[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co ją podkusiło, by ściągać tę zołzędo Fern Glen? Gdyby tamta siedziała spokojnie w BeverlyHills, nie spotkałaby Nolana i nie zdradziłaby z nim Jona.Jak Jon będzie się czuł, gdy się o tym dowie? Głupie pytanie.Będzie się czuł podle.RSBill zaszczekał, by zwrócić na siebie uwagę.Trina oderwała się od malarza i zaczęła bawić się z jego psem.Nazywała go Bitsy'".Nagle Lora zrozumiała wszystko.Biedny nie tylko Jon,ale i Nolan.Wcale nie chodziło o niego.W drodze do sklepu z winami Jon musiał minąć kwiaciarnię.To znaczy, nie musiał, ale.Ale jakoś tak wyszło.W ostatniej chwili zwalczył pokusę, by zajrzeć do środka.Po chwili jednak zaczął zwalniać.Przypomniała mu się Loraw czerwonej sukience.Jej ponętne usta.Jej drobne piersi.Przypomniało mu się też, jakim wzrokiem gapiła się natego kowboja i jak potem flirtowała z Nolanem.Przyspieszył kroku.Ku jego uldze za ladą nie stała pani Pullman, tylko lekkosiwiejący blondyn w średnim wieku.Okazało się, że to właściciel, Frederick Pullman.- Jestem Jon Woods, weterynarz.Pańska żona przyniosła do mnie państwa kotkę.Odpowiedziało mu ciężkie westchnienie.- Wie pan, dotąd nie mogę przeboleć śmierci Kiki.- Słucham?- No, ta nasza kotka, która wpadła pod samochód,nazywała się Kiki.- Pokręcił głową.- Victoria powiedziała mi, że to się stało tuż po moim wyjezdzie.Takaszkoda.Jon milczał przez chwilę, zaskoczony niespodziewanymobrotem sprawy.Co teraz? Wyjawić prawdę? To mogło miećpoważne konsekwencje dla związku Fredericka i Victorii.Czy wolno się wtrącać w aż tak prywatne sprawy?RSSpróbował wyobrazić sobie, co on sam by wolał w takiejsytuacji - żyć w błogiej nieświadomości, czy wiedzieć, żepartnerka kłamie i zmierzyć się z tym faktem?- Kiki nie wpadła pod samochód.Jest cała i zdrowa.Co więcej, urodziła jedno młode.- Naprawdę? Ach, to dlatego była taka gruba! Mam więcteraz dwa koty! - Frederick Pullman rozpromienił się, a potem gwałtownie spoważniał.- Nic nie rozumiem.Czemumoja żona nic mi nie powiedziała?Jon upewnił się, że poza nimi w sklepie nie ma nikogo.- Usiądzmy na chwilę i porozmawiajmy.Ten tydzień dłużył się Lorze niemiłosiernie.Dom doktoraReeda wydawał jej się pusty bez Jona, zwłaszcza że staryweterynarz często o nim wspominał.Męczyło ją też jeszczecoś.Ostrzec Jona przed dwulicowością Triny, czy nie wtrącać się i pozwolić, by swoje prywatne sprawy rozstrzygalisami? Na pewno nie wypada dzwonić do niego z taką informacją.Gdyby jednak to on się odezwał, mogłaby jakośdelikatnie uświadomić mu prawdę.Tymczasem Jon nie dawał znaku życia.Któregoś wieczoru Lora zorientowała się, że doktor Reed ma gościa,zbiegła więc w te pędy po schodach, z trudem zwolniłaprzed gabinetem i zajrzała tam pod byle pretekstem.To jednak nie Jon złożył przyjacielowi pózną wizytę, tylko jejmama.Lora wycofała się szybko, ucieszona ze względu natych dwoje, ale i dziwnie -zasmucona.Zadzwoniła do ojca,czując potrzebę porozmawiania z nim.Niestety, wciąż niewrócił ze swojej romantycznej eskapady.Widać ta nowaprzyjaciółka okazała mu przychylność.RSOgarnęło ją dotkliwe poczucie osamotnienia.Dni mijały,szare i beznadziejne.Brakowało jej Jona coraz bardziej.Chciałaby z nim porozmawiać.Ugotować mu obiad.Mócna niego patrzeć.Oczywiście wiedziała od dawna, że on wyjedzie i więcejgo nie zobaczy, ale czy to musiało aż tak boleć?Nadeszła sobota.Lora włożyła swoją zielonkawą sukienkę i w progu witała gości doktora Reeda, który zdążył jużwydobrzeć do tego stopnia, że mógł odstawić kule i poruszać się dość swobodnie o lasce.Nie ma to jak towarzystwopięknych kobiet, odpowiadał pogodnie, gdy go pytano, jakzdołał tak szybko wrócić do zdrowia.Mama i babcia Lory przybyły razem.Angela w czarnejsukience wyglądała elegancko, a Ella w żółtej promiennie.Pierwsza sprawiała wrażenie zdenerwowanej, druga od razuposzła po kieliszek czegoś mocniejszego.Lora nie mogłanawet spytać, co się dzieje, gdyż kolejny gość stukał dodrzwi.Otworzyła i ujrzała Jona.Patrzyli na siebie bez słowa przez dłuższą chwilę, potemon pochylił się i na powitanie pocałował Lorę w policzek.Och, otoczyć jego szyję ramionami, wyszeptać mu do ucha,że zrobiła coś strasznego, zakochała się w nim i teraz jużprzepadło, on też musi ją pokochać.Opanowała się z najwyższym trudem i spojrzała ponadjego ramieniem, by przywitać się z Triną.Ujrzała tylko zbliżającą się parę w średnim wieku.- Ona nie przyjdzie - powiedział Jon, trafnie interpretując jej spojrzenie.Wszedł do środka i wmieszał się w tłumgości oblegających szwedzki stół.RSLora półprzytomnie witała kolejne osoby.Wreszcie niecodoszła do siebie i dopiero wtedy spostrzegła, że jej mamanic nie je i wydaje się na coś czekać.Babcia cały czas dotrzymywała jej towarzystwa.Lora podeszła do nich.- Babciu, co się dzieje z mamą? - szepnęła.- To dla niej wielki dzień.Nie tylko dla niej.Lora nie zdążyła spytać o nic więcej.- Moi drodzy, pozwólcie mi wygłosić parę słów - rozległ się tubalny głos doktora Reeda.- Jak widzicie, jestemjuż na chodzie.Rozległy się śmiechy i brawa.-.co więcej, dzięki ślicznej dziewczynie, która się mnąopiekowała, poznałem wspaniałą kobietę.Angela wzięła swoją matkę za rękę i mocno ścisnęła.Doktor Reed spojrzał na Lorę.- Moja droga, chciałem ci podziękować za to, że przedstawiłaś mnie swojej.babci.Co takiego? Lora aż otworzyła usta ze zdziwienia.Ellawesoło poklepała ją po ręku.- Nie domyśliłaś się? - szepnęła wnuczce do ucha.- Przecież on.On jest od ciebie młodszy! - odszep-nęła, wciąż nie mogąc dojść do siebie.- Tylko o dziesięć lat.Za to ty raiłaś mi jakichś połamanych staruszków.Dziewczyno, żyjemy w dwudziestympierwszym wieku!- Ale.A mama? Przecież przychodziła tutaj.- Gapciu, Vic po prostu doradzał jej w pewnej sprawie.To bardzo mądry człowiek.Doktor odczekał, aż skończą szeptać, po czym odezwałsię ponownie:RS- Elloise i ja chcieliśmy ogłosić dzisiaj nasze zaręczyny.Zlub planujemy tak szybko, jak tylko to możliwe.Posypały się gratulacje.Ell podeszła do narzeczonego,który uścisnął ją mocno i ucałował w czoło.Tworzyli razemidealną parę, Lora nie miała co do tego żadnych wątpliwości.Mimo wszystko jednak żal jej było mamy, która pewniejuż na zawsze zostanie sama.- A to się porobiło - odezwał się nagle Jon, który zmaterializował się u jej boku.Też był zaskoczony i przejęty.- Chciałaś go dla twojej mamy.Oboje jednocześnie spojrzeli na Angelę, lecz ona niezwracała na nikogo uwagi.Z napięciem wpatrywała sięw drzwi, jakby spodziewała się, że jeszcze ktoś do nich zadzwoni.I ktoś zadzwonił.Angela popędziła ku wejściu jak na skrzydłach.Lorai Jon wymienili zdumione spojrzenia, po czym Lora pośpieszyła za mamą, która zdążyła już otworzyć drzwi i.I utonęła w ramionach wysokiego przystojnego mężczyznyo szpakowatych włosach i szarych oczach o głębokim wejrzeniu.Lora zamarła w pół kroku.- Tato?!Państwo Gifford obrócili się ku córce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Co ją podkusiło, by ściągać tę zołzędo Fern Glen? Gdyby tamta siedziała spokojnie w BeverlyHills, nie spotkałaby Nolana i nie zdradziłaby z nim Jona.Jak Jon będzie się czuł, gdy się o tym dowie? Głupie pytanie.Będzie się czuł podle.RSBill zaszczekał, by zwrócić na siebie uwagę.Trina oderwała się od malarza i zaczęła bawić się z jego psem.Nazywała go Bitsy'".Nagle Lora zrozumiała wszystko.Biedny nie tylko Jon,ale i Nolan.Wcale nie chodziło o niego.W drodze do sklepu z winami Jon musiał minąć kwiaciarnię.To znaczy, nie musiał, ale.Ale jakoś tak wyszło.W ostatniej chwili zwalczył pokusę, by zajrzeć do środka.Po chwili jednak zaczął zwalniać.Przypomniała mu się Loraw czerwonej sukience.Jej ponętne usta.Jej drobne piersi.Przypomniało mu się też, jakim wzrokiem gapiła się natego kowboja i jak potem flirtowała z Nolanem.Przyspieszył kroku.Ku jego uldze za ladą nie stała pani Pullman, tylko lekkosiwiejący blondyn w średnim wieku.Okazało się, że to właściciel, Frederick Pullman.- Jestem Jon Woods, weterynarz.Pańska żona przyniosła do mnie państwa kotkę.Odpowiedziało mu ciężkie westchnienie.- Wie pan, dotąd nie mogę przeboleć śmierci Kiki.- Słucham?- No, ta nasza kotka, która wpadła pod samochód,nazywała się Kiki.- Pokręcił głową.- Victoria powiedziała mi, że to się stało tuż po moim wyjezdzie.Takaszkoda.Jon milczał przez chwilę, zaskoczony niespodziewanymobrotem sprawy.Co teraz? Wyjawić prawdę? To mogło miećpoważne konsekwencje dla związku Fredericka i Victorii.Czy wolno się wtrącać w aż tak prywatne sprawy?RSSpróbował wyobrazić sobie, co on sam by wolał w takiejsytuacji - żyć w błogiej nieświadomości, czy wiedzieć, żepartnerka kłamie i zmierzyć się z tym faktem?- Kiki nie wpadła pod samochód.Jest cała i zdrowa.Co więcej, urodziła jedno młode.- Naprawdę? Ach, to dlatego była taka gruba! Mam więcteraz dwa koty! - Frederick Pullman rozpromienił się, a potem gwałtownie spoważniał.- Nic nie rozumiem.Czemumoja żona nic mi nie powiedziała?Jon upewnił się, że poza nimi w sklepie nie ma nikogo.- Usiądzmy na chwilę i porozmawiajmy.Ten tydzień dłużył się Lorze niemiłosiernie.Dom doktoraReeda wydawał jej się pusty bez Jona, zwłaszcza że staryweterynarz często o nim wspominał.Męczyło ją też jeszczecoś.Ostrzec Jona przed dwulicowością Triny, czy nie wtrącać się i pozwolić, by swoje prywatne sprawy rozstrzygalisami? Na pewno nie wypada dzwonić do niego z taką informacją.Gdyby jednak to on się odezwał, mogłaby jakośdelikatnie uświadomić mu prawdę.Tymczasem Jon nie dawał znaku życia.Któregoś wieczoru Lora zorientowała się, że doktor Reed ma gościa,zbiegła więc w te pędy po schodach, z trudem zwolniłaprzed gabinetem i zajrzała tam pod byle pretekstem.To jednak nie Jon złożył przyjacielowi pózną wizytę, tylko jejmama.Lora wycofała się szybko, ucieszona ze względu natych dwoje, ale i dziwnie -zasmucona.Zadzwoniła do ojca,czując potrzebę porozmawiania z nim.Niestety, wciąż niewrócił ze swojej romantycznej eskapady.Widać ta nowaprzyjaciółka okazała mu przychylność.RSOgarnęło ją dotkliwe poczucie osamotnienia.Dni mijały,szare i beznadziejne.Brakowało jej Jona coraz bardziej.Chciałaby z nim porozmawiać.Ugotować mu obiad.Mócna niego patrzeć.Oczywiście wiedziała od dawna, że on wyjedzie i więcejgo nie zobaczy, ale czy to musiało aż tak boleć?Nadeszła sobota.Lora włożyła swoją zielonkawą sukienkę i w progu witała gości doktora Reeda, który zdążył jużwydobrzeć do tego stopnia, że mógł odstawić kule i poruszać się dość swobodnie o lasce.Nie ma to jak towarzystwopięknych kobiet, odpowiadał pogodnie, gdy go pytano, jakzdołał tak szybko wrócić do zdrowia.Mama i babcia Lory przybyły razem.Angela w czarnejsukience wyglądała elegancko, a Ella w żółtej promiennie.Pierwsza sprawiała wrażenie zdenerwowanej, druga od razuposzła po kieliszek czegoś mocniejszego.Lora nie mogłanawet spytać, co się dzieje, gdyż kolejny gość stukał dodrzwi.Otworzyła i ujrzała Jona.Patrzyli na siebie bez słowa przez dłuższą chwilę, potemon pochylił się i na powitanie pocałował Lorę w policzek.Och, otoczyć jego szyję ramionami, wyszeptać mu do ucha,że zrobiła coś strasznego, zakochała się w nim i teraz jużprzepadło, on też musi ją pokochać.Opanowała się z najwyższym trudem i spojrzała ponadjego ramieniem, by przywitać się z Triną.Ujrzała tylko zbliżającą się parę w średnim wieku.- Ona nie przyjdzie - powiedział Jon, trafnie interpretując jej spojrzenie.Wszedł do środka i wmieszał się w tłumgości oblegających szwedzki stół.RSLora półprzytomnie witała kolejne osoby.Wreszcie niecodoszła do siebie i dopiero wtedy spostrzegła, że jej mamanic nie je i wydaje się na coś czekać.Babcia cały czas dotrzymywała jej towarzystwa.Lora podeszła do nich.- Babciu, co się dzieje z mamą? - szepnęła.- To dla niej wielki dzień.Nie tylko dla niej.Lora nie zdążyła spytać o nic więcej.- Moi drodzy, pozwólcie mi wygłosić parę słów - rozległ się tubalny głos doktora Reeda.- Jak widzicie, jestemjuż na chodzie.Rozległy się śmiechy i brawa.-.co więcej, dzięki ślicznej dziewczynie, która się mnąopiekowała, poznałem wspaniałą kobietę.Angela wzięła swoją matkę za rękę i mocno ścisnęła.Doktor Reed spojrzał na Lorę.- Moja droga, chciałem ci podziękować za to, że przedstawiłaś mnie swojej.babci.Co takiego? Lora aż otworzyła usta ze zdziwienia.Ellawesoło poklepała ją po ręku.- Nie domyśliłaś się? - szepnęła wnuczce do ucha.- Przecież on.On jest od ciebie młodszy! - odszep-nęła, wciąż nie mogąc dojść do siebie.- Tylko o dziesięć lat.Za to ty raiłaś mi jakichś połamanych staruszków.Dziewczyno, żyjemy w dwudziestympierwszym wieku!- Ale.A mama? Przecież przychodziła tutaj.- Gapciu, Vic po prostu doradzał jej w pewnej sprawie.To bardzo mądry człowiek.Doktor odczekał, aż skończą szeptać, po czym odezwałsię ponownie:RS- Elloise i ja chcieliśmy ogłosić dzisiaj nasze zaręczyny.Zlub planujemy tak szybko, jak tylko to możliwe.Posypały się gratulacje.Ell podeszła do narzeczonego,który uścisnął ją mocno i ucałował w czoło.Tworzyli razemidealną parę, Lora nie miała co do tego żadnych wątpliwości.Mimo wszystko jednak żal jej było mamy, która pewniejuż na zawsze zostanie sama.- A to się porobiło - odezwał się nagle Jon, który zmaterializował się u jej boku.Też był zaskoczony i przejęty.- Chciałaś go dla twojej mamy.Oboje jednocześnie spojrzeli na Angelę, lecz ona niezwracała na nikogo uwagi.Z napięciem wpatrywała sięw drzwi, jakby spodziewała się, że jeszcze ktoś do nich zadzwoni.I ktoś zadzwonił.Angela popędziła ku wejściu jak na skrzydłach.Lorai Jon wymienili zdumione spojrzenia, po czym Lora pośpieszyła za mamą, która zdążyła już otworzyć drzwi i.I utonęła w ramionach wysokiego przystojnego mężczyznyo szpakowatych włosach i szarych oczach o głębokim wejrzeniu.Lora zamarła w pół kroku.- Tato?!Państwo Gifford obrócili się ku córce [ Pobierz całość w formacie PDF ]