[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba jej było zakładać pieluszki; niemal bez przerwy spała.A dla kobiety takiej jak ona, którazawsze była niesłychanie sprawna, pełna życia i energii, to było straszne.Straszne dla niej i dla mnie.- Panno Gulden, czy to prawda, że powiedziała pani funkcjonariuszom policji, panom Brown i Pat-terson, że jeśliby widzieli pani matkę, to sami by uznali, że lepiej by dla niej było, gdyby umarła?- Tak.- Czy pani powiedziała Jonathanowi Beltzerowi, że gdyby pani była dobrą córką, położyłaby panimatce poduszkę na twarz i ją udusiła?- Nie pamiętam, czy dokładnie tak brzmiały moje słowa, ale rzeczywiście coś w tym rodzaju po-wiedziałam.- Czy pani piła wtedy alkohol?- Nie.- Czy pani wiedziała, jaka ilość tabletek morfiny spowodowałaby przedawkowanie?- Tak.- Czy pani wiedziała, że przez skruszenie albo połamanie na małe kawałki tabletki staną się jeszczebardziej toksyczne?- Tak.Kobieta w niebieskim kostiumie, która pochylała się w moją stronę, robiła wrażenie, jakby chciałami coś powiedzieć, może zadać mi jakieś pytania albo mnie przed czymś powstrzymać.- Czy pani sobie przypomina, jaki był ostatni posiłek pani matki?W tym momencie na chwilę przerwałam składanie zeznań.Zdenerwowałam się.Popatrzyłam namoje dłonie leżące na podołku i znowu jawiła mi się wytworna, pełna gracji dłoń mego ojca, trzymającasrebrną łyżkę w palcach, i zobaczyłam ten ruch: do góry i na dół, do góry i na dół.- Nie pamiętam.- Nic pani nie przychodzi do głowy?- Przez kilka dni z rzędu wtedy nie spałam.To mogła być przypuszczalnie jedna z tych rzeczy: zupakrem, sos jabłkowy, jakiś budyń albo jogurt.Matka nie mogła jeść stałych pokarmów: wszystko musiałomieć konsystencję papki dla niemowląt.- Czy pani ją karmiła?- Nie zawsze.Czasem mama jadła sama, ale nie szło jej to zbyt sprawnie i musiałam potem zmie-niać pościel.- Czy to panią denerwowało?RLT - Od dawna już przestałam się denerwować, panie prokuratorze.Niepotrzebnie to powiedziałam.To był błąd.- Od jak dawna, panno Gulden? - spytał, traktując to pytanie jako retoryczne, bo kontynuował, nieczekając na odpowiedz.- Choć ryzykuję, że się będę powtarzał - mówił dalej - pozwolę sobie jednak wró-cić do kwestii, którą już poruszaliśmy.Czy nie uważa pani, że w pewnych sytuacjach jakość życia pacjentatak się pogarsza, że wolałby już umrzeć śmiercią naturalną lub wspomożoną.- Tak uważam - odparłam.- Czy nie sądzi pani, że w ostatnich dniach jakość życia matki bardzo się pogorszyła?- Tak, tak sądzę.- I dlatego podała jej pani śmiertelną dawkę morfiny?- Nie.Nie zrobiłam tego.- Nie? Wobec tego, biorąc pod uwagę to, co pani powiedziała poprzednio, muszę spytać: dlaczegonie?- Co.dlaczego nie?- Skoro pani nadal obstaje przy tym, co pani napisała w eseju, i przy tym, co pani przed chwilą po-wiedziała, to byłoby logiczne, gdyby podała pani matce śmiertelną dawkę morfiny.Przecież nawet wma-wiała pani policjantom, że sami by tak postąpili.- Chciałabym to wyjaśnić.- Starałam się nie podnosić głosu i nie mówić ostrym tonem.Patrzyłamprosto w twarz kobiety w niebieskim kostiumie, siedzącej spokojnie i bez ruchu.- Zachodzi tu pewnaistotna różnica.Taka sama jak między stwierdzeniem, że jesteśmy za karą śmierci, a chęcią uczestniczeniaw jej wykonaniu, czy nawet włączenia prądu, by uruchomić elektryczne krzesło.Teoretycznie uważałam,że powinno się pomóc umrzeć cierpiącym i beznadziejnie chorym.Gdy jednak sprawa stała się realna idotyczyła realnej osoby, wszystko się zmieniło.Byłam tak zapracowana, starając się utrzymywać matkę wczystości, szykując jej jedzenie i pilnując, żeby zawsze w porę dostała lekarstwa, że już nie miałam czasuna zastanawianie się nad czymkolwiek ponadto.Ważne wydawało mi się tylko to, by przeżyła następnągodzinę.Myślę, że ta sytuacja przypominała w pewnym stopniu kierat domowy młodej matki opiekującejsię niemowlęciem.Wszyscy mówią, jak to cudownie mieć małe dzieciątko, jak to pozwala kobiecie sięspełnić.ale ja zawsze wiedziałam, że to nieustająca harówka, bez chwili wytchnienia: karmienie, zmie-nianie pieluszek, kąpanie.Chyba dopiero z perspektywy czasu ten okres w życiu dziecka może się matcewydać wspaniały.Kiedy się opiekowałam matką, nie miałam czasu pomyśleć o niczym więcej jak tylko otych małych, codziennych obowiązkach.O wiele łatwiej jest wypisywać na papierze różne swoje myśli iopinie, aniżeli realizować je w rzeczywistości.- Ale gdyby pani chciała te myśli zrealizować, panno Gulden, to mogłaby pani to uczynić.Prawda?- Tak, ale nie chciałam.Prokurator skończył, ale kobieta w niebieskim kostiumie jeszcze nie.Byłam tego pewna.Wysłalimnie do holu, gdzie siedział mój adwokat i przeglądał akta.Spojrzał na mnie przez półksiężyce szkieł doRLT czytania, ale żadne z nas nie odezwało się słowem.Stałam przed drzwiami, na których widniał wyblakłyzłoty napis: SD PRZYSIGAYCH.Drzwi były grube, z drewna o wąskich słojach i nie przepuszczałyżadnego dzwięku.Po kilku minutach usłyszałam jakieś głosy dochodzące z korytarza.Gdy popatrzyłam wtamtą stronę, zobaczyłam mego ojca, który skręcał gdzieś w bok, ale się na moment zatrzymał, podniósłrękę i pomachał mi.W tej samej chwili, kiedy go zobaczyłam, przypomniałam sobie scenę z ostatniej nocyw życiu mamy, gdy była razem z ojcem i ja na nich oboje patrzyłam.- Idz odpocząć, Ellen! - powiedziałam, zwracając się do Boba Greensteina, i czułam, że zaczynamnie opanowywać jakieś dziwne drżenie.- Co takiego? - spytał, nie patrząc na mnie, tylko na hol.- Pytał mnie pan, jakie były ostatnie słowa mojej matki i właśnie sobie przypomniałam.Mama po-wiedziała:  Idz odpocząć, Ellen!" Chciała być z nim sama.- Z pani ojcem?- Tak.- Czy pytali panią o to w tej sali? - wskazał na drzwi.- Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •