[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To oświadczenie przyjęte zostało zwielkim zadowoleniem; całe towarzystwo ustawiło się przy balustradzie przewiewnej sali woczekiwaniu księżyca, wyłaniającego się już z czerwieni nieboskłonu.Gdy księżyc wzeszedłi rzucił swą poświatę na taras  Rajskiego Ogródka , zaczęto tańczyć na nowo tak cicho,ładnie i radośnie, jak gdyby tańczono przy świetle stu woskowych świec.Dziwne światłozbliżyło wszystkich; Sali i Weronka musieli wziąć udział w ogólnej wesołości i tańczyć takżez innymi uczestnikami zabawy.Ale za każdym razem, gdy ich rozdzielono, biegli znowu kusobie stęsknieni, jak gdyby lata całe się szukali i nareszcie znalezli.Sali tańcząc z innymi33 miał minę smutną i niechętną i bez przerwy oglądał się za Weronką ta jednak mijała go wtańcu nie patrząc na niego, gorzała jak purpurowa róża i wydawała się szczęśliwa bezwzględu na to, z kim tańczyła. Jesteś zazdrosny, Sali?  spytała go w chwili, gdy zmęczeni muzykanci przestali grać. Broń Boże!  odparł Sali. Nie znam tego uczucia. Dlaczego więc jesteś zły, gdy tańczę z innymi? Nie dlatego jestem zły, tylko że muszę z innymi tańczyć.Nie znoszę innych dziewcząt igdy trzymam w ramionach kogoś, kto nie jest tobą, zdaje mi się, że obejmuję kawał drzewa.A ty? Jak to jest z tobą? O, co do mnie, to czuję się jak w raju, gdy tańczę i wiem, że ty tu jesteś.Ale zdaje misię, że padłabym trupem, gdybyś odszedł i zostawił mnie samą.Zeszli na dół i stanęli przed domem.Weronka objęła go ramionami, przytuliła się do niegoswym smukłym, drżącym ciałem, przycisnęła wilgotny od łez policzek do jego twarzy irzekła szlochając: Nie możemy być razem, a ja przecież nie mogę żyć bez ciebie ani chwili, ani minuty.Sali objął dziewczę mocno, tuląc ją do siebie i okrywając pocałunkami jego wzburzonyumysł szukał jakiegoś wyjścia, ale go nie znajdował.Gdyby nawet mógł przezwyciężyćnędzę i beznadziejność swego położenia, to jego młodość i uboga w doświadczenienamiętność nie mogły wyjść zwycięsko z długotrwałej i wymagającej wyrzeczeń próby; apoza tym była jeszcze sprawa ojca Weronki, którego unieszczęśliwił na całe życie.%7łyłozarówno w nim, jak i w Weronce przeświadczenie, że w świecie mieszczańskim można byćszczęśliwym jedynie w uczciwym małżeństwie, zawartym z czystym sumieniem; u obuopuszczonych istot był to ostatni przebłysk honoru, który dawniej jaśniał w ich rodzicielskichdomach, zanim został przez ojców podeptany i zniszczony; błąd ojców polegał właśnie nafałszywie pojętym honorze, sądzili bowiem lekkomyślnie, że zyskają na godności, gdyniczym nie ryzykując  jak mniemali powiększą swój majątek o własność zaginionego.Tosię oczywiście zdarza codziennie, ale los dla przykładu zrządza niekiedy tak, że dwajgrabieżcy cudzego mienia i honoru zderzają się z sobą, a wtedy niechybnie ścierają się ipożerają wzajemnie jak dzikie zwierzęta.Nie tylko bowiem królowie na tronach, ale równieżmieszkańcy najuboższych chat przeliczają się w swych rachubach, gdy dążą do pomnożeniabogactwa, i zdarza się, że dochodzą do wręcz odmiennych wyników, niż zamierzali, a tarczaich honoru staje się tarczą hańby.Sali i Weronka widzieli w dzieciństwie swoje domyrodzicielskie w pełnym splendorze ludzkiego szacunku.Pamiętali czasy, kiedy jako dziecibyli otoczeni opieką w domu rodzicielskim, a ich ojcowie wyglądali tak samo jak innimężczyzni  spokojnie i statecznie.Potem nastąpiła długa rozłąka, a gdy się znowuzobaczyli, spotkanie to przywodziło im na pamięć dni minionego szczęścia rodzinnego, cojeszcze wzmogło ich wzajemne uczucia.Bardzo pragnęli pogody i szczęścia, ale opartegojedynie na silnej podstawie, która zdawała się im nieosiągalna, podczas gdy szumiąca krewpchała ich ku sobie nieodparcie. Zapadła już noc  zawołała Weronka  i musimy się rozstać! Mam pójść do domu i zostawić cię samą?  rzekł Sali. Nie, nie mogę tego uczynić. Ale gdy nadejdzie dzień, też się nic nie zmieni na lepsze! Dam wam dobrą radę  usłyszeli za sobą przenikliwy głos skrzypka, który zjawił sięnagle przed nimi. Stoicie tu  powiedział  i nie macie się gdzie podziać ze swoją miłością.Radzę.wam, byście się nie zwlekając połączyli.Chodzcie ze mną i z mymi druhami w góry,tam nie trzeba wam będzie księdza ni pieniędzy, honoru ni dokumentów, ani nawet łóżka,wystarczy jedynie wasza dobra wola.Wcale nie tak zle u nas, powietrze dobre, a jedzeniapod dostatkiem dla tego, kto nie boi się pracy; zielony las jest naszym domem, a kochamysię, ile tylko chcemy; w zimie chronimy się do najcieplejszych kryjówek albo włazimy wciepłe chłopskie siano.Krótko i węzłowato: urządzcie tu na miejscu wesele i chodzcie z34 nami, a pozbędziecie się wszelkich trosk, połączycie się na wieki albo na tak długo, jakbędzie się wam podobało.Nie sądzcie, że was winię o to, co uczynili wasi starzy, nie! Mamwprawdzie pociechę, gdy widzę, do czegoście doszli, ale na tym poprzestanę i jeślipójdziecie ze mną, będę wami służyć radą i pomocą.Powiedział to tonem naprawdę szczerym i serdecznym. Teraz zastanówcie się, a jeśli moje rady wam dogadzają, pójdzcie za mną.Nieprzejmujcie się światem, pobierzcie się i nie oglądajcie się na nikogo.Pomyślcie obeztroskiej łożnicy w gęstym lesie lub w stogu siana, o ile by wam było zimno.Z tymi słowy wszedł do domu.Weronka drżała w ramionach ukochanego, Sali zaś spytał: Co sądzisz o tym? Zdaje mi się, że dobrze by było machnąć ręką na cały świat i kochaćsię, kochać się bez przeszkód.Powiedział to jednak niezupełnie poważnie, raczej tonem rozpaczliwego żartu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •