaj w naszym domu!Wejdz i rozgość się wraz ze swą eskortą.Przygotujemy ucztę, po której nawet Cullic będzie bekać zbłogości z głębi pełnego brzucha.Powietrze poszarzało od drobnej mżawki, która wybijała na dachu domostwa pocieszny, słodkobrzmiący werbel i ściągnęła z okolicznych wierzchołków mgliste opary.Chessa pokochała tutejszydeszcz, który znikał równie nagle, jak się pojawiał, ustępując miejsca słonecznym promieniom,złocącym bujną roślinność.Szeroko rozwarła dębowe wrota domu, by wypędzić z wnętrza izby gęstechmury dymu.Niewielki otwór w dachu nie wystarczał, szczególnie w czasie warzenia strawy.Przynajmniej tu, w Szkocji, nie musieli barykadować się przed mrozem.Nie minęła godzina, a deszczowe chmury rozproszyły się i nad wodami jeziora zalśniło słońce.Chessa udała się do latryny, gładząc po drodze niewielki pagórek, coraz wyrazniej odznaczający się wokolicach brzucha.- Zdaje się, że w zimie wypadnie mi jeszcze częściej biegać na bok, pomimo mrozu i zasp śniegu,który wichry ponoć zwiewają z zamarzniętego jeziora? Ciekawe, jak to będzie.Wyszła z latryny i nucąc pod nosem beztroską melodyjkę, skierowała się do stodoły, w której złożylisiano podarowane przez Varricka na zimową karmę dla zwierząt.W środku panowała ciemność, a wpowietrzu unosiła się woń krów i kóz, zapach ciasno zbitego ziarna w spichlerzu i ludzkiego potu.Nagle poczuła na ustach czyjąś dłoń, a silne ramię otoczyło ją w pasie, unieruchamiając ręce.Pomyślała od razu, że to Varrick.Ale myliła się.- Nie ruszaj się, Chesso! Nie chcę robić ci krzywdy.27- Kereku!- wysyczała spomiędzy palców zaciśniętych na jej wargach.- Tak się za tobąstęskniłam! - Olbrzym rozluznił uchwyt i dziewczyna odwróciła się powoli twarzą do niego.- I ja tęskniłem za tobą - potwierdził, patrząc jej prosto w oczy.-Wypiękniałaś, Chesso, ale twojeoblicze zdradza znużenie i wyczerpanie.Musiałaś pewnie harować przy budowie tej osady.Potrzebujeciewięcej niewolników; więcej rodzin powinno tu zamieszkać.Zabudowania wyglądają na starannieumocnione, więc chyba banici nie ośmielą się na atak [ Pobierz całość w formacie PDF ]