[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednym szarpnięciem otworzył drzwiczki, lecz w kabinie nie było nikogo.Obejrzał się i zobaczył Hamida przywołującego go z tyłu.Tony Brackenhurstleżał zwinięty pod drzewem, z lekko skręconą głową i zaciśniętymi jak szponypalcami.W jego piersi znajdowały się trzy poszarpane, ziejące dziury.Gdy stali patrząc na niego, z oddali dobiegło ich rżenie konia.Następnieusłyszeli szczęk uprzęży i głosy, miękko brzmiące w rannym powietrzu.Ktośzaśmiał się, a oni szybko weszli pod osłonę drzew.Tam gdzie poszarpane ślady kół ciężarówki wychodziły na drogę, ukazałosię dwóch jeźdźców odzianych w wielkie kożuchy z owczej skóry i spiczaste101czapy, z karabinami przewieszonymi przez plecy.Ściągnęli cugle patrząc na ciężarówkę i jeden roześmiał się znowu.Hamid podał swój pistolet maszynowy Drummondowi mówiąc łagodnie:— Daj mi twoją strzelbę.Nie możemy ich przepuścić, zauważą następnywóz.Podał mu swojego Garranda i Hindus przyłożył kolbę do pnia drzewa przedsobą.Strzelił gdy jeźdźcy zamierzali wyruszyć dalej i kula wyrzuciła pierwszego z siodła.Krzyknął, zwalając się twarzą w śnieg, a kiedy konie w popłochuzerwały się w bok, dwie następne kule sięgnęły pleców drugiego żołnierza.Wypuścił lejce i martwe ciało zwaliło się ciężko na ziemię.Rzucili się biegiem do zwierząt widząc, jak jeden z koni wolnym kłusemrusza z powrotem w kierunku wsi.Drugi czekał spokojnie przy swym martwymjeźdźcu i Hamid, zarzuciwszy strzelbę na plecy, zebrał wodze i wskoczył nasiodło z niewyprawionej owczej skóry.— Złapię tego drugiego, Jack.Pognał konia i znikł za śnieżną zasłoną.Drummond sprawdził działaniekarabinu maszynowego i czekał niecierpliwie.Zdało mu się, że gdzieś w oddaliktoś krzyknął i zaraz przygalopował Hamid, trzymając w prawej ręce cugledrugiego wierzchowca.— Zbierajmy się, na drodze jest więcej żołnierzy na koniach.Skurwielepowstawali dziś wcześnie z wyrek.Zarzucił karabin na ramię i chwycił lejce.Koń próbował się wyrwać, aleściągnął go gwałtownie i wskoczył na jego grzbiet.Hamid popędził wierzchowcai Drummond, kurczowo trzymając się siodła, podążył za nim.Słyszeli dochodzące z tyłu pełne podniecenia wrzaski, ale nikt nie strzelał.Nagle wyłoniła się z zadymki czarna skała i Hamid skręcił pomiędzy drzewa.Ojciec Kerrigan wyglądał ich niecierpliwie stojąc przy burcie ciężarówki,a Janet wychyliła się w chwili, gdy zsiadali z koni.— Co się stało? — zawołał stary.— Nieważne teraz — rzucił do niego Drummond.— Zabierzcie chłopca,musimy wynosić się stąd.Dziewczyna podała w dół chłopca, zarzuciła na ramiona mały wojskowyplecak i zsunęła się na ziemię.Zawinięty w szary koc chłopiec wyglądał jak mała, zasuszona staruszka i zdawał się nie być w najmniejszym stopniu przestraszony.Jego duże, czarne oczy śledziły wszystko z zainteresowaniem.Drummondpomógł dziewczynie ulokować się w siodle, a potem podał jej Kerima.Usadowiła go przed sobą i sięgnęła po wodze.— Przetnij drogę i jedź dalej zboczem pod górę — krzyknął.— I nie traćczasu, by się tam dostać.Hamid właśnie pomagał księdzu dosiąść wierzchowca, gdy na drodze zrobiłsię ruch.Odezwały się podniecone głosy, a moment później, jakby znienacka,huk strzału.Kula rąbnęła w bok ciężarówki.Drummond sięgnął po swój automat i popchnął Hamida.— Zjeżdżajcie stąd, Ali! Powstrzymam ich.Hindus nie spierał się.Wskoczył na grzbiet za ojca Kerrigana i zaciśniętą102pięścią walnął konia po zadzie.Ten zerwał się do przodu między drzewami, a drugi wierzchowiec instynktownie pogalopował za nim.Drummond posłał długą serię przez zarośla w kierunku, skąd dochodziłygłosy i ktoś wrzasnął ostro.Potem przebiegł za ciężarówkę i klęknął na jednym kolanie za drzewem.Słyszał, jak jego towarzysze przesuwają się gdzieś na lewo, kiedy Hindus prowadził ich po przekątnej, zamierzając widocznie przeciąćdrogę nieco poniżej.Spomiędzy drzew wyjechał żołnierz, a za nim następny.Natychmiastwymierzył i jedna długa, nieprzerwana seria posłała obydwóch, łącznie z końmi, na ziemię.Zerwał się na nogi i pognał w las śladami pozostawionymi przezuciekających.Coś poruszyło się z prawej strony, jakby ciemny kontur na białym śniegu.Przystanął i wypróżnił magazynek zataczając lufą szeroki łuk, po czym znówzaczął biec.Znalazł się na małej polanie, gdy z prawej strony pojawił się chiński żołnierz.Spostrzegł, że nie zdąży już przeładować broni i odrzuciwszy w bok pistoletskierował się wprost na tamtego, przyśpieszając kroku.Mały człowieczek tak się przestraszył, że zapomniał użyć swojego Burpa i tylko uniósł go w góręw obronnym geście.Drummond dał nurka pod kolbę i chwyciwszy Chińczykaza gardło, wsadził z rozpędu kolano w jego krocze.Gdy zwalił go w śnieg,wyrwał karabin z zaciśniętych dłoni i pognał dalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •