[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę panowało ogólne zaćmienie umysłowe, a widelczyki z sernikiem zastygły przyustach." - Czego mało? - zainteresował się podejrzliwie mecenas.- Mojej nadwagi? Panudobrze, pan nie ma skłonności do tycia.- Ach nie, nie to.Tej obyczajowości trochę mało, bo widzę, że już wracacie na manowcezawodowe.A ja, prawdę mówiąc, nic z tego nie rozumiem.Przez jakieś głupie, chuligańskiewybryki ta cała kompromitująca szopka tutaj? Przecież to niepoważne.Nie mieści mi się wgłowie, żeby rozsądni, normalni ludzie dla wulgarnych awantur w zaroślach spodnie z siebiezdzierali.279Wręcz szał radości ogarnął resztę towarzystwa.W Patrycję nagle wstąpiło złe i cała świeżonabyta, uporządkowana i bulwersująca wiedza wybuchła w niej tekstem, którego z pewnościąnie miała szans nigdzie opublikować.- Cicho bądzcie! zażądała z wielką energią.-Ja panu zaraz wyjaśnię, bo też uważam, że tokre-tyństwo piramidalne.Zaczęło się od tego, że pan.przepraszam, towarzysz.- Bez nazwisk! - ostrzegła pani Wanda jeszcze energiczniej, chwilowo tłumiąc chichot.- Dobrze, bez.Ten taki strasznie godny, podpora pierwszego sekretarza, wściekle moralny,który go poparł, kiedy wymyślili normę mieszkaniową siedem metrów kwadratowych najednego człowieka, metr więcej niż dla rasowej krowy.Nazwiska może sobie nie mieć, za tocnota socjalistyczna aż mu uszami tryska.To w ogóle szalenie romantyczna historia, którejfragmenty pan mecenas wyjawia z nadmiarem taktu.Wieść gminna niesie, że synek owegodostojnika robi co może, żeby zażyć rozrywek, dostępnych niegdyś wyłącznie krwiopijcom ipiekło tatusiowi stwarza, bo tatuś też byłby chętny, ale ukradkiem, nie zaś jawnie.No i synekpyskuje, że nie ma pieniędzy na nielegalne wybryki.- Legalne są mu dostępne bez żadnych nakładów finansowych - wtrącił wyjaśniającomecenas.280- Ale on kicha na takie bogobojne i woli rozpustne, a szczyt jego marzeń to Monte Carlo iplac Pigalle.I tu krewa, bo tam zasłużonych partyjnych przodków wcale nie szanują i zawszystko każą płacić.No więc znalazł sobie środek zastępczy w postaci tych wesołychpanienek, których u nas absolutnie nie ma i być nie może, bo ustrój wyklucza, a przy nichjakoś natknął się na Zarzycką.Od najwcześniejszej młodości ona miała takie antyustro-joweciągoty i właśnie próbowała zawodu, rzecz jasna nie w Płocku, tylko gdzie indziej.WPoznaniu jakieś przyjaciółki ją wspomogły, tamże natknął się na nią nasz zbuntowanykrólewicz i na jej punkcie całkiem oszalał.Szczegółów romantycznego spotkania nie znam,bo w aktach pana mecenasa ich szczątki wyglądały tak, jakby wesołe szczeniaczki najpierw jezjadły, a potem zwróciły, ale rychło wyszło na jaw, że Zarzycka wcale nie chce byćwspólnotą pierwotną i stanowczo woli rolę kurtyzany panującej.Królewicz Loluś chętnie nato poszedł.- Loluś? zdziwił się pan Grześ.- Karol, ściśle biorąc.O ile pan sobie przypomina, jest to imię niejakiego Marksa, któremurodzice Lolusia tym sposobem okazali uwielbienie.- Za moich czasów żadnych Marksów nie było - wtrąciła z urażoną godnością wsparta odrzwi gosposia Karolcia.- Ja po chrzestnej mam imię, a nie po jakichś łachmytach.281- A któż by panią posądzał? - zgorszyła się Patrycja.- Co też pani.? Wracając do naszychbaranów, podejrzewam, że to Zarzycka podsunęła myśl o procederze, który wprawdzie istniał,ale niemrawo, Loluś zaś żywiutko rozwinął przedsięwzięcie.Panienki wybrano atrakcyjne,zręcznie to było załatwiane i trwało dość długo.- Momencik.Ja przepraszam.Ale skąd te krzaki i zarośla? Nie znam Poznania, czy tam jestjakiś lokal w bujnej zieleni? Bo one chyba tak po lokalach nęciły swoich.jak by tu.klientów?- O, różnie.Zdarzało się, że pod kinem, na dworcu, byle gdzie, ale owszem, głównie poknajpach.A reszta w normie, tak jak i u nas, taksówecz-ka, dama twierdzi, że ma metę sammiód, gość zazwyczaj na bani, ale te parę kroków zrobi i już mamy upatrzone łęgi nad Wartą.A tam czekają dzielni chłopcy, którzy karcą zwyrodniałego rozpustnika i pozbawiają go dóbrmaterialnych.Loluś dzielił mienie uczciwie, połowa dla mnie, reszta dla was.Sprawa sięrypła, kiedy jeden z rozpustników trafił do szpitala i gliny przystąpiły do akcji, z górynieudanej, bo Loluś od razu trafił do prokuratury, nie kryjąc tożsamości.Wtajemniczony tymsposobem w sprawę prokurator natychmiast dostał kopa w górę gdzieś tam, możliwie daleko,a na jego miejsce.- Awansowała pani prokurator Danusia.bez nazwisk - nie wytrzymała pani Wanda.282- Miało być obyczajowe! - oburzył się pan Grześ.-I romans!- Romans się właśnie zaczyna - uspokoiła go szybko Patrycja, Otóż gwałtownie wyszło najaw, że rozbestwiony Loluś zakochał się w Zarzyckiej na śmierć, życie, oraz umór, czemutrudno się nawet dziwić, bo naprawdę jest wściekle seksowna.Wszyscy widzieli.W groniemłodzieży socjalistycznej, a także w otoczeniu tatusia takich nie uświadczył.- A jakie były? - wyrwało się zaciekawionemu panu Grzesiowi.- Znaczy, pewnie wciąż są?- A są.Albo zasłużone małżonki, grube kuchty z wiosną życia daleko z tyłu, albo dorodne,potężne i drętwe dójki z pegieeru.A Zarzycka, bystra panienka, na pierwszy błysk alarmuuciekła i wróciła do Płocka, gdzie nadziała się na Klimczaka, akurat na wolności, iprzypomniała sobie, że leci na niego od dawna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Przez chwilę panowało ogólne zaćmienie umysłowe, a widelczyki z sernikiem zastygły przyustach." - Czego mało? - zainteresował się podejrzliwie mecenas.- Mojej nadwagi? Panudobrze, pan nie ma skłonności do tycia.- Ach nie, nie to.Tej obyczajowości trochę mało, bo widzę, że już wracacie na manowcezawodowe.A ja, prawdę mówiąc, nic z tego nie rozumiem.Przez jakieś głupie, chuligańskiewybryki ta cała kompromitująca szopka tutaj? Przecież to niepoważne.Nie mieści mi się wgłowie, żeby rozsądni, normalni ludzie dla wulgarnych awantur w zaroślach spodnie z siebiezdzierali.279Wręcz szał radości ogarnął resztę towarzystwa.W Patrycję nagle wstąpiło złe i cała świeżonabyta, uporządkowana i bulwersująca wiedza wybuchła w niej tekstem, którego z pewnościąnie miała szans nigdzie opublikować.- Cicho bądzcie! zażądała z wielką energią.-Ja panu zaraz wyjaśnię, bo też uważam, że tokre-tyństwo piramidalne.Zaczęło się od tego, że pan.przepraszam, towarzysz.- Bez nazwisk! - ostrzegła pani Wanda jeszcze energiczniej, chwilowo tłumiąc chichot.- Dobrze, bez.Ten taki strasznie godny, podpora pierwszego sekretarza, wściekle moralny,który go poparł, kiedy wymyślili normę mieszkaniową siedem metrów kwadratowych najednego człowieka, metr więcej niż dla rasowej krowy.Nazwiska może sobie nie mieć, za tocnota socjalistyczna aż mu uszami tryska.To w ogóle szalenie romantyczna historia, którejfragmenty pan mecenas wyjawia z nadmiarem taktu.Wieść gminna niesie, że synek owegodostojnika robi co może, żeby zażyć rozrywek, dostępnych niegdyś wyłącznie krwiopijcom ipiekło tatusiowi stwarza, bo tatuś też byłby chętny, ale ukradkiem, nie zaś jawnie.No i synekpyskuje, że nie ma pieniędzy na nielegalne wybryki.- Legalne są mu dostępne bez żadnych nakładów finansowych - wtrącił wyjaśniającomecenas.280- Ale on kicha na takie bogobojne i woli rozpustne, a szczyt jego marzeń to Monte Carlo iplac Pigalle.I tu krewa, bo tam zasłużonych partyjnych przodków wcale nie szanują i zawszystko każą płacić.No więc znalazł sobie środek zastępczy w postaci tych wesołychpanienek, których u nas absolutnie nie ma i być nie może, bo ustrój wyklucza, a przy nichjakoś natknął się na Zarzycką.Od najwcześniejszej młodości ona miała takie antyustro-joweciągoty i właśnie próbowała zawodu, rzecz jasna nie w Płocku, tylko gdzie indziej.WPoznaniu jakieś przyjaciółki ją wspomogły, tamże natknął się na nią nasz zbuntowanykrólewicz i na jej punkcie całkiem oszalał.Szczegółów romantycznego spotkania nie znam,bo w aktach pana mecenasa ich szczątki wyglądały tak, jakby wesołe szczeniaczki najpierw jezjadły, a potem zwróciły, ale rychło wyszło na jaw, że Zarzycka wcale nie chce byćwspólnotą pierwotną i stanowczo woli rolę kurtyzany panującej.Królewicz Loluś chętnie nato poszedł.- Loluś? zdziwił się pan Grześ.- Karol, ściśle biorąc.O ile pan sobie przypomina, jest to imię niejakiego Marksa, któremurodzice Lolusia tym sposobem okazali uwielbienie.- Za moich czasów żadnych Marksów nie było - wtrąciła z urażoną godnością wsparta odrzwi gosposia Karolcia.- Ja po chrzestnej mam imię, a nie po jakichś łachmytach.281- A któż by panią posądzał? - zgorszyła się Patrycja.- Co też pani.? Wracając do naszychbaranów, podejrzewam, że to Zarzycka podsunęła myśl o procederze, który wprawdzie istniał,ale niemrawo, Loluś zaś żywiutko rozwinął przedsięwzięcie.Panienki wybrano atrakcyjne,zręcznie to było załatwiane i trwało dość długo.- Momencik.Ja przepraszam.Ale skąd te krzaki i zarośla? Nie znam Poznania, czy tam jestjakiś lokal w bujnej zieleni? Bo one chyba tak po lokalach nęciły swoich.jak by tu.klientów?- O, różnie.Zdarzało się, że pod kinem, na dworcu, byle gdzie, ale owszem, głównie poknajpach.A reszta w normie, tak jak i u nas, taksówecz-ka, dama twierdzi, że ma metę sammiód, gość zazwyczaj na bani, ale te parę kroków zrobi i już mamy upatrzone łęgi nad Wartą.A tam czekają dzielni chłopcy, którzy karcą zwyrodniałego rozpustnika i pozbawiają go dóbrmaterialnych.Loluś dzielił mienie uczciwie, połowa dla mnie, reszta dla was.Sprawa sięrypła, kiedy jeden z rozpustników trafił do szpitala i gliny przystąpiły do akcji, z górynieudanej, bo Loluś od razu trafił do prokuratury, nie kryjąc tożsamości.Wtajemniczony tymsposobem w sprawę prokurator natychmiast dostał kopa w górę gdzieś tam, możliwie daleko,a na jego miejsce.- Awansowała pani prokurator Danusia.bez nazwisk - nie wytrzymała pani Wanda.282- Miało być obyczajowe! - oburzył się pan Grześ.-I romans!- Romans się właśnie zaczyna - uspokoiła go szybko Patrycja, Otóż gwałtownie wyszło najaw, że rozbestwiony Loluś zakochał się w Zarzyckiej na śmierć, życie, oraz umór, czemutrudno się nawet dziwić, bo naprawdę jest wściekle seksowna.Wszyscy widzieli.W groniemłodzieży socjalistycznej, a także w otoczeniu tatusia takich nie uświadczył.- A jakie były? - wyrwało się zaciekawionemu panu Grzesiowi.- Znaczy, pewnie wciąż są?- A są.Albo zasłużone małżonki, grube kuchty z wiosną życia daleko z tyłu, albo dorodne,potężne i drętwe dójki z pegieeru.A Zarzycka, bystra panienka, na pierwszy błysk alarmuuciekła i wróciła do Płocka, gdzie nadziała się na Klimczaka, akurat na wolności, iprzypomniała sobie, że leci na niego od dawna [ Pobierz całość w formacie PDF ]