[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O ciebie.%7łachnął się.- Nie wygłupiaj się.Hanka jest córką mojego wuja.Bliskiepokrewieństwo.- Bliskie pokrewieństwo wcale nie przeszkadza, że jest wtobie zakochana.- Co ci też głowy strzeliło?Spojrzała na niego z szelmowskim uśmiechem.- Dziwne, że do tej pory tego nie zauważyłeś, albo udajesz,że nie zauważyłeś.Przyznaję, że to trochę komplikujesytuację.Mój pobyt u was bardzo jest jej nie na rękę.Dlategobędę chyba musiała przenieść się gdzie indziej.- Dajżespokój.Coś sobie ubrdalaś.Ruszyła kłusem.- Wiem, co mówię - rzuciła przez ramię.Nie rozmawiali więcej na ten temat.Do domu zajechali wcałkowitym milczeniu.Dopiero w stajni, kiedy rozsiodływalikonie, Ada dotknęła ramienia Piotra i powiedziała:- Polubiłam cię i dlatego radzę, żebyś nie wierzyłbezkrytycznie we wszystko to, co ludzie ci mówią.Machnął niecierpliwie ręką.- Daj mi spokój z twoimi tajemniczymi półsłówkami.- Nie lubisz tajemniczych zagadek?- Nie lubię, jak mnie ktoś usiłuje w głupi sposóbintrygować. - W głupi sposób intrygować - powtórzyła i roześmiała się.Wyniosła siodło przed stajnię i ułożyła je na słońcu, żebyczaprak wysechł.Wróciła, wytarła spoconą klacz wiechciemsłomy, a następnie, nie patrząc na Piotra, ruszyła w kierunkudomu, uderzając szpicrutą o cholewy.- Głupia dziewucha - mruknął pod nosem.- Wydaje jej sięBóg wie co.Ale to, co powiedziała Ada, zaniepokoiło go.Nie chciał tegorodzaju rodzinnych komplikacji.Wprawdzie już kilkakrotniezauważył pewne niepokojące reakcje Hanki, nie chciałjednak dopuścić tego do swojej świadomości, uważając, że tomu się tylko zdaje.Przy obiedzie wuj Szymon długo i szeroko opowiadał oswoich sprawach i o swoich kłopotach, nie zważając na to, żejego współbiesiadnicy słuchają go z pewnym roztargnieniem.Pani Stanisława notowała coś skrupulatnie na kartce papierui od czasu do czasu próbowała nawiązać uprzejmościowąrozmowę z Adą, o ile wartki potok monologu jej małżonka nato pozwalał.Piotr raz i drugi rzucił szybkie spojrzenie wkierunku Hanki.Siedziała, jak zwykle, sztywna, patrząc wtalerz, nie odzywając się do nikogo. Cholerna cierpiętnica -pomyślał. Boże mnie strzeż. Kiedyś, jeszcze przed jejmałżeństwem, pocałował ją, niezupełnie tak, jak się całujekuzynkę, ale był to zupełnie sporadyczny incydent,niemający żadnych dalszych następstw.Teraz, nie wiadomodlaczego, przypomniał mu się ten pocałunek.W tymmomencie, jakby pod wpływem jakiegoś telepatycznegofluidu, podniosła głowę i spojrzenia ich spotkały się.Woczach Hanki zobaczył coś takiego, co go napełniło głębokimniepokojem.Nie potrafił zdać sobie sprawy z tego, ale zacząłsię bać.- No, moi kochani - powiedział pan Szymon, odwiązującsobie serwetę spod brody.- Muszę wam uroczyściezakomunikować, że jutro was opuszczam.- Gdzież to wujaszek się wybiera? - spytał Piotr.- Do stolicy, panie dzieju, do naszej kochanej Warszawy.- Każdemu należy się trochę rozrywki.Pan Szymon aż poczerwieniał.- Jeżeli rozmowy z urzędnikami skarbowymi uważasz zarozrywkę, to ci winszuję.Nie, moi drodzy.Nie jadę szukaćrozrywek.Znowu mi chcą te psiekrwie dowalić domiar.Jaktak dalej pójdzie, to będziemy musieli z torbami w światruszyć.- Eee.- skrzywił się Piotr.- Tak zle nie będzie Przecieżwujaszkowi domiar to nie pierwszyzna.- A nie zapomnij,Szymeczku, zabrać tego, co wiesz - wtrąciła się pani Stasia.-Jestem pewna, że sobie poradzisz.- Jak się da, to się zrobi - mruknął pan Szymon i podkręciłwąsa.Dzień był pogodny.Pazdziernikowe słońce straciło już swójenergiczny blask.Aagodny powiew wiatru strącał z drzewcoraz więcej kolorowych liści.Pan Szymon pośpiesznie uwinął się ze śniadaniem iwyprowadził z garażu swoją wysłużoną syrenę.- A gdzież to Hanka? - spytał.- Chyba już nie śpi.- Ale skąd - oburzyła się pani Stasia.- Zerwała się o świcie,wzięła koszyk, siadła na rower i pojechała do lasu szukaćgrzybów.- Ho, ho - uśmiechnął się Grabiecki i wcisnął się zakierownicę.- Coś czuję, że się zanosi na grzybową zupę złazankami.- Mlasnął językiem i włączył pierwszy bieg.Piotr i Ada poszli do stajni siodłać konie.Nie rozmawiali inie przekomarzali się tak jak zwykle.Po wczorajszym dniuwytworzył się między nimi pewien dystans.Ten swobodny,bezpośredni nastrój, jaki dotychczas między nimi panował,zniknął.- Może już niedługo - powiedziała Ada.- Co niedługo?- Może już niedługo skończą się te nasze konne spacery.Spojrzał zdziwiony.- Masz zamiar wracać do Stanów? Wydawało mi się, żeprzyjechałaś tu na dłużej.Uśmiechnęła się.- Tobie się w ogóle dużo różnych rzeczy wydaje.%7łycie nie jest takie proste.Ty jesteś prostolinijnym, poczciwymchłopakiem.Nie nauczyłeś się jeszcze patrzeć na świat i naludzi, którzy nie zawsze są takimi, za jakich chcą uchodzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •