[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był już przy robocie; jego zdrowa twarz jaśniała siłą, jakgdyby słońce jego życia opromieniało ją blaskiem.- Do widzenia, drogi Joe.Nie, nie wycieraj zasmolonej ręki, na miłość Boską, podajmi ją taką czarną! Przyjadę wkrótce do ciebie i będę przyjeżdżał często!- Nigdy nie może pan przyjechać za prędko, proszę pana - odparł Joe - i ani za często,Pip.Biddy czekała na mnie przy drzwiach kuchennych z dzbankiem świeżego mleka ikromką chleba.- Biddy - powiedziałem ściskając jej dłoń na pożegnanie -.nie gniewam się na ciebie,ale jestem dotknięty.- Nie bądz dotknięty - prosiła patetycznie i gorąco - niech całe zmartwienie spada namnie, jeżeli sprawiłam ci przykrość.I raz jeszcze podniosły się w górę mgły, kiedym odchodził.Gdyby przesłaniały przedemną zapowiedz, że nigdy tu więcej nie powrócę i że Biddy miała słuszność, to muszę wyznać,że kryłyby prawdę. NASTPNY ROZDZIAABrnęliśmy z Herbertem coraz bardziej w długi,  porządkowaliśmy nasze interesy,pozostawialiśmy coraz to nowe  marginesy i zawieraliśmy tym podobne transakcje a czaspłynął mimo wszystko, jak to jest w jego zwyczaju, i nagle stałem się pełnoletni, zgodnie zprzepowiednią Herberta nawet się nie spodziewając, kiedy to nastąpi.Herbert doszedł do pełnoletności na osiem miesięcy przede mną, ale ponieważ była tojedyna rzecz, do której doszedł, więc zdarzenie owo nie przyniosło żadnej sensacji w Gospodzie Barnarda.Do mojej pełnoletności jednak przywiązywaliśmy większą, wagę,gdyż sądziliśmy, że mój opiekun w tym dniu uroczystym z pewnością wyjawi mi cośostatecznego.Postarałem się, by w Małej Brytanii dowiedziano się dość wcześnie o dacie mychurodzin i otrzymałem od Wemmicka, liścik, w którym donosił, że Mr.Jaggers będzie radzobaczyć mnie w owym doniosłym dniu u siebie o godzinie piątej po południu.To upewniłonas jeszcze bardziej w naszych przewidywaniach, i sprawiło, że w stanie niezwykłegopodniecenia zjawiłem się punktualnie w kancelarii mego opiekuna.W pierwszym pokojubiura Wemmick złożył mi życzenia pocierając przy tym nos złożonym kawałkiem bibuły,który miał obiecujący wygląd.O nic jednak nie spytałem i wszedłem do gabinetu opiekuna.Był listopad i Mr.Jaggers grzał plecy przy kominku, obie ręce założywszy pod połysurduta.- Więc, Pip - oświadczył - trzeba cię od dzisiaj nazywać Mr.Pip.Winszuję, Mr.Pip.Podaliśmy sobie ręce - ściskał dłoń zwykle ogromnie krótko - a ja mu podziękowałem.- Wez sobie krzesło, Pip - powiedział opiekun.Kiedym usiadł, on dalej stał i patrzył sobie na buty.Czułem się nieswojo, prawie jakwówczas, gdy posadzono mnie na nagrobku.Dwie upiorne płaskorzezby na półce miały takiwyraz twarzy, jak gdyby podejmowały apoplektyczny, bezsensowny wysiłek, aby śledzićnaszą rozmowę.- A teraz, mój młody przyjacielu - oznajmił Mr.Jaggers takim tonem, jak gdybyprzesłuchiwał świadka - mam ci kilka słów do zakomunikowania.- Proszę pana bardzo.- Jak ci się wydaje - zaczął opiekun pochylając się naprzód bardzo nisko i patrząc wpodłogę, by za chwilę przechylić się w tył i spoglądać w sufit - jak ci się wydaje, z jakiejpensji żyjesz? - Z jakiej pensji, proszę pana?- Z jakiej - powtórzył Mr.Jaggers patrząc w sufit - pensji żyjesz?Tu rozejrzał się po pokoju i urwał niosąc do nosa chusteczkę i zatrzymując dłoń wpołowie drogi.Tylokrotnie usiłowałem porządkować moje interesy, że wszystko mi się pomieszało idoprawdy nie miałem pojęcia, ile wydaję miesięcznie.Wyznałem szczerze, że nie potrafięodpowiedzieć na to pytanie.Zdawało się, że odpowiedz ta sprawiła przyjemność Mr.Jaggersowi, który Mr.uknął:- Domyślałem się tego - i wytarł sobie nos z prawdziwą satysfakcją.- Zadałem cipytanie, przyjacielu - dodał potem - czy nie masz teraz pytania dla mnie?- Oczywiście, pragnąłbym zadać panu wiele pytań, przyniosłoby mi to wielką ulgę,proszę pana.Ale pamiętam pańskie zastrzeżenia.- Zadaj jedno pytanie - zachęcił mnie Mr.Jaggers.- Czy dzisiaj dowiem się, kim jest mój dobroczyńca?- Nie.Spytaj o co innego.- Czy wkrótce już ta tajemnica będzie mi odsłonięta?- Tymczasem daj temu spokój i pytaj jeszcze o co innego - powiedział mój opiekun.Rozejrzałem się niespokojnie, ale niesposób było uniknąć pytania.Spytałem więc:- Czy mam dzisiaj coś otrzymać? Wtedy Mr.Jaggers zawołał z triumfem:- Wiedziałem, że do tego dojdzie! - i zawołał Wemmicka, by mi wręczył papier.Wemmick zjawił się znowu, podał papier i wyszedł.- A teraz, Mr.Pip - oświadczył opiekun - proszę słuchać.Czerpał pan dość swobodniepieniądze od nas, w księgach Wemmicka figuruje dużo pozycji, a mimo to jest pan wdługach.Czy tak?- Obawiam się, że muszę powiedzieć  tak, proszę pana.- Pan wie, że musi powiedzieć  tak - odparł Mr.Jaggers.- Tak, proszę pana.- Nie pytam o wysokość długów, bo pan jej nie zna.A gdyby pan nawet znał dokładnąsumę, i tak by jej pan mi nie ujawnił; musiałby pan podać mniej.Tak, tak! - krzyczał Jaggersmachając mi przed nosem wskazującym palcem - nawet jeżeli pan teraz sądzi, że panzdradziłby mi całą sumę, nie zrobiłby pan tego.Wybaczy pan, ale to wiem lepiej od pana.Ateraz, niech pan wezmie do ręki ten papier.Ma go już pan? Doskonale [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •