[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie widziała go pani gdzieś na mieście?- Nie.Ale wie pani - Anita uśmiechnęła się poufale - jak się jest na gazie to człowieknie bardzo wszystko widzi.Może i gdzieś się tam kręcił.- No, tak - Ewa uśmiechnęła się nieszczerze - wiadomo.Jak ktoś jest wstawiony, tonie pamięta nazajutrz.Anito, pan Nowak mówił mi coś o bluzce, że się pani spodobała.Anita zamknęła drzwi.- Tak - rzekła chłodno.- Podoba mi się.Mogę kupić.- O kupnie nie może być mowy - rzekła Ewa z przyjacielskim uśmiechem.- Z chęciąpodaruję pani tę bluzkę.My, kobiety, powinnyśmy być solidarne.To znaczy: trzymaćrazem.- Racja.Tylko, że to nie zawsze wychodzi.Ewa wstała z łóżka, wsunęła stopy w ranne pantofle i narzuciła płaszcz na pyjamę.Podeszła do szafy i wyjęła bluzkę.Była to oliwkowa bluzka z delikatnego, trochępodniszczonego jerseyu, ze zgrabnie wciętymi kieszonkami i dość wysokimkołnierzykiem.- To o tę ci chodzi?W oczach Anity zabłysła pożądliwość.- Uhm - rzekła niedbale.- Aadna bluzka.Widziałam taką na targu w Słupsku.Z amerykańskich paczek.Akurat jakoś nie miałam forsy.- Dostaniesz ją, Anito.- Fajno - uśmiechnęła się Anita z głupawą beztroską.- Czy przynieść pani cośjeszcze?- Nie - odpowiedziała Ewa z najbardziej ujmującym z uśmiechów.- Dowiedz siętylko, co robił pan Nowak wczoraj póznym wieczorem.Bardzo mi na tym zależy.Rozumiesz, jakby ci to wytłumaczyć& - uśmiech Ewy stał się konfidencyjnyi dopuszczający poufałość - pan Nowak jest moim starym znajomym, narzeczonymmojej przyjaciółki.Otóż, widzisz, my się o niego bardzo niepokoimy, bo on& -zawahała się chwilę, szukając w myślach dalszego ciągu i sunąc językiem powewnętrznej stronie wydętego policzka - & jak ci to powiedzieć? On, to znaczy panNowak, pije& Dużo pije&- Co pani powie? - powiedziała Anita z zainteresowaniem.- Nie zauważyłaś tego nigdy? - oczy Ewy były samą troską i szczerością.- Nie.- A jednak - rzekła z żarliwym pośpiechem Ewa.- Bardzo to ukrywa.Jestw szponach nałogu.Niestety& Robimy, co możemy, żeby go z nich wyrwać.- A to ci heca - powiedziała Anita wesoło.- Dlatego go pilnuję.Byłam zmęczona wczoraj, poszłam wcześnie spać i nie wiem,czy gdzieś nie popłynął?- Uhm - powiedziała Anita wesoło.- I dlatego obsunęliście państwo ćwiartkę przedłóżeczkiem.Musowo.Jedyny sposób na pijaka.- Jakbyś zgadła - rzekła Ewa zimno.- Jedyna metoda na alkoholików.Niech piją podkontrolą.Anita roześmiała się.Oparła się o ścianę na szeroko rozstawionych nogach, uniosła27brudną spódnicę i drapała wysoko na udzie, długo i ze smakiem.Po czym dobyłaz kieszeni fartucha paczkę zagranicznych papierosów.- Chce pani? - wyciągnęła rękę w kierunku Ewy.- Dziękuję.Ta woda zupełnie wystygła.- Przyniosę świeżą.Zapaliła powoli papierosa i pokręciła głową.- Pan Nowak - rzekła, nie patrząc na Ewę - on nie z tych, co by lali i lali w siebiegołdę, a potem wylegiwali się na zarzyganym łóżku.To prawdziwy mężczyzna.Czuła się głęboko urażona i starała się to ukryć.Obraz Nowaka cuchnącego wódką,tępego i bezwolnego brutala, jednego z tych, których znała tak blisko, których,rozumiała, którym wybaczała i którymi gardziła, oburzał ją, naruszał coś w jejprywatnej hagiografii.Jednocześnie czuła błogość płynącą ze spełnionego obowiązku,z dochowanej lojalności.- Masz słuszność, Anito - rzekła poważnie Ewa; po jej twarzy przebiegł niepokój.-I przynieś wodę - dodała miękko, układnie.- Może pani być spokojna.Całą noc spał dziś w domu.Grzecznie, jak noworodek -powiedziała Anita i wyszła.Ewa otworzyła okno, pokój wypełnił się zapachem ostrego, morskiego wiatru.Wysoko w górze pędziły strzępy obłoków, niebo było niebieskie, blade, zimne. Dlaczego nie wszedł? - pomyślała Ewa.- Dlaczego nie spróbował? Mężczyzni zawszepróbują.Wszyscy mężczyzni, prawdziwi i nieprawdziwi, dobrze i zle wychowani.Próbują natrętnie lub banalnie, prostacko lub z wdziękiem, chytrze lub wulgarnie.Alenie przepuszczają okazji.Nie spotkałam takiego, który by nie próbował, bez względuna wiek i pochodzenie społeczne& .Przed oczami stanęła jej drapiąca się w udoAnita, poczuła naraz niesmak klęski.Mimo zimna usiadła na niskim parapecie oknai wpatrzyła się w chaotyczne uroki zapuszczonego dziedzińca, starych murów,zamkowej fosy. Jakie to śliczne& - pomyślała i poczuła się świeższa, wyspana,pełna ciekawości, gotowa do podróży po zakrętach życia.Oparła głowę o framugęi poszukała twarzą wątłego promyka marcowego słońca.Wiatr targał rozpiętą napiersiach, jedwabną pyjamą.- Przeziębłam rano na kość - skarżyła się Ewa przy śniadaniu.- Przecież było napalone.- Oczywiście, pani Kraal, wszystko było w porządku.Po prostu otworzyłam okno.Prowadzi pani ozonowy zakład.- Hotel - Kraalowa przełamała obojętnie trzymanego w ręku rogala i posmarowała gopieczołowicie masłem.- Może raczej pensjonat.O, właśnie: pensjonat w starym zajezdzie.Jak w małychmiasteczkach Szkocji lub Toskanii.- Hotel - powtórzyła z uporem Kraalowa.- Jako inicjatywa prywatna prowadzę hotel.Mogłabym z niego zrobić cacko.- Właśnie.Tylko na pewno nie dają.Boi się pani, że go pani zabiorą, prawda?- Na pewno zabiorą.Już nie ma prawie prywatnych sklepów w Darłowie.Lada dzieńzabiorą.- I zrobią ośrodek wczasowy, co? A pani, gdyby pozwolili, zrobiłaby z niegobombonierkę.Zakład sławny na całe wybrzeże.28- Hotel - rzekła cierpliwie Kraalowa.- Zakład to co innego.- Wyobrażam sobie, a raczej domyślam się.Wyczuwam różnicę.Chociaż wydaje misię, że niektórzy z pańskich gości nie mieliby nic przeciw zakładowi?- Niewątpliwie.Ale na to już nie ma warunków.Może jeszcze w dużym mieście.W Gdyni, albo w Szczecinie.- Na przykład pan Nowak.- Co znaczy: pan Nowak?- No& wygląda na klienta pierwszej sorty.- Z takimi klientami jak Nowak umarłabym z głodu.- Ciekawe?- On ma swoje fanaberie.- Pani Kraal& - głos Ewy zabrzmiał wyrzutem.- Od kiedy należy pani do kobiet nieznajdujących odpowiedzi? Zakład, prowadzony pani ręką nie zna rzeczyniemożliwych.Za fanaberie płaci się drożej.Na fanaberiach zarabia się potrójnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Nie widziała go pani gdzieś na mieście?- Nie.Ale wie pani - Anita uśmiechnęła się poufale - jak się jest na gazie to człowieknie bardzo wszystko widzi.Może i gdzieś się tam kręcił.- No, tak - Ewa uśmiechnęła się nieszczerze - wiadomo.Jak ktoś jest wstawiony, tonie pamięta nazajutrz.Anito, pan Nowak mówił mi coś o bluzce, że się pani spodobała.Anita zamknęła drzwi.- Tak - rzekła chłodno.- Podoba mi się.Mogę kupić.- O kupnie nie może być mowy - rzekła Ewa z przyjacielskim uśmiechem.- Z chęciąpodaruję pani tę bluzkę.My, kobiety, powinnyśmy być solidarne.To znaczy: trzymaćrazem.- Racja.Tylko, że to nie zawsze wychodzi.Ewa wstała z łóżka, wsunęła stopy w ranne pantofle i narzuciła płaszcz na pyjamę.Podeszła do szafy i wyjęła bluzkę.Była to oliwkowa bluzka z delikatnego, trochępodniszczonego jerseyu, ze zgrabnie wciętymi kieszonkami i dość wysokimkołnierzykiem.- To o tę ci chodzi?W oczach Anity zabłysła pożądliwość.- Uhm - rzekła niedbale.- Aadna bluzka.Widziałam taką na targu w Słupsku.Z amerykańskich paczek.Akurat jakoś nie miałam forsy.- Dostaniesz ją, Anito.- Fajno - uśmiechnęła się Anita z głupawą beztroską.- Czy przynieść pani cośjeszcze?- Nie - odpowiedziała Ewa z najbardziej ujmującym z uśmiechów.- Dowiedz siętylko, co robił pan Nowak wczoraj póznym wieczorem.Bardzo mi na tym zależy.Rozumiesz, jakby ci to wytłumaczyć& - uśmiech Ewy stał się konfidencyjnyi dopuszczający poufałość - pan Nowak jest moim starym znajomym, narzeczonymmojej przyjaciółki.Otóż, widzisz, my się o niego bardzo niepokoimy, bo on& -zawahała się chwilę, szukając w myślach dalszego ciągu i sunąc językiem powewnętrznej stronie wydętego policzka - & jak ci to powiedzieć? On, to znaczy panNowak, pije& Dużo pije&- Co pani powie? - powiedziała Anita z zainteresowaniem.- Nie zauważyłaś tego nigdy? - oczy Ewy były samą troską i szczerością.- Nie.- A jednak - rzekła z żarliwym pośpiechem Ewa.- Bardzo to ukrywa.Jestw szponach nałogu.Niestety& Robimy, co możemy, żeby go z nich wyrwać.- A to ci heca - powiedziała Anita wesoło.- Dlatego go pilnuję.Byłam zmęczona wczoraj, poszłam wcześnie spać i nie wiem,czy gdzieś nie popłynął?- Uhm - powiedziała Anita wesoło.- I dlatego obsunęliście państwo ćwiartkę przedłóżeczkiem.Musowo.Jedyny sposób na pijaka.- Jakbyś zgadła - rzekła Ewa zimno.- Jedyna metoda na alkoholików.Niech piją podkontrolą.Anita roześmiała się.Oparła się o ścianę na szeroko rozstawionych nogach, uniosła27brudną spódnicę i drapała wysoko na udzie, długo i ze smakiem.Po czym dobyłaz kieszeni fartucha paczkę zagranicznych papierosów.- Chce pani? - wyciągnęła rękę w kierunku Ewy.- Dziękuję.Ta woda zupełnie wystygła.- Przyniosę świeżą.Zapaliła powoli papierosa i pokręciła głową.- Pan Nowak - rzekła, nie patrząc na Ewę - on nie z tych, co by lali i lali w siebiegołdę, a potem wylegiwali się na zarzyganym łóżku.To prawdziwy mężczyzna.Czuła się głęboko urażona i starała się to ukryć.Obraz Nowaka cuchnącego wódką,tępego i bezwolnego brutala, jednego z tych, których znała tak blisko, których,rozumiała, którym wybaczała i którymi gardziła, oburzał ją, naruszał coś w jejprywatnej hagiografii.Jednocześnie czuła błogość płynącą ze spełnionego obowiązku,z dochowanej lojalności.- Masz słuszność, Anito - rzekła poważnie Ewa; po jej twarzy przebiegł niepokój.-I przynieś wodę - dodała miękko, układnie.- Może pani być spokojna.Całą noc spał dziś w domu.Grzecznie, jak noworodek -powiedziała Anita i wyszła.Ewa otworzyła okno, pokój wypełnił się zapachem ostrego, morskiego wiatru.Wysoko w górze pędziły strzępy obłoków, niebo było niebieskie, blade, zimne. Dlaczego nie wszedł? - pomyślała Ewa.- Dlaczego nie spróbował? Mężczyzni zawszepróbują.Wszyscy mężczyzni, prawdziwi i nieprawdziwi, dobrze i zle wychowani.Próbują natrętnie lub banalnie, prostacko lub z wdziękiem, chytrze lub wulgarnie.Alenie przepuszczają okazji.Nie spotkałam takiego, który by nie próbował, bez względuna wiek i pochodzenie społeczne& .Przed oczami stanęła jej drapiąca się w udoAnita, poczuła naraz niesmak klęski.Mimo zimna usiadła na niskim parapecie oknai wpatrzyła się w chaotyczne uroki zapuszczonego dziedzińca, starych murów,zamkowej fosy. Jakie to śliczne& - pomyślała i poczuła się świeższa, wyspana,pełna ciekawości, gotowa do podróży po zakrętach życia.Oparła głowę o framugęi poszukała twarzą wątłego promyka marcowego słońca.Wiatr targał rozpiętą napiersiach, jedwabną pyjamą.- Przeziębłam rano na kość - skarżyła się Ewa przy śniadaniu.- Przecież było napalone.- Oczywiście, pani Kraal, wszystko było w porządku.Po prostu otworzyłam okno.Prowadzi pani ozonowy zakład.- Hotel - Kraalowa przełamała obojętnie trzymanego w ręku rogala i posmarowała gopieczołowicie masłem.- Może raczej pensjonat.O, właśnie: pensjonat w starym zajezdzie.Jak w małychmiasteczkach Szkocji lub Toskanii.- Hotel - powtórzyła z uporem Kraalowa.- Jako inicjatywa prywatna prowadzę hotel.Mogłabym z niego zrobić cacko.- Właśnie.Tylko na pewno nie dają.Boi się pani, że go pani zabiorą, prawda?- Na pewno zabiorą.Już nie ma prawie prywatnych sklepów w Darłowie.Lada dzieńzabiorą.- I zrobią ośrodek wczasowy, co? A pani, gdyby pozwolili, zrobiłaby z niegobombonierkę.Zakład sławny na całe wybrzeże.28- Hotel - rzekła cierpliwie Kraalowa.- Zakład to co innego.- Wyobrażam sobie, a raczej domyślam się.Wyczuwam różnicę.Chociaż wydaje misię, że niektórzy z pańskich gości nie mieliby nic przeciw zakładowi?- Niewątpliwie.Ale na to już nie ma warunków.Może jeszcze w dużym mieście.W Gdyni, albo w Szczecinie.- Na przykład pan Nowak.- Co znaczy: pan Nowak?- No& wygląda na klienta pierwszej sorty.- Z takimi klientami jak Nowak umarłabym z głodu.- Ciekawe?- On ma swoje fanaberie.- Pani Kraal& - głos Ewy zabrzmiał wyrzutem.- Od kiedy należy pani do kobiet nieznajdujących odpowiedzi? Zakład, prowadzony pani ręką nie zna rzeczyniemożliwych.Za fanaberie płaci się drożej.Na fanaberiach zarabia się potrójnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]