[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż byle jakiej hary u nas sięnie trzyma; gatunkowa, likiery, koniaki, owszem! Ale marżawysoka, więc za lada jaki grosz się nie wypije.A przekąski idania gorące są w różnych cenach, dla każdej kieszeni coś sięprzystępnego znajdzie, więc ruch u nas jest duży, szczególnie wsoboty i niedziele albo w sezonie letnim.Ale tamtego dnianiewiele było gości.Wiadomo, listopad nie sezon, i mżawkasiąpiła, pamiętam, bo w ten wieczór ta katastrofa naprzejezdzie była.Potem karetki gęsto jezdziły i milicja.Nawetlokalu o czasie nie zamkliśmy, że może kto co gorącego będziepotrzebował, to wstąpi. To było na pewno t e g o wieczoru? Tego samego.Jak powiedziałem, pogoda była skisła, wlokalu pustawo, to i wielkiego zajęcia nie miałem.Zmierzchłosię już na dobrze. Która mogła być godzina? Godzina? Nie powiem, jaka mogła być, bom na zegareknie patrzył, skąd mogłem wiedzieć, że to takie ważne się okaże?Jakbym przeczuwał, tobym spojrzał albo i zapisał. A więc lokal nie był przepełniony. Właśnie, aby parę wozów parkowało i tylko trochę gościbyło.Przeważnie pary, wie pan, jak to jest.Na tych dwoje teżspecjalnej uwagi nie zwróciłem, tylko płaszcze wziąłem,numerek wydałem i zbyte.Ale po jakiejś chwili gość z salinawraca, kontrmarkę na ladę rzuca i okrycia pani żąda. W kieszeni powiada puderniczka, a może szminkaalbo jeszcze coś inszego, już nie pamiętam, ale na pewno o jakiśdamski drobiazg chodziło.Wiadomo, zapomniała wyjąć, a terazpotrzebuje, jak to kobita.Niech pan płaszcza nie zdejmuje prawi a do kieszeni sięgnie. Ja gościom po kieszeniach nie chodzę zaznaczam boi cóż to za obyczaj, panie pułkowniku? Ja swój fach znam, przezkilkanaście lat szatnie kategorii ES prowadziłem, ale mniewygryzli, panie, wygryzli i na stare lata po podwarszawskichajencjach się tułam, chociaż nie narzekam, bo lokal elegancki, agoście także na poziomie. Co mi pan tu dajesz? zwracam mu uwagę, bo on mi wrękę wciska nie nasz, numerek; nasze kontrmarki są z plastyku,różnokolorowe, a on mi okrągłą, blaszaną bierkę daje. A co? dziwi się. A to, że nie z mojej szatni! Nasze numerki są takie idemonstruję mu nasz żeton. Poszukaj pan bez nerw, napewno znajdziesz radzę.Spojrzał na mnie, potem na tę blaszkę; szuka, po kieszeniachsię oklepuje znalazł. No widzisz pan mówię; teraz już się wszystko zgadza,dwa płaszcze na tym wieszaku są, i ten damski mu podaję. Przypomina pan sobie, jaki to był płaszcz? Tuzinkowy, panie pułkowniku, tuzinkowy! Nicnadzwyczajnego, chyba jakiś ortalion na podpince albopikowany w kołderkę, ale stuprocentowej pewności to niemam.Tyle się od tamtej pory odzienia przez moje ręceprzewinęło, ale widzisz pan, ja do okryć pamięć mam większąniż do fizjonomii, i tak mi się zdaje, że to był zwyczajny płaszcz. Co było dalej? Najmocniej pana przepraszam mówi gość; bo to nie byłgburowaty facet, a taki więcej uprzejmy. Nie szkodzi powiadam. Panie, a ja przez ten numerek tamtą blaszką potrząsa skaranie boskie w Europeju miałem i w końcu trzydzieścizłotych musiałem zabulić, zanim mi płaszcz z szatni wydali.Przesłuchanie mi sprawili jak w milicji.A jaki, a co wkieszeniach.Ja zaś w żaden żywy sposób tego świństwa wtedyznalezć nie mogłem, a on, popatrz pan, w kieszeni sobiesiedział i teraz jak diabeł z pudełeczka wyskoczył! Tak powiedział, że w Europejskim ? to było ważne;wśród nielicznych przedmiotów, znalezionych przy zabitymFranciszku Arpadzie, był właśnie metalowy numerek z szatniprzy restauracji hotelu Europejskiego. Tak powiedział, a i na kontrmarce wyciśnięty był firmowynapis, sam widziałem.No i zaraz my się rozgadali, bo ja, paniepułkowniku, przez jeden sezon także i w Europejskim swegoczasu szatnię trzymałem.A gość taki rozmowny był i ciekawwszystkiego; jak się w szatni pracuje, ile da się wyciągnąć.Ażta gościówna, z którą przyjechał, zniecierpliwiona zajrzała. Gdzieżeś przepadł! zawołała. Madame się nudzi mrugnął do mnie i poszedł na salę. Długo zabawili? A dosyć, ale dokładnie w godzinach to panu nie powiem. Pili alkohol? Ja tam nie wiem, bo przecież na salę nie chodzę, wkieliszki gościom nie zaglądam, ale on pewnikiem coś pił, bopotem ona za kierownicę siadła.Sam widziałem, bo za nimiwyszedłem. Dlaczego pan wyszedł? Jak im płaszcze podałem, to on mi pięćdziesiąt złotychwyłożył! Reszty nie trzeba powiada.W wesołym nastroju był,jakby nie wiem jaki pomyślny interes ubił.Bo muszę panu rzec,oni na parę męsko-damską, no, co pan wiesz, a ja rozumiem,nie wyglądali.A raczej na takich, co jakby coś do załatwieniamieli i dogadali się.Więc, jak mi taki hojny napiwek odpalił,to ja przed nim elegancko drzwi otworzyłem, tamte odprzedsionka też, i aż na dwór za nim wyszedłem; dopiero sięzdziwiłem, jak zobaczyłem tę landarę, co nią ten mój hrabiaprzyjechał.I stąd mi to wszystko tak w pamięci utkwiło.Panie! ten samochód to tylko do muzeum się nadawał albo i nazłom! Aż ciekaw byłem, czy toto w ogóle ruszy.I wtedy sobiepomyślałem: im elegantszy samochód, tym bardziej nieużytywłaściciel.Nie pamiętam, żeby który od markowego wozuchociaż dziesiątkę za usługę w szatni dał.Supła się taki na dwazłote i już myśli, jaki z niego wielki pan. Numeru wozu pan nie spostrzegł? No przecie nie po to wychodziłem za nimi, aby numerynotować.Na myśl mi nie przyszło, że tak mnie będzie o tomilicja maglować.Ale wóz, panie pułkowniku, to taki, co zarazpo wojnie ich demokratkami przezywali, jak się naszedygnitarze dorobili i zaczęli wreszcie samochodami rozjeżdżać. Wóz poprowadziła kobieta? Właśnie mówię, ona! Więc wychodzi na to, że on cośwypił. Jak wyglądali? Bardzo porządnie, on starszy gość, a ona młodsza.Aletak szczegółowo to nie pomnę. Portierzy to fizjonomiści podbechtywałem jegozawodową ambicję. Niech pan spokojnie pomyśli, możeprzypomni pan sobie coś bliższego, jakiś charakterystycznyszczegół. Bywalców się zna, proszę pana, bywalców! A ja tych ludzichyba nigdy przedtem ani już potem nie widziałem.A takichprzygodnych gości nie da rady zapamiętać, tyle ludzi przewiniesię przez jeden tylko dzień, a dni jak paciorki podobne,wszystko się miesza.Nawet nie pamiętam, czy ona była wberecie, czy w chustce, czy może z odkrytą głową. Przecież zatrzymywali się przy panu kilka razy.Najpierw,aby oddać płaszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Chociaż byle jakiej hary u nas sięnie trzyma; gatunkowa, likiery, koniaki, owszem! Ale marżawysoka, więc za lada jaki grosz się nie wypije.A przekąski idania gorące są w różnych cenach, dla każdej kieszeni coś sięprzystępnego znajdzie, więc ruch u nas jest duży, szczególnie wsoboty i niedziele albo w sezonie letnim.Ale tamtego dnianiewiele było gości.Wiadomo, listopad nie sezon, i mżawkasiąpiła, pamiętam, bo w ten wieczór ta katastrofa naprzejezdzie była.Potem karetki gęsto jezdziły i milicja.Nawetlokalu o czasie nie zamkliśmy, że może kto co gorącego będziepotrzebował, to wstąpi. To było na pewno t e g o wieczoru? Tego samego.Jak powiedziałem, pogoda była skisła, wlokalu pustawo, to i wielkiego zajęcia nie miałem.Zmierzchłosię już na dobrze. Która mogła być godzina? Godzina? Nie powiem, jaka mogła być, bom na zegareknie patrzył, skąd mogłem wiedzieć, że to takie ważne się okaże?Jakbym przeczuwał, tobym spojrzał albo i zapisał. A więc lokal nie był przepełniony. Właśnie, aby parę wozów parkowało i tylko trochę gościbyło.Przeważnie pary, wie pan, jak to jest.Na tych dwoje teżspecjalnej uwagi nie zwróciłem, tylko płaszcze wziąłem,numerek wydałem i zbyte.Ale po jakiejś chwili gość z salinawraca, kontrmarkę na ladę rzuca i okrycia pani żąda. W kieszeni powiada puderniczka, a może szminkaalbo jeszcze coś inszego, już nie pamiętam, ale na pewno o jakiśdamski drobiazg chodziło.Wiadomo, zapomniała wyjąć, a terazpotrzebuje, jak to kobita.Niech pan płaszcza nie zdejmuje prawi a do kieszeni sięgnie. Ja gościom po kieszeniach nie chodzę zaznaczam boi cóż to za obyczaj, panie pułkowniku? Ja swój fach znam, przezkilkanaście lat szatnie kategorii ES prowadziłem, ale mniewygryzli, panie, wygryzli i na stare lata po podwarszawskichajencjach się tułam, chociaż nie narzekam, bo lokal elegancki, agoście także na poziomie. Co mi pan tu dajesz? zwracam mu uwagę, bo on mi wrękę wciska nie nasz, numerek; nasze kontrmarki są z plastyku,różnokolorowe, a on mi okrągłą, blaszaną bierkę daje. A co? dziwi się. A to, że nie z mojej szatni! Nasze numerki są takie idemonstruję mu nasz żeton. Poszukaj pan bez nerw, napewno znajdziesz radzę.Spojrzał na mnie, potem na tę blaszkę; szuka, po kieszeniachsię oklepuje znalazł. No widzisz pan mówię; teraz już się wszystko zgadza,dwa płaszcze na tym wieszaku są, i ten damski mu podaję. Przypomina pan sobie, jaki to był płaszcz? Tuzinkowy, panie pułkowniku, tuzinkowy! Nicnadzwyczajnego, chyba jakiś ortalion na podpince albopikowany w kołderkę, ale stuprocentowej pewności to niemam.Tyle się od tamtej pory odzienia przez moje ręceprzewinęło, ale widzisz pan, ja do okryć pamięć mam większąniż do fizjonomii, i tak mi się zdaje, że to był zwyczajny płaszcz. Co było dalej? Najmocniej pana przepraszam mówi gość; bo to nie byłgburowaty facet, a taki więcej uprzejmy. Nie szkodzi powiadam. Panie, a ja przez ten numerek tamtą blaszką potrząsa skaranie boskie w Europeju miałem i w końcu trzydzieścizłotych musiałem zabulić, zanim mi płaszcz z szatni wydali.Przesłuchanie mi sprawili jak w milicji.A jaki, a co wkieszeniach.Ja zaś w żaden żywy sposób tego świństwa wtedyznalezć nie mogłem, a on, popatrz pan, w kieszeni sobiesiedział i teraz jak diabeł z pudełeczka wyskoczył! Tak powiedział, że w Europejskim ? to było ważne;wśród nielicznych przedmiotów, znalezionych przy zabitymFranciszku Arpadzie, był właśnie metalowy numerek z szatniprzy restauracji hotelu Europejskiego. Tak powiedział, a i na kontrmarce wyciśnięty był firmowynapis, sam widziałem.No i zaraz my się rozgadali, bo ja, paniepułkowniku, przez jeden sezon także i w Europejskim swegoczasu szatnię trzymałem.A gość taki rozmowny był i ciekawwszystkiego; jak się w szatni pracuje, ile da się wyciągnąć.Ażta gościówna, z którą przyjechał, zniecierpliwiona zajrzała. Gdzieżeś przepadł! zawołała. Madame się nudzi mrugnął do mnie i poszedł na salę. Długo zabawili? A dosyć, ale dokładnie w godzinach to panu nie powiem. Pili alkohol? Ja tam nie wiem, bo przecież na salę nie chodzę, wkieliszki gościom nie zaglądam, ale on pewnikiem coś pił, bopotem ona za kierownicę siadła.Sam widziałem, bo za nimiwyszedłem. Dlaczego pan wyszedł? Jak im płaszcze podałem, to on mi pięćdziesiąt złotychwyłożył! Reszty nie trzeba powiada.W wesołym nastroju był,jakby nie wiem jaki pomyślny interes ubił.Bo muszę panu rzec,oni na parę męsko-damską, no, co pan wiesz, a ja rozumiem,nie wyglądali.A raczej na takich, co jakby coś do załatwieniamieli i dogadali się.Więc, jak mi taki hojny napiwek odpalił,to ja przed nim elegancko drzwi otworzyłem, tamte odprzedsionka też, i aż na dwór za nim wyszedłem; dopiero sięzdziwiłem, jak zobaczyłem tę landarę, co nią ten mój hrabiaprzyjechał.I stąd mi to wszystko tak w pamięci utkwiło.Panie! ten samochód to tylko do muzeum się nadawał albo i nazłom! Aż ciekaw byłem, czy toto w ogóle ruszy.I wtedy sobiepomyślałem: im elegantszy samochód, tym bardziej nieużytywłaściciel.Nie pamiętam, żeby który od markowego wozuchociaż dziesiątkę za usługę w szatni dał.Supła się taki na dwazłote i już myśli, jaki z niego wielki pan. Numeru wozu pan nie spostrzegł? No przecie nie po to wychodziłem za nimi, aby numerynotować.Na myśl mi nie przyszło, że tak mnie będzie o tomilicja maglować.Ale wóz, panie pułkowniku, to taki, co zarazpo wojnie ich demokratkami przezywali, jak się naszedygnitarze dorobili i zaczęli wreszcie samochodami rozjeżdżać. Wóz poprowadziła kobieta? Właśnie mówię, ona! Więc wychodzi na to, że on cośwypił. Jak wyglądali? Bardzo porządnie, on starszy gość, a ona młodsza.Aletak szczegółowo to nie pomnę. Portierzy to fizjonomiści podbechtywałem jegozawodową ambicję. Niech pan spokojnie pomyśli, możeprzypomni pan sobie coś bliższego, jakiś charakterystycznyszczegół. Bywalców się zna, proszę pana, bywalców! A ja tych ludzichyba nigdy przedtem ani już potem nie widziałem.A takichprzygodnych gości nie da rady zapamiętać, tyle ludzi przewiniesię przez jeden tylko dzień, a dni jak paciorki podobne,wszystko się miesza.Nawet nie pamiętam, czy ona była wberecie, czy w chustce, czy może z odkrytą głową. Przecież zatrzymywali się przy panu kilka razy.Najpierw,aby oddać płaszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]