[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na jakim pięknym świecie żyjesz, że musisz robić takie rzeczy -powiedział, unosząc szklankę w udawanym toaście.- A twój świat jest inny? Nie przejmujesz się plotkami o swoichnajemcach? Nie wiesz, kto jest godny zaufania, kto znęca się nad swoją rodziną,a kto jest zbyt dumny, żeby przyjąć dwa pensy jałmużny? Nie bierzesz poduwagę takich informacji?Pociągnął łyk lemoniady.- To nie to samo.- Dlaczego? Bo nie są ci równi pozycją? Przyznaj, Marcusie, twój światniewiele różni się od mojego.Składa się z ludzi dobrych i złych,niebezpiecznych i łagodnych.A jeżeli rozsądna osoba ma przeżyć w tymświecie, musi odróżniać dobro od zła.Nigdy w ten sposób o tym nie myślał.- Pewnie masz rację - przyznał.- Bo to jest twój świat, ty go rozumiesz i dlatego czujesz się w nimswobodnie.Ale możesz też zrozumieć ten, jeżeli tylko zechcesz.Wiesz, że tojest twój świat.Nie rozumiem, dlaczego tak się przed tym wzbraniasz.- Bo nigdy wcześniej do niego nie należałem.- Bo nigdy nie próbowałeś.- Nie widziałem w tym żadnego pożytku.I nadal nie widzę.- A czy wydanie za mąż Louisy nie byłoby prostsze, gdybyś był w pobliżui miał na wszystko oko?Zachichotał mimo woli.SR- Wiesz, że dla własnego dobra nie powinnaś być aż tak bystra?Uśmiechnęła się do niego promiennie.- Nie, zanim mi o tym nie powiedziałeś.Jej uśmiech skruszył mur, który od dawna okrywał jego serce,przepełniając go słodkim ciepłem.Pragnął tej kobiety.To nie miało sensu, samBóg wiedział, że to była kompletna głupota, ale pragnął jej.I bynajmniej nietylko w łóżku.Chciał jej u swojego boku w Castlemaine - i w miarę potrzeby - wmiejskiej rezydencji w Londynie.Tak bardzo pragnął ją posiąść, że sprawiałomu to fizyczny ból.Przypominała mu niewiastę obleczoną w słońce" z obrazusmoka autorstwa Blake'a, który miał w domu.Chciał, żeby jej światło świeciłotylko dla niego, tylko dla smoka.Ale czy smok mógł posiąść kobietę, nie pożerając jej? Albo zostaćpochłonięty przez jej blask? Tego nie wiedział.- Proszę, proszę, cóż za urocza para - powiedział cierpko męski głos zanimi.Uśmiech Reginy zmienił się w uprzejmą maskę, kiedy odwróciła się, bypowitać nowo przybyłego.- Dobry wieczór, Henry.Jak miło cię widzieć.Marcus stanął twarzą w twarz z jej kuzynem idiotą, zmuszając się doskinięcia głową na powitanie.- Whitmore.Właśnie mieliśmy iść zatańczyć.- Ze szklankami pełnymi lemoniady? Nie sądzę.- Whitmore wcisnął siępomiędzy nich i nalał sobie lemoniady.- Poza tym, przede mną nie musicieudawać.Może reszta tych idiotów dała się nabrać na tę absurdalną grę, ale jadoskonale wiem, co naprawdę dzieje się między wami.Regina wyglądała na przestraszoną.SR- Nie wiem, co masz na myśli.- Odstawiła szklankę z lemoniadą i podaładłoń Marcusowi.- I naprawdę mieliśmy zamiar zatańczyć.Więc jeśli zechcesznam wybaczyć, Henry.Pociągnęła Marcusa za rękę, a on ruszył, nie chcąc, by znowu musiałaznosić insynuacje Whitmore'a sprzed kilku dni.- A co ty masz z tego zakładu, Draker? - zawołał za nimi Whitmore.To zatrzymało Marcusa.Zwłaszcza że dostrzegł panikę w oczach Reginy.Uwolniwszy się z jej mocnego uścisku, stanął oko w oko z Whitmore'em.- Jakiego zakładu?- Między nią a jej bratem.No wiesz, Foxmoor założył się z Reginą, że niezdoła doprowadzić cię do porządku, tak, żeby można cię było pokazać wtowarzystwie.Nie słysząc protestów ze strony Reginy, Marcus zdrętwiał.- Ach, tego zakładu.Sądząc po uśmiechu satysfakcji na twarzy Whitmore'a, domyślił się, żeMarcus nie wiedział o żadnym zakładzie".Wzniósł swoją szklankę w stronęReginy.- Więc powiedz mi, co takiego zaoferował ci Foxmoor, że skłoniło cię dopracy dobroczynnej nad Drakerem?- Nie bądz śmieszny - powiedziała pospiesznie Regina.- Lord Draker niejest moją pracą dobroczynną.- Zakład czy praca dobroczynna - mniejsza o nazwę.PrzeistoczyłaśDrakera w dżentelmena.A sądząc po tym, co wszyscy dziś o nim mówią,wygrałaś zakład.Słowa zakład" i praca dobroczynna" dudniły w uszach Marcusa, kiedyWhitmore z triumfalnym wyrazem twarzy patrzył na niego, sącząc swojąlemoniadę.- Więc co wygrałaś, Regino? - spytał Draker.- Nic.to znaczy, nie chodziło o pieniądze - szepnęła Regina.SR%7łołądek Marcusa ścisnął się.Zanim to powiedziała, miał nadzieję, żeWhitmore się pomylił.Ale nie, ona naprawdę zawarła o niego jakiś przeklętyzakład ze swoim bratem.Wszystko zaczęło układać mu się w jedną całość.Nibydlaczego przystała na ich szalony układ? A on już zaczął snuć marzenia o ichsielskim życiu w Castlemaine.Jakim był idiotą! Powinien był słuchać przeczuć, zamiast pozwalaćomamić się jej urokowi, który kusił go, żeby skoczył wprost w zwodniczy oceanzmysłów.Powinien był wiedzieć, że ona nigdy szczerze nie zainteresowałabysię kimś takim jak on.Dlaczego pomyślał, że to jednak możliwe?Bo raz czy dwa razy uległa jego pocałunkom? Pozwoliła mu się dotykać?To prawdopodobnie był element taktyki, by wygrać zakład.I w końcu go wygrała.Teraz wszyscy wiedzieli, że był żałosną istotą,która pozwoliła, żeby za pomocą przebiegłych sztuczek i pokus ta kobietazamieniła go w skamlącego psa, podobnego do innych, którymi się otaczała.Foxmoor musi teraz pękać ze śmiechu.Wiesz, że to jest twój świat.Nie rozumiem, dlaczego tak się przed tymwzbraniasz.Boże, jak mógł być takim głupcem?Cóż, nigdy więcej.Ale pogrąży się jeszcze bardziej, jeżeli pozwoli jej lubWhitmore'owi zobaczyć, jak go to zabolało.- Powiem ci, co ona wygrała.- Odstawił szklankę i podał ramię Reginie,chociaż miał ochotę skręcić jej wytworny kark.- Widocznie Foxmoor niewyjaśnił sprawy do końca.Nie zgodził się na zaloty między nami, jako powódpodając moje prymitywne maniery.Ich zakład był o to, że jeżeli uda jej się, jakto ująłeś doprowadzić mnie do porządku", on da nam swoje błogosławieństwo.Jak mogłem oprzeć się takiej nagrodzie?Whitmore zbladł.- Zaloty? - zapytał z niedowierzaniem, patrząc na zmianę na Marcusa iReginę.SR- Tak.- Marcus zmusił się do uśmiechu, chociaż czuł, że jego twarz zarazpęknie.- Bo widzisz, Regina nie odrzuca mojej propozycji małżeństwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Na jakim pięknym świecie żyjesz, że musisz robić takie rzeczy -powiedział, unosząc szklankę w udawanym toaście.- A twój świat jest inny? Nie przejmujesz się plotkami o swoichnajemcach? Nie wiesz, kto jest godny zaufania, kto znęca się nad swoją rodziną,a kto jest zbyt dumny, żeby przyjąć dwa pensy jałmużny? Nie bierzesz poduwagę takich informacji?Pociągnął łyk lemoniady.- To nie to samo.- Dlaczego? Bo nie są ci równi pozycją? Przyznaj, Marcusie, twój światniewiele różni się od mojego.Składa się z ludzi dobrych i złych,niebezpiecznych i łagodnych.A jeżeli rozsądna osoba ma przeżyć w tymświecie, musi odróżniać dobro od zła.Nigdy w ten sposób o tym nie myślał.- Pewnie masz rację - przyznał.- Bo to jest twój świat, ty go rozumiesz i dlatego czujesz się w nimswobodnie.Ale możesz też zrozumieć ten, jeżeli tylko zechcesz.Wiesz, że tojest twój świat.Nie rozumiem, dlaczego tak się przed tym wzbraniasz.- Bo nigdy wcześniej do niego nie należałem.- Bo nigdy nie próbowałeś.- Nie widziałem w tym żadnego pożytku.I nadal nie widzę.- A czy wydanie za mąż Louisy nie byłoby prostsze, gdybyś był w pobliżui miał na wszystko oko?Zachichotał mimo woli.SR- Wiesz, że dla własnego dobra nie powinnaś być aż tak bystra?Uśmiechnęła się do niego promiennie.- Nie, zanim mi o tym nie powiedziałeś.Jej uśmiech skruszył mur, który od dawna okrywał jego serce,przepełniając go słodkim ciepłem.Pragnął tej kobiety.To nie miało sensu, samBóg wiedział, że to była kompletna głupota, ale pragnął jej.I bynajmniej nietylko w łóżku.Chciał jej u swojego boku w Castlemaine - i w miarę potrzeby - wmiejskiej rezydencji w Londynie.Tak bardzo pragnął ją posiąść, że sprawiałomu to fizyczny ból.Przypominała mu niewiastę obleczoną w słońce" z obrazusmoka autorstwa Blake'a, który miał w domu.Chciał, żeby jej światło świeciłotylko dla niego, tylko dla smoka.Ale czy smok mógł posiąść kobietę, nie pożerając jej? Albo zostaćpochłonięty przez jej blask? Tego nie wiedział.- Proszę, proszę, cóż za urocza para - powiedział cierpko męski głos zanimi.Uśmiech Reginy zmienił się w uprzejmą maskę, kiedy odwróciła się, bypowitać nowo przybyłego.- Dobry wieczór, Henry.Jak miło cię widzieć.Marcus stanął twarzą w twarz z jej kuzynem idiotą, zmuszając się doskinięcia głową na powitanie.- Whitmore.Właśnie mieliśmy iść zatańczyć.- Ze szklankami pełnymi lemoniady? Nie sądzę.- Whitmore wcisnął siępomiędzy nich i nalał sobie lemoniady.- Poza tym, przede mną nie musicieudawać.Może reszta tych idiotów dała się nabrać na tę absurdalną grę, ale jadoskonale wiem, co naprawdę dzieje się między wami.Regina wyglądała na przestraszoną.SR- Nie wiem, co masz na myśli.- Odstawiła szklankę z lemoniadą i podaładłoń Marcusowi.- I naprawdę mieliśmy zamiar zatańczyć.Więc jeśli zechcesznam wybaczyć, Henry.Pociągnęła Marcusa za rękę, a on ruszył, nie chcąc, by znowu musiałaznosić insynuacje Whitmore'a sprzed kilku dni.- A co ty masz z tego zakładu, Draker? - zawołał za nimi Whitmore.To zatrzymało Marcusa.Zwłaszcza że dostrzegł panikę w oczach Reginy.Uwolniwszy się z jej mocnego uścisku, stanął oko w oko z Whitmore'em.- Jakiego zakładu?- Między nią a jej bratem.No wiesz, Foxmoor założył się z Reginą, że niezdoła doprowadzić cię do porządku, tak, żeby można cię było pokazać wtowarzystwie.Nie słysząc protestów ze strony Reginy, Marcus zdrętwiał.- Ach, tego zakładu.Sądząc po uśmiechu satysfakcji na twarzy Whitmore'a, domyślił się, żeMarcus nie wiedział o żadnym zakładzie".Wzniósł swoją szklankę w stronęReginy.- Więc powiedz mi, co takiego zaoferował ci Foxmoor, że skłoniło cię dopracy dobroczynnej nad Drakerem?- Nie bądz śmieszny - powiedziała pospiesznie Regina.- Lord Draker niejest moją pracą dobroczynną.- Zakład czy praca dobroczynna - mniejsza o nazwę.PrzeistoczyłaśDrakera w dżentelmena.A sądząc po tym, co wszyscy dziś o nim mówią,wygrałaś zakład.Słowa zakład" i praca dobroczynna" dudniły w uszach Marcusa, kiedyWhitmore z triumfalnym wyrazem twarzy patrzył na niego, sącząc swojąlemoniadę.- Więc co wygrałaś, Regino? - spytał Draker.- Nic.to znaczy, nie chodziło o pieniądze - szepnęła Regina.SR%7łołądek Marcusa ścisnął się.Zanim to powiedziała, miał nadzieję, żeWhitmore się pomylił.Ale nie, ona naprawdę zawarła o niego jakiś przeklętyzakład ze swoim bratem.Wszystko zaczęło układać mu się w jedną całość.Nibydlaczego przystała na ich szalony układ? A on już zaczął snuć marzenia o ichsielskim życiu w Castlemaine.Jakim był idiotą! Powinien był słuchać przeczuć, zamiast pozwalaćomamić się jej urokowi, który kusił go, żeby skoczył wprost w zwodniczy oceanzmysłów.Powinien był wiedzieć, że ona nigdy szczerze nie zainteresowałabysię kimś takim jak on.Dlaczego pomyślał, że to jednak możliwe?Bo raz czy dwa razy uległa jego pocałunkom? Pozwoliła mu się dotykać?To prawdopodobnie był element taktyki, by wygrać zakład.I w końcu go wygrała.Teraz wszyscy wiedzieli, że był żałosną istotą,która pozwoliła, żeby za pomocą przebiegłych sztuczek i pokus ta kobietazamieniła go w skamlącego psa, podobnego do innych, którymi się otaczała.Foxmoor musi teraz pękać ze śmiechu.Wiesz, że to jest twój świat.Nie rozumiem, dlaczego tak się przed tymwzbraniasz.Boże, jak mógł być takim głupcem?Cóż, nigdy więcej.Ale pogrąży się jeszcze bardziej, jeżeli pozwoli jej lubWhitmore'owi zobaczyć, jak go to zabolało.- Powiem ci, co ona wygrała.- Odstawił szklankę i podał ramię Reginie,chociaż miał ochotę skręcić jej wytworny kark.- Widocznie Foxmoor niewyjaśnił sprawy do końca.Nie zgodził się na zaloty między nami, jako powódpodając moje prymitywne maniery.Ich zakład był o to, że jeżeli uda jej się, jakto ująłeś doprowadzić mnie do porządku", on da nam swoje błogosławieństwo.Jak mogłem oprzeć się takiej nagrodzie?Whitmore zbladł.- Zaloty? - zapytał z niedowierzaniem, patrząc na zmianę na Marcusa iReginę.SR- Tak.- Marcus zmusił się do uśmiechu, chociaż czuł, że jego twarz zarazpęknie.- Bo widzisz, Regina nie odrzuca mojej propozycji małżeństwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]