[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Służby z sobą wziąłniewiele i dobrał takich, z którymi jak z niemowami dogadać się trudno! Sameniewolniki litewskie.Przecie ja tajemnicy tej spod ziemi dobędę.Dla Bobrka sama ta wiadomość, że Semko wziął Litwinów, była niespodzianympromykiem rozjaśniającym nagromadzone mroki.Lecz zmilczał ostrożnie.Z rozmowy z zakonnikiem na gościńcu zapamiętał wzmiankę, jaką bratAntoniusz uczynił o bytności swej wśród niewiernych na Litwie.Wszystko torazem użyte budziło domysł, że Semko mógł się na Litwę wybrać, ale co by tammiał poczynać?! Bobrek nie domyślał się.Tegoż wieczora listem wielki mistrz otajemniczej podróży był zawiadomiony.XJak po dziś dzień tak i w owych czasach zima na północy, mimo srogościklimatu, była porą najdogodniejszą do wypraw i podróży.W ciągu tych miesięcy, gdy rzeki stawały, błota marzły, ziemia tężała, anajniedostępniejsze miejsca stawały się przez to niemal bezbronnymi,krzyżackie kupy wpadały najczęściej na litewskie sioła i osady.Litwini tak samo zimą odwdzięczali się najeżdżając posiadłości Zakonu.Dla niewielu wędrowców przesuwających się przez te kraje, zawsze z obawąwielką, bo od rozbojów na gościńcach żadne listy książęce obronić ich niemogły, zima miała swe dogodności, ale i niebezpieczeństwa.Znieg zdradzał ich, gdyż na nim dla wprawnego oka wypisywało się jasno, jaksłowo na pargaminie, wszystko, co stanowiło podróżnych siłę, obyczaj, drogikierunek, a nawet ich pochodzenie.Zledząc te piętna człowiek, który to pismo odczytywać umiał, wiedział, ile i jakich koni szło w orszaku, wozów lub sań ijacy w nich jechali ludzie.Odległości między noclegami a popasami,obozowiska opowiadały im, czy ciągniono spiesznie czy powoli, ładownie czylekko.Z ognisk mogli obrachować ludzi, ze żłobów i wbitych do nich kołkówlik koni.Nie dostrzeżone dla mniej wprawnych oczu znaki drobne dozwalałyściśle naprzód obrachować i przewidzieć, kogo miano napaść i jak silną mogłabyć obrona.Zacierać za sobą ślady te nie podobna było.Podróżny wiec zimą wystawionymbył na większe niebezpieczeństwo.Z wyjątkiem kilku prostszych gościńców handlowych, dróg latem prawie niebyło, tym mniej zimą, gdy je zamarzłe grzęzawiska i wody skracały.Zmuszenipodróżować puszczali się albo na oślep w pewnym kierunku, który gwiazdy ikora drzew oznaczała, lub biorąc po drodze przewód z ludzi znających kraje,które przebywać mieli, szli za nimi.Na dostanie po drodze pożywienia dla ludzii koni niewiele rachować było można, musiano z sobą wiezć zapasy, oszczędzaćje, a bardzo często noclegi i popasy pod gołym niebem odbywano.Kleconoszałasy, jeżeli namiotków nie było, szukano zacisznego kąta, przypierano dowodopoju, wypasu lub stogów.Nie bardzo naówczas szanowano tu cudzą własność i konie żywiły się sianemcudzym, gdy innego nie było.Przypadłli właściciel, opłacano mu się lub dobójki przychodziło, jeżeli orszak podróżny miał siłę po sobie.Tak samo iprzewód brano nieraz grozbami, a zmuszony prowadzić przy pierwszejzręczności uchodził i często zostawiał podróżujących na łasce własnego ichrozumu.Lecz i bez znajomości kraju kto podróżował wiele, umiał sobie dać rady wcałkiem obcej okolicy.Za przewodników służyły wodociecze, ślady ludzi i ichpracy, rodzaje drzew, pozostałości uprawy ziemi.Z tymi trudnościami podróżowania wszyscy byli oswojeni, z góry do nichprzygotowani, a zasposobieni we wszystko, co w złym razie mogło ratować,Kaukis (brodaty karzeł), niewolnik Litwin, i młodszy od niego, także jeniecwojenny, Wiżunas, należeli do szczupłego orszaku Semka, który tak rano zPłocka wybiegł, iż nikt prawie nie dostrzegł, w jakim się puścił kierunku.Gdyby kto nawet był podpatrzył, iż w stronę ku Czerskowi znikli w lasach, nicby to nikogo nie nauczyło.Litwini obaj wcale nie wiedzieli, do czego będą użyci.Dziwił wszystkich składksiążęcego orszaku.Wybrani byli ludzie najśmielsi, najmężniejsi, ale do łowównie bardzo zdatni.Psów nie kazał Semko brać.Broń i ubiór nie zdradzałyksiążęcego orszaku.Dziwnym też wśród dworu wydawał się stary zakonnik,który wdział na się zwykłą opończę i odznaczał się tylko tym, że broni nie miałżadnej, bo nie chciał jej przypasać, choć książę go o to prosił; tłumaczył się tym,że noszenie jej było mu wzbronione, tak samo jak pieniędzy.Wjechawszy do lasu książę wskazał sam, w jakim kierunku ciągnąć mieli, a dopopasu słowa prawie nie wyrzekł do nikogo. Stary zakonnik jechał u jego boku odmawiając pacierze po cichu.Na nocleg przybyli do wsi książęcej, gdzie wedle obyczaju dawnegonatychmiast im wszystko, co dla ludzi i koni było potrzebnym, dostarczyćmusiano.Równie jak w Polsce, na Mazowszu stare to prawo, choć ograniczone iznoszone, trwało uparcie, a panujący wszędzie musiał być podejmowany.Ludzie książęcy często tego nadużywali i z wiosek na widok ich rozbiegali siępopłoszeni mieszkańcy, lecz tym razem mała gromadka, niewiele wymagająca,nie ustraszyła nikogo.Dla księcia opróżniono chatę, a stary zakonnik znalazł też przy nim posłanie.Natym noclegu z wielkim postrachem Kaukisa i Wiżunasa obu ich do Semkawezwano.W przeciągu dłuższego swojego pobytu na Mazowszu i w Płocku oba oni z dalatylko widywali starego i młodych książąt, nigdy jeszcze nie mówili z nimi.Kaukis, który tu zestarzał, mało się co mowy nauczywszy, o ile był pozornieociężały i nierozgarnięty, o tyle miał w sobie utajonej przenikliwości i rozumu.Nie popisywał się nimi, tak jak niejeden lęka się odkryć z zamożnością, wolącuchodzić za głuptaszka.Wiżunas młodszy już się był na pół w Mazuraprzeistoczył.Chłop silny, zręczny, wesół, żwawy, nie bardzo uskarżał się naswoje losy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •