[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W każdym razie nie czułtego jeszcze instynktownie.Nie miał jeszcze doświadczenia ani ekspertyzy, by oszacować na okodochodowość takiego przedsięwzięcia. Czy pociąga panów hazard?  zapytał tonem, który sugerował, że nie ma zamiaru zmieniać tematurozmowy. Muszę przyznać, że mnie wcale  odrzekł Wintle. W moim rodzinnym domu hazard był zawszezle widziany.Pochodzę z rodziny, która jest głęboko wierząca, wie pan, co mam na myśli. Ja natomiast nie stronie od partyjki.Lubię czasem pójść o zakład  rzekł Teach, stukając o bar, byzamówić jeszcze jednego drinka.Collis uśmiechnął się do niego. To dobrze.Wobec tego może się o coś założymy?Charles również starał się wymusić z siebie cień uśmiechu. Collis ma już to do siebie, że lubi się zakładać, no nie, Collis? Wczoraj założył się z AndrewHuntem, że pierwszy facet, który wejdzie do Eagle Saloon będzie miał na sobie kraciastą kamizelkę.I wygrał.Teach popatrzył na Collisa podejrzliwie.Oczy miał wyłupiaste i workowate, jak u ropuchy. Więc o co się mamy założyć?  zapytał nie speszony. No dobrze  rzekł Collis. Założę się, że uda mi się zrobić pomiary wzdłuż Sierra Nevada jeszczeprzed wiosną i że sfinansuję to z własnej kieszeni oraz że położę pierwsze tory kolejowe przez całąNevadę za pięć lat.A jeśli wygram, zaprosisz mnie na obiad do hotelu International i zainwestujeszpięćdziesiąt procent swojego kapitału w moją kolej.Teach myślał nad tym przez chwilę.Potem wyciągnął dłoń, krótkopalczastą i spracowaną, którązdobił jeden tylko złoty sygnet. Zgoda  powiedział. A jeśli ty, przegrasz, to będziesz musiał mi wypłacić pięćdziesiąt procenttwojego kapitału.Ale daruję ci ten obiad  powiedział, unosząc swój kieliszek. Ta naleweczkazupełnie mi wystarcza na popołudnie.Salę wypełnił nagle wybuch wesołego śmiechu i podniesione głosy, a Collis miał nieprzyjemnewrażenie, że ziemia zakołowała mu pod stopami.  Trzęsienie ziemi  rzekł Charles obojętnie.*Tego wieczora Collis przygotowywał się do wyjścia bardzo starannie.Z wygranej w Eagle Saloonkupił u Willisa, lokalnego krawca, nową koszulę, nowy krawat i nowy aksamitny cylinder.NaSacramento Street znalazł również całkiem przyzwoitego szewca i wydał dwadzieścia dolarów nanowe, czarne lakierki.Zastanawiał się, czy nie nosić żałoby po ojcu przez tydzień lub dwa, ale po trzech koktajlachburbońskich doszedł do wniosku, że nie warto.Ojciec leżał przecież w grobie, trzy tysiące mil odSan Francisco, a w dodatku stosunki między nimi nigdy nie układały się najlepiej.Modlitwa za jegoduszę będzie musiała wystarczyć i może jeszcze taka bardzo osobista prośba o wybaczenie.Choć matka nigdy się o tym, oczywiście nie dowie.Na zewnątrz, za oknem sypialni, gdy zawiązywał krawat, niebo było blade, szaroniebieskie, a światłaz budynków po drugiej stronie ulicy przedzierały się przez mgłę.Była ósma wieczorem, zapadał już mrok, z dołu dobiegał go szelest falbaniastych sukien i od czasudo czasu piskliwy wybuch zniecierpliwienia.Janka Zadupczanka kończyła właśnie swojąwyjściową, pedantyczną toaletę.Pochylił się tuż nad samym lustrem i podciął baczki nożyczkami dopaznokci.O ósmej piętnaście dzwonek u drzwi frontowych zaterkotał raptownie i w przedpokoju zapanowałstraszny rwetes, ponieważ zjawiła się tam właśnie reszta towarzystwa.Janka Zadupczanka uwijałasię wokół nich w falbaniastej, atłasowej sukni w kolorze śliwkowym, z tiarą długich, strusich piórpodskakujących na czubku jej starannie wypracowanej coiffure.Collis, schodząc w dół, pomyślał, że wygląda jak jakiś egzotyczny ptak.Oprócz Collisa i JankiZadupczanki w ich grupie był również Charles Tucker, ubrany w niemodny surdut, z bardzoszerokimi, satynowymi wyłogami.Na jego ramieniu umieszczona była, niczym ozdobna parasolka,drobna dziewczyna o anielskich rysach twarzy, w kapeluszu utkanym taką ilością ozdóbek, żewyglądało to wręcz żenująco, i sukni z ciemnozielonego atłasu.Był tam również gargantuicznyolbrzym, Samuel Lewis, z pofalowaną siwą czupryną i przekrwioną, wysmaganą wiatrem iprzepaloną słońcem twarzą, który górował nad swoimi drobniejszymi znajomymi jak napęczniałyksiężyc w pełni, zwiastujący żniwo, ale nigdy jakoś nie przynoszący w końcu oczekiwanej obfitości.Sam Lewis był prezesem Bullion & Marinę, najbardziej wpływowym członkiem Izby Handlowej wSan Francisco, ale ze względu na swoje starokawalerstwo i obrzydliwy zwyczaj palenia wyjątkowocuchnących cygar, nigdy nie udało mu się wkraść w łaski rycerstwa z South Parku.Miał towarzyszyćJance Zadupczance, a kiedy, po wejściu do mieszkania, zatrzymał się, by dać jej całusa, wyglądałojakby się schylał nad talerzem włoskiego makaronu.Collis miał iść z Urszulą  Brazylijką, wystrojoną w błyszczące pomarańczowe atłasy, której wyglądsugerował, że właśnie udało się jej zdobyć piąte miejsce w konkursie piękności na miejscowym odpuście w Pipidówce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •