[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą Państwo wiecie,I dotąd jeszcze o tem wiadomo na świecie,%7łe hojność Państwa dla nas nie jest bez powodu.Winni coś Soplicowie dla Horeszków rodu.(Tej części mowy Sędzia słuchał z niepojętemPomieszaniem, żałością i widocznym wstrętem;Jakby lękał się reszty mowy, głowę skłoniłI ręką potakując, mocno się zapłonił).Telimena kończyła:  Byłam jej piastunką,Jestem krewną, jedyną Zosi opiekunką.Nikt oprócz mnie nie będzie myślił o jej szczęściu. A jeśli ona szczęście znajdzie w tym zamęściu? Rzekł Sędzia wzrok podnosząc. Jeśli TadeuszkaPodoba?   Czy podoba? To na wierzbie gruszka;Podoba, nie podoba, a to mi rzecz ważna!Zosia nie będzie, prawda, partyja posażna;Ale też nie jest z lada wsi, lada szlachcianka,Idzie z Jaśnie Wielmożnych, jest Wojewodzianka,Rodzi się z Horeszkówny; małżonka dostanie!Staraliśmy się tyle o jej wychowanie!Chybaby tu zdziczała.Sędzia pilnie słuchał,Patrząc w oczy; zdało się, że się udobruchał,Bo rzekł dosyć wesoło:  No, to i cóż robić!Bóg widzi, szczerze chciałem interesu dobić;Tylko bez gniewu; jeśli Aśćka się nie zgodzi,Aśćka ma prawo; smutno  gniewać się nie godzi;Radziłem, bo brat kazał; nikt tu nie przymusza;Gdy Aśćka rekuzuje pana Tadeusza,Odpisuję Jackowi, że nie z mojej winyNie dojdą Tadeusza z Zosią zaręczyny.Teraz sam będę radzić; pono z PodkomorzymZagaimy swatostwo i resztę ułożym.Przez ten czas Telimena ostygła z zapału:NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG65 Ja nic nie rekuzuję, Braciszku, pomału!Sam mówiłeś, że jeszcze za wcześnie, zbyt młodzi Rozpatrzmy się, czekajmy, nic to nie zaszkodzi,Poznajmy z sobą państwa młodych; będziem zważać;Nie można szczęścia drugich tak na traf narażać.Ostrzegam tylko wcześnie: niech Brat TadeuszaNie namawia, kochać się w Zosi nie przymusza,Bo serce nie jest sługa, nie zna, co to pany,I nie da się przemocą okuwać w kajdany.Zaczem Sędzia, powstawszy, odszedł zamyślony;Pan Tadeusz z przeciwnej przybliżył się strony.Udając, że szukanie grzybów tam go zwabia;W tymże kierunku z wolna posuwa się Hrabia.Hrabia podczas Sędziego sporów z TelimenąStał za drzewami, mocno zdziwiony tą sceną;Dobył z kieszeni papier i ołówek, sprzęty,Które zawsze miał z sobą, i na pień wygiętyRozpiąwszy kartkę, widać, że obraz malował,Mówiąc sam z sobą:  Jakbyś umyślnie grupował:Ten na głazie, ta w trawie, grupa malownicza!Głowy charakterowe! Z kontrastem oblicza.Podchodził, wstrzymywał się, lornetkę przecierał,Oczy chustką obwiewał i coraz spozierał: Miałożby to cudowne, śliczne widowiskoZginąć albo zmienić się, gdy podejdę blisko?Ten aksamit traw będzież to mak i botwinie?W nimfie tej czyż obaczę jaką ochmistrzynię?Choć Hrabia Telimenę już dawniej widywałW domu Sędziego, w którym dosyć często bywał,Lecz mało ją uważał; zadziwił się zrazu,Rozeznając w niej model swojego obrazu.Miejsca piękność, postawy wdzięk i gust ubraniaZmieniły ją, zaledwie była do poznania.W oczach świeciły jeszcze niezagasłe gniewy;Twarz ożywiona wiatru świeżemi powiewy,Sporem z Sędzią i nagłym przybyciem młodzieńców,Nabrała mocnych, żywszych niż zwykle rumieńców. Pani  rzekł Hrabia  racz mej śmiałości darować,Przychodzę i przepraszać, i razem dziękować.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG66Przepraszać, że jej kroków śledziłem ukradkiem,I dziękować, że byłem jej dumania świadkiem;Tyle ją obraziłem! Winienem jej tyle!Przerwałem chwilę dumań: winienem ci chwileNatchnienia! chwile błogie! potępiaj człowieka,Ale sztukmistrz twojego przebaczenia czeka!Na wielem się odważył, na więcej odważę!Sądz!  tu ukląkł i podał swoje peizaże.Telimena sądziła malowania probyTonem grzecznej, lecz sztukę znającej osoby;Skąpa w pochwały, lecz nie szczędziła zachętu: Brawo  rzekła  winszuję, niemało talentu.Tylko Pan nie zaniedbuj; szczególniej potrzebaSzukać pięknej natury! O, szczęśliwe niebaKrajów włoskich! różowe Cezarów ogrody!Wy, klasyczne Tyburu spadające wodyI straszne Pauzylipu skaliste wydroże!To, Hrabio, kraj malarzów! U nas, żal się Boże!Dziecko muz, w Soplicowie oddane na mamki,Umrze pewnie.Mój Hrabio, oprawię to w ramkiAlbo w album umieszczę do rysunków zbiorku,Które zewsząd skupiałam: mam ich dosyć w biorku.Zaczęli więc rozmowę o niebios błękitach,Morskich szumach i wiatrach wonnych, i skał szczytach,Mieszając tu i ówdzie, podróżnych zwyczajem,Zmiech i urąganie się nad ojczystym krajem.A przecież wokoło nich ciągnęły się lasyLitewskie! tak poważne i tak pełne krasy! Czeremchy oplatane dzikich chmielów wieńcem,Jarzębiny ze świeżym pasterskim rumieńcem,Leszczyna jak menada z zielonemi berły,Ubranemi, jak w grona, w orzechowe perły;A niżej dziatwa lesna: głóg w objęciu kalin,Ożyna czarne usta tuląca do malin.Drzewa i krzewy liśćmi wzięły się za ręceJak do tańca stające panny i młodzieńceWkoło pary małżonków.Stoi pośród gronaPara, nad całą leśną gromadą wzniesionaWysmukłością kibici i barwy powabem:NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG67Brzoza biała, kochanka, z małżonkiem swym grabem.A dalej, jakby starce na dzieci i wnuki,Patrzą siedząc w milczeniu: tu sędziwe buki,Tam matrony topole i mchami brodatyDąb, włożywszy pięć wieków na swój kark garbaty,Wspiera się, jak na grobów połamanych słupach,Na dębów, przodków swoich, skamieniałych trupach.Pan Tadeusz kręcił się nudząc niepomałuDługą rozmową, w której nie mógł brać udziału;Aż gdy zaczęto sławić cudzoziemskie gajeI wyliczać z kolei wszystkich drzew rodzaje:Pomarańcze, cyprysy, oliwki, migdały,Kaktusy, aloesy, mahonie, sandały,Cytryny, bluszcz, orzechy włoskie, nawet figi,Wysławiając ich kształty, kwiaty i łodygi Tadeusz nie przestawał dąsać się i zżymać,Na koniec nie mógł dłużej od gniewu wytrzymać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •