[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poświęciłby mnóstwo czasu i wysiłku, by dotrzeć do bramyi dopiero wtedy zorientowałby się, że nie ma jak zawiesić pęcherza z olejem.Zaczął wiercić dziurę.Nie było to łatwe.Stał w niewygodnej pozycji, z ręką wyciągniętąwysoko w górę.Drewno stwardniało, wystawione przez lata na działanie wiatru i słonegopowietrza, a jego włókna skurczyły się i ścieśniły.Jesper nie dawał jednak za wygraną.Znów rozległy się kroki; zamarł, poczekał, aż się oddalą, i dopiero wtedy wrócił do pracy.W końcu uznał, że otwór jest już wystarczająco głęboki, wyjął gwózdz i włożył go w dziurę.Miał nieco mniejszą średnicę niż świder, więc Jesper nie musiał dodatkowo go wbijać.Uśmiechnął się ponuro.I tak nie mógłby go wbić, bo narobiłby za dużo hałasu.Z tego powodu,wiercąc dziurę, ustawił świder pod kątem w dół i kiedy wsadził gwózdz, skierował się on z koleipod kątem do góry, by zawieszony na nim worek na pewno nie spadł.Wsunął gwózdz głęboko,aż poczuł, że wszedł on do samego końca.Zawiesił pęcherz z olejem, w ten sposób, by przylegał płasko do desek.Potem zacząłcofać rękę, powoli i ostrożnie, w razie gdyby okazało się, że gwózdz nie utrzyma ciężaru.Naodgłos zbliżających się kroków ponownie zamarł w bezruchu, w końcu zabrał rękę.Nagle przyszło mu do głowy, że może udoskonalić plan Hala.Bramy najwyrazniej nieużywano od wielu tygodni, dokoła zgromadziły się śmieci, suche gałęzie i wodorosty.Jesperwychylił się spod okapu i zebrał garść gałązek, a potem ułożył dokładnie pod pęcherzem,napełnionym olejem.Zgodnie z planem Hal miał przebić go strzałą.Wyciekający z pęcherza olejściekłby po bramie, lecz dużo po prostu wsiąkłoby w piasek.Teraz, dzięki pomysłowi Jespera,reszta spłynie na ułożony przez niego stos, który również zajmie się ogniem.Płomienie szybciejobejmą twarde bale, z których zbudowano bramę. Mała rzecz, a cieszy mruknął Jesper, przyglądając się swemu dziełu.Potem znówusłyszał kroki i przywarł plecami do desek.Strażnik jak zwykle poszedł dalej, nie zatrzymującsię.Kiedy Jesper upewnił się, że jest bezpieczny, ostrożnie zaczął pełzać na łokciach i kolanach.Pięć metrów dalej znajdowało się spore zagłębienie w piachu to był jego pierwszy cel.Dotarłszy do niego, chwilę leżał nieruchomo, twarzą w dół, skryty w cieniu, póki nie ucichłykroki strażnika.Potem ruszył dalej, do następnego punktu dużej kępy trawy po prawej stronie.Kiedy tak czołgał się po chłodnym piasku, nagle wyczuł, że coś się zmieniło.Dotarł dokępy i przez chwilę leżał, myśląc intensywnie.Marszcząc brwi, szukał odpowiedzi na zagadkę.Po chwili już wiedział.Wiatr ucichł.Rozdział 28Przeprawa poszła bez najmniejszych zakłóceń.Stig zatoczył Czaplą szeroki łuk, poczym skierował ją ku brzegowi, gdzie czekała pierwsza grupa limmatan.Barat wyglądał ich z daleka i kiedy dziób łodzi zaszurał delikatnie o piach, wszedł dowody, by powitać przybyłych. Spózniliście się powiedział. Mieliście dotrzeć godzinę temu. Jak zwykle pełen zrozumienia , pomyślał Stig.Machnął ręką w nieokreślonym kierunku. Wiatr nie wieje już z taką siłą jak wczorajszej nocy wyjaśnił. Nie mogliśmy płynąćz tą samą szybkością. Nie mógł się powstrzymać i dodał cierpko: Poza tym musieliśmy wziąć więcej ludzi,o czym nikt nie raczył nas poinformować. Hmmm.Cóż, pewnie lepiej pózno niż wcale stwierdził Barat.Jego ludzie zaczęli wychodzić na brzeg i ustawiać się w luznym kręgu, czekając na dalszerozkazy.Ulf i Wulf stali na dziobie, gotowi nieść pomoc co bardziej niepewnym limmatanom.Niewszyscy bowiem potrafili swobodnie poruszać się po pokładzie.Stig przyniósł bukłaki z wodą i kilka worków prowiantu głównie chleba i suszonegomięsa podał wszystko Jonasowi, a potem zeskoczył na plażę. Tyle powinno wystarczyć powiedział, po czym zwrócił się do Barata: Pamiętaj,jutro jeszcze pozostańcie w ukryciu.Przypuśćcie atak za dwa dni, o drugiej po południu.Przesunęli plany o jeden dzień, bo stwierdzili, że Hal prawdopodobnie będziepotrzebował odpoczynku po nocnej wyprawie.Ustalili, że atak rozpocznie się wczesnympopołudniem, tak by piraci mieli słońce prosto w oczy, kiedy Czapla zaatakuje wieżestrażnicze.Barat prychnął. Nadal nie rozumiem, czemu nie o świcie, tak jak wszyscy zawsze robią.Stig wziął głęboki oddech.Z trudem panował nad sobą.Dokładnie przedyskutowali planbitwy, ale Barat oczywiście wolał o tym nie pamiętać.Stig zaczynał podejrzewać, że przywódcalimmatan po prostu uwielbia się kłócić. Pasowałby do Ulfa i Wulfa , pomyślał. Właśnie dlatego my zaatakujemy po południu odpowiedział cierpliwie. Owszem,wszyscy tradycyjnie przypuszczają atak o świcie, a to znaczy, że wszyscy również spodziewająsię ataku o tej właśnie porze.Dlatego żołnierze zawsze są wówczas w gotowości.Po południuz reguły ucinają sobie poobiednią drzemkę.Zresztą, już na ten temat rozmawialiśmy zauważyłznaczącym tonem.Barat potrząsnął głową. Co nie znaczy, że się z tym zgadzam. A potem zdradził przyczynę swegorozdrażnienia. Lydia z wami przypłynęła?Stig zaprzeczył.Widział ją na brzegu, kiedy szykowali się do wypłynięcia i domyślał się,co jej chodzi po głowie. Zabrakło dla niej miejsca.Chciała się zabrać, ale i tak byliśmy przeciążeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Poświęciłby mnóstwo czasu i wysiłku, by dotrzeć do bramyi dopiero wtedy zorientowałby się, że nie ma jak zawiesić pęcherza z olejem.Zaczął wiercić dziurę.Nie było to łatwe.Stał w niewygodnej pozycji, z ręką wyciągniętąwysoko w górę.Drewno stwardniało, wystawione przez lata na działanie wiatru i słonegopowietrza, a jego włókna skurczyły się i ścieśniły.Jesper nie dawał jednak za wygraną.Znów rozległy się kroki; zamarł, poczekał, aż się oddalą, i dopiero wtedy wrócił do pracy.W końcu uznał, że otwór jest już wystarczająco głęboki, wyjął gwózdz i włożył go w dziurę.Miał nieco mniejszą średnicę niż świder, więc Jesper nie musiał dodatkowo go wbijać.Uśmiechnął się ponuro.I tak nie mógłby go wbić, bo narobiłby za dużo hałasu.Z tego powodu,wiercąc dziurę, ustawił świder pod kątem w dół i kiedy wsadził gwózdz, skierował się on z koleipod kątem do góry, by zawieszony na nim worek na pewno nie spadł.Wsunął gwózdz głęboko,aż poczuł, że wszedł on do samego końca.Zawiesił pęcherz z olejem, w ten sposób, by przylegał płasko do desek.Potem zacząłcofać rękę, powoli i ostrożnie, w razie gdyby okazało się, że gwózdz nie utrzyma ciężaru.Naodgłos zbliżających się kroków ponownie zamarł w bezruchu, w końcu zabrał rękę.Nagle przyszło mu do głowy, że może udoskonalić plan Hala.Bramy najwyrazniej nieużywano od wielu tygodni, dokoła zgromadziły się śmieci, suche gałęzie i wodorosty.Jesperwychylił się spod okapu i zebrał garść gałązek, a potem ułożył dokładnie pod pęcherzem,napełnionym olejem.Zgodnie z planem Hal miał przebić go strzałą.Wyciekający z pęcherza olejściekłby po bramie, lecz dużo po prostu wsiąkłoby w piasek.Teraz, dzięki pomysłowi Jespera,reszta spłynie na ułożony przez niego stos, który również zajmie się ogniem.Płomienie szybciejobejmą twarde bale, z których zbudowano bramę. Mała rzecz, a cieszy mruknął Jesper, przyglądając się swemu dziełu.Potem znówusłyszał kroki i przywarł plecami do desek.Strażnik jak zwykle poszedł dalej, nie zatrzymującsię.Kiedy Jesper upewnił się, że jest bezpieczny, ostrożnie zaczął pełzać na łokciach i kolanach.Pięć metrów dalej znajdowało się spore zagłębienie w piachu to był jego pierwszy cel.Dotarłszy do niego, chwilę leżał nieruchomo, twarzą w dół, skryty w cieniu, póki nie ucichłykroki strażnika.Potem ruszył dalej, do następnego punktu dużej kępy trawy po prawej stronie.Kiedy tak czołgał się po chłodnym piasku, nagle wyczuł, że coś się zmieniło.Dotarł dokępy i przez chwilę leżał, myśląc intensywnie.Marszcząc brwi, szukał odpowiedzi na zagadkę.Po chwili już wiedział.Wiatr ucichł.Rozdział 28Przeprawa poszła bez najmniejszych zakłóceń.Stig zatoczył Czaplą szeroki łuk, poczym skierował ją ku brzegowi, gdzie czekała pierwsza grupa limmatan.Barat wyglądał ich z daleka i kiedy dziób łodzi zaszurał delikatnie o piach, wszedł dowody, by powitać przybyłych. Spózniliście się powiedział. Mieliście dotrzeć godzinę temu. Jak zwykle pełen zrozumienia , pomyślał Stig.Machnął ręką w nieokreślonym kierunku. Wiatr nie wieje już z taką siłą jak wczorajszej nocy wyjaśnił. Nie mogliśmy płynąćz tą samą szybkością. Nie mógł się powstrzymać i dodał cierpko: Poza tym musieliśmy wziąć więcej ludzi,o czym nikt nie raczył nas poinformować. Hmmm.Cóż, pewnie lepiej pózno niż wcale stwierdził Barat.Jego ludzie zaczęli wychodzić na brzeg i ustawiać się w luznym kręgu, czekając na dalszerozkazy.Ulf i Wulf stali na dziobie, gotowi nieść pomoc co bardziej niepewnym limmatanom.Niewszyscy bowiem potrafili swobodnie poruszać się po pokładzie.Stig przyniósł bukłaki z wodą i kilka worków prowiantu głównie chleba i suszonegomięsa podał wszystko Jonasowi, a potem zeskoczył na plażę. Tyle powinno wystarczyć powiedział, po czym zwrócił się do Barata: Pamiętaj,jutro jeszcze pozostańcie w ukryciu.Przypuśćcie atak za dwa dni, o drugiej po południu.Przesunęli plany o jeden dzień, bo stwierdzili, że Hal prawdopodobnie będziepotrzebował odpoczynku po nocnej wyprawie.Ustalili, że atak rozpocznie się wczesnympopołudniem, tak by piraci mieli słońce prosto w oczy, kiedy Czapla zaatakuje wieżestrażnicze.Barat prychnął. Nadal nie rozumiem, czemu nie o świcie, tak jak wszyscy zawsze robią.Stig wziął głęboki oddech.Z trudem panował nad sobą.Dokładnie przedyskutowali planbitwy, ale Barat oczywiście wolał o tym nie pamiętać.Stig zaczynał podejrzewać, że przywódcalimmatan po prostu uwielbia się kłócić. Pasowałby do Ulfa i Wulfa , pomyślał. Właśnie dlatego my zaatakujemy po południu odpowiedział cierpliwie. Owszem,wszyscy tradycyjnie przypuszczają atak o świcie, a to znaczy, że wszyscy również spodziewająsię ataku o tej właśnie porze.Dlatego żołnierze zawsze są wówczas w gotowości.Po południuz reguły ucinają sobie poobiednią drzemkę.Zresztą, już na ten temat rozmawialiśmy zauważyłznaczącym tonem.Barat potrząsnął głową. Co nie znaczy, że się z tym zgadzam. A potem zdradził przyczynę swegorozdrażnienia. Lydia z wami przypłynęła?Stig zaprzeczył.Widział ją na brzegu, kiedy szykowali się do wypłynięcia i domyślał się,co jej chodzi po głowie. Zabrakło dla niej miejsca.Chciała się zabrać, ale i tak byliśmy przeciążeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]