[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Staremu chłopu podobała się ta pokora.Schwycił Zlimaka za rękę imówił nieco życzliwszym tonem: Jo woma godom: moja wina! bo tak mi kazał dobrodziej.Toteżpierwszy do was przyszedem, chociem stary, i godom: moja wina! Aleteż i wy, kumie (czego nie wymawiam), tęgoście mi dokuczyli. Wybaczcie mi wszyćko, com ino komu zrobił złego rzekł Zli-mak schylając się do ramienia Grzybowi ~ ale co prawda, już i mepomnę, w czym bym was samych uszkodził? Jo przecie do was nie zakładam żadnej pretensji.Zawdy z kolej-nikami handlowaliśta beze mnie.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG210 I tylem zhandlowal. westchnął Zlimak wskazując na pogorze-lisko. No, Bóg, nasz Ojciec niebieski, ciężko was spróbował, i dlategoja mówię: moja wina! Aleście wy też mogli wtedy przed kościołem, coto nieboszczka fulary se kupiła (wieczne jej odpocznienie!), mogliściechoć pukwaterek postawić na szczęście, nie zaś tak hardo odpowiadaćmnie staremu. Haj!.prawda, żem pyskował niepotrzebnie. I z Niemcamiśta się bratali bez potrzeby pochwycił Grzyb.Jędrek nawet z nimi pił (pamiętacie, wtedy co zaczęli miejsce na domwytykać?), a wyśta się z nimi modlili za pan brat. Inom czapkę zdjął.Przecie Bóg jest jeden ich i nasz.Grzyb po-trząsnął ręką około swego ucha. Tak się mówi, że jeden odparł. A ja se gadam, że ich Bóg mu-si być inakszy, kiej do niego trza po niemiecku śwargotać.Ale co tam nagle zmienił ton przeszło, skończyło się i nie wróci.A dobrodziejwczora mi powiedział, że macie zasługę, boście Niemcom ziemi niewydali.I prawdę rzekł.Bo już był u mnie wczoraj Hamer, że na świętyJan chce sprzedać swój folwark. Może i tak!. A jużci.Hycle Szwaby pogroził stary pięścią rok temu gada-ły, że nas wszystkich po trochu wykurzą z tela, gęsi mi strzelały na łą-ce, bydło mi raz zajęły, a tera masz!.Wywróciły się bestie na dziesię-ciomorgowym chłopie, z wielką swoją ambicją!.Za to samo.Zlimaku,warciście łaski boskiej i przyjazni ludzkiej.Cóż nieboszczka? Leży w stajni. Niech z Bogiem spoczywa, nim ją w poświęconym miejscu po-grzebiemy.Nieraz ona was przeciwko mnie buntowała, ale ja ta do ni-kogo żalu ni mom.A tu zmienił Grzyb rozmowę tu wam przywió-zem ze wsi, od nas wszyćkich, trochę prowizji.Macie krupy mówiłwskazując jeden woreczek mąkę, groch, krzynkę słoniny.Na gościńcu, tym razem z góry, rozległ się tętent i skrzyp sani, któ-re znowu zatrzymały się obok zagrody. Czyby dobrodziej?. pytał Grzyb, uważnie nasłuchując. Ni, to chłop odparł Zlimak. A idzie coś tak ciężko, jakby soł-tys Grochowski.Istotnie ukazał się Grochowski, który na widok Grzyba zawołał: O!.i wyście tu? Bo do was jechałem.Aż tobą co, Józek? zwrócił się do Zlimaka.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG211 Kobieta mi zmarła, i tyło. Pedział mi to Jojna wczoraj, alem mu nie uwierzył.Patrzajtasię!.I gdzież ona?.A m.Zobaczywszy nieboszczkę sołtys zdjął czapkę i ukląkł na śniegu.Grzyb zrobił to samo.Przez chwilę słychać było szept pacierzy i cicheszlochanie Zlimaka.Potem chłopi podnieśli się, powzdychali, pochwa-lili cnoty nieboszczki, wreszcie sołtys zwrócił się do Grzyba.Ptaka wam wieżę rzekł ino trochę postrzelonego, ale nie bardzo. Hę? spytał Grzyb. Co hę?. Jaśka waszego przywiózem, bo mi dziś w nocy koniekrad i dostał parę śrucinów. O hycel!.Gdzie on?. Siedzi w sankach na gościńcu.Grzyb pobiegł ciężkim kłusem w tamtą stronę.Usłyszano parę ude-rzeń, krzyk i wnet ukazał się stary prowadząc za czuprynę Jaśka, którypomimo swego wzrostu i urody płakał jak dziecko.Jego wyszywana kurtka była podarta, wysokie buty unurzane wgnoju; na lewej ręce miał skrwawioną szmatę, a na twarzy plaster. Kradeś konie sołtysowi?. pytał rozgniewany starzec. Com nie miał kraść? kradem. Ale mu się nie udało wtrącił Grochowski. Za to całkiem ukradkonie Zlimakowi i udało mu się. Tyś ukrad?. wrzasnął Grzyb i począł syna okładać pięściami. Jużci, że ja, ino się nie gniewajcie, tatku płakał Jasiek. La Boga, co się dzieje! wołał Grzyb. Co się ma dziać? odparł lekceważąco Grochowski. Chłopakzdrów, dobrał sobie kamratów i w kolej wszystkich okradał, dopókimgo wczoraj nie ustrzelił. I cóż teraz będzie? zawołał Grzyb, znowu okładając Jaśka pię-ściami. Już ja się, tatku, poprawię.Już się ożenię z Orzechowszczanką iosiądę na gospodarce. Rychło w czas! Teraz pora iść do kryminału, nie do wesela odparł Grochowski.Stary Grzyb zadumał się. Jakże, to wy go oskarżycie? spytał sołtysa. Wolałbym nie skarżyć, bo się z tego interesu w całej okolicy za-kotłuje.Ale jak mnie nie odszkodujeta, to zaskarżę.Grzyb znowu po-myślał.No, a cóż by to kosztowało?NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG212 Od stu pięćdziesięciu rubli grosza nie odstąpię odparł sołtysrozkładając ręce. O, la Boga! oburzył się Jasiek. Strzeliliście do mnie z jednejlufy, a już chcecie tyle pieniędzy jak za armatę. Kiedy tak wtrącił Grzyb to niech se idzie do kryminału, bo jaza hycla sto pięćdziesiąt rubli nie zapłacę. Mnie sto pięćdziesiąt za sekret rzekł Grochowski a Zlimakowiosiemdziesiąt rubli za skradzione konie.Grzyb znowu zaczął bić chło-paka. Ty rozbójniku!.Gadaj, kto cię do tego namówił?. Wiadomo, że Josel.Dajcie spokój lamentował Jasiek bo już iwstyd przed obcymi ludzmi, że się ino bijecie i bijecie. A tyś po co Josela słuchał?., Bom mu winien sto rubli! Chryste Panie! jęknął Grzyb targając się za włosy. No, nie macie czego dopuszczać sobie do głowy odezwał sięGrochowski. Razem trzysta trzydzieści rubli dla mnie, dla Zlimaka idla Josela.Niewielga to u was rzecz. Ni, ja tyle nie zapłacę! wołał Grzyb. Ja przecie sam zapłacę, jak się ożenię z Orzechowszczanką odparł Jasiek. Chorobę zapłacisz!.Niedoczekanie twoje!. jęczał stary. Ha, kiedy tak rzekł rozgniewany sołtys to chodz, Jasiek, dosądu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Staremu chłopu podobała się ta pokora.Schwycił Zlimaka za rękę imówił nieco życzliwszym tonem: Jo woma godom: moja wina! bo tak mi kazał dobrodziej.Toteżpierwszy do was przyszedem, chociem stary, i godom: moja wina! Aleteż i wy, kumie (czego nie wymawiam), tęgoście mi dokuczyli. Wybaczcie mi wszyćko, com ino komu zrobił złego rzekł Zli-mak schylając się do ramienia Grzybowi ~ ale co prawda, już i mepomnę, w czym bym was samych uszkodził? Jo przecie do was nie zakładam żadnej pretensji.Zawdy z kolej-nikami handlowaliśta beze mnie.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG210 I tylem zhandlowal. westchnął Zlimak wskazując na pogorze-lisko. No, Bóg, nasz Ojciec niebieski, ciężko was spróbował, i dlategoja mówię: moja wina! Aleście wy też mogli wtedy przed kościołem, coto nieboszczka fulary se kupiła (wieczne jej odpocznienie!), mogliściechoć pukwaterek postawić na szczęście, nie zaś tak hardo odpowiadaćmnie staremu. Haj!.prawda, żem pyskował niepotrzebnie. I z Niemcamiśta się bratali bez potrzeby pochwycił Grzyb.Jędrek nawet z nimi pił (pamiętacie, wtedy co zaczęli miejsce na domwytykać?), a wyśta się z nimi modlili za pan brat. Inom czapkę zdjął.Przecie Bóg jest jeden ich i nasz.Grzyb po-trząsnął ręką około swego ucha. Tak się mówi, że jeden odparł. A ja se gadam, że ich Bóg mu-si być inakszy, kiej do niego trza po niemiecku śwargotać.Ale co tam nagle zmienił ton przeszło, skończyło się i nie wróci.A dobrodziejwczora mi powiedział, że macie zasługę, boście Niemcom ziemi niewydali.I prawdę rzekł.Bo już był u mnie wczoraj Hamer, że na świętyJan chce sprzedać swój folwark. Może i tak!. A jużci.Hycle Szwaby pogroził stary pięścią rok temu gada-ły, że nas wszystkich po trochu wykurzą z tela, gęsi mi strzelały na łą-ce, bydło mi raz zajęły, a tera masz!.Wywróciły się bestie na dziesię-ciomorgowym chłopie, z wielką swoją ambicją!.Za to samo.Zlimaku,warciście łaski boskiej i przyjazni ludzkiej.Cóż nieboszczka? Leży w stajni. Niech z Bogiem spoczywa, nim ją w poświęconym miejscu po-grzebiemy.Nieraz ona was przeciwko mnie buntowała, ale ja ta do ni-kogo żalu ni mom.A tu zmienił Grzyb rozmowę tu wam przywió-zem ze wsi, od nas wszyćkich, trochę prowizji.Macie krupy mówiłwskazując jeden woreczek mąkę, groch, krzynkę słoniny.Na gościńcu, tym razem z góry, rozległ się tętent i skrzyp sani, któ-re znowu zatrzymały się obok zagrody. Czyby dobrodziej?. pytał Grzyb, uważnie nasłuchując. Ni, to chłop odparł Zlimak. A idzie coś tak ciężko, jakby soł-tys Grochowski.Istotnie ukazał się Grochowski, który na widok Grzyba zawołał: O!.i wyście tu? Bo do was jechałem.Aż tobą co, Józek? zwrócił się do Zlimaka.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG211 Kobieta mi zmarła, i tyło. Pedział mi to Jojna wczoraj, alem mu nie uwierzył.Patrzajtasię!.I gdzież ona?.A m.Zobaczywszy nieboszczkę sołtys zdjął czapkę i ukląkł na śniegu.Grzyb zrobił to samo.Przez chwilę słychać było szept pacierzy i cicheszlochanie Zlimaka.Potem chłopi podnieśli się, powzdychali, pochwa-lili cnoty nieboszczki, wreszcie sołtys zwrócił się do Grzyba.Ptaka wam wieżę rzekł ino trochę postrzelonego, ale nie bardzo. Hę? spytał Grzyb. Co hę?. Jaśka waszego przywiózem, bo mi dziś w nocy koniekrad i dostał parę śrucinów. O hycel!.Gdzie on?. Siedzi w sankach na gościńcu.Grzyb pobiegł ciężkim kłusem w tamtą stronę.Usłyszano parę ude-rzeń, krzyk i wnet ukazał się stary prowadząc za czuprynę Jaśka, którypomimo swego wzrostu i urody płakał jak dziecko.Jego wyszywana kurtka była podarta, wysokie buty unurzane wgnoju; na lewej ręce miał skrwawioną szmatę, a na twarzy plaster. Kradeś konie sołtysowi?. pytał rozgniewany starzec. Com nie miał kraść? kradem. Ale mu się nie udało wtrącił Grochowski. Za to całkiem ukradkonie Zlimakowi i udało mu się. Tyś ukrad?. wrzasnął Grzyb i począł syna okładać pięściami. Jużci, że ja, ino się nie gniewajcie, tatku płakał Jasiek. La Boga, co się dzieje! wołał Grzyb. Co się ma dziać? odparł lekceważąco Grochowski. Chłopakzdrów, dobrał sobie kamratów i w kolej wszystkich okradał, dopókimgo wczoraj nie ustrzelił. I cóż teraz będzie? zawołał Grzyb, znowu okładając Jaśka pię-ściami. Już ja się, tatku, poprawię.Już się ożenię z Orzechowszczanką iosiądę na gospodarce. Rychło w czas! Teraz pora iść do kryminału, nie do wesela odparł Grochowski.Stary Grzyb zadumał się. Jakże, to wy go oskarżycie? spytał sołtysa. Wolałbym nie skarżyć, bo się z tego interesu w całej okolicy za-kotłuje.Ale jak mnie nie odszkodujeta, to zaskarżę.Grzyb znowu po-myślał.No, a cóż by to kosztowało?NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG212 Od stu pięćdziesięciu rubli grosza nie odstąpię odparł sołtysrozkładając ręce. O, la Boga! oburzył się Jasiek. Strzeliliście do mnie z jednejlufy, a już chcecie tyle pieniędzy jak za armatę. Kiedy tak wtrącił Grzyb to niech se idzie do kryminału, bo jaza hycla sto pięćdziesiąt rubli nie zapłacę. Mnie sto pięćdziesiąt za sekret rzekł Grochowski a Zlimakowiosiemdziesiąt rubli za skradzione konie.Grzyb znowu zaczął bić chło-paka. Ty rozbójniku!.Gadaj, kto cię do tego namówił?. Wiadomo, że Josel.Dajcie spokój lamentował Jasiek bo już iwstyd przed obcymi ludzmi, że się ino bijecie i bijecie. A tyś po co Josela słuchał?., Bom mu winien sto rubli! Chryste Panie! jęknął Grzyb targając się za włosy. No, nie macie czego dopuszczać sobie do głowy odezwał sięGrochowski. Razem trzysta trzydzieści rubli dla mnie, dla Zlimaka idla Josela.Niewielga to u was rzecz. Ni, ja tyle nie zapłacę! wołał Grzyb. Ja przecie sam zapłacę, jak się ożenię z Orzechowszczanką odparł Jasiek. Chorobę zapłacisz!.Niedoczekanie twoje!. jęczał stary. Ha, kiedy tak rzekł rozgniewany sołtys to chodz, Jasiek, dosądu [ Pobierz całość w formacie PDF ]