[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie wiem nawet, kody szukać żony i jak stanąć przed nią? odparł Piotr.Długich godzin kilka pozostali tak, a kapłan go pocieszał i łagodził ból i tchnąćusiłował nadzieje, której Piotr nie miał.Przeszłość Wita nie dozwalała muprzypuszczać, by słowa danego dotrzymał, chybaby przestrach sprawiedliwościznaglił go do ucieczki.Na skruchę nie rachując wcale, liczył na trwogę tylko.Zdawało mu się bowiem,iż żadnego środka obrony nie mając, Wit będzie musiał uchodzić.Potwierdzał tostaruszek.W wielkiej jednak niepewności doczekawszy dnia, pan Piotr kazał sięprzygotowywać do podróży, nazad chcąc wrócić do Rachowa; księdzu nieczyniąc wymówek, przeprowadził go i pożegnał smutny.Na zapytanie Kulesza,odpowiedział mu milczeniem tylko; nie było po co jechać dalej, należałobowiem wprzódy dowiedzieć się, co się stało z Maryą, i przygotować ją donadzwyczajnej wieści szczęścia, która słabą kobietę zabić mogła. Z rana puścił się pan Piotr z powrotem do wojewodzinej.Uwolniony z więzów rotmistrz uszedłszy oknem z gospody, puścił się szybkolasem.Okolica była mu doskonale znaną, nieraz w niej bowiem polowali, nocwszakże i przebyte wrażenie odjęło mu siłę i przytomność.Jakiś czas biegłszybko w gęstwinę nie oglądając się ani dokąd, ani w jakim kierunku, byle conajdalej od miejsca, z którego cudownie uniósł życie.Wzruszenie, któregodoznał, napełniło go wszakże raczej gniewem niż skruchą, chęcią zemsty więcejniż uczuciem winy.Nienawiść ku tej ofierze, która mu się z rąk wyrwała iścigała go teraz, wzrosła jeszcze.Zburzony, oszalały, lecz nie tracąc nadziei, żepotrafi się zwycięzko wydobyć z tego położenia, Wit pragnął co najprędzejdostać się do Szwalbburga, pochwycić żonę i z nią już wprost, nie zatrzymującsię podążyć do Drezna.Tu, wedle osnutego planu, gdyby Piotr dopominał siępraw swoich, zamierzał mu dowodzić samozwaństwa.Ufał w protekcyęmożnych, w oddalenie swe, nareszcie w to, że nasadzi płatnych zbójów nałatwowiernego i nieopatrznego brata.Nie było o nich trudno wśród różnegorodzaju ciurów i włóczęgów, których płodziły ówczesne wojny i najemneżołdactwo.Wszystko co przyrzekał i poprzysięgał kapłanowi, było dlań tylko środkiemocalenia, bo w tej chwili ratując życie, poprzysiągłby był na wszystko,cokolwiek od niego żądano.W chwilę potem już się otrząsł ze swychuroczystych przyrzeczeń.Ubiegłszy spory kawał drogi lasem, rotmistrz uczułwreszcie słabnące siły, znużenie straszne, i padł na trawę w gęstwinie.Z liścikrzaków kapała rosa poranna, spalonemi usty pochwycił kropel kilka.Z razu cała kilkogodzinna męczarnia wiła mu się po mózgu, powtarzającobrazami przerażającemi, potem, mimo bólu w rękach od sznurów, które skórępoprzecinały, zaczął usypiać i straciwszy przytomność, zasnął głęboko.Złamany na duchu i ciele, szukał instynktowo w tym spoczynku odzyskania siłystraconej.Noc była jeszcze, gdy usypiał, dzień jasny ujrzał przebudziwszy się zwargami zaschłemi od gorączki, z boleścią we wszystkich członkach, głowąociężałą i umysłem przytępionym.Potrzebował dosyć długiego czasu, nim sięrozbudzić a otrzezwić potrafił.Otaczał go las głuchy, cichy, którego gałęzmiżaden wietrzyk nie poruszał, przez otwór w górze z za zielonej plecionki liściwidniał kawałeczek lazurowego nieba.Ze światła mógł się domyśleć, iż musiałobyć z południa.Ucho nie mogło pochwycić najmniejszego życia znaku, gdzieśw dali tylko dzięcioły kuły drzewa i żółwie się odzywały niekiedy.Las byłgęsty, ścieżki żadnej; zrazu chcąc iść dalej, kierunek oznaczyć było trudno.Musiał ciągnąć na oślep, dopóki by człowieka, chaty, osady i śladu jakiego nadrogę naprowadzić mogącego nie natrafił.Sam głód zmuszał wstać i szukać przytułku i posiłku.Ruszył więc, ale zwolna, aże suknie miał potargane, rozbrojony był, a na głowie okrycia brakło, zawczasuobmyślać musiał bajkę, jaką się, będzie spotkawszy z ludzmi tłómaczył [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •