[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie zgadzam.- Ależ zgadzasz.Przecież wiesz, że prowadzę wojnę ze strachem.- Tak, wiem, ale nie chcę narażać cię bardziej niż.- Zatrzymał się, kiedy podeszła ipołożyła mu rękę na piersi.Spojrzała na niego tak błagalnym wzrokiem, że z trudempowstrzymał się, żeby nie rzucić szpadla i szpady i nie pochwycić jej w ramiona.- Pani Westfield, czyżby próbowała pani wpłynąć na mnie za pomocą tych waszychkobiecych sztuczek?Jak oparzona zabrała dłoń z jego piersi.A potem uśmiechnęła się i położyła ją znowu.- A myślisz, że byłyby skuteczne?- Być może.Jak bardzo.umiesz być przekonująca?Ujęła klapę jego czarnego płaszcza.- Przez większość życia zawsze ktoś mną dyrygował.Czas wziąć sprawy we własne ręce.- Więc planujesz mnie uwieść?- Nie.Po prostu chcę jechać z tobą.Muszę działać.- Co za rozczarowanie.Sapnęła.- %7łe chcę być kowalem własnego losu?- Nie, że nie zostanę uwiedziony.Myślę, że lubię być uwodzony przez silne, samodzielnekobiety.Roześmiała się, po czym spojrzała na niego zalotnie.- Noc jeszcze młoda.Odpowiedział uśmiechem.- Tak, to prawda.- No to umowa stoi - oznajmiła.- Jadę z tobą.Merde.Uśmiech Jean-Luca zgasł.W którym momencie stracił kontrolę nad ichznajomością? Heather Westfield owijała go sobie wokół małego palca.I, Boże dopomóż,całkiem mu się to podobało.ROZDZIAA 9Wjazd jest kilka kilometrów dalej - powiedziała Heather, zerkając na Jean-Luca, któryprowadził.- W porządku.- Ręce Echarpe'a spoczywały lekko na kierownicy bmw, jak gdyby byłprzyzwyczajony do jazdy z prędkością ponad stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę.Noc była pogodna, niebo pełne gwiazd, a księżyc w pierwszej kwadrze.Torebka Heatherspoczywała na podłodze z glockiem Fidelii w środku, tak że czuła na nodze jegouspokajający ciężar.Robby MacKay siedział z tyłu ze swoim claymore'em i lekką szpadąJean-Luca.Echarpe nalegał, żeby zabrali Szkota po drodze.Robby był przeciwny, żeby Heather z nimi jechała, ale Jean-Luc bronił jej decyzji.Todobry znak.Może mimo wszystko nie okaże się aż takim despotą.Był gotów uszanowaćjej decyzję, choć się z nią nie zgadzał.57 Wciąż stanowił dla niej wielką niewiadomą, jak dotąd jednak naprawdę podobało jej sięwszystko, czego się o nim dowiedziała.Miał szczupłą twarz z pięknie zarysowaną silnąszczęką i wysokimi kośćmi policzkowymi.Poprzedniego wieczoru był świeżo ogolony i wswoim eleganckim smokingu wyglądał czysto i schludnie jak jakiś seksowny James Bond.Dziś wyglądał jeszcze bardziej pociągająco.Czarny zarost ocieniał szczękę, a ciemne lokiniedbale okalały twarz, jak gdyby za bardzo się spieszył, żeby się ogolić i uczesać.Czarnespodnie i koszulka sprawiały wrażenie nieco znoszonych i wygodnych, a długi czarnypłaszcz przydawał mu niebezpiecznej aury.Nic dziwnego, że Billy potraktował go podejrzliwie.Jean-Luc wyglądał tajemniczo.Idziko.Był na tyle silny, że wyciągnął szpadel z ziemi jedną ręką.Miał dość twórczejwyobrazni, żeby projektować stroje dla kobiet, a w dodatku tropił zabójców takich jakLouie.Heather nigdy nie spotkała równie intrygującego i skomplikowanego mężczyzny.Z całą pewnością skrywał jakieś tajemnice.I, dobry Boże, jaki był przy tym seksowny!Naprawdę miał nadzieję, że go uwiedzie? Sądząc po tym, w jaki sposób mówił i jak na niąpatrzył, to on był stroną aktywną.Przemknęły jej przez myśl wszystkie możliwescenariusze.Gdyby mu wskoczyła do łóżka, pewnie by jej nie wyrzucił.Zważywszy na to,jak na nią spoglądał.Patrzył na jej twarz z takim natężeniem, że aż podwijały jej się palce u stóp, a potemprzesuwał wzrokiem w dół ciała, zatrzymując się to tu, to tam.Samo myślenie o tymprzyprawiało ją o dreszcze.Wciąż miała świadomość jego obecności.Powietrze międzynimi zdawało się aż skwierczeć od magnetyzmu.- Wszystko w porządku? - Zerknął na nią.- Tak.- Odwróciła wzrok.Musiał wyczuć jej spojrzenie.On też był świadom jej obecności.- Jest wjazd.- Wskazała słabo oświetlony znak po prawej.Jean-Luc zwolnił i skręcił w wąską dróżkę.- Wyjątkowo odosobnione miejsce - zauważył Robby.- Dobra kryjówka.- Tam dalej jest miejsce dla biwakowiczów.- Dla biwakowiczów? - Jean-Luc zerknął zmartwiony na Robby'ego.- Niech to jasny gwint - mruknął Robby [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •