[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówiłem ci, że syn mistrzaGilberta został skazany na galery za nie wiem już jakiegrzechy? To wspaniała rzecz dla nas, prawda?Wyjął z kasaka stare gęsie pióro i zaczął pisać.Wstawał świt.Wszystkie kościelne i klasztorne dzwonydzwoniły radośnie na Anioł Pański.Tymczasem król opuścił kaplicę, w której wysłuchał mszy,i przeszedł przez antyszambr, gdzie czekali poddani z prośbami na piśmie.Zauważył, że posadzka usłana jest białymikartkami, które zmieszany służący starał się szybko sprzątnąć, jakby dopiero co je zauważył.Ale nieco dalej, schodzącpo schodach wiodących do apartamentów, Ludwik XIVzauważył ten sam bałagan i okazał swoje niezadowolenie.- Cóż to znaczy? Spadają tu pergaminy jak jesienią liściena Plantach Królowej.Proszę mi to dać.Książę de Crequi, cały czerwony, zasłonił je sobą.- Jaśnie panie, te wypociny nie przedstawiają żadnejwartości. A! Już wiem, co to jest powiedział król, wyciągającniecierpliwie rękę. Nowe wypociny tego przeklętegoZabłoconego Poety z Pont-Neuf, który niczym piskorz wyślizguje się z rąk strażników i przychodzi już do mojegopałacu, by wysypywać swoje śmieci przed moimi nogami.Proszę mi to dać.To na pewno od niego! Kiedy zobaczypan prefekta policji i namiestnika Paryża, niech im panzłoży moje gratulacje.Siadłszy do kolacji przy stole zastawionym trzema kuropatwami w winogronach, garnkiem ryb, pieczystym z ogórkami i półmiskiem racuchów z wielorybich języków, Ludwik XIV położył przed sobą kartkę pobrudzoną wilgotnąfarbą drukarską.Król był wielkim smakoszem i już dawnonauczył się panować nad swą wrażliwością.Jego apetytowinie przeszkadzało więc w żadnej mierze to, co czytał.Kiedyjednak skończył lekturę, cisza, jaka zapadła w tej sali, gdziezwykle szlachta przyjemnie rozmawiała z władcą, zrobiłasię tak ciężka jak w krypcie.Pamflet napisany był ostrym i nieprzyzwoitym językiem,293którego słowa kłuły jak żądła, a który od przeszło dziesięciulat charakteryzował, w oczach całego Paryża, wichrzyciels-kiego ducha miasta.Opowiadano w nim wyczyny pana de Brienne, pierwszego królewskiego dworzanina; on to nie dość, że chciałporwać nimfę o księżycowych włosach" panu, któremuwszystko zawdzięcza, nie dość, że doprowadził do niezgody ze swą żoną przez nieustanne skandale, to jeszcze ostatniej nocy udał się do gospody przy ulicy Doliny Nędzy.Tam ten wytworny, młody człowiek i jego kompani, pozadaniu gwałtu małemu sprzedawcy wafli, przebili go szpadą.Wykastrowali właściciela, który na skutek tego zmarł,rozbili głowę jego siostrzeńcowi, zgwałcili córkę i na koniec zabawy podpalili oberżę, tak że pozostał z niej jedyniepopiół.Chcą, żebyśmy uwierzyli, że wyczyny te i zbrodniejakichś obcych drani godne.Otóż było ich trzynastu i wszyscy szlachcice.Co zrobili, się dowiecie.Każdy dzień wyjawi imię, a ostatnibędzie ten, kto zabił dziecię.Sławne imię, które wszyscy znacie,więc zabójcę wnet poznacie. Na świętego Denisa! wykrzyknął król. Jeśli tojest prawda, Brienne zasługuje na szubienicę.Czy któryśz panów słyszał o tych zbrodniach?Dworzanie wybełkotali, że właściwie nie są na bieżącopoinformowani, jeśli chodzi o wydarzenia ostatniej nocy.Wtedy król znienacka zapytał młodego pazia, który pomagał kuchmistrzom: A ty, moje dziecko, w tym wieku musisz być bardzociekawski, powtórz mi, co opowiadano tego ranka na moście Neuf.Młodzieniec zaczerwienił się, ale jako że był z dobregodomu, odpowiedział, nie denerwując się zbytnio: Panie, mówi się, że wszystko, co opowiada ZabłoconyPoeta, jest prawdą i że rzecz miała miejsce dzisiejszej nocy294w tawernie Pod Czerwoną Maską"1.Nawet ja sam wracałem z towarzyszami z tańców, kiedy zobaczyliśmy płomienie i pobiegliśmy w tamtą stronę.Ale już kapucyniporadzili sobie z ogniem, dzięki czemu uratowali dzielnicę.- Mówi się, że pożar spowodowany był przez szlachciców?Tak, ale nie znano ich imion, bo byli zamaskowani. Co jeszcze wiesz?Spojrzenie króla zagłębiło się w oczach pazia.Ten drżałze strachu, by nie wypowiedzieć słowa, które mogłyby muzaszkodzić.Jednak, ulegając władczemu spojrzeniu, spuściłgłowę i szepnął:- Panie, widziałem ciało małego sprzedawcy wątli.Byłmartwy i miał otwarty brzuch.Jakaś kobieta wyciągnęłago z płomieni i ściskała w ramionach.Widziałem też siostrzeńca właściciela tawerny z opasanym czołem. A sam właściciel? Nie można było wyciągnąć jego ciała z płonącegodomu.Ludzie mówią.Paz leciutko się uśmiechnął w chwalebnym zamiarze rozluznienia atmosfery. Ludzie mówili, że była to piękna śmierć dla właścicielatawerny, której specjalnością było pieczyste.Ale twarz króla pozostała lodowata i dworzanie szybkoprzysłonili usta dłonią, by ukryć niestosowną wesołość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Mówiłem ci, że syn mistrzaGilberta został skazany na galery za nie wiem już jakiegrzechy? To wspaniała rzecz dla nas, prawda?Wyjął z kasaka stare gęsie pióro i zaczął pisać.Wstawał świt.Wszystkie kościelne i klasztorne dzwonydzwoniły radośnie na Anioł Pański.Tymczasem król opuścił kaplicę, w której wysłuchał mszy,i przeszedł przez antyszambr, gdzie czekali poddani z prośbami na piśmie.Zauważył, że posadzka usłana jest białymikartkami, które zmieszany służący starał się szybko sprzątnąć, jakby dopiero co je zauważył.Ale nieco dalej, schodzącpo schodach wiodących do apartamentów, Ludwik XIVzauważył ten sam bałagan i okazał swoje niezadowolenie.- Cóż to znaczy? Spadają tu pergaminy jak jesienią liściena Plantach Królowej.Proszę mi to dać.Książę de Crequi, cały czerwony, zasłonił je sobą.- Jaśnie panie, te wypociny nie przedstawiają żadnejwartości. A! Już wiem, co to jest powiedział król, wyciągającniecierpliwie rękę. Nowe wypociny tego przeklętegoZabłoconego Poety z Pont-Neuf, który niczym piskorz wyślizguje się z rąk strażników i przychodzi już do mojegopałacu, by wysypywać swoje śmieci przed moimi nogami.Proszę mi to dać.To na pewno od niego! Kiedy zobaczypan prefekta policji i namiestnika Paryża, niech im panzłoży moje gratulacje.Siadłszy do kolacji przy stole zastawionym trzema kuropatwami w winogronach, garnkiem ryb, pieczystym z ogórkami i półmiskiem racuchów z wielorybich języków, Ludwik XIV położył przed sobą kartkę pobrudzoną wilgotnąfarbą drukarską.Król był wielkim smakoszem i już dawnonauczył się panować nad swą wrażliwością.Jego apetytowinie przeszkadzało więc w żadnej mierze to, co czytał.Kiedyjednak skończył lekturę, cisza, jaka zapadła w tej sali, gdziezwykle szlachta przyjemnie rozmawiała z władcą, zrobiłasię tak ciężka jak w krypcie.Pamflet napisany był ostrym i nieprzyzwoitym językiem,293którego słowa kłuły jak żądła, a który od przeszło dziesięciulat charakteryzował, w oczach całego Paryża, wichrzyciels-kiego ducha miasta.Opowiadano w nim wyczyny pana de Brienne, pierwszego królewskiego dworzanina; on to nie dość, że chciałporwać nimfę o księżycowych włosach" panu, któremuwszystko zawdzięcza, nie dość, że doprowadził do niezgody ze swą żoną przez nieustanne skandale, to jeszcze ostatniej nocy udał się do gospody przy ulicy Doliny Nędzy.Tam ten wytworny, młody człowiek i jego kompani, pozadaniu gwałtu małemu sprzedawcy wafli, przebili go szpadą.Wykastrowali właściciela, który na skutek tego zmarł,rozbili głowę jego siostrzeńcowi, zgwałcili córkę i na koniec zabawy podpalili oberżę, tak że pozostał z niej jedyniepopiół.Chcą, żebyśmy uwierzyli, że wyczyny te i zbrodniejakichś obcych drani godne.Otóż było ich trzynastu i wszyscy szlachcice.Co zrobili, się dowiecie.Każdy dzień wyjawi imię, a ostatnibędzie ten, kto zabił dziecię.Sławne imię, które wszyscy znacie,więc zabójcę wnet poznacie. Na świętego Denisa! wykrzyknął król. Jeśli tojest prawda, Brienne zasługuje na szubienicę.Czy któryśz panów słyszał o tych zbrodniach?Dworzanie wybełkotali, że właściwie nie są na bieżącopoinformowani, jeśli chodzi o wydarzenia ostatniej nocy.Wtedy król znienacka zapytał młodego pazia, który pomagał kuchmistrzom: A ty, moje dziecko, w tym wieku musisz być bardzociekawski, powtórz mi, co opowiadano tego ranka na moście Neuf.Młodzieniec zaczerwienił się, ale jako że był z dobregodomu, odpowiedział, nie denerwując się zbytnio: Panie, mówi się, że wszystko, co opowiada ZabłoconyPoeta, jest prawdą i że rzecz miała miejsce dzisiejszej nocy294w tawernie Pod Czerwoną Maską"1.Nawet ja sam wracałem z towarzyszami z tańców, kiedy zobaczyliśmy płomienie i pobiegliśmy w tamtą stronę.Ale już kapucyniporadzili sobie z ogniem, dzięki czemu uratowali dzielnicę.- Mówi się, że pożar spowodowany był przez szlachciców?Tak, ale nie znano ich imion, bo byli zamaskowani. Co jeszcze wiesz?Spojrzenie króla zagłębiło się w oczach pazia.Ten drżałze strachu, by nie wypowiedzieć słowa, które mogłyby muzaszkodzić.Jednak, ulegając władczemu spojrzeniu, spuściłgłowę i szepnął:- Panie, widziałem ciało małego sprzedawcy wątli.Byłmartwy i miał otwarty brzuch.Jakaś kobieta wyciągnęłago z płomieni i ściskała w ramionach.Widziałem też siostrzeńca właściciela tawerny z opasanym czołem. A sam właściciel? Nie można było wyciągnąć jego ciała z płonącegodomu.Ludzie mówią.Paz leciutko się uśmiechnął w chwalebnym zamiarze rozluznienia atmosfery. Ludzie mówili, że była to piękna śmierć dla właścicielatawerny, której specjalnością było pieczyste.Ale twarz króla pozostała lodowata i dworzanie szybkoprzysłonili usta dłonią, by ukryć niestosowną wesołość [ Pobierz całość w formacie PDF ]