[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakiś mężczyzna wsiadał do samochodu obok.Rozpoznała go, palił zPhillipem tego dnia, gdy spotkali się po raz pierwszy. Kto zaparkował na miejscu pana Tomlinsona?  zawołała do niego, przekrzykującszum deszczu. To pewnie samochód Melanie. Czyj?  podniosła głos. MELANIE!  wrzasnął facet. Jego żony.Doświadczony kłamca docenia wartość szczegółów  trzeba szafować nimi oszczędnie,żeby nie wzbudzić podejrzeń, ktoś ufny bowiem nie będzie przecież podawał niczego w wąt-pliwość.Wystarczy mówić tylko tyle, by stworzyć powierzchowny zarys, fikcyjny scenariusz,ukazując nie więcej niż czubek góry lodowej.To prawdziwa sztuka, która choć moralnie wąt-pliwa, jest bardziej przydatna niż wiele innych umiejętności, i Natalie skrzętnie się w niej ćwi-czyła.Rzec nawet można, że przez następne miesiące opanowała ją wręcz do perfekcji.Od-krywszy oszustwo Phillipa, cierpiała nie tylko z powodu jego utraty, lecz w znacznej mierzedręczyła ją także świadomość, że w kwestii kłamstwa trafiła na godnego siebie przeciwnika.Phillip miał żonę Melanie i dwójkę dzieci: osiemnastomiesięczną Kelly i czteroletniegoToma.%7ładnego psa nie było.Arnold, któremu z powodu problemów z wydalaniem moczu Na-talie tak współczuła, okazał się wymysłem niezwykle bujnej wyobrazni Phillipa.Nic dziwnego,że musiał co wieczór wracać do domu.Czym była Natalie? Póznymi spotkaniami, służbowymiobiadkami?O wszystkim tym dowiedziała się, gdy siedzieli oboje w jej samochodzie, o którego dachbębnił deszcz. Szaleję za tobą  powiedział. Och, doprawdy? Szaleję. Ty mendo! Miałem ci powiedzieć.Z początku myślałem, że wiesz.a potem było już za pózno.RL  Ty kłamliwy fiucie, ty.ty. Chciała go uderzyć, ale nie było dość miejsca.Z bez-silną złością zaczęła okładać go pięściami, gruby kożuch jednak skutecznie chronił go przedrazami. Melanie i ja. Mam gdzieś Melanie. Melanie i ja nie jesteśmy ze sobą szczęśliwi, nasze małżeństwo właściwie od lat jestfikcją. Och, przymknij się. To ciebie kocham. I zostawisz ją dla mnie?Zapadła cisza.Deszcz ustał.Parking zdążył już opustoszeć. Wysiadaj  warknęła. Zabieraj się stąd i niech cię szlag!Natalie czuła, jak łzy szczypią ją w oczy, ale nie będzie płakała, nie ona.Jechała auto-stradą prowadzącą do Leeds.Widziała nieostre światła nadjeżdżających z przeciwka samocho-dów.Ruch na drodze panował potężny.Był piątek wieczór i ludzie nie siedzieli w domach.Dokąd oni wszyscy tak pędzili? Przecież to zupełnie bez sensu.Miała wrażenie, jakby od ran-ka, gdy jechała tą samą drogą, tyle że w przeciwną stronę, upłynął tydzień  może nawet mie-siąc.Czas stracił swój logiczny ciąg, jego trybiki zupełnie się rozstroiły.Nie mogła uwierzyć wswoją własną głupotę  jak to możliwe, że niczego się nie domyśliła? Czyżby rzeczywiściebyła aż taką idiotką? I proszę, oto jak skończyła  o krok od zakochania.O krok od marzeń oprzyszłości.Zjechała z autostrady w drogę prowadzącą do miasta.Rozmazane przez napływające dooczu łzy wściekłości światła raziły ją.Zredukowała bieg i wyskoczyła na drugi pas, by wyprzedzić jadący samochód.Nadjeż-dżające z naprzeciwka auto zaczęło trąbić i mrugać długimi światłami.Zahamowała i wycofałasię.Przez całą drogę do Leeds nie przestawała myśleć: A więc to koniec mojego wspaniałegoplanu.Odczuwała niemal ulgę, że sprawa sama rozwiązała się w ten sposób.Co dziwne, ro-mans z Phillipem, dzięki któremu być może udałoby się jej wprowadzić go w życie, sprawił, iżnagle przestał być dla niej ważny.Stanęła na jakichś światłach.Doprawdy, pomysł był idiotyczny.Być może Phillip od po-czątku wyczuwał w niej coś podejrzanego.Och, co za drań.RL Zapaliło się zielone światło.Natalie nacisnęła pedał gazu.Samochód nawet nie drgnął.Silnik zgasł.Samochody z tyłu zaczęły trąbić.Natalie spróbowała ponownie.Silnik zacharczał, ale niezaskoczył.Znowu spróbowała, z podobnym skutkiem.Tym razem działo się to naprawdę, jejsamochód faktycznie odmówił posłuszeństwa.Inne auta zaczęły ją wymijać.Z hukiem prze-mknęła wielka ciężarówka McDonalda.Dopiero wtedy zauważyła ostrzegawczą lampkęwskaznika paliwa.Bak był pusty.Kiedy człowiekowi wydaje się, że już niżej spaść nie może, nagle z hukiem wali się natwarde jak skała dno.Po chwili ono także pęka i spada się dalej.Mozolnie pokonując dwiedzielące ją od domu mile  wcześniej, sporo się wyczekawszy, namówiła w końcu jakiegośprzechodnia, by pomógł zepchnąć jej hondę na chodnik, gdzie na pewno wlepią jej mandat zaparkowanie  mijając po drodze oświetlone puby, skąd dochodził śmiech cieszących się piąt-kowym wieczorem ludzi, myślała: Pieprzę to wszystko.Znowu zaczęło padać.Miała przesiąk-nięte wodą buty i dygotała z zimna.Minęła NT Phone Shop, pusty i jaskrawo oświetlony.NT,OTO TWJ WYBR.Chciała wezwać taksówkę, ale bateria w telefonie komórkowym sięwyczerpała, a kiedy próbowała zadzwonić z budki telefonicznej, aparat tylko połknął wszystkiejej dwudziestopensówki.Szła więc dalej główną ulicą, a obok niej z szumem przejeżdżały auta.Zdradzona i przemoknięta, Natalie z trudem brnęła w deszczu chodnikiem.Jeden z sa-mochodów zwolnił i zatrzymał się kilka metrów przed nią.Natalie stanęła.Wokół ani żywego ducha, tylko strumień sunących po jezdni samocho-dów.Udała, że coś na ścianie wzbudziło jej zainteresowanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •