[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest głupi.Już dawno powinieneś pozbyć sięgo z jednostki.zamiast niańczyć i doprowadzić do tego nieszczęścia.Ale powiedziałmi to w oczy, przy świadkach i zmusił mnie do podjęcia oficjalnych kroków.No i tonas urządziło.Nie było sposobu, by wymazać to ze sprawozdania.Nie było sposobu, byuniknąć sądu.Nie było rady, musieliśmy przejść przez tę ponurą procedurę i zarobili-śmy jeszcze jednego cywila, który będzie przeciwko nam do końca swoich dni.On mu-siał być wychłostany.Ani ty, ani ja nie mogliśmy znalezć się na jego miejscu.Pułk musizobaczyć, co dzieje się, jeśli zostanie pogwałcony artykuł 9080.Nasza wina.a on otrzy-mał cięgi. Moja wina, panie kapitanie.Dlatego proszę o przeniesienie.Hmm, uważam, że takbędzie lepiej dla jednostki. Ach, ty tak uważasz? Ale ja tu decyduję, co jest dobre dla mego batalionu, nie wy,sierżancie.Charlie, przypomnij sobie, co było dwanaście lat temu? Byłeś wtedy kapra-lem.Pamiętasz, gdzie wtedy byłeś? Tutaj, jak pan doskonale sam wie, kapitanie.Tutaj, na tej przeklętej prerii.Obymnigdy na nią nie wrócił! I my wszyscy.Tak się jednak złożyło, że mamy do wykonania najważniejsze i naj-delikatniejsze zadanie w Armii zmienić niesfornych szczeniaków w żołnierzy.Ktobył najniesforniejszych szczeniakiem w twojej sekcji? Hmm odpowiedział wolno Zim nie ośmieliłbym się posunąć aż tak dalekoi powiedzieć, że to pan był najgorszy, kapitanie. Nie ośmieliłbyś się, taak? Ale długo musiałbyś myśleć, by wymienić innego kan-dydata.Nienawidziłem twojej siły i werwy, kapralu Zim.46Zim był jakby zdziwiony i trochę dotknięty. Doprawdy, kapitanie? Ja cię raczej lubiłem.Na pewno nie czułem nienawiści. No cóż, nienawiść jest drugim luksusem, na który instruktor nie może sobie po-zwolić.Nie wolno nam ich nienawidzić i nie powinniśmy ich lubić.Musimy ich uczyć.Ale skoro mnie wtedy lubiłeś, to.hmm.w bardzo dziwny sposób okazywałeś to.Wciążjeszcze mnie lubisz? Nie, nie odpowiadaj.Mniejsza o to.Wtedy gardziłem tobą, przemy-śliwałem, w jaki sposób ci dopiec.Ty jednak byłeś czujny i nie dopuściłeś, by mnie ska-zano z artykułu 9080.Tak więc, dzięki tobie, znalazłem się tutaj.A przechodząc do two-jej prośby: kiedy byłem rekrutem, wydawałeś często rozkaz, o, jakże mi nienawistny.Pamiętasz? Teraz ja wydam go tobie: %7łołnierz ma zamknąć gębę i odmaszerować! Tak jest, panie kapitanie. Nie odchodz jeszcze.Ta smutna historia nie poszła na marne.Każdy pułk rekruc-ki potrzebuje twardej lekcji, żeby przestrzegać artykułu 9080.Macie zebrać wszystkichinstruktorów i udzielić im ostrzeżenia.Przez jakieś dwadzieścia cztery godziny te dzie-ciaki będą w szoku.Potem zacznie w nich narastać napięcie.Absolutnie nie życzę sobie,żeby znów jakiś rekrut został przywiązany do pala i wychłostany wskutek niedbalstwaktóregoś z instruktorów.Odmaszerować. Rozkaz, panie kapitanie.Dobranoc, panie kapitanie. Jaka tam dobra.Charlie. Słucham, panie kapitanie. Jak nie macie zbyt wiele roboty, to może wpadniecie, powiedzmy koło ósmej, domojej kwatery z miękkimi pantoflami i swoją matą, to sobie trochę potańcujemy. Rozkaz, panie kapitanie. To nie rozkaz, a zaproszenie.Jeśli naprawdę kapcaniejesz, dobrze ci zrobi, jak cięrozłożę na obie łopatki. Och, chciałby się pan kapitan założyć? Co to, to nie! Chyba że zgodzisz się walczyć z jedną nogą w kuble z cemen-tem.Ale, mówiąc serio, Charlie, mieliśmy podły dzień i jeśli obaj przyłożymy sobie poparę kuksańców i dobrze się spocimy, może uda nam się zasnąć w nocy, pomimo tychwszystkich maminsynków.Sierżant Zim wyszedł tak szybko, że nie zdążyłem zerwać się z krzesła.KapitanFrankel już krzyczał. Ordynans! Ordynans! ORDYNANS! Czy muszę wołać trzy razy? Jak się nazywa-cie? Dołóżcie sobie godzinę karnej służby w pełnym umundurowaniu! Odszukajcie do-wódców kompanii E, F i G, chcę z nimi mówić przed apelem.Potem skoczycie do mo-jego namiotu i przyniesiecie mi czysty mundur, czapkę, broń, buty i baretki.Zostawicietutaj.Potem sporządzicie raport chorych, widziałem, że możecie pisać tą ręką, widocz-nie nie bardzo was boli.Macie trzynaście minut do apelu.Biegiem marsz!47Wykonałem wszystko.Rozkazy nie są niemożliwe do wykonania.Tak się tylko wy-daje, gdyż są bliskie niemożliwości.Rozkładałem właśnie mundur kapitana Frankla, kie-dy zatrąbiono na apel.Nie patrząc na mnie kapitan powiedział: Skreślam wam karną służbę.Odmaszerować.Zdążyłem biegiem na apel, abyzafasować karną służbę za mundur nie w porządku i zobaczyć bolesny koniec TedaHendricka w Piechocie Zmechanizowanej.Miałem więc wiele do myślenia leżąc w tę bezsenną noc.Wiedziałem, że sierżantZim ciężko pracował, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że może odczuwać coś inne-go niż całkowite zadowolenie z tego, co robi.Był zawsze elegancki, pewny siebie, w zgo-dzie z sobą i całym światem.Fakt, że ten niepokonany robot poczuł się tak bardzo zhańbiony, że pragnął ucieci ukryć swą twarz pomiędzy obcymi, wstrząsnął mną chyba jeszcze bardziej niż widokchłostanego Teda.A do tego kapitan Frankel zgadzał się z nim, uznawał wagę tej porażki i zrugał go!Byłem dotychczas przekonany, że sierżantów się nie beszta.To oni besztają innych, ta-kie jest prawo natury.Muszę przyznać, że to, co spadło na sierżanta Zima, co musiał przełknąć, jak zostałupokorzony i czego wysłuchał brzmiało dla mnie jak najpiękniejsza pieśń miłosna.A przecież kapitan nawet głosu nie podniósł.Ten cały incydent był tak nieprawdopodobny, że nie śmiałem o nim nikomu nawetwspomnieć.A sam kapitan Frankel.Oficerów nie mieliśmy okazji widywać zbyt często.Pojawiali się czasem, spacerując wolnym krokiem, na wieczornym apelu.Dokonywaliraz na tydzień przeglądu, robiąc sierżantom uwagi, które potem skrupiały się na nas.Cotydzień też decydowali, która kompania będzie miała honor strzec pułkowego sztanda-ru [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Jest głupi.Już dawno powinieneś pozbyć sięgo z jednostki.zamiast niańczyć i doprowadzić do tego nieszczęścia.Ale powiedziałmi to w oczy, przy świadkach i zmusił mnie do podjęcia oficjalnych kroków.No i tonas urządziło.Nie było sposobu, by wymazać to ze sprawozdania.Nie było sposobu, byuniknąć sądu.Nie było rady, musieliśmy przejść przez tę ponurą procedurę i zarobili-śmy jeszcze jednego cywila, który będzie przeciwko nam do końca swoich dni.On mu-siał być wychłostany.Ani ty, ani ja nie mogliśmy znalezć się na jego miejscu.Pułk musizobaczyć, co dzieje się, jeśli zostanie pogwałcony artykuł 9080.Nasza wina.a on otrzy-mał cięgi. Moja wina, panie kapitanie.Dlatego proszę o przeniesienie.Hmm, uważam, że takbędzie lepiej dla jednostki. Ach, ty tak uważasz? Ale ja tu decyduję, co jest dobre dla mego batalionu, nie wy,sierżancie.Charlie, przypomnij sobie, co było dwanaście lat temu? Byłeś wtedy kapra-lem.Pamiętasz, gdzie wtedy byłeś? Tutaj, jak pan doskonale sam wie, kapitanie.Tutaj, na tej przeklętej prerii.Obymnigdy na nią nie wrócił! I my wszyscy.Tak się jednak złożyło, że mamy do wykonania najważniejsze i naj-delikatniejsze zadanie w Armii zmienić niesfornych szczeniaków w żołnierzy.Ktobył najniesforniejszych szczeniakiem w twojej sekcji? Hmm odpowiedział wolno Zim nie ośmieliłbym się posunąć aż tak dalekoi powiedzieć, że to pan był najgorszy, kapitanie. Nie ośmieliłbyś się, taak? Ale długo musiałbyś myśleć, by wymienić innego kan-dydata.Nienawidziłem twojej siły i werwy, kapralu Zim.46Zim był jakby zdziwiony i trochę dotknięty. Doprawdy, kapitanie? Ja cię raczej lubiłem.Na pewno nie czułem nienawiści. No cóż, nienawiść jest drugim luksusem, na który instruktor nie może sobie po-zwolić.Nie wolno nam ich nienawidzić i nie powinniśmy ich lubić.Musimy ich uczyć.Ale skoro mnie wtedy lubiłeś, to.hmm.w bardzo dziwny sposób okazywałeś to.Wciążjeszcze mnie lubisz? Nie, nie odpowiadaj.Mniejsza o to.Wtedy gardziłem tobą, przemy-śliwałem, w jaki sposób ci dopiec.Ty jednak byłeś czujny i nie dopuściłeś, by mnie ska-zano z artykułu 9080.Tak więc, dzięki tobie, znalazłem się tutaj.A przechodząc do two-jej prośby: kiedy byłem rekrutem, wydawałeś często rozkaz, o, jakże mi nienawistny.Pamiętasz? Teraz ja wydam go tobie: %7łołnierz ma zamknąć gębę i odmaszerować! Tak jest, panie kapitanie. Nie odchodz jeszcze.Ta smutna historia nie poszła na marne.Każdy pułk rekruc-ki potrzebuje twardej lekcji, żeby przestrzegać artykułu 9080.Macie zebrać wszystkichinstruktorów i udzielić im ostrzeżenia.Przez jakieś dwadzieścia cztery godziny te dzie-ciaki będą w szoku.Potem zacznie w nich narastać napięcie.Absolutnie nie życzę sobie,żeby znów jakiś rekrut został przywiązany do pala i wychłostany wskutek niedbalstwaktóregoś z instruktorów.Odmaszerować. Rozkaz, panie kapitanie.Dobranoc, panie kapitanie. Jaka tam dobra.Charlie. Słucham, panie kapitanie. Jak nie macie zbyt wiele roboty, to może wpadniecie, powiedzmy koło ósmej, domojej kwatery z miękkimi pantoflami i swoją matą, to sobie trochę potańcujemy. Rozkaz, panie kapitanie. To nie rozkaz, a zaproszenie.Jeśli naprawdę kapcaniejesz, dobrze ci zrobi, jak cięrozłożę na obie łopatki. Och, chciałby się pan kapitan założyć? Co to, to nie! Chyba że zgodzisz się walczyć z jedną nogą w kuble z cemen-tem.Ale, mówiąc serio, Charlie, mieliśmy podły dzień i jeśli obaj przyłożymy sobie poparę kuksańców i dobrze się spocimy, może uda nam się zasnąć w nocy, pomimo tychwszystkich maminsynków.Sierżant Zim wyszedł tak szybko, że nie zdążyłem zerwać się z krzesła.KapitanFrankel już krzyczał. Ordynans! Ordynans! ORDYNANS! Czy muszę wołać trzy razy? Jak się nazywa-cie? Dołóżcie sobie godzinę karnej służby w pełnym umundurowaniu! Odszukajcie do-wódców kompanii E, F i G, chcę z nimi mówić przed apelem.Potem skoczycie do mo-jego namiotu i przyniesiecie mi czysty mundur, czapkę, broń, buty i baretki.Zostawicietutaj.Potem sporządzicie raport chorych, widziałem, że możecie pisać tą ręką, widocz-nie nie bardzo was boli.Macie trzynaście minut do apelu.Biegiem marsz!47Wykonałem wszystko.Rozkazy nie są niemożliwe do wykonania.Tak się tylko wy-daje, gdyż są bliskie niemożliwości.Rozkładałem właśnie mundur kapitana Frankla, kie-dy zatrąbiono na apel.Nie patrząc na mnie kapitan powiedział: Skreślam wam karną służbę.Odmaszerować.Zdążyłem biegiem na apel, abyzafasować karną służbę za mundur nie w porządku i zobaczyć bolesny koniec TedaHendricka w Piechocie Zmechanizowanej.Miałem więc wiele do myślenia leżąc w tę bezsenną noc.Wiedziałem, że sierżantZim ciężko pracował, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że może odczuwać coś inne-go niż całkowite zadowolenie z tego, co robi.Był zawsze elegancki, pewny siebie, w zgo-dzie z sobą i całym światem.Fakt, że ten niepokonany robot poczuł się tak bardzo zhańbiony, że pragnął ucieci ukryć swą twarz pomiędzy obcymi, wstrząsnął mną chyba jeszcze bardziej niż widokchłostanego Teda.A do tego kapitan Frankel zgadzał się z nim, uznawał wagę tej porażki i zrugał go!Byłem dotychczas przekonany, że sierżantów się nie beszta.To oni besztają innych, ta-kie jest prawo natury.Muszę przyznać, że to, co spadło na sierżanta Zima, co musiał przełknąć, jak zostałupokorzony i czego wysłuchał brzmiało dla mnie jak najpiękniejsza pieśń miłosna.A przecież kapitan nawet głosu nie podniósł.Ten cały incydent był tak nieprawdopodobny, że nie śmiałem o nim nikomu nawetwspomnieć.A sam kapitan Frankel.Oficerów nie mieliśmy okazji widywać zbyt często.Pojawiali się czasem, spacerując wolnym krokiem, na wieczornym apelu.Dokonywaliraz na tydzień przeglądu, robiąc sierżantom uwagi, które potem skrupiały się na nas.Cotydzień też decydowali, która kompania będzie miała honor strzec pułkowego sztanda-ru [ Pobierz całość w formacie PDF ]