[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Leh rozciągało się po słonecznym stoku, na tle wysokich gór o białychszczytach.Był już koniec sierpnia i od wyjazdu z Shillong upłynął ponadmiesiąc.Kiedy wjeżdżali do Leh, mijając wózki zaprzężone w kucyki,załadowane snopami suchego jęczmienia, stada kóz i kobietypowracające z pól, Nerys myślała o chłodzie napływającym z gór ikumulującym się w przesmykach, które właśnie pokonali.Na górzeleżał już śnieg, topniejący w słońcu i znów zamarzający, gdy nadchodziłzmrok.Kiedy rozładowali bagaże, mężczyzni udali się w drogępowrotną do Manali, idąc szybko i nie zważając na pogodę.Nerys iEvan nie mogli wrócić, przynajmniej do czasu aż zima skończy się nadobre. Jesteśmy pomyślała Nerys, przechodząc obok długiej ściany zkamieni mani6 na obrzeżach miasta.Wyżłobione kamienie ułożone byływ stos, na każdym znajdowała się mantra Om mani padme hum.Zszacunkiem pochyliła głowę w kierunku kamieni. Jesteśmy& i już tuzostaniemy.To było prawie rok temu.Nerys położyła się w takiej samej pozycji jak Evan, ale nie przytuliłasię do niego, nie chcąc go budzić.Wdychała zapach mydła połączonegoz potem.Teraz, kiedy zasnął już na dobre, mogła spokojnie rozmyślać ominionym dniu.6 Mani kamienne płyty lub kamienie z wyrytymi na nich sześciomasylabami mantry, forma modlitwy w buddyzmie tybetańskim.Jedli wczesną kolację.Diskit, kobieta, która im usługiwała, wróciłado kuchni.Jej mąż zmarł, gdy dzieci były małe, więc z chęcią dołączyłado misji, bez względu na religię, którą miałaby tam wyznawać.Słyszeli,jak przesuwa węgle w kuchence z żelaza, a następnie polewa jetłuszczem z łajna jaków, by ugotować gulasz na obiad dla szkoły.Poczuli zapach gotującej się baraniny.Evan przewrócił stronę w książce.Nerys bez patrzenia na niego wiedziała, że dzwięki dochodzące zkuchni wywołują nieprzyjemne wspomnienia.Pierwsi misjonarze morawiańscy przybyli do Leh w 1853 roku,przed katolikami i na długo przed niedoświadczonymi walijskimiprezbiterianami.Do Ladakh przywiezli wówczas wytrzymałe kuchenki,które teraz można było znalezć w każdym domu w tym regionie,otworzyli też pierwszą drukarnię i pocztę, przetłumaczyli Biblię natybetański.Evan wiedział, że ich misja nie może się równać z misją kościołamorawiańskiego.Czuł z tego powodu żal do siebie za brak osiągnięć,zarówno praktycznych, jak i duchowych. Nie myśl o tym w ten sposób.To nasi chrześcijańscy bracia, a mywykonujemy tę samą pracę powiedziała kiedyś Nerys, nieco jużznużona wątpliwościami męża.Razem z nimi pracowała trójka misjonarzy.Anglik, który całe życiespędził, pracując dla morawiańskiego kościoła w Indiach i wkrótce miałodejść na emeryturę, oraz para Belgów w średnim wieku.Podczasniekończących się zimowych miesięcy byli właściwie jedynymieuropejskimi mieszkańcami Leh, a Nerys przyzwyczaiła się do ichobecności.Madame Gompert i Diskit opiekowały się i pocieszały ją, gdyta poroniła.Tego wieczora nic nie powiedziała.Evan odłożył nóż i widelec,zamknął książkę i powiedział: Nerys, muszę z tobą o czymś porozmawiać. O co chodzi? Wkrótce znów nadejdzie zima.Nie mogła tego nie zauważyć.Teraz, kiedy znała już potęgętutejszego żywiołu, monotonię codziennych posiłków, wszelkieniedogodności, a przede wszystkim odizolowanie od reszty świata,pomyślała, że w tym roku poradzi sobie znacznie lepiej. Racja. Nie mogę cały czas tu siedzieć.Kiedy latem jeżdżę do wiosek iobozów koczowników, prawie wszyscy mieszkańcy są poza domem, zeswoimi stadami.Ale gdybym pojechał tam zimą, byliby w domu.Mieliby mniej pracy i wysłuchaliby mnie.Nerys rozważała w skupieniu jego słowa.Było kilka dróg z dolinydo wiosek, zwykle niebezpiecznych i wiodących przez góry, ale mogłasobie jedynie wyobrazić, jak wyglądałaby podróż przez śnieg i wiatr,gdy temperatura spadała poniżej minus dwudziestu stopni. Pojadę z tobą powiedziała zdecydowanie.Evan milczał. Spójrz na mnie próbowała ściągnąć go myślami.W końcu ichspojrzenia się spotkały.Nie zachowywał się wobec niej nieprzyjaznieani za nic jej nie winił, ale strata dziecka odsunęła ich od siebie.ChoćEvan bardzo pragnął potomka, wymagał, by Nerys była silna w ichwspólnym przedsięwzięciu.Od chwili gdy poroniła, była bardzo słabafizycznie i psychicznie, co oznaczało, że nie miałby w niej żadnegowsparcia.Podświadomie żałował tego wycofania się, ponieważstanowiło kolejną osobistą porażkę, za którą miał kiedyś odpokutować.Nerys zrozumiała, że znalezli się w impasie.Nie mogli ze sobąrozmawiać.To dziecko było w takim samym stopniu jego, jak i jej, irzecz jasna Evan był w żałobie, ale między sobą a żoną postawił zbytwiele trudnych do przejścia barier.W chwilach słabości robił się zły ipróbował maskować to uporem. Nie mogę się na to zgodzić powiedział lodowatym tonem. Tubędzie ci lepiej, ja nie mógłbym o ciebie zadbać podczas podróży.Nerys odwróciła głowę.Zacisnęła usta, tworząc w ten sposób wąskąlinię na swojej delikatnej twarzy. Wolałbyś, żebym została tu sama? Nie będziesz sama.Będziesz mieć swoich uczniów, kongregację,Gompertów, Henry ego Bullera i innych sąsiadów powiedziałzdecydowanie Evan.Nerys powoli złożyła serwetkę i umieściła ją w drewnianym kółku.Wstała, podpierając się o oparcie krzesła. Dziękuję powiedziała.Poszła w stronę kuchni.Diskit przemywała talerze i sztućce wblaszanej misie, włosy ukryte miała pod chustą, ponieważ Neryswymagała, by podczas pracy zawsze miała je zasłonięte.Czerwieńmateriału pasowała do koloru jej policzków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Leh rozciągało się po słonecznym stoku, na tle wysokich gór o białychszczytach.Był już koniec sierpnia i od wyjazdu z Shillong upłynął ponadmiesiąc.Kiedy wjeżdżali do Leh, mijając wózki zaprzężone w kucyki,załadowane snopami suchego jęczmienia, stada kóz i kobietypowracające z pól, Nerys myślała o chłodzie napływającym z gór ikumulującym się w przesmykach, które właśnie pokonali.Na górzeleżał już śnieg, topniejący w słońcu i znów zamarzający, gdy nadchodziłzmrok.Kiedy rozładowali bagaże, mężczyzni udali się w drogępowrotną do Manali, idąc szybko i nie zważając na pogodę.Nerys iEvan nie mogli wrócić, przynajmniej do czasu aż zima skończy się nadobre. Jesteśmy pomyślała Nerys, przechodząc obok długiej ściany zkamieni mani6 na obrzeżach miasta.Wyżłobione kamienie ułożone byływ stos, na każdym znajdowała się mantra Om mani padme hum.Zszacunkiem pochyliła głowę w kierunku kamieni. Jesteśmy& i już tuzostaniemy.To było prawie rok temu.Nerys położyła się w takiej samej pozycji jak Evan, ale nie przytuliłasię do niego, nie chcąc go budzić.Wdychała zapach mydła połączonegoz potem.Teraz, kiedy zasnął już na dobre, mogła spokojnie rozmyślać ominionym dniu.6 Mani kamienne płyty lub kamienie z wyrytymi na nich sześciomasylabami mantry, forma modlitwy w buddyzmie tybetańskim.Jedli wczesną kolację.Diskit, kobieta, która im usługiwała, wróciłado kuchni.Jej mąż zmarł, gdy dzieci były małe, więc z chęcią dołączyłado misji, bez względu na religię, którą miałaby tam wyznawać.Słyszeli,jak przesuwa węgle w kuchence z żelaza, a następnie polewa jetłuszczem z łajna jaków, by ugotować gulasz na obiad dla szkoły.Poczuli zapach gotującej się baraniny.Evan przewrócił stronę w książce.Nerys bez patrzenia na niego wiedziała, że dzwięki dochodzące zkuchni wywołują nieprzyjemne wspomnienia.Pierwsi misjonarze morawiańscy przybyli do Leh w 1853 roku,przed katolikami i na długo przed niedoświadczonymi walijskimiprezbiterianami.Do Ladakh przywiezli wówczas wytrzymałe kuchenki,które teraz można było znalezć w każdym domu w tym regionie,otworzyli też pierwszą drukarnię i pocztę, przetłumaczyli Biblię natybetański.Evan wiedział, że ich misja nie może się równać z misją kościołamorawiańskiego.Czuł z tego powodu żal do siebie za brak osiągnięć,zarówno praktycznych, jak i duchowych. Nie myśl o tym w ten sposób.To nasi chrześcijańscy bracia, a mywykonujemy tę samą pracę powiedziała kiedyś Nerys, nieco jużznużona wątpliwościami męża.Razem z nimi pracowała trójka misjonarzy.Anglik, który całe życiespędził, pracując dla morawiańskiego kościoła w Indiach i wkrótce miałodejść na emeryturę, oraz para Belgów w średnim wieku.Podczasniekończących się zimowych miesięcy byli właściwie jedynymieuropejskimi mieszkańcami Leh, a Nerys przyzwyczaiła się do ichobecności.Madame Gompert i Diskit opiekowały się i pocieszały ją, gdyta poroniła.Tego wieczora nic nie powiedziała.Evan odłożył nóż i widelec,zamknął książkę i powiedział: Nerys, muszę z tobą o czymś porozmawiać. O co chodzi? Wkrótce znów nadejdzie zima.Nie mogła tego nie zauważyć.Teraz, kiedy znała już potęgętutejszego żywiołu, monotonię codziennych posiłków, wszelkieniedogodności, a przede wszystkim odizolowanie od reszty świata,pomyślała, że w tym roku poradzi sobie znacznie lepiej. Racja. Nie mogę cały czas tu siedzieć.Kiedy latem jeżdżę do wiosek iobozów koczowników, prawie wszyscy mieszkańcy są poza domem, zeswoimi stadami.Ale gdybym pojechał tam zimą, byliby w domu.Mieliby mniej pracy i wysłuchaliby mnie.Nerys rozważała w skupieniu jego słowa.Było kilka dróg z dolinydo wiosek, zwykle niebezpiecznych i wiodących przez góry, ale mogłasobie jedynie wyobrazić, jak wyglądałaby podróż przez śnieg i wiatr,gdy temperatura spadała poniżej minus dwudziestu stopni. Pojadę z tobą powiedziała zdecydowanie.Evan milczał. Spójrz na mnie próbowała ściągnąć go myślami.W końcu ichspojrzenia się spotkały.Nie zachowywał się wobec niej nieprzyjaznieani za nic jej nie winił, ale strata dziecka odsunęła ich od siebie.ChoćEvan bardzo pragnął potomka, wymagał, by Nerys była silna w ichwspólnym przedsięwzięciu.Od chwili gdy poroniła, była bardzo słabafizycznie i psychicznie, co oznaczało, że nie miałby w niej żadnegowsparcia.Podświadomie żałował tego wycofania się, ponieważstanowiło kolejną osobistą porażkę, za którą miał kiedyś odpokutować.Nerys zrozumiała, że znalezli się w impasie.Nie mogli ze sobąrozmawiać.To dziecko było w takim samym stopniu jego, jak i jej, irzecz jasna Evan był w żałobie, ale między sobą a żoną postawił zbytwiele trudnych do przejścia barier.W chwilach słabości robił się zły ipróbował maskować to uporem. Nie mogę się na to zgodzić powiedział lodowatym tonem. Tubędzie ci lepiej, ja nie mógłbym o ciebie zadbać podczas podróży.Nerys odwróciła głowę.Zacisnęła usta, tworząc w ten sposób wąskąlinię na swojej delikatnej twarzy. Wolałbyś, żebym została tu sama? Nie będziesz sama.Będziesz mieć swoich uczniów, kongregację,Gompertów, Henry ego Bullera i innych sąsiadów powiedziałzdecydowanie Evan.Nerys powoli złożyła serwetkę i umieściła ją w drewnianym kółku.Wstała, podpierając się o oparcie krzesła. Dziękuję powiedziała.Poszła w stronę kuchni.Diskit przemywała talerze i sztućce wblaszanej misie, włosy ukryte miała pod chustą, ponieważ Neryswymagała, by podczas pracy zawsze miała je zasłonięte.Czerwieńmateriału pasowała do koloru jej policzków [ Pobierz całość w formacie PDF ]