[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pieśń, która w tensposób powstała, przypominała pieśń wszystkich poprzednich,lecz była od niej potężniejsza.Osiem razy stanął twarzą w twarz ze śmiercią poczynając303 od spotkania ze skorpionem u stóp piramidy i z szarżującymdzikiem w lesie na podmokłej, miotanej wiatrami równinie,aż po spadające z góry kamienie w zadrzewionej rzecznejdolinie tak pięknej, że płakał, gdy musiał ją opuścić.Osiemrazy był świadkiem śmierci strażnika czaszki, śmierci, którejsam przed chwilą uniknął, gdy ich kamienie zajęły swojemiejsce na ziemi.W ten sposób wypełnił przepowiednię Nostradamusa, któryna stole w jego paryskim mieszkaniu rozpostarł wachlarzsiedmiu barw, ukazując, że po nich nastąpi czerń pozbawionaświatła i biel, która skupia w sobie je wszystkie, w sumiedając dziewięć.Na koniec znalazł się w miejscu zawierającym w sobie całeświatło.Starzec o haczykowatym nosie, z rogami renifera nagłowie, trzymał białą kamienną czaszkę w miejscu skutymśniegiem i lodem.Za nim stał renifer i młoda kobieta nucącapieśń.Tym razem śmierć przybrała postać lawiny, przed którąOwen uciekł, brnąc po uda w głębokim śniegu.Szczelina,w której czaszka miała połączyć się z ziemią, była głębokoukryta w litym lodzie i skalnym podłożu.Starzec musiałspuścić się do niej po linie, a następnie podciągnąć się dogóry, gdy biały kamień znalazł się na swoim miejscu.Starzec i dziewczyna opuścili Cedrica, zabrani przez lawinę,przed którą nie próbowali uciekać.Samotny i nietknięty, stał nocą na równinie tak rozległeji białej, że odbite światło gwiazd raniło mu oczy.Znajdował się na granicy pomiędzy bielą śniegu i czerniąnocy.Słuchał śpiewu swojego błękitnego kamienia, obracającgo, a jednocześnie trzymając wstęgę ośmiu barw, które opa-sywały ziemię.304 Jedynie ośmiu.Usłyszał szept Nostradamusa. Dziewięć zabarwionoi ukształtowano tak, aby odpowiadały ludzkim rasom.Za-pamiętaj moje słowa.Kiedyś będziesz potrzebował tejwiedzy".Spojrzał na błękitny kamień.Przypomniał sobie, jak szedłprzez krainę porośniętą zielonymi lasami, zmierzając ku górombarwy indygo i wysokim, spienionym kataraktom, gdziekapłan z wygoloną głową i młynkiem modlitewnym umieściłinny niebieski kamień w wydrążonej niszy starego ołtarzawykutego w skale.Nie było sposobu, aby oba powróciły doAnglii, skąd przybył błękitny kamień Owena i gdzie w końcumiał się znalezć.Ponad masami śniegu i lodu usłyszał głos Najakmul prze-rywany światem wichru: Musisz zdecydować, że się tam udasz. Gdzie?  zapytał głośno. Nie wiem, o jakie miejscechodzi. Zostaniesz wezwany.Zapomnij o przyjacielu i podąż zaśpiewem swojego serca.Owen stwierdził ze wstydem, że zapomniał o Fernandeziede Aguilarze.Teraz ujrzał Hiszpana leżącego na mozaice,pozbawionego jednej ręki, z zabójczym płynem bulgoczącymw płucach.Nagle bardziej wyraznie poczuł dym ogniska, o tejsamej piekącej słodyczy co przedtem.Kichnął. Pij i pamiętaj  powiedziała Najakmul. Twojemuprzyjacielowi zależy na tobie.Dla ciebie postawił na szaliwłasne życie.Pomyśl i zapamiętaj.Owen kichnął ponownie, a następnie podniósł głowę, przy- patrując się gwiazdom na wysokim firmamencie, drżącym naswych torach. Pomyśl".Tym razem przypomniał sobie bez pomocy Najakmul.Z trudem zagłębił się we własnych myślach i w końcu odnalazłcoś, czego mógł się uchwycić: obrazu de Aguilara siedzącegona pokładzie, z plecami opartymi o maszt, obserwującegowschód słońca przed przybyciem do Zamy.Oferującego muprzyjazń bez żadnych warunków i zobowiązań. Może nie chciałeś obarczyć takim ciężarem przyjaciela?".Cichy, zgryzliwy głos dotarł do uszu Owena przez pust-kowie, słoneczną spiekotę i morski wiatr.Przez łopot żagli,gorzkosłonawy smak morza na wargach i kołysanie pokładupod stopami.Kiedy zaczął go nasłuchiwać, okręt się uspokoił.Wiatr stałsię cieplejszy i nie przenikał go chłodem.Dolatujące z oddaliwołanie mew przybliżyło się, a po chwili ustąpiło miejscadrżącemu pohukiwaniu płowej sowy, która nie pochodziłaz tundry zamieszkiwanej przez pasterzy reniferów ani z wil-gotnej dżungli nocnego jaguara Najakmul.Owen otworzył oczy, uświadamiając sobie, że cały czasbyły zamknięte.Był w Anglii.Odgadł to po woni wilgotnegotorfu, cichym wietrze oraz trzasku i kołysaniu się bukóww świetle księżyca.Przede wszystkim upewniło go w tympoczucie spokoju, które ogarnęło błękitny kamień, powraca-jący do domu.Nie znał miejsca, w którym się znalazł.Stojące kamienieotaczały go pierścieniem  kamienie z surowej, szarej skałydwa razy wzrostu człowieka.Ich cienie kładły się cienkimi,czarnymi pasami na ziemi.306 Kamienie stały przed niskim ziemnym kopcem porośnię-tym trawą, o szerokości okrętu de Aguilara.Na jego końcu,na wprost Owena, znajdowało się wejście do podziemnegotunelu z kamiennym nadprożem, strzeżone przez cztery ka-mienie pełniące rolę wartowników i kilka mniejszych, przy-cupniętych drapieżnie obok rzezbionych znaków runicznychodbijających światło księżyca.Nieczytelne znaki cicho szep-tały w mroku nocy.Otoczenie kopca było podobne  zewsząd biegły do niegoledwie widoczne, widmowe ścieżki, niczym szprychy zmie-rzające do środka koła, którym był kopiec z pierścieniemustawionych pionowo kamieni.Ich miękkie, dysharmonijnedzwięki sprawiły, że Owen został pochwycony w sieć księży-ca, który przyciągał go, czy tego chciał, czy nie, do kwad-ratowego, czarnego wejścia prowadzącego do wnętrza kopca.Kopiec okazał się grobowcem.Owen słyszał ciche szeptyzmarłych, którzy nadal gromadzili się w pobliżu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •