[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potemwróciłem do sali i nalałem sobie whisky.Popijałem bez pośpiechu,trzymając długo trunek w ustach, bardziej dla efektu niż dla smaku,ponieważ nie była to odpowiednia pora, żeby rozkoszować się dobrąszkocką.Odstawiłem kubek i powiedziałem spokojnie:— Dobra, zaczynamy od początku.Niedawno odwiozłeś na SkerryChen-Kuena i grupę ludzi, wśród których była młoda kolorowakobieta.Mam rację?Szarpnął się z całej siły, wykrzywiając twarz.Krzesło nagle upadłodo tyłu i boleśnie przygniotło mu związane ręce.Leżał teraz na wznak,wciąż w pozycji siedzącej.Podszedłem do ognia, wyciągnąłem pogrzebacz i obejrzałem go.Koniec żarzył się oślepiającą bielą.Przez chwilę stałem nad Davem, potem dotknąłem pogrzebaczem oparciakrzesła.Drewno buchnęło płomieniem, farba zasyczała, rozszedł sięswąd spalenizny.Davo był twardy, ale nie tak twardy.Wrzasnął, aż szyby zadzwoniływ oknach.— Tak, tak, masz rację!— Generał St.Claire.czy on tam jest? — Davo zmarszczył brwi,na jego twarzy odbiło się zdumienie zmieszane ze strachem.— Wielkichłop, Murzyn.Niepodobny do innych.Davo rozjaśnił się i gorliwie przytaknął.— Tak, przyjechał przedwczoraj w nocy.101Ulga była tak wielka, że bezwiednie opuściłem rękę i koniec pogrzebacza dotknął jego marynarki, która natychmiast się zapaliła.— To prawda! — wrzasnął Davo.— Przysięgam.Wykorzystałem zdobytą przewagę.— Dobra, co oni teraz robią?— Przygotowują się do wyjazdu.— Do wyjazdu? — wtrącił Pendlebury.— Kto wyjeżdża?— Wszyscy — odparł Davo.— Kazali mi tutaj posprzątać,a potem jak najszybciej wracać na wyspę.Mamy czas do dziewiątejpiętnaście.Teraz przygotowują „Lamparta" do rejsu.Spojrzałem na Pendlebury'ego, który wyjaśnił:— „Lampart" to sześćdziesięciostopowy jacht motorowy.Panam-ska rejestracja.— Jaki ma zasięg? — zapytałem Dava.— Dwa tysiące sto mil na pełnych zbiornikach z prędkościądwudziestu węzłów.Wyciąga do trzydziestu.Sytuacja wyglądała coraz gorzej.— Mówiłeś, że macie czas do dziewiątej piętnaście.Co to znaczy?— Potem zaczyna się cholerny odpływ — powiedział ze zmęczeniem.— Jacht nie da rady przepłynąć nad podwodnymi skałami przy ujściu.Nawet w najlepszej porze to nie jest zatoka, tylko nieporozumienie.Przesmyk ma najwyżej trzydzieści stóp szerokości.Wrzuciłem pogrzebacz do ognia, kiwnąłem na Pendlebury'egoi podnieśliśmy Dava razem z krzesłem.— Co pan chce zrobić? — zapytał Pendlebury.— Nie może panich powstrzymać.Już za późno.— Pilnuj go — poleciłem.Podszedłem do telefonu stojącego naparapecie.Widocznie siedział przy telefonie i obgryzał paznokcie, ponieważpodniósł słuchawkę w połowie pierwszego dzwonka.— Dzień dobry, Sean — powiedziałem.— Warto było?— Ellis, na litość boską, gdzie jesteś? Wróciłem do domuo trzeciej nad ranem i dowiedziałem się, że w Marsworth Hallrozpętało się piekło.Zaginął nocny pielęgniarz, a ty uciekłeś.Pojechałbym tam od razu, gdybyś nie zostawił wiadomości u portiera.Więc jeszcze nie znaleźli Flattery'ego.Ciekawe, jak często używanowindy od tamtego czasu.Ubawiła mnie ta myśl, ale nie miałem czasuna głupstwa.102— Słuchaj uważnie — powiedziałem.— Nie mam czasu.Skontaktuj się z Vaughanem.Powinien już wrócić z Paryża.Powiedz mu, że znalazłem St.Claire'a.— Co?— Dzwonię z miejsca zwanego Nadbrzeże Connors w północnymDevonie, obok przylądka Hartland.Osiem mil od brzegu leży wyspaSkerry, zamieszkana przez czterdziestu lub pięćdziesięciu buddyjskichmnichów, którzy udają uchodźców z Tybetu.— I twierdzisz, że St.Claire tam jest?— I jego siostra, tylko nie każ mi tego wyjaśniać.Nie mam czasu.Powiedz Vaughanowi, że dowódcą jest nasz stary znajomy, pułkownikChen-Kuen.Będzie zadowolony.Zapadło ciężkie milczenie.— Słuchaj, czy ty to zapisujesz?— Nie potrzebuję.Wszystkie moje rozmowy są nagrywane.— Sean — powiedziałem — od miesięcy nie czułem się tak dobrze,jeśli to cię martwi, ale nie mam teraz czasu dyskutować.Chen-Kueni jego banda zamierzają uciec na sześćdziesięciostopowym motorowymjachcie „Lampart", pod panamską banderą.Muszą wypłynąć przeddziewiątą piętnaście ze względu na przypływ.Zadzwoń do Vaughanai powiedz mu, że zatrzymam tych łajdaków na wyspie, dopóki nieprzyjedzie.— Ale jakim cudem on ma zdążyć?— Wiesz, w Wietnamie mieliśmy takie urządzenie, które sięnazywało helikopter.Myślałem, że armia brytyjska, chociaż jestw fatalnym stanie, może odżałować kilka takich maszyn.A jeśli resztatek zwanych mnichów nie różni się od tych, których spotkałem,potrzebne będzie pół kompanii najlepszych komandosów.Koniecprzekazu.Usłyszałem ostatni rozpaczliwy okrzyk, kiedy odłożyłem słuchawkę.Pendlebury i Davo gapili się na mnie z niedowierzaniem.— Przecież to szaleństwo — powiedział Pendlebury.— Pan ichnie zatrzyma sam jeden.— Muszę tylko zatrzymać „Lamparta", zanim mój przyjacielVaughan sprowadzi kawalerię.— A jak pan to zrobi?— Zablokuję przesmyk.Po chwili milczenia Davo powiedział ochryple:— Pan zwariował.— Wcale nie.Mówiłeś, że z tej przystani prowadzi przesmykszerokości trzydziestu stóp.Przy molo cumuje trzydziestostopowa103łódź.Będzie doskonale pasować, zwłaszcza jeśli zatopimy ją w odpowiednim miejscu.— Dlaczego pan powiedział „my"? — zapytał Pendlebury.— Przecież cię tutaj nie zostawię.— Wyjąłem lugera i odbezpieczyłem.—Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, oto moje motto.Nieszczęśnik wyglądał tak, jakby chciał się rozpłakać.Davonatomiast zmarszczył brwi i nie odrywał ode mnie twardego spojrzenia.Pomyślałem, że będę musiał na niego uważać.9.REJS NA WYSPĘMorze było wzburzone, wiatr z północnego zachodu pędził strumienie deszczu w stronę wybrzeża.Stara motorowa łódź na końcu molo podskakiwała na falach w sposób wysoce niepokojący dlakażdego, kto nie był doświadczonym żeglarzem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Potemwróciłem do sali i nalałem sobie whisky.Popijałem bez pośpiechu,trzymając długo trunek w ustach, bardziej dla efektu niż dla smaku,ponieważ nie była to odpowiednia pora, żeby rozkoszować się dobrąszkocką.Odstawiłem kubek i powiedziałem spokojnie:— Dobra, zaczynamy od początku.Niedawno odwiozłeś na SkerryChen-Kuena i grupę ludzi, wśród których była młoda kolorowakobieta.Mam rację?Szarpnął się z całej siły, wykrzywiając twarz.Krzesło nagle upadłodo tyłu i boleśnie przygniotło mu związane ręce.Leżał teraz na wznak,wciąż w pozycji siedzącej.Podszedłem do ognia, wyciągnąłem pogrzebacz i obejrzałem go.Koniec żarzył się oślepiającą bielą.Przez chwilę stałem nad Davem, potem dotknąłem pogrzebaczem oparciakrzesła.Drewno buchnęło płomieniem, farba zasyczała, rozszedł sięswąd spalenizny.Davo był twardy, ale nie tak twardy.Wrzasnął, aż szyby zadzwoniływ oknach.— Tak, tak, masz rację!— Generał St.Claire.czy on tam jest? — Davo zmarszczył brwi,na jego twarzy odbiło się zdumienie zmieszane ze strachem.— Wielkichłop, Murzyn.Niepodobny do innych.Davo rozjaśnił się i gorliwie przytaknął.— Tak, przyjechał przedwczoraj w nocy.101Ulga była tak wielka, że bezwiednie opuściłem rękę i koniec pogrzebacza dotknął jego marynarki, która natychmiast się zapaliła.— To prawda! — wrzasnął Davo.— Przysięgam.Wykorzystałem zdobytą przewagę.— Dobra, co oni teraz robią?— Przygotowują się do wyjazdu.— Do wyjazdu? — wtrącił Pendlebury.— Kto wyjeżdża?— Wszyscy — odparł Davo.— Kazali mi tutaj posprzątać,a potem jak najszybciej wracać na wyspę.Mamy czas do dziewiątejpiętnaście.Teraz przygotowują „Lamparta" do rejsu.Spojrzałem na Pendlebury'ego, który wyjaśnił:— „Lampart" to sześćdziesięciostopowy jacht motorowy.Panam-ska rejestracja.— Jaki ma zasięg? — zapytałem Dava.— Dwa tysiące sto mil na pełnych zbiornikach z prędkościądwudziestu węzłów.Wyciąga do trzydziestu.Sytuacja wyglądała coraz gorzej.— Mówiłeś, że macie czas do dziewiątej piętnaście.Co to znaczy?— Potem zaczyna się cholerny odpływ — powiedział ze zmęczeniem.— Jacht nie da rady przepłynąć nad podwodnymi skałami przy ujściu.Nawet w najlepszej porze to nie jest zatoka, tylko nieporozumienie.Przesmyk ma najwyżej trzydzieści stóp szerokości.Wrzuciłem pogrzebacz do ognia, kiwnąłem na Pendlebury'egoi podnieśliśmy Dava razem z krzesłem.— Co pan chce zrobić? — zapytał Pendlebury.— Nie może panich powstrzymać.Już za późno.— Pilnuj go — poleciłem.Podszedłem do telefonu stojącego naparapecie.Widocznie siedział przy telefonie i obgryzał paznokcie, ponieważpodniósł słuchawkę w połowie pierwszego dzwonka.— Dzień dobry, Sean — powiedziałem.— Warto było?— Ellis, na litość boską, gdzie jesteś? Wróciłem do domuo trzeciej nad ranem i dowiedziałem się, że w Marsworth Hallrozpętało się piekło.Zaginął nocny pielęgniarz, a ty uciekłeś.Pojechałbym tam od razu, gdybyś nie zostawił wiadomości u portiera.Więc jeszcze nie znaleźli Flattery'ego.Ciekawe, jak często używanowindy od tamtego czasu.Ubawiła mnie ta myśl, ale nie miałem czasuna głupstwa.102— Słuchaj uważnie — powiedziałem.— Nie mam czasu.Skontaktuj się z Vaughanem.Powinien już wrócić z Paryża.Powiedz mu, że znalazłem St.Claire'a.— Co?— Dzwonię z miejsca zwanego Nadbrzeże Connors w północnymDevonie, obok przylądka Hartland.Osiem mil od brzegu leży wyspaSkerry, zamieszkana przez czterdziestu lub pięćdziesięciu buddyjskichmnichów, którzy udają uchodźców z Tybetu.— I twierdzisz, że St.Claire tam jest?— I jego siostra, tylko nie każ mi tego wyjaśniać.Nie mam czasu.Powiedz Vaughanowi, że dowódcą jest nasz stary znajomy, pułkownikChen-Kuen.Będzie zadowolony.Zapadło ciężkie milczenie.— Słuchaj, czy ty to zapisujesz?— Nie potrzebuję.Wszystkie moje rozmowy są nagrywane.— Sean — powiedziałem — od miesięcy nie czułem się tak dobrze,jeśli to cię martwi, ale nie mam teraz czasu dyskutować.Chen-Kueni jego banda zamierzają uciec na sześćdziesięciostopowym motorowymjachcie „Lampart", pod panamską banderą.Muszą wypłynąć przeddziewiątą piętnaście ze względu na przypływ.Zadzwoń do Vaughanai powiedz mu, że zatrzymam tych łajdaków na wyspie, dopóki nieprzyjedzie.— Ale jakim cudem on ma zdążyć?— Wiesz, w Wietnamie mieliśmy takie urządzenie, które sięnazywało helikopter.Myślałem, że armia brytyjska, chociaż jestw fatalnym stanie, może odżałować kilka takich maszyn.A jeśli resztatek zwanych mnichów nie różni się od tych, których spotkałem,potrzebne będzie pół kompanii najlepszych komandosów.Koniecprzekazu.Usłyszałem ostatni rozpaczliwy okrzyk, kiedy odłożyłem słuchawkę.Pendlebury i Davo gapili się na mnie z niedowierzaniem.— Przecież to szaleństwo — powiedział Pendlebury.— Pan ichnie zatrzyma sam jeden.— Muszę tylko zatrzymać „Lamparta", zanim mój przyjacielVaughan sprowadzi kawalerię.— A jak pan to zrobi?— Zablokuję przesmyk.Po chwili milczenia Davo powiedział ochryple:— Pan zwariował.— Wcale nie.Mówiłeś, że z tej przystani prowadzi przesmykszerokości trzydziestu stóp.Przy molo cumuje trzydziestostopowa103łódź.Będzie doskonale pasować, zwłaszcza jeśli zatopimy ją w odpowiednim miejscu.— Dlaczego pan powiedział „my"? — zapytał Pendlebury.— Przecież cię tutaj nie zostawię.— Wyjąłem lugera i odbezpieczyłem.—Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, oto moje motto.Nieszczęśnik wyglądał tak, jakby chciał się rozpłakać.Davonatomiast zmarszczył brwi i nie odrywał ode mnie twardego spojrzenia.Pomyślałem, że będę musiał na niego uważać.9.REJS NA WYSPĘMorze było wzburzone, wiatr z północnego zachodu pędził strumienie deszczu w stronę wybrzeża.Stara motorowa łódź na końcu molo podskakiwała na falach w sposób wysoce niepokojący dlakażdego, kto nie był doświadczonym żeglarzem [ Pobierz całość w formacie PDF ]