[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotknęła czule rÄ™ki męża: - Heniulku, jakie masz plany na dzisiaj?- No przecież jesteÅ›my zaproszeni na brydża do Kozieskich.- Ach, prawda.Na Å›mierć zapomniaÅ‚am.Nie bardzo mi siÄ™ chce, ale trudno -obowiÄ…zki towarzyskie.Kto jeszcze u nich ma być? Nie wiesz?- Nie wiem.Zdaje siÄ™, że profesor Zelman.Ale a propos.BÄ™dÄ™ musiaÅ‚ w tych dniachpojechać do Koronowa.Trzeba podgonić tam te roboty.MiaÅ‚y być na lipiec gotowe, atu już grudzieÅ„.Może wybraÅ‚abyÅ› siÄ™ ze mnÄ…? Odpoczniesz trochÄ™, odetchnieszÅ›wieżym powietrzem.- Kiedy chcesz jechać?- Choćby jutro.- O nie, nie, jutro nie mogÄ™.SpojrzaÅ‚ na niÄ… podejrzliwie.- Dlaczegóż to nie możesz?- Jestem zajÄ™ta.- Cóż to za tajemnicze zajÄ™cia?- Takie tam babskie sprawy.Fryzjer, krawcowa, kosmetyczka.-.kochanek.Pani Lena byÅ‚a oburzona.- No wiesz.Cóż ty sobie wyobrażasz? Co to w ogóle znaczy?7273Wajchert pocaÅ‚owaÅ‚ żonÄ™ w rÄ™kÄ™.- Nie gniewaj siÄ™, kochanie.Przecież żartowaÅ‚em.- Nie znoszÄ™ takich żartów.Mam chyba prawo wymagać od wÅ‚asnego męża odrobinyszacunku.- Cicho, Klementyna - syknÄ…Å‚.- Masz racjÄ™, kochanie.Przepraszam ciÄ™.Po deserze pani Lena poszÅ‚a siÄ™ poÅ‚ożyć, Wajchert zaÅ› usadowiÅ‚ siÄ™ wygodnie wgÅ‚Ä™bokim fotelu i zaczÄ…Å‚ przeglÄ…dać  %7Å‚ycie Warszawy".Nie mógÅ‚ jednak skupićuwagi na drukowanych stronicach.OgarniaÅ‚a go coraz wiÄ™ksza senność.WreszciewypuÅ›ciÅ‚ z rÄ…k gazetÄ™ i zamknÄ…Å‚ oczyZ miÅ‚ej drzemki wyrwaÅ‚ go chropowaty gÅ‚os Klementyny. - ProszÄ™ pana.ProszÄ™ pana.- Co siÄ™ staÅ‚o? -JakiÅ› pan do pana.- Do mnie? Kto?- MÅ‚ody.Mówi, że nazywa siÄ™ AosiÅ„ski.- AosiÅ„ski? Nie znam.Pewnie jakaÅ› pomyÅ‚ka.Mówi, że jest kolegÄ… pana Krzysztofa.Wajchert wstaÅ‚ i spojrzaÅ‚ przytomniej.- Niech go gosposia poprosi do mego gabinetu.Maurycy ukÅ‚oniÅ‚ siÄ™.ByÅ‚ zmieszany.- Bardzo pana przepraszam, panie inżynierze, że oÅ›mielam siÄ™ pana niepokoić, i to wdodatku w niedzielÄ™, ale.- ProszÄ™, niech pan siada - powiedziaÅ‚ Wajchert.- Może pan zapali, proszÄ™.- DziÄ™kujÄ™ bardzo.Nie palÄ™.Przez chwilÄ™ przyglÄ…dali siÄ™ sobie nawzajem w milczeniu.Wreszcie WajchertpowiedziaÅ‚:- WiÄ™c pan jest kolegÄ… mego syna?- Tak wÅ‚aÅ›nie.Krzysztof mieszkaÅ‚ u mnie przez ostatnich kilka miesiÄ™cy.Potem.potem.nie wiem.Potem nie widywaliÅ›my siÄ™ z nim.TelefonowaÅ‚ do mnie, żewyjeżdża.Nie rozumiem.ZdziwiÅ‚ mnie ten telefon.Bo skÄ…d tak nagle.W ogóle towszystko trochÄ™ dziwne.No CÓ%7Å‚.Wajchert z uÅ›miechem patrzaÅ‚ na nieÅ›miaÅ‚ego mÅ‚odzieÅ„ca.- Czy pan wie, drogi panie, że Krzysztof jest teraz w Paryżu?- W Paryżu?- Tak.Dziwi to pana?- Bardzo, bardzo mnie to dziwi.Pan nawet nie wie, jak bardzo mnie to dziwi.- Może pan chce przeczytać list, który od niego otrzymaÅ‚em.Maurycy ze zdumieniem przeczytaÅ‚ list raz, drugi i trzeci.PrzeÅ‚knÄ…Å‚ Å›linÄ™.Nie mogÅ‚obyć wÄ…tpliwoÅ›ci.To byÅ‚ charakter pisma Krzysztofa.- Dzisiaj pan otrzymaÅ‚ ten list, panie inżynierze?- Dzisiaj.To znaczy przyszedÅ‚ wczoraj, ale gosposia dorÄ™czyÅ‚a go dopiero dzisiaj.WidzÄ™, że pan jest naprawdÄ™ zaskoczony. -Jestem naprawdÄ™ zaskoczony - powtórzyÅ‚ cicho Maurycy.-Tak.No cóż.skoro Krzysztof.Jeżeli jednak.jeżeli jednak to prawda, żewyjechaÅ‚.no to boja wiem.CoÅ› by trzeba z jego rzeczami.ZostawiÅ‚ u mnie swojerzeczy, wiÄ™c.- Może pan zechce Å‚askawie, wobec tego, podać mi swój dokÅ‚adny adres, a ja przyÅ›lÄ™gosposiÄ™ po rzeczy Krzysztofa.Maurycy potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- Nie, nie.To już raczej ja sam przyniosÄ™.Dwie ciężkie walizy.Kobieta nie da sobierady.Jeżeli pan inżynier pozwoli, to jutro przywiozÄ™.Nie wiem tylko, o jakiej porzekogoÅ› zastanÄ™.- U nas przeważnie jest ktoÅ› w domu.Najpewniej jednak w porze obiadowej,pomiÄ™dzy drugÄ… a piÄ…tÄ….Jeżeliby nawet mnie nie byÅ‚o, to odbierze moja żona czygosposia.Maurycy wstaÅ‚.- WiÄ™c jutro po poÅ‚udniu odwiozÄ™ rzeczy Krzysztofa.Do widzenia panu, panieinżynierze.- Do widzenia.DziÄ™kujÄ™.Bardzo pan uprzejmy.Maurycy wyszedÅ‚ i tak szybko zbiegÅ‚ze schodów, jakby gokto goniÅ‚.W gÅ‚owie miaÅ‚ zupeÅ‚ny zamÄ™t.Krzysztof w Paryżu.Co to wszystko miaÅ‚oznaczyć? WiÄ™c okazuje siÄ™, że naprawdÄ™ coÅ› mu siÄ™ wtedy przywidziaÅ‚o, że tamto naKaniowskiej byÅ‚o zjawÄ…, wytworem chorej fantazji.Krzysztof nie zostaÅ‚75zamordowany.%7Å‚yje.TelefonowaÅ‚ przecież do niego, a teraz napisaÅ‚ do ojca z Paryża.To byÅ‚y realne fakty.WidziaÅ‚ przecież ten list.WiÄ™c jaki wniosek z tego wszystkiego?Czyżby coÅ› z nim byÅ‚o nie w porzÄ…dku? PrzypomniaÅ‚ sobie tego kolegÄ™, któryzwariowaÅ‚ z przepracowania.BiegaÅ‚ po korytarzu i do każdego woÅ‚aÅ‚:  Oddajkapelusz".Czyżby i on także.? ZrobiÅ‚o mu siÄ™ gorÄ…co i zaraz potem wstrzÄ…snÄ…Å‚ nimzimny dreszcz.A może należaÅ‚o pójść do doktora, do psychiatry.PrzestraszyÅ‚ siÄ™ tejmyÅ›li.Wystarczy tylko zacząć.W parÄ™ dni bÄ™dzie gotów.RzeczywiÅ›cie zrobiÄ… zniego wariata.A czy.? Czy wie na pewno, że jest zupeÅ‚nie normalny? ZatrzymaÅ‚ siÄ™ na przystanku koÅ‚o Cedetu.PoczynaÅ‚ sobie zdawaćjasno sprawÄ™ z tego,że jeszcze trochÄ™ takich rozważaÅ„, a nie pozostanie mu nic innego, jak tylko wsiąść wkolejkÄ™ i pojechać do Tworek.I nagle powziÄ…Å‚ decyzjÄ™: nie bÄ™dzie siÄ™ staraÅ‚ nicrozumieć.To byÅ‚o jedyne rozsÄ…dne wyjÅ›cie z tej sytuacji.Nie bÄ™dzie usiÅ‚owaÅ‚ nicrozumieć i koniec kropka [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •