[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie jest może tak wytworny jak pałac, ale całkiem tu przy-jemnie.Myślę, że ci się spodoba, tak jak podobał się całym zastępommoich panienek.Dawny Rhys powrócił.- Gdzie Alrik? - Odsuwam się.Ledwie zdążyłam wymówić te słowa, gdy w ciemności rozlega sięszept:- Jestem tutaj.Ześlizguję się z konia, a Alrik ostrożnie chwyta mnie w ramiona.Ciepło jego ciała jest tak przyjemne, że na chwilę zapominam o istnieniuokropnego brata.Po chwili jednak Alrik przerywa uścisk.- Dziękuję, Rhysie.Mam wobec ciebie dług wdzięczności.Rhys wybucha śmiechem i obraca konia do odjazdu.- Nie ma sprawy - rzuca przez ramię.- Królestwo za narzeczoną.-Kręci głową.- Obawiam się, bracie, że to j a mam dług wobec c i e -b i e.Z pewnością to sobie uświadomisz, kiedy tylko minie upojny mie-siąc miodowy.Mam nadzieję, że się nie rozmyślisz, kiedy będzie już zapózno.%7łyczę wam dużo szczęścia, zdrowia i tak dalej, ale teraz muszęwas opuścić, bo słodka Sophie z pewnością już za mną tęskni.- Ciągle sypiasz z pokojówkami? - woła Alrik.- Mleczarkami, braciszku, mleczarkami.Widzę, że nie nadążasz!Tętent kopyt jego konia oddala się, w końcu całkiem cichnie.Alrikzaprasza mnie gestem do środka.- Przepraszam za niego.- Muska ustami mój policzek.- Miałem nadzieję, że oszczędzi ci tego rodzaju bezczelności, alenajwyrazniej byłem naiwny.Najważniejsze, że cię do mnie przywiózłcałą i zdrową.- Patrzy na mnie z taką miłością i oddaniem, że postana-wiam przemilczeć impertynenckie uwagi Rhysa.Nie chcę smucić Alri-ka.- Większość drogi przespałam, głównie po to, żeby go nie słyszeć.105 Alrik się śmieje.- Czyli nie jesteś zmęczona? Nie chcesz się położyć? - Patrzy namnie błyszczącymi oczyma.Zerkam to na niego, to na ciemne, rozgwieżdżone niebo, to nadrzwi, które przede mną uchylił.Prowadzą do niewyszukanego, leczwygodnego wnętrza.- Jestem wypoczęta.- Uśmiecham się.- Ale do łóżka położę sięchętnie. ROZDZIAA SIEDEMNASTYPo dwóch godzinach przytulania się, śmiania i szeptania o naszychplanach na wspólną przyszłość Alrik i ja zasypiamy.On nadal jest w ubraniu (buty oczywiście zostawił na podłodze), jazdjęłam suknię, w której przyjechałam, i włożyłam koszulę, w którejrozmawiałam z jego bratem.Leżymy na boku, Alrik obejmuje mnie w talii.Nasze ciała przylegajądo siebie tak ściśle, że czuję na plecach bicie jego serca, a na uchu - jegooddech.Chciałabym zatopić się w jego ramionach i zapomnieć o wszel-kich zmartwieniach czy lękach.Nie mogę się doczekać jutrzejszego po-południa.Po przysiędze będzie nam już wolno żyć razem, przestaniemysię kryć po pustych stajniach czy odludnych polanach w lesie koło domumoich rodziców.Nie będziemy musieli powstrzymywać się za każdymrazem, gdy chwila staje się naprawdę namiętna.Nie mogę się tego doczekać.Takim rozmyślaniom oddaję się na jawie.Jednak kiedy tylko zamy-kam oczy i zapadam w sen, ujawniają się wszystkie moje obawy.Przy-bierają niezrozumiałe kształty właściwe snom.Oto znajduję się w jakimś ponurym, nieznanym mi miejscu.Alrikanigdzie nie ma.Goni mnie jakaś zakapturzona postać.Pędzę przez krzakii zarośla jeżyn.Walczę o życie.Krzywię się, gdy ostre kolce kaleczą miskórę i drą ubranie.Jestem cała poraniona, ale gnam dalej.Choć biegnę ile sił w nogach, to i tak jestem zbyt wolna.Nie daję rady uciec.Postać w kapturze powoli mnie dogania.107 Rzuca się na mnie.Dusi mnie.Uśmierca.Mój sen przerywa potworny krzyk.Gwałtownie siadam na łóżku.Dopiero kiedy Alrik budzi się i mocno mnie przytula, zdaję sobie spra-wę, że to ja tak okropnie krzyczałam.- Adelino! Najdroższa, słodka Adeline co się stało? Ktoś tu był?Proszę, odezwij się! - Ujmuje moją twarz w dłonie, zwraca ją ku sobie izagląda w moje rozszerzone przerażeniem oczy.- Ja.- Mrugam nerwowo.Odsuwam się nieco i rozglądam po po-koju, żeby ochłonąć i przypomnieć sobie, kim jestem i co tu robię.Okropna wizja nadal nie daje mi spokoju, jakby sen wcale się nie skoń-czył.Alrik wyskakuje z łóżka, chwyta za pochodnię i po kolei oświetlakażdy kąt.Wraca do mnie upewniony, że nie ma tu nikogo poza nami.- Kochana Adelino, nie ma powodu do niepokoju.To tylko sen.Szepcze mi do ucha słodkie słówka: obietnice, wyznania miłości, za-pewnienia, że mój sen nic nie znaczył, że jestem całkowicie bezpieczna.Ale ja wiem swoje.Nie ma czegoś takiego jak  tylko sen.Moje sny są inne niż sny reszty ludzi.Mają pewną osobliwą właściwość - sprawdzają się.Matka nazywa je proroczymi.Od małego uczyła mnie, żebym niko-mu o nich nie mówiła.Powtarzała, że powinnam jak najszybciej wyma-zywać je z pamięci, bo na takie zdolności jak moje ludzie patrzą bardzonieufnie.Podobne sny mogą zrujnować mi życie.Ale teraz muszę opowiedzieć wszystko Alrikowi.Chcę go ostrzec.Ten sen pojawia się, odkąd pamiętam, ale dopiero teraz zdałam sobiesprawę, co oznacza.Wybiła moja godzina.108 Wtulam się w ciepłe ramiona Alrika.Tu czuję się bezpieczna.Ze smutkiem przyglądam się jego twarzy.- Nigdy się nie pobierzemy.- Mówię cicho, niemal szeptem.Zer-kam na niego, upewniając się, czy rozumie, że mój łagodny ton nieoznacza błahej treści.- Nie dożyję ślubu.Alrik wzdryga się i potrząsa głową w sprzeciwie.- To niedorzeczne! To był tylko głupi koszmar senny, który nic, aleto nic nie znaczy.Zwykły, absolutnie normalny przedślubny stres.Czekanas ogromna zmiana.Przed nami życie, o jakim zawsze marzyliśmy.Wiem, że bardzo się cieszysz, ale podejrzewam też, że troszeczkę sięboisz, bo nie jesteś pewna, jak wszystko się ułoży.Twój sen był przeja-wem tego lęku.Ale najdroższa, cudowna Adelino, naprawdę nie maszsię czym martwić! Nie pozwolę, żeby stało ci się coś złego.Ani teraz,ani pózniej.Zawsze będziesz przy mnie bezpieczna.Przytakuję i przełykam gulę w gardle.Ze wszystkich sił pragnę muuwierzyć.Ale w głębi duszy wiem, że nie mogę.To nieprawda.Bardzo się myli.Nie widział tego, co ja.Nic nie wie.Nie czuł na ciele zimnych, upartych palców śmierci.- Pocałuj mnie.Jego twarz się rozluznia.Jest pewien, że już po wszystkim.- Pocałuj.Chcę o tym zapomnieć.- Czuję, że nadeszła odpowiedniachwila, by doświadczyć naszej miłości w najczystszej, najgłębszej, naj-prawdziwszej formie.Jeżeli teraz go nie przekonam, nigdy nie dowiemsię, jak naprawdę smakuje.- Pocałuj mnie, jakbyśmy już ślubowali.Jakmąż.Zsuwam z siebie koszulę i patrzę na Alrika.On gwałtownie łapie po-wietrze, zaciska szczękę i otwiera szeroko oczy.Przygląda mi się onie-miały, jakby nigdy w życiu nie widział niczego podobnego.109 Chociaż wiem, że widział.Słyszałam różne plotki na jego temat.Zda-ję sobie sprawę, że miewał przede mną dziewczyny.Nie jest może takimkobieciarzem jak jego brat, ale to żadna tajemnica, że miał sporo kocha-nek.A jednak w ogóle mi to nie przeszkadza.Może to wręcz i lepiej.Spo-śród wszystkich tych dziewczyn, z którymi był i z którymi mógłby byćw przyszłości, wybrał właśnie mnie.Będziemy razem do końca.Nieważne, że najprawdopodobniej zostało mi niewiele czasu.Niemam cienia wątpliwości, że Alrik zawsze będzie uważał mnie za królo-wą swojego serca.- Adelino, jesteś pewna?Moje palce pną się po jego koszuli.Chcę zedrzeć ją z niego jak naj-szybciej.Jego oddech przyspiesza.Stara się pokazać mi furtkę bezpieczeństwa.Powstrzymać przedczymś, czego - jego zdaniem - mogę żałować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •