[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aż nagle poczułam, jak lufa przyciska się do mojejskroni.W ciemności rozległ się obrzydliwy śmiech.Poznałam go odrazu.A potem usłyszałam Lilian, syczącą mi do ucha:- Znasz już początek jego książki, ty wredna, wścibska suko? O,tak, obserwowałam cię uważnie.Naprawdę myślałaś, że zostawię ciętu zupełnie samą?Znów wybuchnęła śmiechem, pełnym chorej, szaleńczej radości.- A więc znasz prawdę.Zresztą to już nie ma znaczenia.Miałpełne prawo ją zabić.Była nienawistną, zuchwałą dziewczyną.Niekochała go.I on jej nie kochał.Nie bardziej niż ciebie.Gdyby tylkopodejrzewał, że znasz prawdę, pozbyłby się ciebie bez chwiliwahania.Tak jak pozbył się jej.Dusząc ją, aż wydała ostatnie,jadowite tchnienie.A potem zaniósł ją do piwnicy i tam pochował.- Nie, nie! - Mój głos był zachrypniętym, bolesnym charkotem.To nie mogła być prawda.Nie Nicholas! Nie Nicholas! Nie Nicholas!- Ale tym razem nie musi odwalać mokrej roboty sam - wysapałami do ucha.- Oszczędzę mu kłopotu.Zupełnie straciła panowanie nad sobą.Czyżby oboje kuzyni byliszaleni? Machnęłam dziko rękami, trafiając ją w ramię.Pistolet zwypadł jej z dłoni i upadł na podłogę.Ale nim zdążyłam odetchnąć zulgą, palce Lilian odcięły mi dopływ powietrza, zaciskając się znówwokół mojej szyi.Miażdżyła mi tchawicę.Dusiłam się.Wtem stałosię coś niezwykłego.Przypomniałam sobie napad, ujrzałam obrazzamaskowanego bandyty, który zaatakował mnie około trzechmiesięcy temu.Pamiętałam już tamten atak.Mężczyzna miał maskę.Zobaczyłam wyraznie jego zamaskowaną twarz.A potem w mojejgłowie otworzyła się kolejna czarna klapka i trysnął z niej strumieńświadomości.Nazywam się.Nazywam się Elizabeth Crane.- Nie - wycharczałam.Nie będę tu leżeć bezbronna, tak jak na tamtej ciemnej ulicy naManhattanie.Wracała mi pamięć, a razem z nią siły.Zmagałyśmy sięna zimnej, cementowej podłodze.Broniłam się z siłą, która zaskoczyłaLilian.Puściła moją szyję.Uderzyłam ją mocno, trafiając w klatkępiersiową.Jęknęła z bólu, ale za chwilę znów rzuciła się na mnie jakoszalała diablica.Jej palce wczepiły się w gardło.Namacałam rękąleżącą na podłodze deskę.Chwyciłam ją i na oślep uderzyłam.Lilian stęknęła.Jej palce na chwilę zacisnęły się mocniej, alepotem zwiotczały i zwaliła się na mnie, nieprzytomna.Zabiłam ją?Przerażona, szybko odnalazłam puls.Odetchnęłam z ulgą, wiedząc, żetylko ją ogłuszyłam.W tym momencie, jakby za sprawą czarów,zapaliło się światło.Kiedy stawałam na nogi, chcąc iść zadzwonić napolicję i pogotowie, usłyszałam nad głową kroki, kierujące się dodrzwi piwnicy.Czy to Nicholas? A jeśli podejrzewa, że znam prawdę? Czy mniezabije, tak jak mówiła Lilian? Przerażona, chwyciłam jej pistolet.Drzwi do piwnicy otworzyły się.Ktoś ostrożnie schodził poschodach.Strasznie się trzęsłam, ale trzymałam pistolet tak mocno, jak tylkopotrafiłam.Pytanie brzmiało, czy umiałabym go użyć przeciwNicholasowi, gdybym musiała? Czy strzeliłabym do człowieka,którego kocham?Ale to nie był Nicholas.Zjawił się Greg.Rozpłakałam się z ulgi.Greg pobiegł do mnie, wyjął mi z ręki pistolet i odgrodził mnie odniego własnym ciałem.Szlochałam, mamrocząc niewyraznie: Nieżyje.Jej ciało.Tu.W piwnicy.To prawda.O, Boże.To prawda.Greg głaskał mnie po włosach i plecach.- A więc znalazłaś ją? - wyszeptał.Potrząsnęłam głową.- Musimy zadzwonić na policję.I po karetkę.Dla Lilian.Ja ją.ogłuszyłam. - Musisz się uspokoić, kochanie.Zabiorę cię z tego domuwariatów.Będę cię kochał tak, jak na to zasługujesz.Kocham cię odsamego początku.Aagodnie go odepchnęłam.- Nie, Greg.Nie kochasz mnie.Kochasz Deborę.A ja.niejestem Deborą.Nazywam się Elizabeth.Elizabeth Crane.Na raziewiem niewiele więcej.Zaskakująca była reakcja Grega.A raczej brak jakiejkolwiekreakcji z jego strony.Wpatrywałam się w jego twarz.- Ty.Nie jesteś zaskoczony.Uśmiechnął się nieśmiało.- Miałem ci powiedzieć o tym jutro.Nie przestałem sprawdzać.Iostatnio dotarłem do.do Elizabeth Crane, która zniknęła z domu wPerkin Springs w stanie Connecticut.Gdy tylko Greg wymówił te słowa, przed oczami pojawiło mi sięnie tylko senne, górskie miasteczko, ale też mój mały, biały domek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Aż nagle poczułam, jak lufa przyciska się do mojejskroni.W ciemności rozległ się obrzydliwy śmiech.Poznałam go odrazu.A potem usłyszałam Lilian, syczącą mi do ucha:- Znasz już początek jego książki, ty wredna, wścibska suko? O,tak, obserwowałam cię uważnie.Naprawdę myślałaś, że zostawię ciętu zupełnie samą?Znów wybuchnęła śmiechem, pełnym chorej, szaleńczej radości.- A więc znasz prawdę.Zresztą to już nie ma znaczenia.Miałpełne prawo ją zabić.Była nienawistną, zuchwałą dziewczyną.Niekochała go.I on jej nie kochał.Nie bardziej niż ciebie.Gdyby tylkopodejrzewał, że znasz prawdę, pozbyłby się ciebie bez chwiliwahania.Tak jak pozbył się jej.Dusząc ją, aż wydała ostatnie,jadowite tchnienie.A potem zaniósł ją do piwnicy i tam pochował.- Nie, nie! - Mój głos był zachrypniętym, bolesnym charkotem.To nie mogła być prawda.Nie Nicholas! Nie Nicholas! Nie Nicholas!- Ale tym razem nie musi odwalać mokrej roboty sam - wysapałami do ucha.- Oszczędzę mu kłopotu.Zupełnie straciła panowanie nad sobą.Czyżby oboje kuzyni byliszaleni? Machnęłam dziko rękami, trafiając ją w ramię.Pistolet zwypadł jej z dłoni i upadł na podłogę.Ale nim zdążyłam odetchnąć zulgą, palce Lilian odcięły mi dopływ powietrza, zaciskając się znówwokół mojej szyi.Miażdżyła mi tchawicę.Dusiłam się.Wtem stałosię coś niezwykłego.Przypomniałam sobie napad, ujrzałam obrazzamaskowanego bandyty, który zaatakował mnie około trzechmiesięcy temu.Pamiętałam już tamten atak.Mężczyzna miał maskę.Zobaczyłam wyraznie jego zamaskowaną twarz.A potem w mojejgłowie otworzyła się kolejna czarna klapka i trysnął z niej strumieńświadomości.Nazywam się.Nazywam się Elizabeth Crane.- Nie - wycharczałam.Nie będę tu leżeć bezbronna, tak jak na tamtej ciemnej ulicy naManhattanie.Wracała mi pamięć, a razem z nią siły.Zmagałyśmy sięna zimnej, cementowej podłodze.Broniłam się z siłą, która zaskoczyłaLilian.Puściła moją szyję.Uderzyłam ją mocno, trafiając w klatkępiersiową.Jęknęła z bólu, ale za chwilę znów rzuciła się na mnie jakoszalała diablica.Jej palce wczepiły się w gardło.Namacałam rękąleżącą na podłodze deskę.Chwyciłam ją i na oślep uderzyłam.Lilian stęknęła.Jej palce na chwilę zacisnęły się mocniej, alepotem zwiotczały i zwaliła się na mnie, nieprzytomna.Zabiłam ją?Przerażona, szybko odnalazłam puls.Odetchnęłam z ulgą, wiedząc, żetylko ją ogłuszyłam.W tym momencie, jakby za sprawą czarów,zapaliło się światło.Kiedy stawałam na nogi, chcąc iść zadzwonić napolicję i pogotowie, usłyszałam nad głową kroki, kierujące się dodrzwi piwnicy.Czy to Nicholas? A jeśli podejrzewa, że znam prawdę? Czy mniezabije, tak jak mówiła Lilian? Przerażona, chwyciłam jej pistolet.Drzwi do piwnicy otworzyły się.Ktoś ostrożnie schodził poschodach.Strasznie się trzęsłam, ale trzymałam pistolet tak mocno, jak tylkopotrafiłam.Pytanie brzmiało, czy umiałabym go użyć przeciwNicholasowi, gdybym musiała? Czy strzeliłabym do człowieka,którego kocham?Ale to nie był Nicholas.Zjawił się Greg.Rozpłakałam się z ulgi.Greg pobiegł do mnie, wyjął mi z ręki pistolet i odgrodził mnie odniego własnym ciałem.Szlochałam, mamrocząc niewyraznie: Nieżyje.Jej ciało.Tu.W piwnicy.To prawda.O, Boże.To prawda.Greg głaskał mnie po włosach i plecach.- A więc znalazłaś ją? - wyszeptał.Potrząsnęłam głową.- Musimy zadzwonić na policję.I po karetkę.Dla Lilian.Ja ją.ogłuszyłam. - Musisz się uspokoić, kochanie.Zabiorę cię z tego domuwariatów.Będę cię kochał tak, jak na to zasługujesz.Kocham cię odsamego początku.Aagodnie go odepchnęłam.- Nie, Greg.Nie kochasz mnie.Kochasz Deborę.A ja.niejestem Deborą.Nazywam się Elizabeth.Elizabeth Crane.Na raziewiem niewiele więcej.Zaskakująca była reakcja Grega.A raczej brak jakiejkolwiekreakcji z jego strony.Wpatrywałam się w jego twarz.- Ty.Nie jesteś zaskoczony.Uśmiechnął się nieśmiało.- Miałem ci powiedzieć o tym jutro.Nie przestałem sprawdzać.Iostatnio dotarłem do.do Elizabeth Crane, która zniknęła z domu wPerkin Springs w stanie Connecticut.Gdy tylko Greg wymówił te słowa, przed oczami pojawiło mi sięnie tylko senne, górskie miasteczko, ale też mój mały, biały domek [ Pobierz całość w formacie PDF ]