[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z bramy można było również wejść na nieco zaniedbaną klatkęschodową.Zejście do piwnicy było zamknięte na kłódkę. To chyba nie tu  powiedziałem. Szukamy dalej.Dobudówka po prawej stronie różowej kamienicy miała osobne wejście.Było ono równieżotoczone portalem z pustą tarczą.Jedyna różnica polegała na tym, że kolumny miały mniejszyrozstaw, a tuż nad ich zwieńczeniami, szalejący artysta umieścił głowy lwów.Drzwi prowadzące do dobudówki były zamknięte na cztery spusty.Zacząłem więc walić wnie pięścią.Doszedłem też do wniosku, że już najwyższy czas skorzystać z urządzeniaprzywiezionego przez Pana Samochodzika.Sięgnąłem do kieszeni spodni i wcisnąłem czarnyelement w błyszczącej tulejce.Po kilku minutach głośnego dobijania się do drzwi dębowe skrzydło uchyliło się lekko iusłyszałem mało zachęcające: Czego tu? Eeee. wyjąkałem.Ogolony na łyso mięśniak z kolczykiem w uchu najzwyczajniej mnie zaskoczył.Postanowiłem więc solidnie mu się zrewanżować.Kopnąłem drzwi z takim rozmachem, że facetpoleciał do tyłu jak futbolowa piłka i wylądował plecami na kamiennej podłodze sieni. O, w mordę!  jęknął osiłek podrywając się na równe nogi.Uczynił to tak szybko, że nie zdążyłem do niego dobiec na czas.A kiedy już znalazłem się wodpowiedniej odległości do wymiany argumentów siłowych, miałem bliskie spotkanie trzeciegostopnia z jego potężną pięścią.Pofrunąłem wprost na ścianę korytarza.125  To na początek  ryknął zakolczykowany mięśniak. Paszczę ci rozerwę!Kiedy przeciwnik ruszył w moim kierunku, wiedziałem już, że nie będzie łatwo.Próbowałkopnąć mnie w podbrzusze, ale podeszwa mojego buta zetknęła się wcześniej z piszczelą jegoprawej nogi.Zawył przeciągle, ale ja miałem świadomość, że to właśnie przemówiła jegowściekłość, nie ból.Dla równowagi przyłożyłem mu w drugą nogę, tuż pod kolanem. Po prostu cię rozgniotę.Jak wesz cię rozgniotę!  ryknął osiłek, a potem dodał patrząc naWojtka stojącego w drzwiach. Ciebie też! Spadaj!  powiedział Wojtek i był to najlepszy dowód tego, jak bardzo jest rozdrażnionyoraz przestraszony.Strażnik spojrzał na mojego kolegę, a potem zaniósł się śmiechem.Najwyrazniej nie widziałw Wojtku żadnego godnego siebie przeciwnika.Postanowiłem wykorzystać rozbawienie ichwilową dekoncentrację łysego.Zaatakowałem go więc klasycznym ciosem w splot słoneczny, alesparował moje uderzenie, a następnie odwzajemnił się morderczym hakiem.Ponownie poleciałemna ścianę.Osiłek dał krok w moim kierunku, podciął mi nogi kopniakiem pod kolana, a potemkiedy już leżałem na podłodze, dostałem z buta w twarz.Zamroczyło mnie i na chwilę odpłynąłemw ciemność.Kiedy się ocknąłem, łysy z kolczykiem leżał nieprzytomny tuż obok mnie napodłodze, a Wojtek trzymał w dłoni paralizator. To Krzysiek mi go dał  powiedział takim tonem, jakby chciał się usprawiedliwić.Całkiem zmyślne urządzenie. Idziemy dalej  jęknąłem podnosząc się z podłogi. Nie mamy dużo czasu.Muszęzobaczyć, co knuje Orpała i jego banda.Zejście do piwnicy znalezliśmy bez żadnego kłopotu.Od uchylonych masywnych drzwiobitych stalową blachą dochodził specyficzny smrodek charakterystyczny dla większości podziemi.Kamienne schody były wąskie i strome.Zaprowadziły nas do niewielkiej piwniczki zawalonejstertami rozmaitych szpargałów.W pomieszczeniu nie dostrzegłem jednak żadnych drzwi, któremogłyby prowadzić gdzieś dalej.Spojrzałem bezradnie na Wojtka. Z tego co pamiętam, Lepaniak napisał w swojej książce, że zejście do podziemiznajdowało się w podłodze piwnicy  powiedział jakby czytał w moich myślach. W takim razie szukamy!  zawołałem. Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł? Przecież pakujemy się do jaskini lwa. Zaufaj mi  stwierdziłem. To co robimy ma sens. Problem w tym.Ja go nie dostrzegam.Pakujemy się w kłopoty.Idziemy do podziemi, wktórych Bractwo Dębu urządziło sobie swój sabat.A zatem jest tam kilku.może kilkunastu ludzi!Pchamy się prosto w ich łapy.Gdzie jest sens? Nie lepiej zawiadomić policję i poczekać? I tu jest prawdziwy problem!  powiedziałem. Wcale nie mam pewności, czy ci comają chronić prawo, naprawdę to robią.A właściwie nie do końca ufam ich przełożonym.Znalezienie klapy w podłodze okazało się łatwiejsze niż przypuszczałem.Usytuowana była wrogu piwniczki, a jej krawędz lekko wystawała ponad powierzchnię podłogi. Jak chcesz, możesz tu zostać  powiedziałem. Nie, nie! Pójdę z tobą  oświadczył Wojtek.Stopnie biegnących prosto jak strzelił w dół schodów były wykonane z dużychśredniowiecznych cegieł, podobnie jak otaczające je ściany oraz łukowaty strop.Co jakieś dziesięćmetrów korytarz oświetlała elektryczna lampa z hermetycznym okratowanym kloszem.Miałem126 wrażenie, że schodzimy do samego piekła, chociaż z podziemi wiało raczej chłodem niż piekielnymżarem.Zanim przestałem liczyć kolejne lampy, doszedłem do liczby dwanaście.Mimo to wdalszym ciągu nie było widać, dokąd prowadzą schody. Bohater opowiadania, które napisałRomek, także schodził w głąb ziemi  pomyślałem.W chwilę pózniej miałem wrażenie, że mójumysł płata mi figle.Usłyszałem bowiem chór powtarzający jakieś dziwnie brzmiące słowo.Pokilkudziesięciu kolejnych stopniach głosy stały się wyrazniejsze. Quercus* (Dąb)! Ouercus! Ouercus!  powtarzał chór. No, to jesteśmy już naprawdę blisko  szepnąłem do idącego za mną Wojtka i wówczasusłyszałem dobrze znany mi głos z charakterystycznym  r. Bracia Dębu! Jest czas działania i czas świętowania! Dla nas  strażników prawdy nastanie już wkrótce era nieustannej szczęśliwości, bogactwa, a także władzy nad pieniącym sięprostactwem.Nad pospólstwem, które nie powinno nigdy rządzić się samo! Moc, którą posiadamy,może rozetrzeć w proch naszych przeciwników, a nas uczynić równymi bogom! Rany! Przecież to jakiś kompletny bełkot  szepnąłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •