[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przygotowania nasze i niemieckie - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane środa, 22, października 2003Przygotowania nasze i niemieckie - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane środa, 22, października 2003Polska scena polityczna ponownie wchodzi w fazę burzliwej fermentacji.Nawet u zwycięzcy wyborczego sprzed dwóch lat, czyli w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, bulgoce, niczym w kotle czarownic, które napotkał Makbet.Niektórzy starsi ludzie mają nawet wrażenie deja vu, jakby na nowo rozpoczęła się rywalizacja między frakcją "Żydów" i "Chamów".Historia jednak nigdy nie powtarza się dokładnie, więc i teraz linia podziału nie jest wyraźna tym bardziej, że na arenę wkroczyło oficjalnie Stowarzyszenie Ordynacka, najwyraźniej trochę zniecierpliwione kunktatorstwem pana prezydenta Kwaśniewskiego.Od kiedy zaś w samym SLD pojawiła się personalna alternatywa dla pana premiera Millera w osobie pana Oleksego, w partii narasta zamęt.Doszło do tego, że pan min.Kurczuk ośmielił się targnąć na pana wiceministra Sobotkę z MSW.Trochę się wahał, ale nie mógł inaczej, przyciśnięty do ściany przez prokuraturę z Kielc, która nie mogła już wytrzymać, by nie przesłuchać pana Sobotki i to w dodatku w charakterze podejrzanego! Kiedyś prokurator na samą myśl o przesłuchiwaniu szychy z MSW splamiłby mundur, no a teraz - proszę bardzo! Skoro już "organy" nie wzbudzają lęku, to nieomylny to znak, że nastąpiło rozprzężenie.Z kolei po stronie przeciwnej pojawiają się, niczym upiory, inicjatywy integracyjne.Nie ma tygodnia, żeby z inicjatywą integracji centroprawicy nie wystąpił albo pan Balazs, albo pan Piesiewicz, albo jeszcze jakiś inny wpływowy mąż stanu.Już sama mnogość inicjatyw integracyjnych może centroprawicy przysporzyć trudności, a cóż dopiero w sytuacji, gdy linie podziału i tu zaczynają się zacierać.Pojawienie się personalnej alternatywy w SLD w osobie pana Oleksego, którego nawet opozycja zaczyna traktować jak swoje słoneczko, sprawiło, że opozycja poczuła się trochę zwolniona z obowiązku odsuwania od władzy złowrogiego Leszka Millera.Wskutek tego podzieliła się natychmiast na bezwarunkowych zwolenników Anschlussu i na zwolenników warunkowych.Oczywiście zwolennicy warunkowi tak naprawdę też są bezwarunkowymi, tylko chodzi im o skokietowanie przed wyborami do europarlamentu części antyunijnego elektoratu.Pomysł zaiste finezyjny: głosami przeciwników Anschlussu znaleźć się w Parlamencie Europejskim.Ha! Tam dopiero można będzie sobie wypić i zakąsić! Daj im Boże, niech im będzie na zdrowie.Ale w związku z tym linie politycznego podziału nie przebiegają już w tej sytuacji tak jak dawniej: z jednej strony "my", a z drugiej - "oni".Trochę się "my" z "onymi" przemieszali, ale trudno inaczej, kiedy na wyścigi trzeba "wchodzić" do Unii.Tu żadnych społecznych kolejek nie będzie.Kto się zagapi, ten zostanie poza nawiasem, w tzw.ciemnościach zewnętrznych, gdzie, jak wiadomo, jest "płacz i zgrzytanie zębów".Wielki Brat z Berlina na to patrzy i jego argusowemu oku nie ujdzie żaden szczegół.W związku z tym nieoczekiwanej aktualności nabiera znowu wierszyk, a właściwie nie on sam, tylko wyrażona w nim myśl przewodnia: "W Poroninie, na jedlinie, wiszą gacie po Leninie.Kto chce w Polsce awansować, musi gacie pocałować".Trawestacja aktualna mogłaby brzmieć np.tak: "Hej w Brukseli, na sommecie, wiszą gacie po Monecie.Kto chce w Polsce." i tak dalej.A skoro już mowa o gaciach, to wypada odnotować niezwykle oryginalną inicjatywę, która polską scenę polityczną i ubarwia, i uzupełnia elementem chyba w naszej sytuacji politycznej koniecznym.Mówię oczywiście o polskiej partii parytetowej, która podobnież ma przyjąć nazwę "Zieloni 2004".Ci Zieloni, wychodząc zapewne z założenia, że rzeczy smaczne stworzył Pan Bóg nie tylko dla tradycyjnych jawnogrzeszników politycznych, będą też kandydowali do Parlamentu Europejskiego w imię walki z dyskryminacją gejów i lesbijek.Podobno przy tych Zielonych kręcili się politykowie z Unii Wolności, ale zostali z hańbą przepędzeni przez energiczne damy: panią Kingę Dunin, Agnieszkę Graff i Kazimierę Szczukę.I słusznie, bo jak powiada Franciszek Villon, "tu się pomocnik nie nadarzy; sami ze zżują, dobrzy ludzie".Jestem ogromnie ciekaw, w jaki sposób Zieloni będą kaptowali sobie zwolenników, skoro partia ta została skonstruowana według kryterium seksualnego.Czy np.pani Kinga Dunin będzie wabiła elektorat swoim kwiatem jednej nocy? To mogłoby nawet tę monotonną kampanię ożywić, wszelako pod warunkiem, że kwiat ów roztaczałby "zapach esencji różanej" zamiast "wszystkich innych".Jednak gwarancji żadnych, ma się rozumieć, nie ma, przeto nic dziwnego, że ten i ów na samą myśl o kampanii w wykonaniu Zielonych zaczyna odczuwać bojaźń i drżenie.Tak to bawimy się w układanie sceny politycznej, a tymczasem znajomi mego przyjaciela otrzymali z niemieckiego Związku Wypędzonych, kierowanego przez panią Erykę Steinbach, formularze do wypełnienia.Chodziło o to, że są oni spadkobiercami właściciela majątku Żeromin koło Tuszyna pod Łodzią.Ten właściciel w 1940 roku, zaraz po kampanii francuskiej, został przez Niemców ze swego majątku wypędzony i nigdy już do niego nie powrócił.Okazało się, że Niemcy mają do dnia dzisiejszego wszystko to w swojej ewidencji i Związek Wypędzonych nie tylko odszukał spadkobierców, ale i nadesłał każdemu z nich odpowiednie kwestionariusze do wypełnienia i odesłania z powrotem.Kiedy bowiem nadejdzie stosowna chwila, Niemcy dołożą wszelkich starań, by wszystkie tego rodzaju krzywdy zostały naprawione.Coś podobnego zapowiadał pan mec.Hambura, który towarzyszył pani Eryce Steinbach w jej podróży do Polski.Pan mec.Hambura tłumaczył panu Oleksemu, by Polacy, zamiast daremnie bluźnić przeciwko Centrum Wypędzonych, lepiej pomyśleli o przygotowaniu się na nieuchronne zmiany stosunków własnościowych po wejściu do Unii Europejskiej.Casus spadkobierców właściciela majątku Żeromin pokazuje, że to nie żadne żarty, że poważne przygotowania idą pełną parą.Kiedy zatem pojawią się niemieccy właściciele, rozumiem, że pani Kinga Dunin powita ich swoim kwiatem jednej nocy.Toż dopiero będzie radość! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Przygotowania nasze i niemieckie - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane środa, 22, października 2003Przygotowania nasze i niemieckie - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane środa, 22, października 2003Polska scena polityczna ponownie wchodzi w fazę burzliwej fermentacji.Nawet u zwycięzcy wyborczego sprzed dwóch lat, czyli w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, bulgoce, niczym w kotle czarownic, które napotkał Makbet.Niektórzy starsi ludzie mają nawet wrażenie deja vu, jakby na nowo rozpoczęła się rywalizacja między frakcją "Żydów" i "Chamów".Historia jednak nigdy nie powtarza się dokładnie, więc i teraz linia podziału nie jest wyraźna tym bardziej, że na arenę wkroczyło oficjalnie Stowarzyszenie Ordynacka, najwyraźniej trochę zniecierpliwione kunktatorstwem pana prezydenta Kwaśniewskiego.Od kiedy zaś w samym SLD pojawiła się personalna alternatywa dla pana premiera Millera w osobie pana Oleksego, w partii narasta zamęt.Doszło do tego, że pan min.Kurczuk ośmielił się targnąć na pana wiceministra Sobotkę z MSW.Trochę się wahał, ale nie mógł inaczej, przyciśnięty do ściany przez prokuraturę z Kielc, która nie mogła już wytrzymać, by nie przesłuchać pana Sobotki i to w dodatku w charakterze podejrzanego! Kiedyś prokurator na samą myśl o przesłuchiwaniu szychy z MSW splamiłby mundur, no a teraz - proszę bardzo! Skoro już "organy" nie wzbudzają lęku, to nieomylny to znak, że nastąpiło rozprzężenie.Z kolei po stronie przeciwnej pojawiają się, niczym upiory, inicjatywy integracyjne.Nie ma tygodnia, żeby z inicjatywą integracji centroprawicy nie wystąpił albo pan Balazs, albo pan Piesiewicz, albo jeszcze jakiś inny wpływowy mąż stanu.Już sama mnogość inicjatyw integracyjnych może centroprawicy przysporzyć trudności, a cóż dopiero w sytuacji, gdy linie podziału i tu zaczynają się zacierać.Pojawienie się personalnej alternatywy w SLD w osobie pana Oleksego, którego nawet opozycja zaczyna traktować jak swoje słoneczko, sprawiło, że opozycja poczuła się trochę zwolniona z obowiązku odsuwania od władzy złowrogiego Leszka Millera.Wskutek tego podzieliła się natychmiast na bezwarunkowych zwolenników Anschlussu i na zwolenników warunkowych.Oczywiście zwolennicy warunkowi tak naprawdę też są bezwarunkowymi, tylko chodzi im o skokietowanie przed wyborami do europarlamentu części antyunijnego elektoratu.Pomysł zaiste finezyjny: głosami przeciwników Anschlussu znaleźć się w Parlamencie Europejskim.Ha! Tam dopiero można będzie sobie wypić i zakąsić! Daj im Boże, niech im będzie na zdrowie.Ale w związku z tym linie politycznego podziału nie przebiegają już w tej sytuacji tak jak dawniej: z jednej strony "my", a z drugiej - "oni".Trochę się "my" z "onymi" przemieszali, ale trudno inaczej, kiedy na wyścigi trzeba "wchodzić" do Unii.Tu żadnych społecznych kolejek nie będzie.Kto się zagapi, ten zostanie poza nawiasem, w tzw.ciemnościach zewnętrznych, gdzie, jak wiadomo, jest "płacz i zgrzytanie zębów".Wielki Brat z Berlina na to patrzy i jego argusowemu oku nie ujdzie żaden szczegół.W związku z tym nieoczekiwanej aktualności nabiera znowu wierszyk, a właściwie nie on sam, tylko wyrażona w nim myśl przewodnia: "W Poroninie, na jedlinie, wiszą gacie po Leninie.Kto chce w Polsce awansować, musi gacie pocałować".Trawestacja aktualna mogłaby brzmieć np.tak: "Hej w Brukseli, na sommecie, wiszą gacie po Monecie.Kto chce w Polsce." i tak dalej.A skoro już mowa o gaciach, to wypada odnotować niezwykle oryginalną inicjatywę, która polską scenę polityczną i ubarwia, i uzupełnia elementem chyba w naszej sytuacji politycznej koniecznym.Mówię oczywiście o polskiej partii parytetowej, która podobnież ma przyjąć nazwę "Zieloni 2004".Ci Zieloni, wychodząc zapewne z założenia, że rzeczy smaczne stworzył Pan Bóg nie tylko dla tradycyjnych jawnogrzeszników politycznych, będą też kandydowali do Parlamentu Europejskiego w imię walki z dyskryminacją gejów i lesbijek.Podobno przy tych Zielonych kręcili się politykowie z Unii Wolności, ale zostali z hańbą przepędzeni przez energiczne damy: panią Kingę Dunin, Agnieszkę Graff i Kazimierę Szczukę.I słusznie, bo jak powiada Franciszek Villon, "tu się pomocnik nie nadarzy; sami ze zżują, dobrzy ludzie".Jestem ogromnie ciekaw, w jaki sposób Zieloni będą kaptowali sobie zwolenników, skoro partia ta została skonstruowana według kryterium seksualnego.Czy np.pani Kinga Dunin będzie wabiła elektorat swoim kwiatem jednej nocy? To mogłoby nawet tę monotonną kampanię ożywić, wszelako pod warunkiem, że kwiat ów roztaczałby "zapach esencji różanej" zamiast "wszystkich innych".Jednak gwarancji żadnych, ma się rozumieć, nie ma, przeto nic dziwnego, że ten i ów na samą myśl o kampanii w wykonaniu Zielonych zaczyna odczuwać bojaźń i drżenie.Tak to bawimy się w układanie sceny politycznej, a tymczasem znajomi mego przyjaciela otrzymali z niemieckiego Związku Wypędzonych, kierowanego przez panią Erykę Steinbach, formularze do wypełnienia.Chodziło o to, że są oni spadkobiercami właściciela majątku Żeromin koło Tuszyna pod Łodzią.Ten właściciel w 1940 roku, zaraz po kampanii francuskiej, został przez Niemców ze swego majątku wypędzony i nigdy już do niego nie powrócił.Okazało się, że Niemcy mają do dnia dzisiejszego wszystko to w swojej ewidencji i Związek Wypędzonych nie tylko odszukał spadkobierców, ale i nadesłał każdemu z nich odpowiednie kwestionariusze do wypełnienia i odesłania z powrotem.Kiedy bowiem nadejdzie stosowna chwila, Niemcy dołożą wszelkich starań, by wszystkie tego rodzaju krzywdy zostały naprawione.Coś podobnego zapowiadał pan mec.Hambura, który towarzyszył pani Eryce Steinbach w jej podróży do Polski.Pan mec.Hambura tłumaczył panu Oleksemu, by Polacy, zamiast daremnie bluźnić przeciwko Centrum Wypędzonych, lepiej pomyśleli o przygotowaniu się na nieuchronne zmiany stosunków własnościowych po wejściu do Unii Europejskiej.Casus spadkobierców właściciela majątku Żeromin pokazuje, że to nie żadne żarty, że poważne przygotowania idą pełną parą.Kiedy zatem pojawią się niemieccy właściciele, rozumiem, że pani Kinga Dunin powita ich swoim kwiatem jednej nocy.Toż dopiero będzie radość! [ Pobierz całość w formacie PDF ]