[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektórzy wcześnie wstają, już od czwartej zaczyna się ruch na osiedlu, wyjeżdżają pierwsze auta.Dobrze, że ja tak nie muszę.U Ewy jeszcze się świeci, może gotuje na jutro? Ma robotę na okrągło,tyle dziobów do wykarmienia, tyle kanapek do zrobienia, tyle śniadań do zapakowania.Okropnapraca, ale i wspaniała i tylko my, kobiety, dajemy sobie z tym radę.Wymarzone równouprawnienie.Praca zawodowa, rodzenie dzieci, gotowanie, pranie i zakupy.Dobrze, jak się trafi taki Stasinek, co jej we wszystkim pomaga, a nie taki jak Jerzy, któremuwszystko trzeba podetknąć pod nos.Czy to natura, czy wychowanie matki chroniącej tyłeknajukochańszego jedynaka?Jerzy niczego nie umiał zrobić.Oprócz tego, że nic mu się nie chciało, to jeszcze potrafił spapraćwszystko, do czego się zabrał.Nieważne, czy chodziło o obranie paru ziemniaków, czy łaskawepozamiatanie kawałka podłogi albo wyniesienie śmieci i tak musiałam po nim poprawiać.Ten mójto chyba był wyjątek&A może jednak nie? Gdy ostatnio stałam w biurze przy ekspresie, to mimowolnie słuchałam, coopowiadają dwie młode z księgowości.Niespecjalnie się wsłuchiwałam, ale mówiły bardzo głośno,nie zwracając na mnie uwagi.Ich problemy z chłopakami wcale nie były inne od moich.Niektóretakie same, inne bardzo podobne.Jedna okropnie się skarżyła na swojego bardzo leniwego, jakstwierdziła, i żarłocznego faceta.Już chciałam się odezwać i doradzić jej, żeby poszukała sobieinnego, gdy ona zaczęła z chichotem opowiadać, że w jednym to on jest bardzo pracowity i to jejodpowiada, bo ona też to lubi.Odeszły, a ja się zastanowiłam.Czy u mnie seks też odegrał taką rolę?Czekałam na wodę i obserwowałam, jak miarowo unosi się klatka piersiowa Luizy i przywypuszczaniu powietrza delikatnie faluje jej miękki czarny fafel.Tak, spokój to jest to, co lubimynajbardziej.Czajnik przeciągłym gwizdem bezlitośnie przerwał moje rozmyślania, zapraszając do zaparzeniaaromatycznej herbaty. Już idę podniosłam się i podeszłam do kuchenki.Zdecydowanym ruchem przekręciłam kurek.Czajnik wydał jeszcze parę niskich dzwiękówi zamilkł, a ja przypomniałam sobie, że muszę załatwić Eli posadę.Mogłam zapytać Ewę, gdy u niejbyłam, ale zapomniałam.Jak zawsze sama sobie dostarczam rozrywki.Gdybym się nieodezwała& Ela to nie problem, ale Andrzej& Ona mu teraz nie da spokoju, to pewne.Będzie truć, ażprzyjmie ją do nas, a tego, chociaż bardzo ją lubię, też bym nie chciała.Z filiżanką w ręce usiadłam w fotelu i podciągnęłam nogi.Nie mogłam się zdecydować, czyzadzwonić jeszcze do Ewy, czy przełożyć to na jutro.Doszłam jednak do wniosku, że nie będęzawracać jej głowy o tej porze, i wtedy usłyszałam pilipim pam pam w mojej leżącej bardzo dalekood fotela torebce.Zerknęłam na zegarek.Komu o tej porze chce się wydzwaniać? Nie zastanawia się,że może ja już śpię? Nie odbiorę, nie chce mi się, jutro oddzwonię.Czemu muszę wstać i wygrzebać telefon z torebki? Czemu nie umiem udawać, że nie słyszę? Halo& Magduniu! odezwała się radośnie Ewa. Nie masz pojęcia, jaką mi przyjemność sprawiłaś!Kolor idealny, seksowny, rozmiar idealny, mniej seksowny, koronka przepiękna. Pokaż Stasinkowi. Nie dzisiaj& W piątek mamy wolną chatę.Jacek idzie na weekend do dziadków, a Hanka naimprezkę urodzinową& Oj, będzie się działo! zachichotała. Super, cieszę się, że ci się podoba. Postanowiłam skorzystać z jej dobrego humoru. Ewuniu,mam do ciebie prośbę& zawiesiłam głos. Wal& Nie znalazłaby się w tym twoim biurze jakaś robota dla Elżbiety? A co ona potrafi? Nie wiem, to znaczy wiem poprawiłam się. Gotuje wspaniałe obiadki, wyśmienicie korzystaze spa, kosmetyczki i manikiurzystki.Ostatnio okłada się ciepłymi kamieniami. Trochę mało jak na nasze biuro, nie uważasz? A co skończyła? Przypomnij mi, bo niepamiętam. Dwa lata psychologii, bo na trzecim spotkała Andrzeja. Nadal nie rzuca mnie na kolana. Może jakieś pół etatu& miauknęłam. Komputer? Wątpię. A zdolna chociaż? Opanuje? Zdolna okropnie& Podeślij ją do mnie& westchnęła i dodała: Ty zawsze coś wymyślisz& Sorry szepnęłam, ale już było po rozmowie.Chociaż tyle załatwiłam.Jak sobie nie da rady i wypadnie w oczach Ewy blado, to już nie mojawina.Rozgrzeszyłam się i położyłam spać.Rano zadzwonię do Eli, niech nagina zaraz do Ewy,dopóki ona ma na to ochotę.Poranek uświadomił mi, że nie lubię śród, bo dalekie są od piątków, natomiast bardzo lubiępiątki, bo po nich nastają soboty.A w sobotę&Nareszcie pojadę po szaliczek, ale na razie muszę zbierać się do pracy i jak zawsze wyjść naspacer z Luizą czekającą już pod drzwiami.Może porwę Ewę na te zakupy? Rozerwie się trochę,doradzi mi.Lepiej doradziłaby mi Elżbieta, ale ona zawsze musi pozwiedzać wszystkie sklepy, nawette, w których nie ma dla nas nic do oglądania.Snuje się tak i snuje, a ja za nią.Do domu wracamo wiele pózniej, niż to planowałam, i o wiele bardziej zmęczona niż po zakupach z konkretną Ewą.Wpakowałam się do przepełnionego autobusu i wiedziona myślami o sobotnich zakupachpojechałam na spotkanie z pracą.Przeszklone drzwi, winda, drugie przeszklone drzwi i już moje biuro.Zdjęłam z siebie ciepłypłaszcz, odmotałam szalik i opadłam na fotel przy biurku.Muszę trochę odsapnąć po tej męczącej podróży i zrobić sobie wzmacniającą kawę.Niestety, niemam sekretarki tak oddanej, jak sekretarka Andrzeja, która na jego widok sama wyparza zza biurkai pędzi w kierunku ekspresu.Nie mam i niestety muszę pędzić sama.Podniosłam się.Popędzę, zanimzbiorą się przy nim wszyscy niedospani pracownicy.Zapach świeżo parzonej kawy, jak w reklamie, zaczął powoli snuć się wokół mnie.Zamknęłamoczy i wyobraziłam sobie, że oplata mnie jak cieplutki szalik albo cicho sunący wąż.Uwielbiam tenzapach.Gdy wypełnił już cały kącik kawowy, pełznął dalej, zaczepiając tych wychodzących właśniez windy.Każdy bez wyjątku został przez niego złapany, chociaż nie każdy zdawał sobie z tegosprawę, ale ja widziałam wyraznie, jak reagują, jak ich nozdrza zaczynają pracować i po chwilimimowolnie przełykają ślinę.Wlałam do szklanki gorący, ciemnobrązowy płyn, chwyciłam uszko i spokojnie poszłam doswojej dziupelki.Teraz wy, pomyślałam, uśmiechając się pod nosem.Usiadłam, włączyłamkomputer i przyciągnęłam do siebie moją torebkę wieloryba.Wygrzebałam komórkę z zamiaremzadzwonienia do Ewy i w tym momencie ona zrobiła to samo. Hej! odezwałam się. Hej mruknęła. Nie wiem, czy coś z tego będzie, bo orłem to ona nie jest.A mniemanieo sobie& Pomęcz ją.Niech wie, jak to jest. Męczy się, a ja obserwuję. Super, dzięki& To tylko dla ciebie. Wiem, dzięki.Pójdziesz ze mną w sobotę na zakupy? Nie. Dlaczego? Tapetujemy. Zimą? Zwięta niedługo. Rozumiem.Nie tylko ja wymyślam& zaśmiałam się. Moje bardziej konkretne syknęła. Pa& Pa odpowiedziałam trochę zmartwiona, bo nie bardzo lubię wędrować po sklepach sama.Trudno, nie przełożę zakupów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Niektórzy wcześnie wstają, już od czwartej zaczyna się ruch na osiedlu, wyjeżdżają pierwsze auta.Dobrze, że ja tak nie muszę.U Ewy jeszcze się świeci, może gotuje na jutro? Ma robotę na okrągło,tyle dziobów do wykarmienia, tyle kanapek do zrobienia, tyle śniadań do zapakowania.Okropnapraca, ale i wspaniała i tylko my, kobiety, dajemy sobie z tym radę.Wymarzone równouprawnienie.Praca zawodowa, rodzenie dzieci, gotowanie, pranie i zakupy.Dobrze, jak się trafi taki Stasinek, co jej we wszystkim pomaga, a nie taki jak Jerzy, któremuwszystko trzeba podetknąć pod nos.Czy to natura, czy wychowanie matki chroniącej tyłeknajukochańszego jedynaka?Jerzy niczego nie umiał zrobić.Oprócz tego, że nic mu się nie chciało, to jeszcze potrafił spapraćwszystko, do czego się zabrał.Nieważne, czy chodziło o obranie paru ziemniaków, czy łaskawepozamiatanie kawałka podłogi albo wyniesienie śmieci i tak musiałam po nim poprawiać.Ten mójto chyba był wyjątek&A może jednak nie? Gdy ostatnio stałam w biurze przy ekspresie, to mimowolnie słuchałam, coopowiadają dwie młode z księgowości.Niespecjalnie się wsłuchiwałam, ale mówiły bardzo głośno,nie zwracając na mnie uwagi.Ich problemy z chłopakami wcale nie były inne od moich.Niektóretakie same, inne bardzo podobne.Jedna okropnie się skarżyła na swojego bardzo leniwego, jakstwierdziła, i żarłocznego faceta.Już chciałam się odezwać i doradzić jej, żeby poszukała sobieinnego, gdy ona zaczęła z chichotem opowiadać, że w jednym to on jest bardzo pracowity i to jejodpowiada, bo ona też to lubi.Odeszły, a ja się zastanowiłam.Czy u mnie seks też odegrał taką rolę?Czekałam na wodę i obserwowałam, jak miarowo unosi się klatka piersiowa Luizy i przywypuszczaniu powietrza delikatnie faluje jej miękki czarny fafel.Tak, spokój to jest to, co lubimynajbardziej.Czajnik przeciągłym gwizdem bezlitośnie przerwał moje rozmyślania, zapraszając do zaparzeniaaromatycznej herbaty. Już idę podniosłam się i podeszłam do kuchenki.Zdecydowanym ruchem przekręciłam kurek.Czajnik wydał jeszcze parę niskich dzwiękówi zamilkł, a ja przypomniałam sobie, że muszę załatwić Eli posadę.Mogłam zapytać Ewę, gdy u niejbyłam, ale zapomniałam.Jak zawsze sama sobie dostarczam rozrywki.Gdybym się nieodezwała& Ela to nie problem, ale Andrzej& Ona mu teraz nie da spokoju, to pewne.Będzie truć, ażprzyjmie ją do nas, a tego, chociaż bardzo ją lubię, też bym nie chciała.Z filiżanką w ręce usiadłam w fotelu i podciągnęłam nogi.Nie mogłam się zdecydować, czyzadzwonić jeszcze do Ewy, czy przełożyć to na jutro.Doszłam jednak do wniosku, że nie będęzawracać jej głowy o tej porze, i wtedy usłyszałam pilipim pam pam w mojej leżącej bardzo dalekood fotela torebce.Zerknęłam na zegarek.Komu o tej porze chce się wydzwaniać? Nie zastanawia się,że może ja już śpię? Nie odbiorę, nie chce mi się, jutro oddzwonię.Czemu muszę wstać i wygrzebać telefon z torebki? Czemu nie umiem udawać, że nie słyszę? Halo& Magduniu! odezwała się radośnie Ewa. Nie masz pojęcia, jaką mi przyjemność sprawiłaś!Kolor idealny, seksowny, rozmiar idealny, mniej seksowny, koronka przepiękna. Pokaż Stasinkowi. Nie dzisiaj& W piątek mamy wolną chatę.Jacek idzie na weekend do dziadków, a Hanka naimprezkę urodzinową& Oj, będzie się działo! zachichotała. Super, cieszę się, że ci się podoba. Postanowiłam skorzystać z jej dobrego humoru. Ewuniu,mam do ciebie prośbę& zawiesiłam głos. Wal& Nie znalazłaby się w tym twoim biurze jakaś robota dla Elżbiety? A co ona potrafi? Nie wiem, to znaczy wiem poprawiłam się. Gotuje wspaniałe obiadki, wyśmienicie korzystaze spa, kosmetyczki i manikiurzystki.Ostatnio okłada się ciepłymi kamieniami. Trochę mało jak na nasze biuro, nie uważasz? A co skończyła? Przypomnij mi, bo niepamiętam. Dwa lata psychologii, bo na trzecim spotkała Andrzeja. Nadal nie rzuca mnie na kolana. Może jakieś pół etatu& miauknęłam. Komputer? Wątpię. A zdolna chociaż? Opanuje? Zdolna okropnie& Podeślij ją do mnie& westchnęła i dodała: Ty zawsze coś wymyślisz& Sorry szepnęłam, ale już było po rozmowie.Chociaż tyle załatwiłam.Jak sobie nie da rady i wypadnie w oczach Ewy blado, to już nie mojawina.Rozgrzeszyłam się i położyłam spać.Rano zadzwonię do Eli, niech nagina zaraz do Ewy,dopóki ona ma na to ochotę.Poranek uświadomił mi, że nie lubię śród, bo dalekie są od piątków, natomiast bardzo lubiępiątki, bo po nich nastają soboty.A w sobotę&Nareszcie pojadę po szaliczek, ale na razie muszę zbierać się do pracy i jak zawsze wyjść naspacer z Luizą czekającą już pod drzwiami.Może porwę Ewę na te zakupy? Rozerwie się trochę,doradzi mi.Lepiej doradziłaby mi Elżbieta, ale ona zawsze musi pozwiedzać wszystkie sklepy, nawette, w których nie ma dla nas nic do oglądania.Snuje się tak i snuje, a ja za nią.Do domu wracamo wiele pózniej, niż to planowałam, i o wiele bardziej zmęczona niż po zakupach z konkretną Ewą.Wpakowałam się do przepełnionego autobusu i wiedziona myślami o sobotnich zakupachpojechałam na spotkanie z pracą.Przeszklone drzwi, winda, drugie przeszklone drzwi i już moje biuro.Zdjęłam z siebie ciepłypłaszcz, odmotałam szalik i opadłam na fotel przy biurku.Muszę trochę odsapnąć po tej męczącej podróży i zrobić sobie wzmacniającą kawę.Niestety, niemam sekretarki tak oddanej, jak sekretarka Andrzeja, która na jego widok sama wyparza zza biurkai pędzi w kierunku ekspresu.Nie mam i niestety muszę pędzić sama.Podniosłam się.Popędzę, zanimzbiorą się przy nim wszyscy niedospani pracownicy.Zapach świeżo parzonej kawy, jak w reklamie, zaczął powoli snuć się wokół mnie.Zamknęłamoczy i wyobraziłam sobie, że oplata mnie jak cieplutki szalik albo cicho sunący wąż.Uwielbiam tenzapach.Gdy wypełnił już cały kącik kawowy, pełznął dalej, zaczepiając tych wychodzących właśniez windy.Każdy bez wyjątku został przez niego złapany, chociaż nie każdy zdawał sobie z tegosprawę, ale ja widziałam wyraznie, jak reagują, jak ich nozdrza zaczynają pracować i po chwilimimowolnie przełykają ślinę.Wlałam do szklanki gorący, ciemnobrązowy płyn, chwyciłam uszko i spokojnie poszłam doswojej dziupelki.Teraz wy, pomyślałam, uśmiechając się pod nosem.Usiadłam, włączyłamkomputer i przyciągnęłam do siebie moją torebkę wieloryba.Wygrzebałam komórkę z zamiaremzadzwonienia do Ewy i w tym momencie ona zrobiła to samo. Hej! odezwałam się. Hej mruknęła. Nie wiem, czy coś z tego będzie, bo orłem to ona nie jest.A mniemanieo sobie& Pomęcz ją.Niech wie, jak to jest. Męczy się, a ja obserwuję. Super, dzięki& To tylko dla ciebie. Wiem, dzięki.Pójdziesz ze mną w sobotę na zakupy? Nie. Dlaczego? Tapetujemy. Zimą? Zwięta niedługo. Rozumiem.Nie tylko ja wymyślam& zaśmiałam się. Moje bardziej konkretne syknęła. Pa& Pa odpowiedziałam trochę zmartwiona, bo nie bardzo lubię wędrować po sklepach sama.Trudno, nie przełożę zakupów [ Pobierz całość w formacie PDF ]