[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestempewien, że Andrew mi przebaczył.- A ty wybaczyłbyś jemu, gdyby było odwrotnie?- Naturalnie, że tak, przecież mu na niej nie zależało.- Myślę, że lord Lanchester nie walczyłby o kobietę, na której mu nie zależy.- Nie jest szlachetnym rycerzem na białym koniu.Na twoim miejscu miałbym się nabaczności, spacerując z nim w lesie.- No wiesz, Avonlea! Nie sugerujesz chyba, że on.czy ja.moglibyśmy pomyślećo.- Lucinda spojrzała z wyrzutem na męża.- Cokolwiek o mnie sądzisz, nie jestemrozwiązła.- Oczywiście, że nie.Przepraszam, wybacz mi - odparł zakłopotany książę.- Nie tomiałem na myśli.Andrew jest mężczyzną, lubi piękne kobiety, a ty wyraznie mu siępodobasz.Będąc z tobą sam na sam w lesie, mógłby ulec pokusie.- Jest nie tylko moim, ale i twoim przyjacielem.Przepraszam, pójdę się położyć -odrzekła Lucinda.Justin chwycił ją za ramię, zanim zdążyła wyjść.- Nie odchodz.Nie chciałem cię obrazić.Niepotrzebnie poruszyłem ten temat.- To, do czego w przeszłości doszło.ten gwałt.Uwierz mi, nie zrobiłam niczego,żeby sprowokować tamtego mężczyznę.Przysięgam.- Wierzę ci.Nie zamierzałem się z tobą kłócić.Ciągle daje o sobie znać ta moja przeklęta duma.Lucinda westchnęła.- Obawiam się, że nierozważnym, impulsywnym postępowaniem unicestwiłam twojeuczucie do mnie i naszego małżeństwa nie da się uratować.- Nie dopuścimy do rozpadu naszego związku - orzekł stanowczo Justin.Pochylił głowę i musnął wargami usta Lucindy, a gdy je rozchyliła, pogłębiłpocałunek.Nagle zapragnęła znalezć się w jego ramionach i poczuć blisko siebie, jednakwbrew tej chęci odsunęła się od męża, niepewna jego reakcji.- Idz się położyć - powiedział.- Nie będę cię niepokoił.Lucinda przeżyła rozczarowanie, bo przez chwilę myślała, że jej wybaczył.- Dobrze.Dobranoc, Justinie.Kierując się do drzwi, poczuła łzy pod powiekami.Najwyrazniej musi uodpornić sięna zmienne nastroje męża.Skoro ma spędzić z nim życie, powinna nauczyć się ukrywać żali pokazywać światu uśmiechniętą twarz.Lucinda szła szybko, chcąc znalezć się w domu, zanim Justin zacznie jej szukać.Niezapomniała przebiegu poprzedniego sam na sam i nie miała ochoty na nowy konflikt.Idącprzez starannie przystrzyżone trawniki, spostrzegła zmierzającego w jej stronę mężai zrozumiała, że jej nieobecność została zauważona.- Wstałaś tak wcześnie, moja droga?- Wiesz, że lubię spacerować o poranku - odparła z uśmiechem, maskując niepokój.-Pamiętasz, jak kiedyś rano razem podziwialiśmy łabędzie?- Aabędzie? - Justin sprawiał wrażenie zdezorientowanego.Dopiero po dłuższej chwiliuśmiechnął się.- Ach, tak.Byłaś u Jane Lanchester i zapragnęłaś obejrzeć młode łabędzie.Przyjechałem po ciebie wcześnie i zjedliśmy razem śniadanie.- Tego dnia mi się oświadczyłeś - dodała Lucinda.- Było cudownie! Poszliśmy nadługi spacer, a potem urządziłeś piknik nad jeziorem.Karmiłam łabędzie kawałkami rogalika,a ty zwróciłeś mi uwagę, że lepsza jest specjalna karma.Byłeś dla mnie bardzo miły.- Nie chcę być dla ciebie niedobry.- Justin posmutniał, podając żonie ramię.- To winamojego porywczego charakteru.Postaram się, kochanie.Czy spróbujesz być wyrozumiała?Wybaczysz mi?- Oczywiście, że tak.Jesteś moim mężem.- Może miałabyś ochotę wybrać się pózniej na przejażdżkę?- Chętnie.Bardzo by mnie to ucieszyło.- W takim razie z przyjemnością cię zabiorę. Znowu Justin był mężczyzną, którego oświadczyny przyjęła.Ujmującym,sympatycznym, uprzejmym.Jednak pogodny nastrój zmieniłby się diametralnie, gdybydowiedział się, kogo Lucinda odwiedziła wczesnym rankiem.Jak długo jeszcze uda jej się utrzymać w sekrecie istnienie Angeli?Przez następne dziesięć dni Lucinda wstawała bardzo wcześnie.W domku była przedsiódmą, a wracała do rezydencji o wpół do dziesiątej.Wydała pokojówce polecenie, abyśniadanie przynoszono jej do pokoju za kwadrans dziesiąta, co nie było niczym niezwykłym.Większość dam jadała śniadanie w łóżku i nie opuszczała swoich apartamentów przeddwunastą.W tej sytuacji Lucinda widywała ukochaną córkę i wypełniała obowiązki panidomu bez narażania się na zdemaskowanie.W dniu balu wróciła jak zwykle o wpół do dziesiątej.Ku swemu przerażeniu zastałaJustina w swojej sypialni.Wstał, kiedy weszła, i od razu zauważył, że żona ma na sobiezwyczajną suknię i rozpuszczone włosy.- Dlaczego wstałaś tak wcześnie w dniu ważnego balu? Sądziłem, że będzieszwypoczywać, Lucindo.- Wiesz, że lubię spacery - odparła spokojnym tonem, choć była zdenerwowana.-Uznałam, że ze względu na moje domowe powinności najlepiej będzie odbywać przechadzkiprzed śniadaniem.Codzienne sprawy załatwiane są przed południem, a popołudnia mogęspędzać z tobą, jeśli zażyczysz sobie mojego towarzystwa, albo przyjmować gości.- Lubię przejechać się konno przed śniadaniem.Byłoby miło, gdybyś mogła miczasem towarzyszyć.- Chętnie, skoro tego sobie życzysz.Tylko proszę, uprzedz mnie wcześniej.- Doskonale.Na przyszłość będę o tym wspominał, zanim udamy się na spoczynek.Nie sądziłem, że będę musiał umawiać się na spotkania z własną żoną, ale skoro jesteś takzajęta - odparł z przekąsem książę.Lucindzie, obciążonej poczuciem winy, łzy napłynęły do oczu.Ostatnie dni byłyz pozoru przyjemne, a przez chwilę, kiedy mąż ją pocałował, sądziła, że wrócił dawny Justin.Tymczasem najwyrazniej nadal żywił do niej urazę.- Mogę teraz przebrać się w odpowiedni strój, jeśli sobie życzysz.- Nie trzeba - powiedział i ruszył w stronę drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •