[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była pielęgniarką przy umierającym człowieku, który zostawił jej w spadku swójdom, pieniądze i cały dobytek.Podczas każdej wyprzedaży wykładała kolejne albumy o sztuce z jego zbiorów.Kupowałam je,a potem z wielkim trudem taszczyłam taki stos do domu; przekonałam się, że papierowe torby nie wy-trzymują ich ciężaru.Po powrocie do domu siadałam w swoim pokoju i zaznaczałam ołówkiem te ob-razy, które podobały mi się najbardziej.Teraz, kiedy znowu przeglądam te albumy, usiłuję sobie przypomnieć, co takiego mogłam wi-dzieć w zaznaczonych obrazach - u Piera Della Francesca albo u Botticellego - oprócz tej harmonii ipiękna, oprócz tego, że u nich sztuka wygląda jak sztuka.Przyglądam się opadającemu ramieniu We-nus, jej kłamliwej anatomii.%7ładne ramię nie opada w taki sposób.Muszą istnieć ważniejsze rzeczy, które powinno się malować, oglądać, robić.Musi istnieć coświęcej oprócz całej tej symetrii i piękna.Po powrocie na uczelnię zabiorę się do baroku, postanawiam.To mi wypełni część dni, niektóre luki.Pytam ojca, czy możemy jechać w odwiedziny do wujka Lou - już dawno go nie widziałam.Mam wrażenie, że powinnam porozmawiać z kimś starym.Ojciec dzwoni do Lou i umawiamy się nawizytę w Sacramento, w następne popołudnie.Prowadzi ojciec, a ja siedzę na siedzeniu pasażera; zdjęłam buty, trzymam stopy wsparte o de-skę rozdzielczą.Zwieci słońce.Opuszczam szybę i wystawiam rękę za okno, wnętrzem dłoni do przo-du.To właśnie w samochodzie ojciec mówi mi coś strasznie dziwnego.Miałam jedenaście lat, kiedypróbował mi opowiedzieć o swych problemach małżeńskich. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że twojamamusia i ja nie jesteśmy normalnym małżeństwem", powiedział wtedy.Zjeżdżaliśmy akurat z jakie-goś stromego zbocza i ja wystawiłam głowę za okno, więc wiatr rozwiał dalszą część tego, co miał mido powiedzenia.- Wypatruj takiego faceta, który nosi krawat w amerykańską flagę - mówi do mnie ojciec teraz,kiedy już zbliżamy się do Bay Bridge.- Dlaczego? Kto to jest? - pytam.- On stoi tutaj na rogu i jeśli dasz mu dolara, odmówi za ciebie modlitwę.- Zawsze tę samą czy jakąś inną? - pytam.RLT - No więc kiedyś były inne, ale ostatnio zauważyłem, że to jest zawsze ta sama.Chyba zrobił sięleniwy.Kiedy dojeżdżamy do rogu, na którym zwykle stoi ten mężczyzna, ojciec zwalnia, rozgląda siędookoła, a potem głośno wzdycha.- Nie ma go dzisiaj - mówi rozczarowany.Ojciec zna wszystkich ludzi, których nie zna nikt inny.Zna Murzynkę w pomarańczowej kami-zelce, która kieruje ruchem dookoła placu budowy w okolicy ogrodu zoologicznego; zna Charlie,Chinkę, która obsługuje parking przy Fillmore Street; zna łysą kobietę, która mieszka kilka domów odnas.Aysa kobieta sprawdza codziennie swoją jabłoń i liczy, ile jest na niej owoców.Któregoś rankaojciec wstał wcześnie, zakradł się do jej ogrodu i powiesił na gałęziach kiść winogron i banana.Byłzadowolony z siebie przez tydzień.- Jakie właściwie pokrewieństwo łączy mnie z wujkiem Lou? - pytam.Kiedyś to wiedziałam,ale już zapomniałam.- Był bratem twojego dziadka.- A więc jest twoim wujkiem - stwierdzam.Ojciec nie odpowiada; próbuje to przemyśleć.Wjeżdżamy na most i zmieniamy pas.- Tak - mówi.Wujek Lou pomógł mojemu ojcu w przyjezdzie do Stanów z Polski.Też o tym słyszałam i za-pomniałam.Kiedy się zatrzymujemy, żeby zatankować, proponuję, że teraz ja siądę za kierownicą.Zasu-wam szyby w oknach w pewnym miejscu niedaleko Vacaville, gdzie śmierdzi cebulą.Kiedy już zjeżdżamy z autostrady, ojciec każe mi skręcić w Gold Country Road, a potem jestjuż ulica wujka Lou, Gold Rush Drive.Droga Gorączki Złota.- Chyba sobie żartujesz - mówię do nikogo w szczególności.Kiedy idziemy w stronę domu, szczeka jakiś pies, a wuj Lou i jego żona Irene wychodzą napodjazd przez furtkę w pomalowanym na brązowo płocie.Nie widziałam żadnego z nich od pięciu lat,od pogrzebu babci.Wujek Lou wygląda dobrze.Ma osiemdziesiąt siedem lat, nosi ciemne dżinsy iczerwone adidasy Pumy.- Oboje z Freddie ubieracie się tak samo - mówię, kiedy go obejmuję.Irene nosi czerwoną bluzkę i czerwone klipsy.Dopiero teraz to mi się przypomina w związku znią: że jej klipsy zawsze są dopasowane kolorem do stroju.Zciskam ją i jej sztywne od lakieru, ufarbowane na rudo włosy drapią mnie w policzek.- Schudłaś trochę - zauważa.- A przecież kiedyś miałaś buzię jak księżyc w pełni.Lou, pamię-tasz, jak ją nazywaliśmy Księżycowa Twarz?RLT - Przechodziłam okres dojrzewania - mówię.To mi się podoba w Irene, stwierdzam.Nigdy niekryje tego, co myśli; wali ci to prosto w oczy.Irene jest szóstą żoną Lou; są ze sobą od trzydziestu lat.Jest od niego młodsza o dziewiętnaściei mimo że się garbi, wygląda młodziej.Nigdy nie omieszka przypomnieć, czy to jestem ja, czy ktokol-wiek, że ma taką wadę postawy dlatego, że jej rodzina była biedna i była zmuszona spać na zapadają-cej się kanapie od czasu, gdy skończyła trzy lata, aż do dnia, w którym wyszła za mąż.Przenosimy się na otoczone płotkiem patio, gdzie stoją krzesełka z zielonego plastiku i czteryrośliny w donicach.Wręczam Lou plastikową torbę pełną piłeczek golfowych, które Freddie i ja zebra-łyśmy na szlaku biegnącym wzdłuż Krańca Ziemi.Ogląda je wszystkie po kolei, obraca w palcach.Ojciec ciska jedną psu, któremu nadano imię Teddy, na cześć Roosevelta.Irene proponuje mrożoną herbatę.- Pomogę ci - mówię i idę za nią do kuchni.Pytam ją, jak jej się żyje.- Och, dobrze - odpowiada.- Ale jest ciężko.Lou zapomina, jak się robi podstawowe rzeczy.Kiedy musi zadzwonić, nie wie, co zrobić, jeśli przed numerem trzeba wykręcić kierunkowy.Ot, takieproste rzeczy.Teddy wchodzi do środka, skacze, kładzie mi łapy na kolanach.- Chcesz obejrzeć moje ściany? - pyta Irene.Irene ma własny pokój, bo Lou chrapie.Ojciec powiedział mi, że wszystkie żony Lou z począt-ku próbowały spać z nim w jednym pokoju i znosić to jego chrapanie, ale w końcu każda dostawaławłasną sypialnię.Trzy ściany sypialni Irene są pokryte fotografiami oprawionymi w ramki.Oprowadza mnie ponich: ona i Lou na wycieczce po Meksyku; Lou wciągający ją na schody biura sędziego pokoju w dniuich ślubu.- Stchórzyłam - mówi.Są tam też zdjęcia jej syna schizofrenika ubranego w koszule z kołnierzykami i swetry w serek.- Mój ojciec też był schizofrenikiem - mówi.- To choroba, którą dziedziczą mężczyzni w naszejrodzinie.Wszystkie kobiety są zdrowe.- W jakim stanie jest teraz? - pytam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •