[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Ja sięszarżom podlizuję.Alenadprodukcji konkretów w konkretnymkontekście nie stwierdzasię.-I zakrakali - śmieje się Lalewicz.Nie jest tonajweselszy śmiech w jego skali.- Uwaga:konkrety.Godzina dwunasta: telefon Hrynowskiej.Dziuba chce złożyć zeznanie.Tylko na wynos i siedem pieczęci.Chyba ze trzykilometrypognała na spotkanie radiowozu.Brudna jak zawsze!Załamanie przekracza kulminację.Powód: aresztowanieKomosy.Zieliński przechyla się przez szerokość biurka.- Ładny kwiat.Komosęteż aresztowaliście?209.-Tylko nie: "aresztowaliście" i tylko nie: "też".Wypadekdrogowy, dzieci w szpitalu, prokurator uważał, że mus.A Dziuba nie uwierzy.Dla niej sprawa Steinera.Jest około dwunastej - powiada - pan Trąba dzieli mięso w kuchni, przez tylne drzwi wchodzi pani Helena.Na mój widokkładzie palec na ustach,ale nie zatrzymuje się."- Więc Dziuba była whallu?-Wyjrzała z kuchni.No więc nie widziała, jak Helenawchodzina schody.Ale równieżnie słyszała, by weszła dojadalni czy saloniku.Z głównego wejścia Helena nigdy niekorzysta.Dziubie w tamten piątekjakoś nie skojarzyło się.Za bardzo była roztrzęsiona.Na trzeci dzień Helena kładzie jej dwie setki w garść, trzy obiecuje dorzucićpierwszego.Rzeczywiście wywiązałasię, bo ona kiedyś już byłaza świadkai ma dosyć do końca życia.Zaraz pchnąłemkilku oblatanych, drogi się zaryglowało, ale gdzie tam.Po Helenie, która miała dziś niewychodzić,ani popiołu.Mąż nie wie, w kuchni nie, Hrynowska nie.- Helena Trąba.- Pirekwsłuchuje sięw dźwięk słów.- Trudno powiedzieć, żeby to nie brzmiało.Cóż, naturanie znosi próżni.- O! - Lalewiczpodnosi głowę.- Roleński odwołał?Zieliński podsuwa protokół zeznań.- A co tubyło do odwoływania?Przyznanie dotyczyłobiletu.Steinerowa była już w drodze, Zieliński wyraził sięnatematkomunikacji pomiędzyaresztantami w ścisłej izolacji."Ciekaw jestemtylko,czy zna każde słowo, którepowiedział rano Roleński."Dziuba dnia dzisiejszegostanowiła żałosnąruinęDziuby z dnipoprzednich.Wprost dygoce przy każdympytaniu."Przecież ja nie dlatego, że te pieniądze.Ale jaknie powiedziałam od razupierwszego dnia, to potem był210już strach.Pieniądze wzięłam, owszem.Jak nie brać, kiedy dają?I pani Helenie byłoby przykro."Wtedy, gdy kładła palec na ustach, nie miała przestraszonej miny.Tylko, no.czyja wiem.Jakbychodziło o jakiś sekret przed mężem, ale nie żebyspecjalnieważny.Nie, ja za nią do sieni nie wyszłam, ale słyszałamjak schodyzatrzeszczały.Mogęprzysięgać, że słyszałam.Gdyby pani Helena potem nie przyszła,wcale bym sobienieprzypomniała.Całkiem mi z głowy wyleciało.- Nie ona nieszła wtedy na palcach.Szłanormalnie.Ani szybciej niż zwykle, ani wolniej.Niosła paczkę wszarym papierze.- W wymiarachzakreślonych ruchem rąkDziuby zmieściłybysięswobodnie wszystkie rekwizytymorderstwa.-Dzisiaj zapowiedziała, że ani nawet nogązdomu.Było to akurat na pięć minut przed moim wyjściem do radiowozu.Wyszłamnie przez bramę, tylko tamwjednym miejscusiatka rozpruta.Jeśli więcpani Helenawidziała, musiała chyba specjalnie wypatrywać.- Sekret, ale nie specjalnie ważny - mówi potem Pirek.-No, bo co właściwie ważnego?Jedno małe morderstwow samo południe.Paczka w szarym papierze - strzela palcami - to by odpowiadało.Tylko gdzie teraz, cholera, możebyć?- Paczka?- mruży oczy Barcik.- Osoba.Zieliński odbiera telefon.- Mogę wam służyć.Osobaw biurze przepustek.- Helena Trąba?- Lalewicz zaczyna się już w tymwszystkim gubić.- Helena Trąba.A Dziuba sobie poszła.- Sam siękiedyśw takie coś bawiłem - Barcik ignorując prawafizyki, usiłuje postawić ołówek pod kątemdoblatu biurka.- "Czy tu jest komórka dowynajęcia?"Telefonznowu dzwoni.Zieliński kiwa głową.211.Wszystko według rozkazu, przywieziono Steinerową.Steinerowa uznaje za stosowne usprawiedliwić się.Przykro jej, że się uniosła, ale w gniewie jest wprost niepoczytalna.Gotowaby "zamordować"."Aż zamordować?"- dziwi się Zieliński.Potwierdza.Cóż, gdy się rzuca w człowieka ciężkim kryształem.Z tymi kryształamiścisła prawda.Iw Roleriskiego ciskała,i w Steinera.Nieraz w czasieawantur ogarniała ją chęć zaciśnięcia palcamigrdykiczłowieka, który ją rozgniewał.Wyciskałaby życie tak boleśnie, by tamten poczuł, żeumiera.SzczególnieSteinerowiobiecywałaczęsto, żego udusi.Może by w końcu naprawdę do tego doszło.Miałdardoprowadzania jejdo furii.Nie doszło jednak.Nie miałanic wspólnego z jego śmiercią.Dziwne, być może nawetnienaturalne, bo jeśli jużzginął, powinien zginąć z jejręki.Wiedziała, że w tamtenpiątek Steiner miał przyjechać doNaukowa odziewiątej.Miał zwyczaj przestrzegania pedantycznej punktualnościnawet wwypadkach, gdy nie była nikomu potrzebna.Wzięła wóz po ósmej.To, oczywiście, nie miało żadnego sensu.Około dziewiątej wyjechała z lasudzielącegoszosę od Naukowa.Zaparkowała wóz na skraju.Pieszodotarła do narożnika ogrodzenia.Nie wie, ile czasu staławpatrzona w bramę.Niewie, po co się w nią wpatrywała.Może chciała sprawdzić, czy Steiner przyjedzie sam.Niewidziałago.Nie widziała w ogóle żadnego samochodu."Niepierwszy raz stałam tak przed bramą, nie mając odwagi przekroczenia jej progu." Powiedziała totak jakośbeznadziejnie.Potem wróciłado wozu.Nie,nikt jej nie widział, ale tonie ma znaczenia.Naprawdęnie ma znaczenia.Nie zdajesobiesprawy, czy od razu ruszyła, czy też jeszcze siedziałaprzy kierownicy,nie uruchamiając startera.Potem długo błąkała się poróżnych szosach idrogach,wybierającprzeważnie te, na których można rozwinąć naj-212większą szybkość.Jasne,że były to drogimało uczęszczane, przeważnie boczne.Nie zdaje sobie sprawy, jak długotak jeździła, szukając w pędzie ucieczki przed.- zacisnęławargi, mocując się ze słowem, które- jak widocznie uważała -nie powinno spłynąć na wargi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •