[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdy zgrających został przywiązany za nogę do koła wozu, na którympiętrzyły się skradzione w Kreporze przedmioty.Rozochoconemutanty tańczyły z dziewkami zabranymi w niewolę i gziły siębezwstydnie z co ładniejszymi i młodszymi na trawie.Od czasu doczasu wpadały w złość i przegryzały gardło zbyt hardo patrzącemuchłopu lub schwytanemu na trakcie handlarzowi.Czasami, słaniającsię od wina, wlokły którąś z dziewek bliżej ogniska i piszcząc zzadowolenia, odzierali z ubrania.Szczurza krew, jurna i dzika, lałasię także.Kiedy dziewka była wyjątkowo kształtna, mutanty rzucałysię na siebie, bo żaden nie chciał jej oddać.Wówczas rozlegał sięprzenikliwy szczurzy pisk, charczenie i trzask zębów.Padały zprzegryzionymi gardłami, poszarpanymi wnętrznościami i pianą napysku.Te, które akurat stały na straży, w milczeniu i posłuszniesprzątały zwłoki i porzucały w dole wykopanym jeszcze w dzień przezchłopów.Oddział wjechał pomiędzy ogniska, nad którymi piekły się sarny,przedostał się do olbrzymiego skórzanego namiotu pośrodkuobozowiska i na komendę zatrzymał.Zdeb, który dowodził wypadem,dał znak, że posłaniec ma zostać doprowadzony przed dowódcę,mutanta Nariagę.Sam zajął się dziewczyną.Zciągnął ją z siodła,zaniósł do swojego namiotu i rzucił na stos futer.Przy świetlepochodni przez chwilę uważnie jej się przyglądał.Miał zamiar zerwaćz niej pasy z monetami i natychmiast wszystko przeliczyć, alepohamował się.Związał dziewczynie ręce i nogi, po czym żołnierskimkrokiem ruszył do namiotu Nariagi.- Czy już ją zamęczyłeś? - przywitał go zgryzliwie siwy, żylastymutant.- A dla mnie przywiozłeś tylko to ścierwo.- pokazałzakrzywionym pazurem na odzyskującego przytomność posłańca.Wświetle umocowanych na kołkach pochodni błysnął sygnet z wielkimdiamentem.- Jesteś gorszy od nas, Zdeb, jesteś zimny jak jaszczur.Gdyby nie to, pewnie kazałbym ci przytrzymać łeb i własnoręcznieprzewierciłbym twoje ślepia moim pierścieniem.Pokażę ci, kiedyprzyjdzie pora.Może zaraz, a może dopiero przed śmiercią.-Mutant zaśmiał się ponuro i z wysiłkiem.- Trzymam cię, bo obiecałeśmi monety, za które kupię księstwo.- Kupisz, panie - potwierdził chłodno Zdeb.- A ja zostanę twoimnajwierniejszym namiestnikiem.- Obyś miał rację, psi synu - podsumował szczur i wbił zęby wudziec dochodzącej nad małym ogniskiem sarny.Dym snuł siępowoli, uchodząc przez otwór wycięty w górze namiotu.Zdeb łypnąłokiem na stojące w cieniu trzy potężne, uzbrojone po zęby mutanty ipostanowił jak najszybciej zniknąć z oczu Nariagi.Chwycił posłańcaza włosy i rzucił pod nogi szczura.Miał nadzieję, że tamtennatychmiast zagryzie ofiarę i pozwoli mu odejść.Nariaga jednakzajęty był jedzeniem udzca.Zdeb pochylił się nad Dartem i warknął:- Przed tobą było już u nas paru królewskich donosicieli i zostałypo nich tylko gnaty.Rozumiesz, co gadam?Posłaniec przytaknął, siadając na rozłożonych wokół ogniskaskórach.Wyszczerzył zęby w uśmiechu i pomasował sobie gardło.- Dajcie pić - odezwał się ochrypłym głosem.- Od granicy niemiałem nic w gębie.Nariaga spojrzał na posłańca zaciekawionym wzrokiem i przerwałjedzenie.- Ktoś ty? - Spomiędzy jego zębów wydobyło się przeciągłemlaśnięcie.Podniósł przy tym jedną nogę i głośno pierdnął.- Gazymnie męczą, brzuch pęka i nic się nie da zrobić.To, co mam z ludzi,gówniane jest i przeszkadza.Kiedy mnie wzdyma, wtedy was jeszczebardziej nienawidzę.- A wkładaliście kiedy, panie, tyłek do ogniska? - zapytał Dart,gryząc mięso z udzca.Zdeb zamarł z przerażenia.Od dłuższej chwili nie mógł zrozumieć,kogo tak naprawdę schwytali na arkan.Jak na posłańca nieznajomybył zbyt pewny siebie.Poza tym nie sprawiał wrażenia kogoś, kto boisię czegokolwiek, a tym bardziej mutantów.- Do ogniska? - zapytał zaintrygowany Nariaga.Tłuszcz na siwychwibrysach lśnił i drażniąco rzucał się w oczy.- Tyłek, gadasz.- Tyłek, dupsko, rzyć.- kontynuował z takim samym uśmiechemposłaniec.- Wszystko jedno.Ważne jest, żeby dupsko nadstawić doogniska, kiedy w bebechach nędzi i gazy idą.No i gacie trza zdjąć.Dziwne to, że nie znacie tego sposobu.Widać u was inne zwyczaje,a może i ciemnota się pleni.- Zmierdzi mi, żeś ty chyba nasz.- przerwał mu Nariaga.- Bywało,że krzyżówka była trefna i spuszczało się oseska na wodę.A potemswój swego nie poznawał.A ty nasz jesteś czy z innych?- Mogę być z was i mogę być z innych - odpowiedział posłaniec,wstając i podnosząc do ust bukłak z winem.- Mnie wszystko jedno. - Panie, zabiję go - zawołał z wściekłością Zdeb.- To żadenposłaniec, to pokręcony.- To mutant - przerwał mu szczur.- I zostanie z nami.Stary, dobrymutant.Słyszałeś, Zdeb? Wynoś się.Szukaj monet, bo zetrę natobie zęby.Zdeb zacisnął usta, poczerwieniał na twarzy i potulnie wyszedł znamiotu.%7łałował, że nie rozpłatał gardła posłańcowi zaraz poschwytaniu.Nie zobaczył już, jak Nariaga wyciąga ręce do Darta iobaj serdecznie się ściskają.- Czułem, że jesteś nasz, czułem to - cieszył się dowódcamutantów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Każdy zgrających został przywiązany za nogę do koła wozu, na którympiętrzyły się skradzione w Kreporze przedmioty.Rozochoconemutanty tańczyły z dziewkami zabranymi w niewolę i gziły siębezwstydnie z co ładniejszymi i młodszymi na trawie.Od czasu doczasu wpadały w złość i przegryzały gardło zbyt hardo patrzącemuchłopu lub schwytanemu na trakcie handlarzowi.Czasami, słaniającsię od wina, wlokły którąś z dziewek bliżej ogniska i piszcząc zzadowolenia, odzierali z ubrania.Szczurza krew, jurna i dzika, lałasię także.Kiedy dziewka była wyjątkowo kształtna, mutanty rzucałysię na siebie, bo żaden nie chciał jej oddać.Wówczas rozlegał sięprzenikliwy szczurzy pisk, charczenie i trzask zębów.Padały zprzegryzionymi gardłami, poszarpanymi wnętrznościami i pianą napysku.Te, które akurat stały na straży, w milczeniu i posłuszniesprzątały zwłoki i porzucały w dole wykopanym jeszcze w dzień przezchłopów.Oddział wjechał pomiędzy ogniska, nad którymi piekły się sarny,przedostał się do olbrzymiego skórzanego namiotu pośrodkuobozowiska i na komendę zatrzymał.Zdeb, który dowodził wypadem,dał znak, że posłaniec ma zostać doprowadzony przed dowódcę,mutanta Nariagę.Sam zajął się dziewczyną.Zciągnął ją z siodła,zaniósł do swojego namiotu i rzucił na stos futer.Przy świetlepochodni przez chwilę uważnie jej się przyglądał.Miał zamiar zerwaćz niej pasy z monetami i natychmiast wszystko przeliczyć, alepohamował się.Związał dziewczynie ręce i nogi, po czym żołnierskimkrokiem ruszył do namiotu Nariagi.- Czy już ją zamęczyłeś? - przywitał go zgryzliwie siwy, żylastymutant.- A dla mnie przywiozłeś tylko to ścierwo.- pokazałzakrzywionym pazurem na odzyskującego przytomność posłańca.Wświetle umocowanych na kołkach pochodni błysnął sygnet z wielkimdiamentem.- Jesteś gorszy od nas, Zdeb, jesteś zimny jak jaszczur.Gdyby nie to, pewnie kazałbym ci przytrzymać łeb i własnoręcznieprzewierciłbym twoje ślepia moim pierścieniem.Pokażę ci, kiedyprzyjdzie pora.Może zaraz, a może dopiero przed śmiercią.-Mutant zaśmiał się ponuro i z wysiłkiem.- Trzymam cię, bo obiecałeśmi monety, za które kupię księstwo.- Kupisz, panie - potwierdził chłodno Zdeb.- A ja zostanę twoimnajwierniejszym namiestnikiem.- Obyś miał rację, psi synu - podsumował szczur i wbił zęby wudziec dochodzącej nad małym ogniskiem sarny.Dym snuł siępowoli, uchodząc przez otwór wycięty w górze namiotu.Zdeb łypnąłokiem na stojące w cieniu trzy potężne, uzbrojone po zęby mutanty ipostanowił jak najszybciej zniknąć z oczu Nariagi.Chwycił posłańcaza włosy i rzucił pod nogi szczura.Miał nadzieję, że tamtennatychmiast zagryzie ofiarę i pozwoli mu odejść.Nariaga jednakzajęty był jedzeniem udzca.Zdeb pochylił się nad Dartem i warknął:- Przed tobą było już u nas paru królewskich donosicieli i zostałypo nich tylko gnaty.Rozumiesz, co gadam?Posłaniec przytaknął, siadając na rozłożonych wokół ogniskaskórach.Wyszczerzył zęby w uśmiechu i pomasował sobie gardło.- Dajcie pić - odezwał się ochrypłym głosem.- Od granicy niemiałem nic w gębie.Nariaga spojrzał na posłańca zaciekawionym wzrokiem i przerwałjedzenie.- Ktoś ty? - Spomiędzy jego zębów wydobyło się przeciągłemlaśnięcie.Podniósł przy tym jedną nogę i głośno pierdnął.- Gazymnie męczą, brzuch pęka i nic się nie da zrobić.To, co mam z ludzi,gówniane jest i przeszkadza.Kiedy mnie wzdyma, wtedy was jeszczebardziej nienawidzę.- A wkładaliście kiedy, panie, tyłek do ogniska? - zapytał Dart,gryząc mięso z udzca.Zdeb zamarł z przerażenia.Od dłuższej chwili nie mógł zrozumieć,kogo tak naprawdę schwytali na arkan.Jak na posłańca nieznajomybył zbyt pewny siebie.Poza tym nie sprawiał wrażenia kogoś, kto boisię czegokolwiek, a tym bardziej mutantów.- Do ogniska? - zapytał zaintrygowany Nariaga.Tłuszcz na siwychwibrysach lśnił i drażniąco rzucał się w oczy.- Tyłek, gadasz.- Tyłek, dupsko, rzyć.- kontynuował z takim samym uśmiechemposłaniec.- Wszystko jedno.Ważne jest, żeby dupsko nadstawić doogniska, kiedy w bebechach nędzi i gazy idą.No i gacie trza zdjąć.Dziwne to, że nie znacie tego sposobu.Widać u was inne zwyczaje,a może i ciemnota się pleni.- Zmierdzi mi, żeś ty chyba nasz.- przerwał mu Nariaga.- Bywało,że krzyżówka była trefna i spuszczało się oseska na wodę.A potemswój swego nie poznawał.A ty nasz jesteś czy z innych?- Mogę być z was i mogę być z innych - odpowiedział posłaniec,wstając i podnosząc do ust bukłak z winem.- Mnie wszystko jedno. - Panie, zabiję go - zawołał z wściekłością Zdeb.- To żadenposłaniec, to pokręcony.- To mutant - przerwał mu szczur.- I zostanie z nami.Stary, dobrymutant.Słyszałeś, Zdeb? Wynoś się.Szukaj monet, bo zetrę natobie zęby.Zdeb zacisnął usta, poczerwieniał na twarzy i potulnie wyszedł znamiotu.%7łałował, że nie rozpłatał gardła posłańcowi zaraz poschwytaniu.Nie zobaczył już, jak Nariaga wyciąga ręce do Darta iobaj serdecznie się ściskają.- Czułem, że jesteś nasz, czułem to - cieszył się dowódcamutantów [ Pobierz całość w formacie PDF ]