[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten zakaz jest największą zgryzotą jj życia; ile to już godzin ona się nad nim napłakała! Ontż jest głównym powodemgwałtowności, z jaką Pani Flora pragnie wyjść za którego z członków Magistratu.Ich żony,szczęśliwe! mogą nosić i czysty jedwab' i czyste złoto, i drogie kamienie.Tymczasem, biedna wdówka nagradza sobie te braki, wykwintnym smakiemw ubraniu, co sprawia że w oczach męzkich, nieraz przyćmiewa mnij piękne, choćwyzłocone Panie Radne.Dziś właśnie potrafiła sztuką zdobyć takie zwycięztwo.Suknię przywdziała z pół-bławacia zwanego Bomzynem, przepysznj barwy malinowj.Stanik u przodu ma głębokiewycięcie, zkąd jj bogate łono wychyla się jakby motyl, co białe skrzydełka rozłożył na dniekwiatowego kielicha.Porównanie do kwiatu wypada tm stosownij, że w koło całego wycięcia rozwachlarza się kołnierz stojący, przezroczysty, oparty na drucianym płotku, i takwywinięty jakby połowa jakiejśogromnj lilji.Od tego tła obłoczkowego, tm silnij odbijają karminowe ustai przestrzeliste oczy Pani Flory.Na głowie, u samego jj wierzchu, ma tak zwaną forgę,czyli kilka piór białych, postawionych zupełnie prosto, które z warkoczowego koszyczkawytryskają w górę jakby pieniąca się fontanna.Taki przystrój, podobny do końskichpióropuszów, dzisiejszym oczom wydał by się dziwnym, a nawet może śmiesznym; alewówczas był bardzo wzięty; a niewiasty lubiły go i za to, że łudząc oko, dodawał im wzrostu,czemu i Pani Flora była rada, bo jj postać kształtna lecz nieco przysadzista, wiele na tjzłudzie zyskiwała.Jeśli strój pięknj wdowy zwracał oczy swoją krasą i wybujałą pełnią kształtów, za toubiór Hedwigi odznaczał się wstrzemięzliwością barw i kroju.Szła ona drobnym kroczkiempo drugij stronie Pana Schultza, z oczami utkwionemi w ziemię; dzięki jednak znanjpanieńskij sztuce, mimo spuszczonych powiek, widziała wszystko i wszystkich, a już conajpierwj dostrzegła, to żółty szustokor pod filarem.Na ten widok zaćmiło jj się woczach, ale i tu panieńskie czary przyszły jj nieomylnie w pomoc, i choć tylko już wpółprzytomna, szła dalj, niby przez sen płynąc, i budząc w koło miłe szmery.Suknia jj nie była dziś niebieska w białe floresy, ale biała w niebieskie ciągnionekwiateczki.Uszyta ze wschodniego, pół-przezroczystego persu, sięgała po samą szyję, boPan Majster, czy zazdrosny o widok jj wdzięków, czyprzejęty purytańską surowością, pomimo nalegań Pani Flory, nie pozwolił na żaden sposóbaby miała stanik wycięty.Więc w koło jj szyi marszczyła się jak zawsze stokrotkowa krza,tylko zrobiona z koronki nierównie piękniejszj niż codzienna.W złotych włosach miała jakzawsze bramkę z błękitnj wstążki, ale dziś był na nij naszyty djadem z bursztynowychkwiatów, prześlicznych, mgławo- przejrzystych, trzęsących się za każdym jj ruchem jakświatełka.U drobnych uszu wisiały takież same kolczyki, obrobione w kształcie serduszek.Wpasie tż owinęła się bursztynowym sznurem, którego ziarna grube, równe, białawe, spadałyna przód sukni jakbydwa różańce, zakończone chrzęstliwemi wisiorami.Nawet jj rękawiczki białe, niebieskimjedwabiem haftowane, zapinały się na bursztynowe guziczki.Któś z obecnych, spostrzegłszy u nij ową mnogość morskiego klejnotu, nazwał jąbursztynową panienką.Nazwa ta wnet obiegła całą salę, a niejeden sądząc z oblicza,mówił, że i serce u nij musi być czyste jak bursztyn.Za Majstrem i jego dwiema towarzyszkami, samotnie stąpał Kornelius,w ubiorze hollenderskim o dwóch niewesołych kolorach, ciemno-stalowym i ciemno-ceglastym, co go czyniło podobnym do pęku zardzewiałych kluczy, i dobrze licowało z jegoposępną twarzą, przypominającą twarze więziennych dozorców.Przybycie nowej gromadki, sprawiło niejakie wrażenie w Artusowj sali.Hedwigaukazywała się tam po raz pierwszy, a i Panią Florę, (która najpierw dla choroby mężowskij,ą potm dla żałoby, przebyła parę lat w zamknięciu), witanojakby zmartwychwstałą.Obie panie zostały skwapliwie otoczone.Pan Kazmirznajskwapliwij nadbiegał, i już chciał witać się z Hedwigą, gdy Pani Flora odciągnąwszy gona ubocze, zaczęła mu z żywością rozpowiadać: Ach, Wasza Miłość ani sobie figurujesz, co ja przeszłam srogich emocyi! %7łeby nieja, Waszmość byś tu nie widział swojj panny. Wielki Boże! Co się stało? Rzecz dość zwyczajna, Pan Schultz nam zachorzał.  Aha! Co prawda, zle mu z oczu patrzy.No, aleć to nic obłożnego, kiedy przyszedł?- Nie przyszedł, jeno się przywlókł.On często miewa jakoweś darciew nogach, i jakieś okrutne bolenie na wnętrzu.Medyk Pagliano zadekretował, jako to zbytniawilgoć z picia cerewizyi, ale Pan Konzul powieda, że Włoch niezna się na piwie, i dla tegotakie androny plecie, i cały Magistrat go w tym sensie sukkursuje, bo wszyscy oni w piwkusię kochają.Owóż dziś, przychodzę do nich, już ustrojona,  wszak niepodle, co? Ach, boginie z Olimpu mogą zajrzć Wacpani! Tedy widzę, i Hedwiga już wymuskana, jeno Pan Majster jeszcze się guzdrze, i szatnie nie naciąga, i popija tyzannę, a precz stęka: Oj bida! Niemogę pójsc.Herr Gott!Niemogę. Ja tedy, w duszy rada że nam wolność ostawi,dalj w namowy: Ostań się Waszeć doma, legnij na becikach, a ja Pannę Hedwigę zabiorę ipomatkuję modelowo. A tu figuruj sobie Waszmość, jak się dziewczyna wyrwie, tak małoco wszystkiego nam nie popsowała.Powieda: Kiedy Pan Meister nie idzie, to i ja nie pójdę,jeno się ostanę, aby Dobrodziejowi usługować.I już odpina kolce i ściąga rękawice.Ażem się zdumiała, bo to wszelaka panna, kiedy ma iśćna taniec, to i po trupach by gotowa skoczyć, a ta benewolnie powieda: Nie pójdę. No, i coWaszmośćpowiesz? Właśnie ta cnota wygrała.Pan Schultz się rozczulił, że aż oczami zaczął mrugać, aja na niego wsiadam: A nie wstyd to Waszeci przyjmować takie sakryficium? Kaz jj pójśćze mną i basta. A Pan Schultz: Ja większe zrobię sakryficium; acz kiszki we mnie piszczą,pójle.  I zara się odział, i takeśmy go tu przywlekli, ale ja radzę Waszmości, co masz robićto prędko rób, albowiem on lada moment zacznie znowu stękać, i gotów się z nią wynieśćprzed północkiem. Niedobra to impreza.- Odparł skłopotany Pan Kazmirz. Niełacno tak wielkieplany egzekwować na łapu-capu.Ha no, wezmę się do rzeczy, aleś zawdy mi już Wacpanifantazyę zwarzyła. No, no, jeśli Waszmość nie potrafisz w godzinę przerobić jj konwikcyi, to powiemże z Wodnj Armaty nie tęgie wychodzą konkieranty.Ważną tę rozmowę przerwał Burmistrz Freimuth, który już od początku krążył okołoPani Flory; należał on do jj stałych wielbicieli; ach i ona byłaby dla niego wszystkiemiinnemi pogardziła, bo i piękny jak bożek, i dwa razy bogatszy od Pana Rajcy, i Burgemeister,jeden z miejskich królów! Ale cóż, kiedy niestety już miał żonę! Wprawdzie chuda była jakszczapa, i kaszląca jak owca, mówiono że niedługo pociągnie, wszelako trudno liczyć na takiegadanie, skrzypiące drzewo nieraz przetrwa najzdrowsze zagajniki.Wiedziała więc mądrawdowa, że PanBurmistrz obecnie na nic jj się nieprzyda; w każdym razie, jego nadskakiwanie pochlebiałojj bardzo słodko, a co więcj, mogło posłużyć za wabik na inne ptaszki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •