[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potemschował się pospiesznie, kiedy z rąk tłumu posypał się na jego głowę grad kamieni.- Konia byś nie trafił, nawet gdyby stanął ci na nodze, ślepy durniu! Trafił cię mójkamyk? Wychyl no się jeszcze raz, to przefasonuję ci buźkę.Trzęsiesz portkami, bo jużnie masz czym strzelać!Kipiąc ze złości, Barksdale cisnął opróżniony pistolet i sięgnął po drugi.- Poczekaj, pokrako, inaczej zaśpiewasz, jak ci zrobię dziurę w brzuchu!Joanna żywiła nadzieję, że drugi strzał okaże się równie niecelny, jak pierwszy.Zaczerpnąwszy głęboko tchu, poczekała, aż pociągnie za spust.W chwili gdy rozległ sięhuk i znów posypały się kamienie, skorzystała z zamieszania i wbiegła do składziku.Spojrzała na wyrwę w murze i niemal się rozpłakała.Dziura była stanowczo za mała.Nieprzeciśnie się przez nią w żaden sposób.A może uda jej się ukruszyć choć jeden kamieńwięcej? To na nic, pomyślała i dała za wygraną, pojąwszy, że niewiele zdziała gołymirękoma.Wiedziała, że ma mało czasu.Zdesperowana włożyła głowę w wyłom, nie zdo-łała jednak przepchnąć ramion.Chwilę później usłyszała to, czego najbardziej się obawiała.- Co, u diabła? - Barksdale bez trudu domyślił się, dokąd się wymknęła.Wkrótce rozbrzmiał jej nad uszami jego złośliwy rechot i poczuła na łydkach jegodłonie.- Cudnie pani wygląda z zadkiem w górze i podniesioną kiecką, ale musimy odło-żyć przyjemności na później.L RRozdział piętnastyEdward zajechał na dziedziniec przed „Jelenia i Zająca" i wprowadził konia dostajni.Miał się spotkać z kilkunastoma mieszkańcami Blenhem, którzy pomagali mu wposzukiwaniach podpalacza.Był podenerwowany i nie mógł doczekać się chwili, gdyschwyta złoczyńcę i odda go w ręce wymiaru sprawiedliwości.Czuł, że depczą łotrowipo piętach, niemniej jak dotąd ich wysiłki okazały się bezowocne.Sprawdzili kilkanaścieopuszczonych domów.Większość z nich była pusta, choć nosiła ślady niedawnego za-mieszkania.Widać ów osobnik odznaczał się niemałym sprytem i często się przemiesz-czał.Na szczęście doniesienia o tym, jakoby złoczyńca porwał babcię Cuthbert się niesprawdziły.Staruszka była sama i całkowicie bezpieczna, gdy odwiedzili ją w chacie.Po kilku godzinach daremnego trudu Edward miał ochotę się poddać, ale właśniewtedy jeden z tropicieli zauważył podejrzanego jeźdźca, kłusującego lasem wzdłuż drogiwiodącej do Hazelwick.Edward ruszył tym śladem wraz z kilkoma włościanami, a resztęgrupy wysłał w przeciwnym kierunku, to jest na zachód.Nie znaleźli nikogo ani w lesie,ani w mieście.A może ten czarci pomiot zawrócił i zamiast do miasta pojechał w stronę wsi? WL Rkierunku szkoły.Tknęło go złe przeczucie.Myles na pewno poinformował panią Mer-rill o obławie, a skoro tak, mogła zostać we dworze.Chociaż.względy bezpieczeństwaraczej nie zatrzymałyby jej w domu.Uśmiechnął się bezwiednie.Jest dość uparta i wy-jątkowo odważna.Kiedy sobie coś postanowi, trudno ją przekonać, żeby zmieniła zdanie.Nawet pożar nie był jej straszny.Jeśli uznała, że ma jeszcze coś do zrobienia przed roz-poczęciem lekcji, to z pewnością nie przejęła się wydarzeniami we wsi.Zresztą, nawetjeżeli wybrała się do szkoły, towarzyszył jej Davie.Wprawdzie to jeszcze wyrostek, aleza to wielce pomysłowy i nad wiek rozwinięty.Tak czy owak, Edward czułby się o wiele lepiej, gdyby mógł jak najprędzej udaćsię do wsi i sprawdzić, czy Joanna jest cała i zdrowa.Tymczasem musiał zaczekać wgospodzie na swoich pomocników.- Piwa, panie Greaves? - powitała go Mary, gdy wszedł do środka.- Nie, dziękuję.Widziałaś dziś kogoś przyjezdnego?- Nie.Mamy mały ruch.Pan Kirkbride wybiegł, jakby go kto gonił, kiedy dowie-dział się od Millera, że ścigacie podpalacza.Jeszcze go nie znaleźliście?- Niestety - odparł z żalem - ale prędzej czy później wykurzymy go z kryjówki.Nagle wpadł do izby właściciel karczmy.- Panie Greaves! Prędko! W szkole jest jakiś pomyleniec.Uwięził nauczycielkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •