[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z sąsiedniego pokoju wyszedł chłopiec hinduski, w wieku okołodziesięciu lat, z turbanem na głowie i w szerokich spodniach.Od pasa wgórę był nagi, mimo niepokaznego wzrostu wyglądał na dobrzeodżywionego.- To Vijay - przedstawił go starzec.- Mój uczeń.Chłopiec złożyłprzepisowo dłonie i powitał Damiena z powagą,która nie znikła z jego twarzy również wtedy, gdy ten odwzajemniłpozdrowienie.Ojcowskim gestem starzec położył dłoń na głowie chłopca. - Będzie z niego kiedyś bardzo dobry lekarz.%7ładen z moich uczniównie robił nigdy takich postępów w nauce jak on.Tym razem twarz chłopca rozjaśnił na krótki moment przelotnyuśmiech.Damien znał dobrze to spojrzenie, jakie czaiło się w jego dużychciemnych oczach, widywał już wiele takich osieroconych dzieci,żebrzących na ulicach.Ciekawiła go droga, jaką ów musiał przebyć,zanim wyuczył się na uzdrowiciela, wiedział jednak, że nie wypada o topytać, powstrzymał się więc od komentarzy.Jego uwagę przyciągnęła butelka z jasnym proszkiem.- Co to takiego? - zapytał.- Och, sahibie, ten środek zażywają kobiety, kiedy nie chcą zajść wciążę.Damien zmarszczył czoło.Słyszał już o tym, że Hindusi znają środkizapobiegające ciąży, po raz pierwszy jednak ujrzał na własne oczy ówspecyfik w postaci proszku, Pod wpływem nagłego impulsu kupił go,nabył też kilka różnych esencji, które miały leczyć rany i obniżaćgorączkę, a także butelkę ekstraktu z maku.- Z tym należy obchodzić się bardzo ostrożnie - ostrzegł go starzec.-W zależności od dawki tego wyciągu można uśmierzyć ból, wprowadzićw stan głębokiego snu, ale też zabić.- Jeśli sen będzie dostatecznie głęboki, może to ułatwić operację -zauważył Damien, który nie przestawał szukać skutecznego środkaodurzającego.Starzec przytaknął.- Ale musisz uważać, sahibie, żeby sen nie był zbyt głęboki -dodał.Damien zapłacił, podziękował za pomoc i wyruszył z powrotem do białego miasta". 24BOMBAJ, WRZESIEC 1758- Rozumiem, że możesz się czuć przy tym nieswojo - powiedziałaClaire Legrant - ale chyba nadeszła pora, żebyś znowu zaczęła siępokazywać w towarzystwie.Elisza stanowczo wzbraniała się przed pójściem z rodzicami nawieczorne przyjęcie wydawane w domu pułkownika Bellwooda.- Z pewnością nie będę tam mile widziana - argumentowała z uporem.- To zaproszenie mnie nie dotyczy, tylko że pułkownik jest zbyttaktowny, aby powiedzieć to wprost.- Wygadujesz bzdury! - uniosła się Claire.- Pójdziesz tam razem znami i nie chcę już słyszeć żadnego sprzeciwu.Elisza okręciła się na pięcie i wybiegła z salonu.W progu wpadła naojca.- Co to za zachowanie? - ofuknął ją Jack.- Nie pójdę z wami na przyjęcie - oświadczyła Elisza.- Owszem, moja droga, pójdziesz.Wychodzimy za godzinę i do tegoczasu masz być gotowa.- To powiedziawszy, minął córkę i wszedł dosalonu porozmawiać z żoną.Zdając sobie sprawę, że dalszy opór nie ma sensu, Elisza ubierała siętak pieczołowicie, jakby nakładała na siebie pancerz ochronny.Spojrzenia gości, którzy bywali u nich ostatnio, dały już jej przedsmaktego, czego mogła się spodziewać, decydując się na wznowieniekontaktów towarzyskich.Przyjęcie było już w toku, kiedy wraz z rodzicami i May weszła na salę.Mimo że nie wszyscy goście zamilkli momentalnie na jejwidok, czego Elisza w zasadzie się spodziewała, skierowało się na niątyle nieprzyjaznych spojrzeń, że najchętniej uciekłaby jak najdalej stąd.Rozmowy toczyły się wprawdzie dalej, ale ludzie odpowiadali jedynie napozdrowienia jej rodziców i ściszali głosy, gdy ona sama przechodziłaobok.Uświadomiła sobie w pewnej chwili, że wolałaby już, aby wszyscykonsekwentnie umilkli w jednej chwili.Byłby to przynajmniejjednoznaczny sygnał, któremu potrafiłaby stawić czoło.Tak natomiastmusiała się zmagać z niemiłym wrażeniem, jakby ze wszystkich stron teni ów starał się ukradkiem ukłuć ją boleśnie czymś ostrym.Po wejściu na salę Legrantowie rozdzielili się jak zwykle, zachowującpozory normalności, ale również, by każde z nich mogło dołączyć doprzyjaciół lub znajomych.May pozostała przez pewien czas u bokusiostry, kiedy jednak podszedł Jonah, Elisza poczuła się zbędna izostawiła ich oboje samych.Bez wyraznego celu przechadzała się po sali,udając, że wypatruje kogoś i umyślnie nie podejmuje z nikimkonwersacji, wreszcie przystanęła przy bufecie, gdzie poczęstowała sięciastem z kardamonem.Jak przetrzymać ten wieczór", zastanawiała się zrozpaczą.- Dlaczego nie oszczędzili ci tej przykrości? - usłyszała nagle cichygłos Richarda Moidore'a, który podszedł do niej niepostrzeżenie.Widoczny w jej oczach niemy wyraz wdzięczności za tak nieoczekiwanewybawienie z przymusowej izolacji napełnił go goryczą.- Moja matka uważa, że muszę znowu zacząć bywać wśród ludzi -odparła Elisza.- Ze im dłużej tkwię zamknięta w domu, tym więcejbędzie plotek na mój temat.- Może ma rację - mruknął Richard bez przekonania.- Nawiasemmówiąc, jest tu lord Mason.Chyba powinnaś o tym wiedzieć.W jednej chwili krew odpłynęła jej z twarzy, a Richardowi ścisnęło sięserce na myśl, że sprawił jej ból.- Właściwie nasze spotkanie jest nieuniknione.Wiedziałam, żeprędzej czy pózniej natknę się na niego, bo przecież nie opuścił Bombaju. Richard nie mógł nie zauważyć zaciekawionych spojrzeń otoczenia,zdawał też sobie sprawę z milczenia, jakie zapadło nagle wśród osóbstojących przy bufecie.Również Elisza była świadoma tegozainteresowania ich pojawieniem się, a ponieważ wiedziała, że Richardnie zostawi jej tu tak samej, z drugiej zaś strony nie chciała goabsorbować sobą przez cały wieczór, szepnęła, że musi poszukaćCharlotte i poszła dalej.Siostrę odnalazła w sali tanecznej, otaczała ją jednak taka chmaraludzi, że zrezygnowała z pogawędki.Nieco dalej dostrzegła Louisę, aleradość z jej widoku zastąpiło natychmiast głębokie rozczarowanie, kiedyprzyjaciółka przesłała jej jedynie pełne ubolewania spojrzenie i czymprędzej odwróciła wzrok, najwyrazniej zakłopotana.Widocznie jej mążnie zmienił zdania.Wchodząc do następnej sali, Elisza natknęła się na LamontaMontaury [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •