[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. %7łegnam panią, pani Kraal. Jest to jedyna likwidacja, do której przyczynię się z chęcią  dodał Nowak, unosząc się nałóżku.Stołyp skłonił się lekko i wyszedł. Aobuz  rzekła Kraalowa  ale maniery ma.To się liczy. Pani Kraal  spytał Nowak tonem lekkim  nie wie pani przypadkiem, kiedy przyjdzie naobiad panna Kniaziołęcka? Panna Kniaziołęcka nie będzie tu jadła. Acha  rzekł Nowak, kiwając głową  przypominam sobie.Mówiła, że ma być u księdza.Chyba zje tam.Albo u dyrektora muzeum. Nie  rzekła twardo Kraalowa. Ona nie będzie dziś jadła obiadu w Darłowie. Jak to? Tak to.Wyjechała.Zapłaciła za wszystko i pojechała. Pojechała?  zdziwił się Nowak dość obojętnie. Co pani powie?Koszty tej obojętności trudne były do zupełnego ukrycia i zbudziły w Kraalowej złość nawszystko i na wszystkich. Co jest?  spytała z brutalną ironią. Nie pożegnała się z panem? Nie  rzekł Nowak z prostotą. Wie pani, że się nie pożegnała.Och, te nieobowiązująceznajomości z pociągu, wie pani& Trudno ją nawet o coś winić.Kraalowa wyszła i Nowak zwlókł się z łóżka.Naciągnął spodnie i przeszedł przez pokójtrzymając się sprzętów.Noga była krucha i uczulona na każde zetknięcie z podłogą,niemniej oparcie się na niej nie stanowiło już zupełnej niemożliwości.Nowak przewiązałmocniej bandaż, pokusztykał do umywalni, umył twarz, szyję i ramiona zimną wodą.Rozległo się pukanie i do pokoju weszła Anita z tacą, na której stał talerz zupy i talerzz pięknym, rumianym kotletem.Postawiła tacę na stole. Czy przynieść herbatę?  spytała od drzwi. Nie  rzekł Nowak i Anita wyszła.Zjadł zupę ze smakiem.Wróciła mu jakąś złudną równowagę, pełen był niefrasobliwości,o której wiedział, że jest przedsionkiem piekieł. Zawsze lubiłem grochówkę  myślał  i toczłowiekowi zostaje.Kobiety przychodzą i odchodzą, zaś grochówka jest zdobyczą na całeżycie, opoką, na której wznosi się gmach osobowości.Przepadam za grochówką nawędzonce.Najlepszą robią Niemcy.Ta jest trochę za rzadka.Grochówka musi być gęsta.Ten cook na  Helli robił grochówkę jak złoto.W ogóle, kambuz na  Helli miał swoje uroki.Gdzie te czasy? Właściwie powinienem jechać.Tylko dokąd? Do Kopenhagi, czy doWarszawy?123 Zabrał się z apetytem do kotleta.Na schodach, a potem na korytarzu, rozległy się szybkiekroki, drzwi otworzyły się bez pukania i stanął w nich Leter. Jest punktualnie za dziesięć piąta, panie Nowak  powiedział schrypłym głosem i zamknąłza sobą drzwi. Miałem wypadek  rzekł Nowak, nie ruszając się od stołu. Nie mogę chodzić. Wiem o tym.Ale są sprawy ważniejsze od pańskiej parszywej nogi.Mógł się pan ze mnąjakoś porozumieć. Jasne.Są sprawy ważniejsze  rzekł Nowak z namysłem, zaciskając szczęki jak przedczymś nagłym i trudnym. I dlatego, Leter, robię panu świństwo po raz ostatni. To znaczy?  oczy Letera zmętniały nieprzytomną pasją. Nie jadę. Tak  rzekł Leter. Taaak  powtórzył  to jest świństwo.Cholerny numer.Z pana jestkawał skurwysyna, Nowak, który myśli tylko o sobie.Nie ma w panu ani za grosz kumpla.Podszedł do stołu, stanął blisko nad Nowakiem, oczy skryły mu się pod kurczowodrgającymi powiekami.Nagłym ruchem chwycił Nowaka za koszulkę gimnastyczną napiersiach, poderwał go z histeryczną siłą do góry i uderzył niezręcznie, bez zamachu,pięścią w twarz.Cios nie był silny, lecz Nowak, nie znajdując pewnego oparcia w nogach,zwalił się na stół, nurzając ręce w talerzu po zupie, a łokcie w niedojedzonym kotlecie.Czepiając się stołu wycofał się z bezpośredniego zasięgu rąk Letera [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •