[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Płetwami opierały się o wodę, zamachami krótkich skrzydeł dopo-magając sobie w utrzymaniu równowagi.Potem znów opadały, wpatrywały się w siebie, nu-rkowały, i tak bez przerwy.Na oblany czerwonym światłem zachodu pas wody wypłynęły łabędzie, które przedtemzapodziały się gdzieś w sitowiu.Było ich dziewięć.Płynęły wolno, dostojnie, czasem tylkojak od niechcenia zanurzając szyję w wodzie.Od jasnego tła wyraznie odbijały ich czarnedzioby.Z łąki klekotał bocian, odpowiadał mu chruściel śmiesznym swym gardłowaniem.Nadpodmokłymi olszniakami nadbrzeżnymi smyrgnęła siwka, zaskrzypiał niewidoczny żuraw,rozklekotała się kurka wodna.Samotna kaczka krzyżówka poderwała się z przerazliwymwrzaskiem: coś ją musiało spłoszyć.Głowy innych ptaków zwróciły się czujnie w jej stronę,po chwili wróciły do swoich zajęć.Nurków pojawiło się zatrzęsienie.Migały ich zadki, gdy strzelały pod wodę wyrzutemciała.Z gęstych chaszczy trzcin, sitowia i oczeretów zagęgliła gęś, rozgniewała tym widaćbąka, który zabuczał i zaszypiał ponuro, głusząc bębnienie kszyka.Sprowokowały derkacza,rozwrzeszczał się przerazliwie.Słońce zniżyło się nad krzewy wierzbiny i łozy, zolbrzymiało, zalało się rumieńcem,rozkrwawiło jezioro, powodując nowy wybuch ptasiego rejwachu; potem lekko zsunęło się zakrzewy, ciągle rosnąc zerkało przez moment połową tarczy, już tylko rąbkiem, i nagle zapa-dło, pozostawiając odbity w wodzie mocny rubin zachwyconego nim nieba. Jedzmy, trzeba zasiąść przed mrokiem  urwał zachwyty trzezwy Mietek.Klem odetchnął głęboko, spojrzał na niego z wyrzutem.Miejsce było dobrze wybrane i przygotowane już poprzedniego dnia.W upatrzonympunkcie Mietek wysondował głębokość zatoki, wbił w grunt dwie tyki rozwidlone u końców.W rozwidlenia te włożył długą żerdkę.Siedząc w łodzi, można było opierać o nią ciężkiewędziska, ujmując sobie w ten sposób niemało trudu.Za pasmem trzciny widniał na brzeguspory stos chrustu.Gruntówki mokły już w wodzie.Próbowali na pijawki, rosówki i na rzucające się wwiaderku ukleje.Pławiki przy nich drgały leciutko. Dno tu bardzo muliste, węgorze to lubią  szeptał Mietek. Będziemy mogli gadać?  zapytał Edek. Byle nie za głośno.Przy nocnym połowie można.Zciemniało.Tylko od zachodu się jeszcze lekko żółciło.Ptactwo przycichło, jeden bąk nieodmiennie pokrzykiwał swym grubym głosem.Naniebie zabłysło dyskretnie kilka pierwszych gwiazd. Będzie dosyć jasno, choć nie to samo, co w księżycowe noce.Siedzieli jakiś czas spokojni i zadumani.Spokój wieczoru łagodził ludzkie wnętrza.Pławików na wodzie nie można już było dojrzeć.Trzymali dłonie wsparte o wędziska, bywyczuć najlżejsze ich drganie.Mietek i Michał piastowali po dwie wędki, pozostała para pojednej.  Jak złapiemy pierwszego, to rozpalimy ogień, na zmianę będziemy siedzieli tu i nabrzegu  rzekł Mietek. Chcę się położyć na trawie i patrzeć w noc  uśmiechnął się Klem. Wiecie,wciąż o niej myślę.Jaki to dziwny traf.Właśnie ją przeznaczono na redaktorkę mojego tomi-ku.Miałem podwójne szczęście, bo i ona, i jakaś luka w planie, trafił się mój tomik, nieduży,wstawili go i wyjdzie w rekordowo krótkim czasie. Powiedz, jaka ona jest  poprosił Mietek. Kiedy wy się śmiejecie, a mnie byłoby przykro. Nie będziemy  burknął Edek. Blondynka? Ciemna blondynka.Wiecie, ona nosi warkocze, oczywiście zwija je około głowy.Tocudnie wygląda, gdy je rozpuści; osypują się falą, są bardzo gęste i takie zarazem delikatne,jakby pajęczyny na wietrze.Jaka ona jest? To bardzo trudno powiedzieć, ja przecieżświetnie wiem.Ma drobną twarz.Dołeczek w lewym policzku pociesznie się kurczy, gdy sięuśmiecha.Jasne oczy, chyba szare, choć czasem jakby łyskały łagodną zielenią, a czasembłękitniały, zwłaszcza gdy jest uradowana.Zamilkł, zdjął okulary i przecierał je długą chwilę.Zawsze tak robił, gdy był wzruszo-ny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •