[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Heńkowi chodziło głównie o motorówkę.On by diabła poszedł łapać za rogi, nawetmu te szkielety przestały być straszne szepnął Roman Wieśkowi do ucha. Oddadzą wam? Porucznika nie pytaliśmy.Zadecydować ma podobno dowódca jednostki.Szli z tyłu za Heńkiem towarzyszącym porucznikowi. I co będzie z tymi bunkrami? Dla wojska? pytał ciekawie.Porucznik zamachał dłońmi, jakby się odpędzał od muchy. Nam to niepotrzebne.Wczoraj rządca razem z ogrodnikiem prosił, aby im przekazaćte kazamaty na hodowlę pieczarek.Może wreszcie majątek przestałby być deficytowy.Tenargument przeważył u naszego starego. Pieczarki? Toby dopiero Niemcy się wściekli, gdyby mogli przypuścić, jaka przy-szłość czeka ich betonowe kwatery. Ta koncepcja podobała się Heńkowi. Przedtem jednak musimy wszystko zbadać i zabezpieczyć.Zatrzymali się nad brzegiem.Strome zbocze czarnym cieniem spadało na wodę. Mam prośbę do panów.%7łebyście nie przeszukiwali tamtych pomieszczeń.Raz mo-gło dopisać wam szczęście, ale nigdy nic nie wiadomo.Zaraz wracajcie powiedział jeszczeporucznik.Zgrabnie to poszło.Nie trzeba już było linki.Wieśkowi wytłumaczyli, jak ma płynąćpod wodą. Jak cię zacznie już dusić, to smyrgaj pod wierzch, będziesz w jaskini mrugnąłwesoło Heniek, saperzy zaśmiali się rechotliwie. Roman, ty zaczynaj, jak tam który zama-cha piszczelem, dostanę udaru serca. Teraz jego głos zabrzmiał nieco inaczej.Solecki już się znajdował w jeziorze, przycisnął paczkę ze świecami dymnymi do boku,zaczerpnął powietrza.Wiesiek pięknym szusem od razu z pontonu poszedł pod wodę.Heniek także długo nieczekał.Saperzy ze zdziwieniem kręcili głowami.Na górze nastąpiły teraz długie chwile oczekiwania.Po półgodzinie porucznik straciłnadzieję.Te króliki stanowczo musiały się im przywidzieć.Tyle czasu, można już było dzie-sięć razy obejść podziemie.%7łe też hitlerowcy lubowali się w takich cudach, jakby to wielemogło w tej wojnie dopomóc.Wzruszył ramionami. Panie poruczniku, jest dym, jest! dogonił go radosny wrzask. No, jak tam, dymi? pierwsze pytanie wysapał Heniek jeszcze przed wdrapaniemsię do pontonu. Dopiero wołali, że tak.Całą trójką wdrapali się na górę, mokrzy jeszcze, ociekający wodą.Roman przy tymzerkał na twarz Stachury.Entuzjazmował się pod ziemią jak dzieciak, wypytywał o wszystko,pierwszy rwał się, aby zapalać świece.I teraz ciągle jeszcze był ożywiony.Jak dobrze, że gozabrali ze sobą.Dym ukazał się na powierzchni w dwóch punktach.Ciemnożółty, leniwie snuł się przysamej ziemi, omijał duże bryły betonu, oparem przykrywał mizerną trawę.Saperzy uważnieoglądali miejsce czekającej ich pracy.Z drugiego korytarza, gdzie także zapalili dwie świece, nie wystąpiła najmniejsza smu-żka. Szkoda powiedział porucznik. Jakoś się jednak poradzi. spojrzał na zega-rek. Dziesiąta.O trzynastej jest obiad, mają nam przywiezć.Zapraszam na żołnierską prze-kąskę.A teraz będziemy musieli zająć się naszą robotą, nie obejdzie się bez huku, beton topiekielnie oporny materiał. Jasny gwint, to znaczy, mówiąc delikatnie, mamy się stąd wynosić? skrzywił sięHeniek. Takie są przepisy dwornie się skłonił porucznik.Gdy już ubrali się, Heniek tęsknie spojrzał na las, gdzie sponad wierzchołków drzewwidniał czubek wieży przeciwpożarowej.Wprawdzie przez ostatnie dni stale padało, nawetdziś rano siąpiło mżawką, a chmury gnane wiatrem przewalały się zwałami po niebie, nie-mniej miał nikłą nadzieję, że może zobaczy się z Agnes.Wczorajsza próba odwiedzenia jej wdomu skończyła się fiaskiem, pogonił go stary Mątwiak do wszystkich diabłów, pobiciemzagroził. Ja na spacerek, podobno rydze ruszyły po deszczu mrugnął w stronę kolegów.Wiesiek ucieszył się z takiego obrotu rzeczy.Jeszcze w podziemiach zadecydował, żeporuszy z Romanem dręczącą go sprawę. Roman, muszę być z tobą nie tylko szczery, ale i bardzo, nazwijmy, ciekawski.Dlatego daruj, ale to takie intymne sprawy.Bardzo mi na tym zależy. Proszę, mów. Ty kochasz Kryskę, mówiłeś o tym.Wiem, co przeżywałeś w związku z doktoremKowalskim.Podobno teraz między wami się zmieniło na lepsze? Tak.Trochę zdziwiony był tą przymusową spowiedzią.Ma Wiesiek własne sprawy, o nichniech mówi.Co go Kryśka obchodzi. Roman, powiedz.A gdyby.gdyby dziewczyna, którą kochasz, mówię ogólnie, gdy-by ona kiedyś żyła już z innym? Rozumiesz, żeby z nim spała, no, w ogóle? Czy miałbyśurazę, żal, czy zostałbyś przy niej? O Kryśkę pytasz? w głosie Soleckiego zabrzmiała grozba.Wiesiek wyrzucał sobie niezgrabność.Jeszcze na dodatek Roman się obrazi.Jak to tru-dno w miłosnych sprawach.Wszystko człowiek robi odwrotnie, niż trzeba. Przepraszam cię, nie o Kryśkę, głupio się wyraziłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
. Heńkowi chodziło głównie o motorówkę.On by diabła poszedł łapać za rogi, nawetmu te szkielety przestały być straszne szepnął Roman Wieśkowi do ucha. Oddadzą wam? Porucznika nie pytaliśmy.Zadecydować ma podobno dowódca jednostki.Szli z tyłu za Heńkiem towarzyszącym porucznikowi. I co będzie z tymi bunkrami? Dla wojska? pytał ciekawie.Porucznik zamachał dłońmi, jakby się odpędzał od muchy. Nam to niepotrzebne.Wczoraj rządca razem z ogrodnikiem prosił, aby im przekazaćte kazamaty na hodowlę pieczarek.Może wreszcie majątek przestałby być deficytowy.Tenargument przeważył u naszego starego. Pieczarki? Toby dopiero Niemcy się wściekli, gdyby mogli przypuścić, jaka przy-szłość czeka ich betonowe kwatery. Ta koncepcja podobała się Heńkowi. Przedtem jednak musimy wszystko zbadać i zabezpieczyć.Zatrzymali się nad brzegiem.Strome zbocze czarnym cieniem spadało na wodę. Mam prośbę do panów.%7łebyście nie przeszukiwali tamtych pomieszczeń.Raz mo-gło dopisać wam szczęście, ale nigdy nic nie wiadomo.Zaraz wracajcie powiedział jeszczeporucznik.Zgrabnie to poszło.Nie trzeba już było linki.Wieśkowi wytłumaczyli, jak ma płynąćpod wodą. Jak cię zacznie już dusić, to smyrgaj pod wierzch, będziesz w jaskini mrugnąłwesoło Heniek, saperzy zaśmiali się rechotliwie. Roman, ty zaczynaj, jak tam który zama-cha piszczelem, dostanę udaru serca. Teraz jego głos zabrzmiał nieco inaczej.Solecki już się znajdował w jeziorze, przycisnął paczkę ze świecami dymnymi do boku,zaczerpnął powietrza.Wiesiek pięknym szusem od razu z pontonu poszedł pod wodę.Heniek także długo nieczekał.Saperzy ze zdziwieniem kręcili głowami.Na górze nastąpiły teraz długie chwile oczekiwania.Po półgodzinie porucznik straciłnadzieję.Te króliki stanowczo musiały się im przywidzieć.Tyle czasu, można już było dzie-sięć razy obejść podziemie.%7łe też hitlerowcy lubowali się w takich cudach, jakby to wielemogło w tej wojnie dopomóc.Wzruszył ramionami. Panie poruczniku, jest dym, jest! dogonił go radosny wrzask. No, jak tam, dymi? pierwsze pytanie wysapał Heniek jeszcze przed wdrapaniemsię do pontonu. Dopiero wołali, że tak.Całą trójką wdrapali się na górę, mokrzy jeszcze, ociekający wodą.Roman przy tymzerkał na twarz Stachury.Entuzjazmował się pod ziemią jak dzieciak, wypytywał o wszystko,pierwszy rwał się, aby zapalać świece.I teraz ciągle jeszcze był ożywiony.Jak dobrze, że gozabrali ze sobą.Dym ukazał się na powierzchni w dwóch punktach.Ciemnożółty, leniwie snuł się przysamej ziemi, omijał duże bryły betonu, oparem przykrywał mizerną trawę.Saperzy uważnieoglądali miejsce czekającej ich pracy.Z drugiego korytarza, gdzie także zapalili dwie świece, nie wystąpiła najmniejsza smu-żka. Szkoda powiedział porucznik. Jakoś się jednak poradzi. spojrzał na zega-rek. Dziesiąta.O trzynastej jest obiad, mają nam przywiezć.Zapraszam na żołnierską prze-kąskę.A teraz będziemy musieli zająć się naszą robotą, nie obejdzie się bez huku, beton topiekielnie oporny materiał. Jasny gwint, to znaczy, mówiąc delikatnie, mamy się stąd wynosić? skrzywił sięHeniek. Takie są przepisy dwornie się skłonił porucznik.Gdy już ubrali się, Heniek tęsknie spojrzał na las, gdzie sponad wierzchołków drzewwidniał czubek wieży przeciwpożarowej.Wprawdzie przez ostatnie dni stale padało, nawetdziś rano siąpiło mżawką, a chmury gnane wiatrem przewalały się zwałami po niebie, nie-mniej miał nikłą nadzieję, że może zobaczy się z Agnes.Wczorajsza próba odwiedzenia jej wdomu skończyła się fiaskiem, pogonił go stary Mątwiak do wszystkich diabłów, pobiciemzagroził. Ja na spacerek, podobno rydze ruszyły po deszczu mrugnął w stronę kolegów.Wiesiek ucieszył się z takiego obrotu rzeczy.Jeszcze w podziemiach zadecydował, żeporuszy z Romanem dręczącą go sprawę. Roman, muszę być z tobą nie tylko szczery, ale i bardzo, nazwijmy, ciekawski.Dlatego daruj, ale to takie intymne sprawy.Bardzo mi na tym zależy. Proszę, mów. Ty kochasz Kryskę, mówiłeś o tym.Wiem, co przeżywałeś w związku z doktoremKowalskim.Podobno teraz między wami się zmieniło na lepsze? Tak.Trochę zdziwiony był tą przymusową spowiedzią.Ma Wiesiek własne sprawy, o nichniech mówi.Co go Kryśka obchodzi. Roman, powiedz.A gdyby.gdyby dziewczyna, którą kochasz, mówię ogólnie, gdy-by ona kiedyś żyła już z innym? Rozumiesz, żeby z nim spała, no, w ogóle? Czy miałbyśurazę, żal, czy zostałbyś przy niej? O Kryśkę pytasz? w głosie Soleckiego zabrzmiała grozba.Wiesiek wyrzucał sobie niezgrabność.Jeszcze na dodatek Roman się obrazi.Jak to tru-dno w miłosnych sprawach.Wszystko człowiek robi odwrotnie, niż trzeba. Przepraszam cię, nie o Kryśkę, głupio się wyraziłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]