[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To drogie buty i prawdopodobniezostały skradzione ze sklepu.Pewnie domyślacie się, że jeśli dostał je wprezencie, to albo z wielkiej sympatii, albo z chęci przekupienia go, aten, kto mu je kupił, nie znał nawet jego numeru buta.Te buty mogą byćdla nas ważnym tropem, dlatego chciałabym, żebyście odwiedzili sklepyobuwnicze i ustalili, czy zostały kupione, czy skradzione.Zacznijcie odmiejscowego centrum handlowego, a w razie potrzeby sprawdzcie teżinne w okolicy.Choć może ktoś mu je zwyczajnie podarował, co namznacznie utrudnia sprawę.Dowiedzcie się, kto je kupił i jak za nie zapła-cił gotówką czy czekiem.Zresztą sami wiecie, jak powinno przebiegaćrutynowe postępowanie.Młody blondyn notował zapalczywie, co zaczęło Joannę trochę iry-tować.Mógłby choć raz przerwać i podnieść głowę. Kolejna rzecz to sygnet. Przyczepiła do tablicy szkic. Chło-piec miał go na palcu.To bardzo charakterystyczny i drogi sygnet.opa-trzony inicjałami A.L., jeśli mnie wzrok nie myli. Uśmiechnęła się.Litery są splecione, a w tle wygrawerowane jest oko.Musimy się dowie-dzieć, skąd pochodzi i czy nie został skradziony, a jeśli chłopak go do-stał, to od kogo, kiedy i dlaczego.Dziecko zostało uduszone rękami kontynuowała, wpatrując się wzdjęcie z kostnicy, przedstawiające spokojną, pośmiertną twarz. Proszępamiętać, że zgon nastąpił bardzo szybko.Niewykluczone, że chłopakzginął zupełnie przypadkowo, a jego napastnik wcale nie jest zabójcą.Ibyć może to nie zabójca próbował spalić zwłoki.Pamiętajcie, żeby niezakładać nic z góry.Naszym zadaniem jest ujęcie osoby odpowiedzial-nej za śmierć tego dziecka i postawienie jej przed sądem bez czyjejkol-wiek szkody. I stanowczym tonem zakończyła: Czy wszystko jasne?36Zebrani pokiwali głowami, a Joanna, zadowolona z siebie, że zarazna samym początku śledztwa powiedziała to, co najważniejsze, zwróciłasię teraz do Mike'a. Sierżancie Korpanski, teraz twoja kolej. Zaczniemy od sierocińców oznajmił. Tak będzie najlepiej.Odchrząknął. Musimy też znalezć osoby, które dziś przed piątą ranomogły widzieć na wrzosowisku jakiś samochód.Wyznaczę ekipę dozbadania odcisków palców.Aha, i pamiętajcie o próbkach podłoża.Gleba na wrzosowisku jest bardzo charakterystyczna ciemna i tor-fiasta.Na pewno są na niej odciski butów i ślady opon.Pobierzcie prób-ki i zawiezcie do laboratorium.Smith, King, Farthing, Scott. Mikezaczął sporządzać listy i przydzielać policjantów do poszczególnychzadań; jedni mieli jechać na wrzosowisko, inni do sierocińców, jeszczeinni do sklepów obuwniczych i jubilerskich.Joanna szybko wyszła z sali, zostawiając funkcjonariuszy pod okiemMike'a, który dzielił ich na grupy.Dopiero wtedy młody blondyn, posterunkowy Phil Scott, przestał no-tować, podszedł do tablicy ze zdjęciami, zatrzymał się przed szkicemprzedstawiającym sygnet i zmarszczył brwi, a po chwili dołączył dopozostałych. Słuchajcie no odezwał się. Widzicie ten sygnet? Ten, którychłopak miał na palcu?Ale wszyscy jakoś mieli obojętne miny. Po południu ty masz dyżur na wrzosowisku, Phil. Ale. %7ładnych ale. Alan King z wydziału dochodzeniowego wymie-rzył mu przyjacielskiego kuksańca. Zanosi się na cholernie deszczowydzień, więc nie zapomnij peleryny.3.Matthew Levin wlókł się po plaży, trzymając córkę za rękę.Cały tenwspólny wyjazd działał mu na nerwy, a żona i córka irytowały go.Czułsię sfrustrowany i przytłoczony negatywną energią.Nie mógł sobie da-rować, że zgodził się na rodzinny urlop, który z góry skazany był na37niepowodzenie.Wiedział, że w ich towarzystwie będzie się czuł stłam-szony, ale nie zdawał sobie sprawy, do jakiego stopnia.W poczuciu wi-ny i niezadowolenia opuścił swe barczyste ramiona.Dość już miał dam-skich fatałaszków, nieustannego przebierania się żony i ciągłych zaku-pów, w których posłusznie im towarzyszył.Matthew przeczesał palcamiswoje krótkie, jasne włosy.Mógłby przysiąc na Boga, że bardzo się sta-rał, ale na próżno, bo tak naprawdę z rodziną nie łączyło go zupełnie nic.Czuł się zdominowany przez kobiety, a jego męska natura nie mogła sięz tym pogodzić.Nie mógł nawet pożeglować po morzu, bo Jane była zbyt nerwowa, aw dodatku nie umiała pływać i nie cierpiała rejsów łodzią.Bała się ich ina rozkołysanym pokładzie czuła się niespokojna, dlatego musieli zrezy-gnować z jedynej rozrywki popołudniowych wypraw podczas wietrz-nej pogody.Zamiast tego czekali na kolejny bezwietrzny dzień, kiedymorze było tak spokojne, że przypominało taflę jeziora, a wtedy siedzielina leżakach i smażyli się na gorącym, greckim słońcu.Matthew Levin popatrzył na falujące morze.Na Boga, oddałbywszystko, żeby tam być, zmagać się z wiatrem i kierować nim tak, bypchał go w wybranym kierunku.Gdyby tak jeszcze miał przy sobie Jo-annę, to żeglowaliby razem.Przed oczami wyobrazni przemknęły mu jejsilne, opalone nogi, gładkie i jędrne, a w uszach zabrzmiał mu jej krótki,triumfalny śmiech, który uwieńczyłby ich wspólne zmagania z żywio-łem.W rzeczywistości jednak był na złocistej plaży, stał na gorącym pia-sku, nad jego głową rozciągało się bezchmurne niebo, a on obserwował,jak fale rozbijają się z pluskiem o kadłub łodzi.Zrozumiał, jaka jestprawda, i czuł się fatalnie.Eloise tymczasem zgubiła gdzieś na plażycenną bransoletkę, a Jane nalegała, żeby Matthew poświęcił całe popo-łudnie na jej odszukanie. Wiem, że ona gdzieś tu jest. Eloise wydęła wargi, popatrzyła naojca spod rzęs i pociągnęła go za rękę. Proszę cię, tatusiu, poszukaj jej.Proszę.Matthew był poirytowany. Nie odparł. Nie ma mowy.I tak jej nie znajdziemy. Popa-trzył na rozciągający się dokoła piach. Pewnie leży gdzieś zasypana.Nie znajdziemy jej.Mam nadzieję, że zwrócą nam za nią pieniądze zubezpieczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.To drogie buty i prawdopodobniezostały skradzione ze sklepu.Pewnie domyślacie się, że jeśli dostał je wprezencie, to albo z wielkiej sympatii, albo z chęci przekupienia go, aten, kto mu je kupił, nie znał nawet jego numeru buta.Te buty mogą byćdla nas ważnym tropem, dlatego chciałabym, żebyście odwiedzili sklepyobuwnicze i ustalili, czy zostały kupione, czy skradzione.Zacznijcie odmiejscowego centrum handlowego, a w razie potrzeby sprawdzcie teżinne w okolicy.Choć może ktoś mu je zwyczajnie podarował, co namznacznie utrudnia sprawę.Dowiedzcie się, kto je kupił i jak za nie zapła-cił gotówką czy czekiem.Zresztą sami wiecie, jak powinno przebiegaćrutynowe postępowanie.Młody blondyn notował zapalczywie, co zaczęło Joannę trochę iry-tować.Mógłby choć raz przerwać i podnieść głowę. Kolejna rzecz to sygnet. Przyczepiła do tablicy szkic. Chło-piec miał go na palcu.To bardzo charakterystyczny i drogi sygnet.opa-trzony inicjałami A.L., jeśli mnie wzrok nie myli. Uśmiechnęła się.Litery są splecione, a w tle wygrawerowane jest oko.Musimy się dowie-dzieć, skąd pochodzi i czy nie został skradziony, a jeśli chłopak go do-stał, to od kogo, kiedy i dlaczego.Dziecko zostało uduszone rękami kontynuowała, wpatrując się wzdjęcie z kostnicy, przedstawiające spokojną, pośmiertną twarz. Proszępamiętać, że zgon nastąpił bardzo szybko.Niewykluczone, że chłopakzginął zupełnie przypadkowo, a jego napastnik wcale nie jest zabójcą.Ibyć może to nie zabójca próbował spalić zwłoki.Pamiętajcie, żeby niezakładać nic z góry.Naszym zadaniem jest ujęcie osoby odpowiedzial-nej za śmierć tego dziecka i postawienie jej przed sądem bez czyjejkol-wiek szkody. I stanowczym tonem zakończyła: Czy wszystko jasne?36Zebrani pokiwali głowami, a Joanna, zadowolona z siebie, że zarazna samym początku śledztwa powiedziała to, co najważniejsze, zwróciłasię teraz do Mike'a. Sierżancie Korpanski, teraz twoja kolej. Zaczniemy od sierocińców oznajmił. Tak będzie najlepiej.Odchrząknął. Musimy też znalezć osoby, które dziś przed piątą ranomogły widzieć na wrzosowisku jakiś samochód.Wyznaczę ekipę dozbadania odcisków palców.Aha, i pamiętajcie o próbkach podłoża.Gleba na wrzosowisku jest bardzo charakterystyczna ciemna i tor-fiasta.Na pewno są na niej odciski butów i ślady opon.Pobierzcie prób-ki i zawiezcie do laboratorium.Smith, King, Farthing, Scott. Mikezaczął sporządzać listy i przydzielać policjantów do poszczególnychzadań; jedni mieli jechać na wrzosowisko, inni do sierocińców, jeszczeinni do sklepów obuwniczych i jubilerskich.Joanna szybko wyszła z sali, zostawiając funkcjonariuszy pod okiemMike'a, który dzielił ich na grupy.Dopiero wtedy młody blondyn, posterunkowy Phil Scott, przestał no-tować, podszedł do tablicy ze zdjęciami, zatrzymał się przed szkicemprzedstawiającym sygnet i zmarszczył brwi, a po chwili dołączył dopozostałych. Słuchajcie no odezwał się. Widzicie ten sygnet? Ten, którychłopak miał na palcu?Ale wszyscy jakoś mieli obojętne miny. Po południu ty masz dyżur na wrzosowisku, Phil. Ale. %7ładnych ale. Alan King z wydziału dochodzeniowego wymie-rzył mu przyjacielskiego kuksańca. Zanosi się na cholernie deszczowydzień, więc nie zapomnij peleryny.3.Matthew Levin wlókł się po plaży, trzymając córkę za rękę.Cały tenwspólny wyjazd działał mu na nerwy, a żona i córka irytowały go.Czułsię sfrustrowany i przytłoczony negatywną energią.Nie mógł sobie da-rować, że zgodził się na rodzinny urlop, który z góry skazany był na37niepowodzenie.Wiedział, że w ich towarzystwie będzie się czuł stłam-szony, ale nie zdawał sobie sprawy, do jakiego stopnia.W poczuciu wi-ny i niezadowolenia opuścił swe barczyste ramiona.Dość już miał dam-skich fatałaszków, nieustannego przebierania się żony i ciągłych zaku-pów, w których posłusznie im towarzyszył.Matthew przeczesał palcamiswoje krótkie, jasne włosy.Mógłby przysiąc na Boga, że bardzo się sta-rał, ale na próżno, bo tak naprawdę z rodziną nie łączyło go zupełnie nic.Czuł się zdominowany przez kobiety, a jego męska natura nie mogła sięz tym pogodzić.Nie mógł nawet pożeglować po morzu, bo Jane była zbyt nerwowa, aw dodatku nie umiała pływać i nie cierpiała rejsów łodzią.Bała się ich ina rozkołysanym pokładzie czuła się niespokojna, dlatego musieli zrezy-gnować z jedynej rozrywki popołudniowych wypraw podczas wietrz-nej pogody.Zamiast tego czekali na kolejny bezwietrzny dzień, kiedymorze było tak spokojne, że przypominało taflę jeziora, a wtedy siedzielina leżakach i smażyli się na gorącym, greckim słońcu.Matthew Levin popatrzył na falujące morze.Na Boga, oddałbywszystko, żeby tam być, zmagać się z wiatrem i kierować nim tak, bypchał go w wybranym kierunku.Gdyby tak jeszcze miał przy sobie Jo-annę, to żeglowaliby razem.Przed oczami wyobrazni przemknęły mu jejsilne, opalone nogi, gładkie i jędrne, a w uszach zabrzmiał mu jej krótki,triumfalny śmiech, który uwieńczyłby ich wspólne zmagania z żywio-łem.W rzeczywistości jednak był na złocistej plaży, stał na gorącym pia-sku, nad jego głową rozciągało się bezchmurne niebo, a on obserwował,jak fale rozbijają się z pluskiem o kadłub łodzi.Zrozumiał, jaka jestprawda, i czuł się fatalnie.Eloise tymczasem zgubiła gdzieś na plażycenną bransoletkę, a Jane nalegała, żeby Matthew poświęcił całe popo-łudnie na jej odszukanie. Wiem, że ona gdzieś tu jest. Eloise wydęła wargi, popatrzyła naojca spod rzęs i pociągnęła go za rękę. Proszę cię, tatusiu, poszukaj jej.Proszę.Matthew był poirytowany. Nie odparł. Nie ma mowy.I tak jej nie znajdziemy. Popa-trzył na rozciągający się dokoła piach. Pewnie leży gdzieś zasypana.Nie znajdziemy jej.Mam nadzieję, że zwrócą nam za nią pieniądze zubezpieczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]