[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą religia nakazywałamu sympatię dla maluczkich i książę rumienił się na samą myśl, żewiększa część towarzystwa stanie kiedyś przed boskim sądem bez tegorodzaju zasługi.Więc aby uniknąć wstydu dla siebie, bywał i nawet zwoływał doswego mieszkania rozmaite sesje, wydawał po dwadzieścia pięć i posto rubli na akcje rozmaitych przedsiębiorstw publicznych, nadewszystko zaś ciągle martwił się nieszczęśliwym położeniem kraju; akażdą mowę swoją kończył frazesem: Bo, panowie, myślmy najpierw o tym, ażeby podzwignąć nasznieszczęśliwy kraj.A gdy to powiedział, czuł, że z serca spada mu jakiś ciężar; tymwiększy, im więcej było słuchaczów albo im więcej rubli wydał na ak-cje.Zwołać sesję, zachęcić do przedsiębiorstwa i cierpieć, wciąż cier-pieć nad nieszczęśliwym krajem, oto jego zdaniem były obowiązkiobywatela.Gdyby go jednak spytano, czy zasadził kiedy drzewo, któ-rego cień ochroniłby ludzi i ziemię od spiekoty? albo czy kiedy usunąłz drogi kamień raniący koniom kopyta? byłby szczerze zdziwiony.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG176Czuł i myślał, pragnął i cierpiał za miliony.Tylko nic nigdy niezrobił użytecznego.Zdawało mu się, że ciągłe frasowanie się całymkrajem ma bez miary wyższą wartość od utarcia nosa zasmolonemudziecku.W czerwcu fizjognomia Warszawy ulega widocznej zmianie.Pusteprzedtem hotele napełniają się i podwyższają ceny, na wielu domachukazują się ogłoszenia: Apartament z meblami do wynajęcia na kilkatygodni: Wszystkie dorożki są zajęte, wszyscy posłańcy biegają.Naulicach, w ogrodach, teatrach, w restauracjach, na wystawach, w skle-pach i magazynach strojów damskich widać figury nie spotykane wzwykłym czasie.Są nimi tędzy i opaleni mężczyzni w granatowychczapkach z daszkami, w zbyt obszernych butach, w ciasnych rękawicz-kach, w garniturach pomysłu prowincjonalnego krawca.Towarzysząim gromadki dam, nie odznaczających się pięknością ani warszawskimszykiem, tudzież niemniej liczne gromadki niezręcznych dzieci, którymz ust szeroko otwartych wygląda zdrowie.Jedni z wiejskich gości przyjeżdżają tu z wełną na jarmark, drudzyna wyścigi, inni, ażeby zobaczyć wełnę i wyścigi; ci dla spotkania się zsąsiadami, których na miejscu mają o wiorstę drogi, tamci dla odświe-żenia się w stolicy mętnej wody i pyłu, a owi męczą się przez kilku-dniową podróż sami nie wiedząc po co.Z podobnego zjazdu skorzystał książę, ażeby zbliżyć Wokulskiegoz ziemiaństwem.Książę we własnym pałacu, na pierwszym piętrze, zajmowałogromne mieszkanie.Część jego, złożona z gabinetu pana, biblioteki ifajczarni, była miejscem męskich zebrań, na których książę przedsta-wiał swoje lub cudze projekta dotyczące spraw publicznych.Zdarzałosię to po kilka razy w roku.Ostatnia nawet sesja wiosenna była po-święcona kwestii statków śrubowych na Wiśle, przy czym bardzo wy-raznie zarysowały się trzy stronnictwa.Pierwsze, złożone z księcia ijego osobistych przyjaciół, koniecznie domagało się śrubowców, dru-gie zaś, mieszczańskie, uznając w zasadzie piękność projektu, uważałogo jednak za przedwczesny i nie chciało dać na ten cel pieniędzy.Trze-cie stronnictwo składało się tylko z dwu osób: pewnego technika, którytwierdził, że śrubowce nie mogą pływać po Wiśle, i pewnego głuchegomagnata, który na wszystkie odezwy, skierowane do jego kieszeni, sta-le odpowiadał: Proszę trochę głośniej, bo nic nie słychać.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG177Książę z Wokulskim przyjechali o pierwszej, a w kwadrans po nichzaczęli schodzić się i zjeżdżać inni uczestnicy sesji.Książę witał każ-dego z uprzejmą poufałością, prezentował Wokulskiego, a następniepodkreślał przybysza na liście zaproszonych bardzo długim i bardzoczerwonym ołówkiem.Jednym z pierwszych gości był pan Aęcki; wziął Wokulskiego nastronę i jeszcze raz wypytał go o cel i znaczenie spółki, do której nale-żał już całą duszą, ale nigdy nie mógł dobrze spamiętać, o co chodzi.Tymczasem inni panowie przypatrywali się intruzowi i zniżonym gło-sem robili o nim uwagi. Bycza mina! szepnął otyły marszałek wskazując okiem na Wo-kulskiego. Szczeć na głowie jeży mu się jak dzikowi, pierś upadamdo nóg, oko bystre.Ten by nie ustał na polowaniu! I twarz, panie. dodał baron z fizjognomią Mefistofelesa. Czo-ło, panie.wąsik, panie.mała hiszpanka, panie.Wcale, panie.wca-le.Rysy trochę, panie.ale całość, panie. Zobaczymy, jaki będzie w interesach dorzucił nieco przygar-biony hrabia. Rzutki, ryzykowny, t e k odezwał się jakby z piwnicy drugihrabia, który siedział sztywnie na krześle, nosił bujne faworyty i porce-lanowymi oczyma patrzył tylko przed siebie jak Anglik z TournalAmusant.Książę powstał z fotelu i chrząknął; zebrani umilkli, dzięki czemumożna było usłyszeć resztę opowiadania marszałka: Wszyscy patrzymy na las, a tu coś skwierczy pod kopytami.Wy-obraz sobie pan dobrodziej, że chart idący przy koniach na smyczyzdusił w bruzdzie szaraka! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Zresztą religia nakazywałamu sympatię dla maluczkich i książę rumienił się na samą myśl, żewiększa część towarzystwa stanie kiedyś przed boskim sądem bez tegorodzaju zasługi.Więc aby uniknąć wstydu dla siebie, bywał i nawet zwoływał doswego mieszkania rozmaite sesje, wydawał po dwadzieścia pięć i posto rubli na akcje rozmaitych przedsiębiorstw publicznych, nadewszystko zaś ciągle martwił się nieszczęśliwym położeniem kraju; akażdą mowę swoją kończył frazesem: Bo, panowie, myślmy najpierw o tym, ażeby podzwignąć nasznieszczęśliwy kraj.A gdy to powiedział, czuł, że z serca spada mu jakiś ciężar; tymwiększy, im więcej było słuchaczów albo im więcej rubli wydał na ak-cje.Zwołać sesję, zachęcić do przedsiębiorstwa i cierpieć, wciąż cier-pieć nad nieszczęśliwym krajem, oto jego zdaniem były obowiązkiobywatela.Gdyby go jednak spytano, czy zasadził kiedy drzewo, któ-rego cień ochroniłby ludzi i ziemię od spiekoty? albo czy kiedy usunąłz drogi kamień raniący koniom kopyta? byłby szczerze zdziwiony.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG176Czuł i myślał, pragnął i cierpiał za miliony.Tylko nic nigdy niezrobił użytecznego.Zdawało mu się, że ciągłe frasowanie się całymkrajem ma bez miary wyższą wartość od utarcia nosa zasmolonemudziecku.W czerwcu fizjognomia Warszawy ulega widocznej zmianie.Pusteprzedtem hotele napełniają się i podwyższają ceny, na wielu domachukazują się ogłoszenia: Apartament z meblami do wynajęcia na kilkatygodni: Wszystkie dorożki są zajęte, wszyscy posłańcy biegają.Naulicach, w ogrodach, teatrach, w restauracjach, na wystawach, w skle-pach i magazynach strojów damskich widać figury nie spotykane wzwykłym czasie.Są nimi tędzy i opaleni mężczyzni w granatowychczapkach z daszkami, w zbyt obszernych butach, w ciasnych rękawicz-kach, w garniturach pomysłu prowincjonalnego krawca.Towarzysząim gromadki dam, nie odznaczających się pięknością ani warszawskimszykiem, tudzież niemniej liczne gromadki niezręcznych dzieci, którymz ust szeroko otwartych wygląda zdrowie.Jedni z wiejskich gości przyjeżdżają tu z wełną na jarmark, drudzyna wyścigi, inni, ażeby zobaczyć wełnę i wyścigi; ci dla spotkania się zsąsiadami, których na miejscu mają o wiorstę drogi, tamci dla odświe-żenia się w stolicy mętnej wody i pyłu, a owi męczą się przez kilku-dniową podróż sami nie wiedząc po co.Z podobnego zjazdu skorzystał książę, ażeby zbliżyć Wokulskiegoz ziemiaństwem.Książę we własnym pałacu, na pierwszym piętrze, zajmowałogromne mieszkanie.Część jego, złożona z gabinetu pana, biblioteki ifajczarni, była miejscem męskich zebrań, na których książę przedsta-wiał swoje lub cudze projekta dotyczące spraw publicznych.Zdarzałosię to po kilka razy w roku.Ostatnia nawet sesja wiosenna była po-święcona kwestii statków śrubowych na Wiśle, przy czym bardzo wy-raznie zarysowały się trzy stronnictwa.Pierwsze, złożone z księcia ijego osobistych przyjaciół, koniecznie domagało się śrubowców, dru-gie zaś, mieszczańskie, uznając w zasadzie piękność projektu, uważałogo jednak za przedwczesny i nie chciało dać na ten cel pieniędzy.Trze-cie stronnictwo składało się tylko z dwu osób: pewnego technika, którytwierdził, że śrubowce nie mogą pływać po Wiśle, i pewnego głuchegomagnata, który na wszystkie odezwy, skierowane do jego kieszeni, sta-le odpowiadał: Proszę trochę głośniej, bo nic nie słychać.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG177Książę z Wokulskim przyjechali o pierwszej, a w kwadrans po nichzaczęli schodzić się i zjeżdżać inni uczestnicy sesji.Książę witał każ-dego z uprzejmą poufałością, prezentował Wokulskiego, a następniepodkreślał przybysza na liście zaproszonych bardzo długim i bardzoczerwonym ołówkiem.Jednym z pierwszych gości był pan Aęcki; wziął Wokulskiego nastronę i jeszcze raz wypytał go o cel i znaczenie spółki, do której nale-żał już całą duszą, ale nigdy nie mógł dobrze spamiętać, o co chodzi.Tymczasem inni panowie przypatrywali się intruzowi i zniżonym gło-sem robili o nim uwagi. Bycza mina! szepnął otyły marszałek wskazując okiem na Wo-kulskiego. Szczeć na głowie jeży mu się jak dzikowi, pierś upadamdo nóg, oko bystre.Ten by nie ustał na polowaniu! I twarz, panie. dodał baron z fizjognomią Mefistofelesa. Czo-ło, panie.wąsik, panie.mała hiszpanka, panie.Wcale, panie.wca-le.Rysy trochę, panie.ale całość, panie. Zobaczymy, jaki będzie w interesach dorzucił nieco przygar-biony hrabia. Rzutki, ryzykowny, t e k odezwał się jakby z piwnicy drugihrabia, który siedział sztywnie na krześle, nosił bujne faworyty i porce-lanowymi oczyma patrzył tylko przed siebie jak Anglik z TournalAmusant.Książę powstał z fotelu i chrząknął; zebrani umilkli, dzięki czemumożna było usłyszeć resztę opowiadania marszałka: Wszyscy patrzymy na las, a tu coś skwierczy pod kopytami.Wy-obraz sobie pan dobrodziej, że chart idący przy koniach na smyczyzdusił w bruzdzie szaraka! [ Pobierz całość w formacie PDF ]