[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oto jestem jak Leopold Bloom, który tłucze się po świecie, niczym zde-gradowana karykatura Ulissesa.Jeśli zażywa miłości, to tylko nikczemnej,kulawej lub niewiernej, a jeśli jest czcigodny, to tylko w domu publicznym.Mam przed sobą boginię, która nie jest zawistnym Posejdonem, ale rzucawe mnie, czym popadnie.Nie jest mi lżej, nawet jeśli obrywam puszką pobiszkoptach, a nie gromem z jasnego nieba.Bo tak naprawdę żałosnośćsytuacji, w którą mnie tu wkręcono, nie ma nic wspólnego z życiem, jakiewcześniej wiodłam.I zgubiłam doń klucz.Pewnego dnia, gdy z nudów igłupoty postanowiłam posłać zdjęcie na strony internetowe boga muzyki439 rockowej.Seksownego gitarzysty.Nie mając o nim zielonego pojęcia! Napodstawie plakatów, z których wbijał we mnie swój zabójczo-błękitnywzrok, wprost ze ścian pokoju mojej nastoletniej córki.Dotknęłam znienac-ka, nieostrożnie, czegoś dalekiego i napiętego do ataku, jak cięciwa w ku-szy.Mrocznego i wybujałego, jak zatruta roślina o egzotycznej nazwie,przerośniętych kształtach i lubieżnym działaniu.Niezrównana w dawkowa-niu emocji.Wyjątkowa w roli  pięty achillesowej przeznaczenia.I terazufam, wbrew nadziei, że moje  dies irae jeszcze nie nadeszło.I, mimo tylukomplikacji, uda mi się uniknąć gniewu i potępienia.Nie ma pojęcia, czy słusznie wybrała.Ten wariant jest prostszy, niesie zsobą mniejsze ryzyko.Lepiej postawić na Miriam, zwłaszcza że o niczymnie ma pojęcia.Nie prowokować, nie drażnić.Jeśli dotrze do niej, chociażcząstka machinacji Wiliama.Prawda rozpęta burzę z piorunami, zbudzijednookiego Polifema.Mściwość tej kobiety, adresowana wprost do przy-czyny, a nie wiarołomnego kochanka, powinna pozostać w sferze nieja-snych przeczuć i wyobrażeń.Bo siła ciosów upokorzonej rywalki mogłabyokazać się dotkliwa.Skupiona na kimś najmniej winnym, już choćby, dla-tego, że jest bezbronny.Co mnie obchodzą układy Wiliama i tej zimnej larwy? Niech się nawza-jem pozagryzają.Z miłości, czy nienawiści, wszystko jedno.Będę stała zboku i cierpliwie czekała.Jako ta trzecia osoba, która z fermentu ich wza-jemnych afektów skorzysta.Wypłynę na pianie, którą sobie biją.*- Zauważyłam, że przestałeś ją zaniedbywać.Zrozumiałeś, że to onajest twoim przeznaczeniem?Natalia jest nieostrożna jak zawsze.Chcąc mu dopiec, nie zważa nagranice, których nie powinna przekraczać.Nie umie należycie ocenić440 sytuacji.Jego wściekłość ma żar namiętności i wzmaga tęsknotę.Gwał-townie chwyta ją w ramiona, zadając ból.Nie mniejszy od upokorzenia,bo oto poszła w odstawkę.I on już się do niej nie modli.Zapomniał.Niezakrada się nocą.Duży dom ma swoje zalety, ale Miriam otwiera drzwiich sypialni, bo chce, żeby wszyscy wiedzieli, że do siebie wrócili.I są jakdwa wygłodzone psy.Warczą na siebie, gryzą, atakują.Ich miłosne zapasyprzypominaj ą walkę.Natalia zakłada słuchawki, by uciec w muzykę lubwiadomości z radia.Zamyka drzwi, kryje rozpaloną twarz pod kołdrą, czu-jąc pulsowanie krwi.Zażenowanie.Uderzający smutek.Jej dłonie są bez-czynne i zrezygnowane, a ciało spragnione i wzgardzone.Stara się o tymnie myśleć, ale przecież wie.I teraz chciałaby mu tę jego podłość wykrzy-czeć.Tyle się zdarzyło, jej życie zmiótł jedną decyzją, zniszczył wszystko,choć się tak starała, a teraz, od wielu nocy, karze jej słuchać jak podnieconaMiriam śmieje się i płacze z rozkoszy.To jest zbyt okrutne.To kreswszystkiego, co się da wytrzymać! Dlatego Natalia drwi z Wiliama, bo tojedynie może zrobić.Będzie się z niego śmiać, bo nie chce, żeby wiedział,że gryzie z rozpaczy poduszkę i połyka łzy zazdrości, każdej nocy, gdymimo wysiłków, nie może zapomnieć o tym, co się dzieje w sypialni, gdziepływają piranie.- Wracaj do Miriam, a mi pozwól żyć z rodziną, bo niczego więcej niepragnę, jak.żebyś w końcu dał mi spokój!- Chodz do studia.Tam porozmawiamy - marzy o tym, by ją wziąć wramiona.To jedyne miejsce, gdzie nie będą słyszani przez nikogo.Nade wszystkoon pragnie się z nią zamknąć tam, gdzie będą odizolowani od reszty do-mowników.Bierze ją za ręce, całuje w palce zbuntowanej dziewczynki,pociąga w kierunku windy.W kompletnej ciszy.Ona rezygnuje, stoi, gdytrzeba wyjść, więc on, niezrażony jej obojętnością wynosi ją i spontanicz-nie sadza na pulpicie konsolety.441 - Tutaj? - ona dziwnie się czuje, umieszczona w tym miejscu, jakbykonkurowała z jego muzycznym natchnieniem.- Dlaczego nie? - dotyka jej twarzy, włosów, upaja poznaną na nowobliskością.Zapachem, krnąbrnością warg, żalem spojrzenia.Tyle czasudawkował sobie prawdziwe emocje.Wygrywał jakąś żałosną chałturę,pławił w mizdrzeniu do byle, czego.Przychodzi mu do głowy, żeby wyca-łować jej stopy.Dawno tego nie robił.Nie zachwycał jej ciałem, jak wcze-śniej.Tyle razy zapadał się w jej uroku, zdradzając przy tym wszystko isamego siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •