[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kottanerin najmocniej była przekonaną, że upiory i strachy narobiłytej wrzawy, padła więc znowu na modlitwę, ofiarując się odbyć bosopielgrzymkę do Maria-Zell, miejsca cudownego, a dopókiby ślubutego nie dopełniła, wszystkie soboty, na pamiątkę tej, sypiać bezpierzyny, dziękując Bogu i N.Pannie za ocalenie i opiekę.Wtem w czasie modlitwy, pod drugimi drzwiami, od izby, w którejspały służące królowej, dał się słyszeć taki sam chrzęst i hałas.Tym razem Kottanerin ze strachu straciła zupełnie przytomność,zaczęła drżeć, potnieć, była pewną, że nie strachy, nie upiory, aleludzie idą, usłyszawszy hałas, chwytać ich na uczynku.Nie wiedząc,co z sobą robić, czekała tylko, czy przebudzone dziewczęta nie pocznąkrzyczeć.Podbiegła pode drzwi, ale hałas natychmiast ustał.Klękła tedy Bogu dziękować, utwierdzona w tym przekonaniu, żewszystko to było nieczystą sprawą szatana.Tymczasem niepokój nowy.W skarbcu zrobiło się cicho; ludzie nie powracali, a przez drzwi niedomknięte zaczynało być czuć spaleniznę i dym.Chciała już iść zobaczyć, co się dzieje z pomocnikami, gdy naprzeciwniej wyszedł Magyar, oznajmując, że mogła być spokojną, bo oddrzwi zamki już poodrywali.Ale w skrzynce, w której spoczywała korona, zamek był tak mocnoprzytwierdzony, iż ani go odpiłować, ani wyłamać nie było można.Musieli więc go opalać, a od spalenizny tej powstał taki swąd i dym,że go wszędzie czuć było.Nowa więc trwoga, modlitwy jeszcze gorętsze.Robota około ostatniego zamka trwała bardzo długo, na ostatekdobyto z pudła koronę.Trzeba było na powrót zamki przytwierdzaćdla niepoznaki, a w głównych drzwiach chustą, jak była,przypieczętować.Wszystko to wiele jeszcze czasu zabrało.Na ostatek piły i połamanezamki wrzuciwszy w miejsce bezpieczne, w których ich nikt szukaćnie mógł, Kottanerin z pomocnikiem zaniosła koroną do kaplicy, wktórej ołtarzu znajdowały się relikwie św.Elżbiety, patronki królowej.Tu ze strachu ofiarowała się biedna Niemka za mające się popełnićświętokradztwo, w imieniu królowej, sprawić nowy ornat i pokryciedo ołtarza.Wzięto bowiem z niego czerwoną aksamitną poduszkę, rozdarto ją,wyrzucono z niej część pierza, włożono do środka koronę i Kottanerinzaszyła ją, jak była.Nim się to wszystko wykonało, dzień dobry robić się zaczął, wszyscyna zamku i służące powstawały, ruch powstawał.Czas jechać było,aby stanąć w Komornie.W ostatniej chwili już o mało stara baba ich nie zdradziła mimo woli.Wynosząc koronę ze skarbca, zabrano z nią część złamanego futerału,który pozostał na ziemi, i baba go podniosła pokazując a pytając, co tobyło.Starą tę, która dziewczętom usługiwała, wziętą z Budy, królowa, jakoniepotrzebną już, kazała opłacić i odprawić stąd do domu.Z wieczorabyła już zaspokojona, ale kręciła się jeszcze i ów futerał ciekawość jejobudził.Kształt jego zdradzał koronę, którą okrywał.Kottanerin prawie nieprzytomna ze strachu znowu pochwyciła z jejrąk połamane szczątki i co prędzej rzuciła do pieca.Szczęściem niktnie zwrócił na to uwagi, ale obawiała się już babę zostawić tu, aby nieplotła, i niby przez miłosierdzie nad nią zaofiarowała się zabrać z sobąi wyrobić łaskawy chleb w Sankt-Merten.Wreszcie już wyjeżdżać miano.Aadowano, wynoszono, pakowanosanie i wóz.Koronę w poduszce potrzeba było nieznacznie przenieść.Magyar kazał słudze, który mu pomagał, wziąć ją na ramiona iumieścić w saniach, na których on i Kottanerin jechać mieli.Wziął tedy drogocenny pakunek chłop, a w dodatku okrył go ogromnąskórą krowią wyprawną, z długim wiszącym ogonem, który z tyłuspadał i we wszystkich przypatrujących się odjazdowi fraucymeruwzbudził śmiechy szalone.Ruszyły sanie spod dolnego zamku w Wyszehradzie, ale za nimi wślad biegła trwoga, aby nie odkryto, co się w nocy stało, nie wysłanopogoni i nie pochwycono rabusiów.Kottanerin usadowiła się wprost na poduszce z koroną, choć niebardzo jej wygodnie być musiało.Co chwila ona i jej towarzyszoglądali się i przysłuchiwali, a nuż gonią.Na zamku wszakże ani drzwi popsutych, ani w kaplicy nieładu niedostrzeżono.Pomimo pośpiechu, w pół drogi popaść było potrzeba.Magyar z sańzdjął poduszkę i dla bezpieczeństwa położył na stole przed Niemką,aby ją ciągle na oczach miała.Na tym nie koniec.Noc już była czarna, gdy nadciągnęli nad brzeg Dunaju, naprzeciwKomorna.Tu rzekę po lodzie przebyć było potrzeba.Puszczono się wprost, nie przypuszczając, aby lód mógł osłabnąć.Wtem na samym środku rzeki wóz, na którym jechały dziewczętakrólowej, załamał się.Krzyk, trwoga, popłoch niesłychany.Kottanerin nie o sługi, nie oksiężniczkę szląską, ani o siebie nawet nie chodziło, ale o tę, z trudemtakim zdobytą, oczekiwaną tak niecierpliwie przez królowę, koronę,od której w przekonaniu jej losy potomka zawisły.Prawdziwym cudem nie utonął jednak nikt, dziewczęta się na sanieprzesiadły, korona ocalała.Oto i zamek w Komornie, a w oknach światło u królowej, która sięmodli, rozpacza i płacze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Kottanerin najmocniej była przekonaną, że upiory i strachy narobiłytej wrzawy, padła więc znowu na modlitwę, ofiarując się odbyć bosopielgrzymkę do Maria-Zell, miejsca cudownego, a dopókiby ślubutego nie dopełniła, wszystkie soboty, na pamiątkę tej, sypiać bezpierzyny, dziękując Bogu i N.Pannie za ocalenie i opiekę.Wtem w czasie modlitwy, pod drugimi drzwiami, od izby, w którejspały służące królowej, dał się słyszeć taki sam chrzęst i hałas.Tym razem Kottanerin ze strachu straciła zupełnie przytomność,zaczęła drżeć, potnieć, była pewną, że nie strachy, nie upiory, aleludzie idą, usłyszawszy hałas, chwytać ich na uczynku.Nie wiedząc,co z sobą robić, czekała tylko, czy przebudzone dziewczęta nie pocznąkrzyczeć.Podbiegła pode drzwi, ale hałas natychmiast ustał.Klękła tedy Bogu dziękować, utwierdzona w tym przekonaniu, żewszystko to było nieczystą sprawą szatana.Tymczasem niepokój nowy.W skarbcu zrobiło się cicho; ludzie nie powracali, a przez drzwi niedomknięte zaczynało być czuć spaleniznę i dym.Chciała już iść zobaczyć, co się dzieje z pomocnikami, gdy naprzeciwniej wyszedł Magyar, oznajmując, że mogła być spokojną, bo oddrzwi zamki już poodrywali.Ale w skrzynce, w której spoczywała korona, zamek był tak mocnoprzytwierdzony, iż ani go odpiłować, ani wyłamać nie było można.Musieli więc go opalać, a od spalenizny tej powstał taki swąd i dym,że go wszędzie czuć było.Nowa więc trwoga, modlitwy jeszcze gorętsze.Robota około ostatniego zamka trwała bardzo długo, na ostatekdobyto z pudła koronę.Trzeba było na powrót zamki przytwierdzaćdla niepoznaki, a w głównych drzwiach chustą, jak była,przypieczętować.Wszystko to wiele jeszcze czasu zabrało.Na ostatek piły i połamanezamki wrzuciwszy w miejsce bezpieczne, w których ich nikt szukaćnie mógł, Kottanerin z pomocnikiem zaniosła koroną do kaplicy, wktórej ołtarzu znajdowały się relikwie św.Elżbiety, patronki królowej.Tu ze strachu ofiarowała się biedna Niemka za mające się popełnićświętokradztwo, w imieniu królowej, sprawić nowy ornat i pokryciedo ołtarza.Wzięto bowiem z niego czerwoną aksamitną poduszkę, rozdarto ją,wyrzucono z niej część pierza, włożono do środka koronę i Kottanerinzaszyła ją, jak była.Nim się to wszystko wykonało, dzień dobry robić się zaczął, wszyscyna zamku i służące powstawały, ruch powstawał.Czas jechać było,aby stanąć w Komornie.W ostatniej chwili już o mało stara baba ich nie zdradziła mimo woli.Wynosząc koronę ze skarbca, zabrano z nią część złamanego futerału,który pozostał na ziemi, i baba go podniosła pokazując a pytając, co tobyło.Starą tę, która dziewczętom usługiwała, wziętą z Budy, królowa, jakoniepotrzebną już, kazała opłacić i odprawić stąd do domu.Z wieczorabyła już zaspokojona, ale kręciła się jeszcze i ów futerał ciekawość jejobudził.Kształt jego zdradzał koronę, którą okrywał.Kottanerin prawie nieprzytomna ze strachu znowu pochwyciła z jejrąk połamane szczątki i co prędzej rzuciła do pieca.Szczęściem niktnie zwrócił na to uwagi, ale obawiała się już babę zostawić tu, aby nieplotła, i niby przez miłosierdzie nad nią zaofiarowała się zabrać z sobąi wyrobić łaskawy chleb w Sankt-Merten.Wreszcie już wyjeżdżać miano.Aadowano, wynoszono, pakowanosanie i wóz.Koronę w poduszce potrzeba było nieznacznie przenieść.Magyar kazał słudze, który mu pomagał, wziąć ją na ramiona iumieścić w saniach, na których on i Kottanerin jechać mieli.Wziął tedy drogocenny pakunek chłop, a w dodatku okrył go ogromnąskórą krowią wyprawną, z długim wiszącym ogonem, który z tyłuspadał i we wszystkich przypatrujących się odjazdowi fraucymeruwzbudził śmiechy szalone.Ruszyły sanie spod dolnego zamku w Wyszehradzie, ale za nimi wślad biegła trwoga, aby nie odkryto, co się w nocy stało, nie wysłanopogoni i nie pochwycono rabusiów.Kottanerin usadowiła się wprost na poduszce z koroną, choć niebardzo jej wygodnie być musiało.Co chwila ona i jej towarzyszoglądali się i przysłuchiwali, a nuż gonią.Na zamku wszakże ani drzwi popsutych, ani w kaplicy nieładu niedostrzeżono.Pomimo pośpiechu, w pół drogi popaść było potrzeba.Magyar z sańzdjął poduszkę i dla bezpieczeństwa położył na stole przed Niemką,aby ją ciągle na oczach miała.Na tym nie koniec.Noc już była czarna, gdy nadciągnęli nad brzeg Dunaju, naprzeciwKomorna.Tu rzekę po lodzie przebyć było potrzeba.Puszczono się wprost, nie przypuszczając, aby lód mógł osłabnąć.Wtem na samym środku rzeki wóz, na którym jechały dziewczętakrólowej, załamał się.Krzyk, trwoga, popłoch niesłychany.Kottanerin nie o sługi, nie oksiężniczkę szląską, ani o siebie nawet nie chodziło, ale o tę, z trudemtakim zdobytą, oczekiwaną tak niecierpliwie przez królowę, koronę,od której w przekonaniu jej losy potomka zawisły.Prawdziwym cudem nie utonął jednak nikt, dziewczęta się na sanieprzesiadły, korona ocalała.Oto i zamek w Komornie, a w oknach światło u królowej, która sięmodli, rozpacza i płacze [ Pobierz całość w formacie PDF ]