[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziałam jej, że będę przy niej codziennie, a ona absolutniesię nie zgodziła.- Nie chce cię tam?- Dokładnie tak samo zareagowałam, a ona mi tłumaczy, że nie życzysobie wizyt smutnych ludzi o zatroskanych twarzach.Rozumie, jaki to dlawszystkich szok i że czujemy się do bani - Steffi spogląda na ojca.-Przepraszam, tato.Ona wie, że przez jakiś czas będziemy się czuliokropnie, ale nie chce, żeby tak było.Powiedziała, że skoro sama niemoże normalnie żyć, chce, żebyśmy to zrobili za nią.- A co to niby ma znaczyć? - pyta Walter ochrypłym głosem.- To ma znaczyć, że Callie nie chce oglądać, jak chodzimy wokół niejprzybici i co chwilę zalewamy się łzami, choć, Boże drogi, ja naprawdęsobie z tym nie radzę.Ale wiecie, jaka ona jest.Zawsze zle znosiłaprzygnębienie innych, więc twierdzi, że jak się będziemy zachowywaćtak jak teraz, to popełni samobójstwo długo przed upływem roku.Honor i Walter się uśmiechają.Cała Callie.- No więc Callie oczywiście chce, żebyśmy z nią byli, aleuśmiechnięci i zadowoleni.Radioterapia da jej się we znaki, będzie wyczerpana i będzie potrzebować dużo snu.Dlatego w tymczasie, kiedy akurat nie będzie spala, chce słyszeć tylko dobre rzeczy.- Jeszcze jakieś życzenia? - pyta Honor.- Tak.Sos z awokado.Chce, żebym zrobiła guacamole.Mówi, że niemoże się już doczekać.- To dobrze! - Honor jest podekscytowana.- Jeśli ma apetyt, to chybadobry znak, prawda?- To musi być dobry znak - przytakuje jej Walter.-Czy ktośdowiedział się czegoś więcej o tej chorobie?Stefh kiwa głową.- Facet Liii, Ed, jest dziennikarzem.Prawie całą noc spędził wInternecie.Wpadną tu potem do nas.A ja skoczę do sklepu po awokado ikolendrę.Jedzie ktoś ze mną?- Ja pojadę - Honor i Walter odzywają się prawie równocześnie.- Super! - Stefn nie potrafi ukryć szerokiego uśmiechu.- Ja prowadzę.Reece zapłacił właśnie dostawcy pizzy i zastanawia się, gdzie, dodiabła, wszyscy znikli.Chce jak najszybciej pojechać do Callie.Ale co zdziećmi? Wracając do domu, wstąpili na lody, do wypożyczalni i na placzabaw.Miał nadzieję, że zostawi je teraz Honor i pojedzie do szpitala,dom jednak jest pusty, żadnej kartki, nic.Kiedy stawia pizzę na stole, otwierają się tylne drzwi i - dzięki ci,Boże, że mnie wysłuchałeś! - wchodzi Steffi i Honor, a za nimi Walter.- Walter! - Reece podchodzi do niego i wita się mocnym uściskiem,gdy do kuchni wbiegają dzieci.- Dziadek! - wołają równocześnie, przylepiając mu się do nóg.Walterpodnosi oboje do góry i całuje.- Eliza! Ależ ty urosłaś! I wypiękniałaś! Kiedy to wyrosła z ciebie takaśliczna panna? - Chyba w zeszłym roku - odpowiada bardzo poważnie Eliza,opierając główkę na jego ramieniu i głaszcząc go po policzku.- A Jack! Pokaż, chłopie, muskuły! - I Jack czym prędzej prężydumnie swoje małe ramię, a Walter się śmieje, odrzucając głowę do tyłu,a potem mocno ściska dzieciaki, chowając głowę w ich włosach iwdychając ten cudowny zapach.No, no, myśli Honor, obserwując go ze zdumieniem.Oto prawdziwyWalter.Nigdy go sobie nie wyobrażała jako dziadka, nie miała pojęcia,jaki będzie w tej roli, więc nie przypuszczała, że to właśnie wnuki zdołająprzełamać jego sztywność.Atu proszę, spójrzcie tylko! Ciepły, rozluzniony, kochający -Jest, w końcu.Uśmiecha się do siebie.Kto by pomyślał? GuacamolePrzepis jest jedynie podstawą, którą można modyfikować.Przygotowując tę potrawę, najlepiej kierować się indywidualnymiupodobaniami i własnym smakiem.Składniki:2 dojrzale awokado1/2 czerwonej cebuli, posiekać (około pół szklanki)2 łyżki liści kolendry, drobno posiekać1 łyżka świeżego soku z limonki lub cytryny1/2 łyżeczki gruboziarnistej soliszczypta świeżo zmielonego czarnego pieprzupłatki suszonej czerwonej papryki1/2 dojrzałego pomidora bez ziaren, drobno pokroićPrzygotowanie:Przekroić awokado na pót i wyciągnąć pestki.Ayżeczką wydrążyćmiąższ i w misce rozgnieść go widelcem.Dodać cebulę, kolendrę, przyprawić sokiem z cytryny, solą ipieprzem.Jeszcze przez chwilę rozgniatać.Przyprawić czerwonąpapryką.Przykryć sos folią spożywczą, tak by przylegała bezpośrednio dojego powierzchni - w ten sposób zapobiega się procesowi utleniania.Przechowywać w lodówce.Pomidor dodać tuż przed podaniem,wymieszać.Przybrać rzodkiewkami lub bulwami jicama.Podawać z chipsamitortilla. Rozdział 26- Co chcesz, żebym zrobiła? - Lila przyciągnęła fotel bliżej łóżka, ateraz siedzi i trzyma Callie za rękę.- Chcę, żebyś zajęła się dziećmi.- Dobrze.- Nie, mam na myśli już teraz, kiedy jestem w szpitalu albo jak będę wdomu, ale za słaba na cokolwiek.Wiem, że jesteś ich matką chrzestną, alezależy mi, żebyś naprawdę się nimi zaopiekowała.Chciałabym, żebyściew czasie mojej radioterapii kilka razy w tygodniu zrobili coś razem.Wiem, że chodzą do szkoły, więc może mogłabyś zawiezć je na zajęciaalbo pójść z nimi do parku czy coś w tym rodzaju.- Nie ma sprawy - mówi Lila, usiłując nie okazać paniki.Dzieci, jakzawsze mawiała, są fajne w małych ilościach, i to tylko wtedy, gdy należądo innych.- Wiem, że opieka nad dziećmi nie jest twoją najmocniejszą stroną -Callie mruży oczy, a Lila się uśmiecha.- Ale one znają cię od zawsze ikochają.Mama dobiega siedemdziesiątki i widzę, jaka jest zmęczona, aStefh obawiam się obarczyć taką odpowiedzialnością.To tylko na czasradioterapii.- Zrobię dla ciebie wszystko - zapewnia Lila.-1 Ed też.Całą nocczytał o tej chorobie.- To świetny facet, wiesz o tym?- Wiem.Mam szczęście.- To nie jest kwestia szczęścia.Po prostu na to zasługujesz.I cieszęsię, że się odnalezliście.Znalazł coś? - Hm.Wiesz, że nie jest za dobrze.Ale okazuje się, że są ludzie, którzyprzeżywają do dwóch tysięcy dni.- Lila, nie wymagaj ode mnie zbyt wiele.Ile to jest?- Pięć i pół roku.- Naprawdę? - Po raz pierwszy od wielu dni w oczach Callie widaćblask.Lila się uśmiecha.- Naprawdę.- Za pięć i pół roku - zastanawia się - Eliza miałaby trzynaście, a Jackjedenaście.Tak mogłoby być.Wtedy mogłabym ich zostawić.Do diabłaze statystykami, przeżyję ich wszystkich.- Brawo! - Lila ściska jej dłoń.- Wiem, że możesz to zrobić.- I wiesz też, że mam swój ukryty cel, gdy proszę cię o opiekę naddziećmi, prawda?Lila wzdycha.- No cóż, trudno.Chcesz ze mnie zrobić mamuśkę? Rozmawiałaś zEdem?- Nie, odkąd tu jestem.Ale kiedyś rozmawialiśmy i okazało się, żebardzo chciałby mieć więcej dzieci.- A może zamiast tak kręcić, od razu powiesz po prostu, o co cichodzi?- Muszę wam to wszystko powiedzieć.Nie mam czasu, by czekać naodpowiednią chwilę.Muszę powiedzieć, co myślę, tym, których kocham.Uważam, że powinnaś mieć z nim dzieci.- Mowy nie ma! - Lila podnosi rękę.- Już to omawialiśmy ipowiedziałam: nie.- Wiem.I mam zamiar zmienić twoją decyzję.- Wysyłając mnie z Jackiem i Elizą do parku? To jej nie zmieni.Jedynym powodem, dla którego tak bardzo kocham twoje dzieci, jest fakt,że na koniec mogę je oddać.Uwierz mi, gdyby były z ciocią Lilądwadzieścia cztery godziny na dobę, niewiele by z tej miłości zostało. - A co, gdybym cię poprosiła o to na łożu śmierci? -Callie uśmiechasię ze złośliwym błyskiem w oku.- Nie waż mi się, bo wtedy musiałabym urodzić, a nie chcę.Mówiępoważnie, Cali.Możesz mnie prosić o wszystko, ale nie zmuszaj mnie doczegoś, czego nie chcę.- Ale Lila, miałabyś takie małe brzdące z czarnymi kręconymiwłoskami, które mówiłyby ze śmiesznym, angielskim akcentem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •